Rada Miasta w ostatni poniedziałek oficjalnie zainaugurowała kampanię wyborczą do jesiennych wyborów samorządowych. Radni prześcigali się w bon motach i co jaskrawszych wystąpieniach. Przodowali w nich szczególnie trzej panowie "Z". Jeden zgłosił postulat, by budżet obywatelski opiewał na kwotę nie 30, lecz 100 tysięcy złotych na każde osiedle, drugi zaproponował, by w ramach świeżo powołanego Zamojskiego Centrum Informacji Turystycznej i Historycznej wyznaczyć stanowisko miejskiego oficera rowerowego, zaś trzeci stwierdził, że działa na miarę swoich możliwości, a ma je skromne, gdyż jego dieta wynosi 800 złotych. Krótko mówiąc - było wesoło, a będzie jeszcze weselej, bo do wyborów jeszcze ponad pół roku, chętna zaś do kasowania wspomnianych ośmiu stów co miesiąc wydaje się być większość obecnych rajców. Spora część z nich chce nawet coś w zamian za to robić.

Ale nie Rada Miasta będzie głównym tematem niniejszego tekstu. Oto bowiem w ubiegłym tygodniu do zamojskich mediów dotarła wiadomość, że 27 marca powstała w mieście pewna inicjatywa społeczna. Powołali ją mieszkańcy "sfrustrowani stanem rond w Zamościu". Poniżej zacytuję główną (i oryginalną) treść maila, jakiego otrzymałem:

"Brak jednoznacznych oznaczeń, duża liczba wypadków i chaos, powodują że całe rzesze Zamościan oraz przejezdnych odczuwa irytację na projektantów rond i zatwierdzających. Organizatorzy informują, że czekali na działania ze strony władz miasta, ale problem wciąż istnieje i najwidoczniej nikt nie zamierza się zająć jego rozwiązaniem. Internauci mają już swoje sposoby na przejazd przez feralne rondo, które zapoczątkowało akcję (przy szpitalu Jana Pawła).

Katrolina napisała: "Ja mam jedną zasadę - zawsze jeżdżę prawą stroną i jak ktoś we mnie walnie to przynajmniej będzie jego wina".

Jednak czy tak właśnie powinien wyglądać przejazd przez jedno z największych rond w Zamościu? Organizatorzy akcji przedstawiają problem dość jasno:

"Przepisy znamy. Proszę się przejechać rondem w godzinach 15-16. Przed każdym wjazdem na prawym pasie stoją dziesiątki samochodów. Na lewym pasie - pusto. Ludzie boją się wjechać na lewy pas i mają rację. W takim razie, po co nam rondo z dwoma pasami??"

Wniosek płynący z apelu jest jasny - na rondach (a w zasadzie tzw. wielkim rondzie, bo tylko o nim jest tak naprawdę mowa) powinny zostać pomalowane strzałki, aby poruszający się nimi kierowcy nauczyli się korzystać z takich miejsc. W jaki sposób dokładnie strzałki mają wpłynąć na kierujących pojazdami - tego nie wiem i obawiam się, że moja wyobraźnia jest zbyt płytka, aby to pojąć. Znam natomiast rzecz dużo bardziej podstawową, którą stanowią przepisy ruchu drogowego.

Te mówią jasno, że chcąc skręcić z ronda w prawo lub chcąc pojechać prosto, należy wjechać na pas zewnętrzny (prawy). Jazda na wprost dopuszcza jednak też wjazd na pas wewnętrzny, czyli lewy. Jeśli jednak chcemy skręcić na rondzie w lewo, bezwzględnie musimy wjechać właśnie na lewy pas. Nie jest to żadna wiedza tajemna ani też trudna do opanowania. Uczą jej na każdym kursie prawa jazdy i żadne strzałki tutaj nie pomogą.

Chciałbym jednak zwrócić uwagę na ostatnie zdanie cytowanego wcześniej tekstu. Ono chyba najwyraźniej wskazuje, że mamy do czynienia z głębszym problemem niż tylko samo rondo z dwoma pasami. Owszem, w Zamościu taka konstrukcja jest nowością, ale w większych miastach to naprawdę nic szczególnego. Jako osoba, która za kilka miesięcy być może więcej czasu będzie spędzać podróżując własnym samochodem po ulicach krakowskich i górnośląskich, stwierdzam, że Rondo Honorowych Dawców Krwi w Zamościu wcale nie jest trudniejsze od wielu innych we wspomnianych miejscach Polski. I umiejętność jazdy po nich to jedna z najważniejszych, jaką będę musiał mieć opanowaną.

Zamiast więc stawiania strzałek prowadźmy swe auta zgodnie z przepisami, a nikt w nas nie stuknie nie tylko w Zamościu.