Nasze życie jest pełne absurdów. Stykamy się z nimi praktycznie codziennie - zarówno w życiu prywatnym, jak i publicznym. Ostatnimi czasy tę drugą grupę obficie produkuje spółka PKP Intercity, ale nie o niej będzie ten tekst, choć dzieje się w tej sprawie dużo. Tym razem zajmę się tematem, który pojawił się na tapecie dość nieoczekiwanie, jeśli weźmiemy pod uwagę opcję polityczną.

Radny Zamościa Wiesław Nowakowski, reprezentujący lewicę, wystąpił z inicjatywą bynajmniej nie lewicową. Otóż doszedł on do wniosku, że bezsensownym jest przepis ruchu drogowego nakazujący kierowcom włączanie w swoich pojazdach świateł mijania przez cały rok niezależnie od pogody i pory roku. W tym celu zebrał on kilku innych rajców i razem z nimi wystąpił do Sejmu ze stosowną inicjatywą. Oczywiście Rada Miasta nie jest od takich spraw i całą tę sytuację trzeba potraktować raczej w kategoriach zajmowania się czymś z nudów, ale poza tym muszę przyznać, że ów pogląd jest jak najbardziej sensowny.

Nie mam prawa jazdy, ani tym bardziej samochodu. Ze względu na chorobę nie mogę tego łatwo i szybko załatwić, choć mam nadzieję, że w końcu mi się uda. Dysponuję natomiast elektrycznym wózkiem, którym dość często podróżuję po mieście, a zwłaszcza po Karolówce. Poruszam się zarówno po drogach publicznych, jak i ścieżkach rowerowych czy zwykłych chodnikach. Przyznaję w tym miejscu uczciwie, że gdy jest dobra pogoda i świetna widoczność, to nie włączam świateł nawet na bardzo ruchliwej drodze, jaką jest na przykład ulica Szczebrzeska. Czynię tak z bardzo prostej przyczyny, otóż nie widzę ku temu powodu. Jeśli miałoby się mi przydarzyć nieszczęście w postaci zmiażdżenia przez szybko jadącego kretyna, to światła mnie przed tym i tak nie uchronią, bo wcale nie jest się dzięki nim bardziej widocznym. Szczerze mówiąc nawet dziwi mnie podejście, wedle którego w biały dzień bardziej widoczne od całego pojazdu miałyby być jakieś świecące punkciki. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż świecenie szybciej rozładowuje akumulator, przez co można przejechać mniej kilometrów i prędzej trzeba ładować silnik. Względy oszczędnościowe bliskie są chyba również prowadzącym normalne samochody. Co więcej, światła mogą nawet niekiedy oślepić na moment kierowcę jadącego z przeciwka, a jak wiadomo wystarczy chwila błędu i nieszczęście gotowe. Oczywiście, jeśli widoczność jest gorsza, to włączam reflektory, ale tylko wtedy, bo zimą i tak wózek nie jest przeze mnie wykorzystywany.

Mimo wszystko jestem zdania, że nad inicjatywą radnego Nowakowskiego warto się pochylić, bo stanowi ona przyjemną odmianę w porównaniu z ostatnim czasem, gdzie stawia się na nie do końca właściwie pojmowane bezpieczeństwo. Wystarczy chyba wspomnieć o nie tak dawnym orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego na temat obowiązku zapinania pasów w samochodach, które sprowadziło wszystkich użytkowników dróg do istot bezrozumnych, które należy całe życie prowadzić za rączkę. Przypomnijmy sobie megakretyńskie zapowiedzi wprowadzenia obowiązku zapinania pasów w autobusach akurat tuż po katastrofie polskiego autokaru pod Grenoble, z którego wielu pasażerów uratowało się tylko dzięki temu, że NIE byli przypięci, wypadli z płonącego autokaru i nie zostali uwięzieni w tej śmiertelnej pułapce. Ba! W tym samym artykule w "Kronice Tygodnia", gdzie opisano pomysł radnego Nowakowskiego, zamieszczono wypowiedź komisarza Arkadiusza Kality z Wydziału Ruchu Drogowego z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie, w której bez pomyślunku pan policjant mówi, że "Rowerzyści powinni być ubrani w kamizelki fluorescencyjne. Dobrze byłoby, gdyby piesi mieli na ubraniach elementy odblaskowe..." Lada moment chcąc iść do sklepu po mleko i bułki będziemy musieli ubierać się niczym na wojnę.

Ale może właśnie o to chodzi, by sprowadzić nas do roli osób, którymi można dowolnie kierować? Jeśli tak, to tym większe brawa dla radnego Nowakowskiego za zdrowy rozsądek. Mojego głosu w wyborach niestety i tak pan nie uzyska, bo nie lubię pana politycznej formacji, ale duży szacunek jak najbardziej!