Powrót tajnego nauczania

O tajnym nauczaniu, tajnych kompletach, na pewno wszyscy słyszeliśmy w szkole na lekcjach historii. W Polsce żyje jeszcze wielu, dziś już starszych ludzi, którzy korzystali z nielegalnej(wówczas) nauki w języku ojczystym.

Dlaczego nielegalnej? Bo najpierw zaborcy, w szczególności Rosja i Prusy, zamykali polskie szkoły, a później podczas II wojny światowej to samo czynił niemiecki okupant. Karą za uczestnictwo w tajnych kompletach w Generalnej Guberni była wywózka do obozów koncentracyjnych, a w wielu przypadkach nawet śmierć.

Ale to już historia. Przecież od zakończenia wojny minęło prawie 65 lat, a od zrzucenia łańcuchów komunizmu 25. Nie żyjemy już pod żadną okupacją, możemy cieszyć się wolnością. I cóż się okazuje? Tajne nauczanie powróciło!

"Na prośbę rodziców przedszkola w całej Polsce organizują tajne zajęcia z czytania i pisania dla sześciolatków uczęszczających do zerówek. Nauka odbywa się potajemnie, bo zgodnie z nową podstawą programową wychowania przedszkolnego sześciolatki nie mogą uczyć się czytać i pisać, a jedynie przygotowywać się do zdobycia takich umiejętności w szkole" - donosi "Dziennik Gazeta Prawna".

W pierwszym momencie opadła mi szczęka, później zacząłem szybko zbierać myśli, bo przecież w tym nielegalnym procederze może uczestniczyć również moja sześcioletnia córka. Wprawdzie litery składać potrafiła już rok temu, kiedy miała 5 lat, ale jak o tym przekonać w razie kontroli? Porozmawiam z córką, może nie piśnie słowa, w konspiracji tak trzeba. Musi być twarda. Ale nie wszystko zależy przecież tylko od niej, podczas rewizji mogą przecież znaleźć dowody. Jak możemy przeczytać we wspomnianym artykule "Dzieci uczą się też nielegalnie z książek. W przypadku kontroli kuratoriów oświaty byłyby to dowody na prowadzenie zajęć niezgodnie z prawem." A nie wiadomo kiedy zrobią kocioł i wpadka może być na całej linii.

No i co wtedy? Jakie będą konsekwencje tego procederu? Kto bardziej zawinił, nauczyciele czy dzieci? A może rodzice za "podżeganie"?

Moim zdaniem wszelkie podstawy programowe określają minimum jakie po omówieniu materiału powinien przyswoić uczeń, w tym przypadku też przedszkolak. Jeśli nauczyciel potrafi nauczyć więcej, to chwała mu za to.

W szkole średniej miałem zajęcia matematyki ze śp. Józefem Rączką. Nie wiem jakie podstawy programowe wtedy obowiązywały, ale wiem, że wiele zagadnień omawianych później na studiach, było mi znanych z lekcji matematyki. I nikomu to nie przeszkadzało.

Wracając jeszcze na moment do przedszkola, uważam, że proces poznawania literek i cyferek, który został rozpoczęty wśród pięciolatków nie może być nagle zatrzymany. Dzieci chcą poznawać dalej i nie można im tego zabronić.

Za błędy w przygotowanej przez panią minister reformie nie mogą przecież one ponosić konsekwencji. To nie one zawiniły.

Zobacz podobne:
     Marszałek przyznał stypendia naukowe / 2009-10-31
     Marszałek nagrodził nauczycieli / 2009-10-16
     W Zamościu dobre wyniki matur / 2009-07-02
     "Społeczniak" wysoko w rankingu Rzeczpospolitej i Perspektyw / 2009-01-07
     Maluchy uwalniają swoje książki / 2008-10-16
     Więcej matematyki w zamojskich szkołach / 2008-10-13
     Klaps, czyli prawo do bycia rodzicem / 2008-09-10
     Replika rzecznika / 2007-12-21

Warto przeczytać:

[do góry]