Warning: include(lewa-reklama.inc) [function.include]: failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 409
Warning: include(lewa-reklama.inc) [function.include]: failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 409
Warning: include() [function.include]: Failed opening 'lewa-reklama.inc' for inclusion (include_path='.:/opt/alt/php53/usr/share/pear:/opt/alt/php53/usr/share/php') in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 409
|
Zamość w 1812 rokuZawarty między Francją a Austrią w październiku 1809 roku, pokój w Schönbrun, zdecydował o oficjalnym przejęciu Zamościa wraz z tzw. Galicją Zachodnią przez Księstwo Warszawskie. Nowa sytuacja polityczna wyznaczyła twierdzy zamojskiej nową rolę i zadania strategiczno - operacyjne.
Były one szczególnie istotne w obliczu wyraźnego i pogłębiającego się rozpadu sojuszu Francji i Rosji.
Z uwagi na swoje geograficzne położenie Zamość stał się twierdzą położoną najbliżej ówczesnej granicy rosyjskiej. Mógł, więc odegrać istotną rolę w przyszłych działaniach militarnych przeciwko Rosji. Przede wszystkim, więc z tego powodu przez cały okres istnienia Księstwa Warszawskiego w twierdzy zamojskiej prowadzono intensywne roboty fortyfikacyjne.
Jak notował swoje wrażenia z pobytu w twierdzy zamojskiej w lipcu 1810 roku gen. Kołaczkowski: "Dowódcą twierdzy był jenerał brygady Hauke, człowiek światły i dobry żołnierz, któremu inżynierska nauka wcale nie była obcą; wsławił się później obroną Zamościa w roku 1813 (...). Garnizonem trzynastego pułku piechoty dowodził pułkownik Schneyder, stary oficer, legionista (...). Z kapitanów odznaczali się Łukasiński (...) i Machnicki, dawny adwokat lwowski (...). Pułk trzynasty piechoty z rozmaitych pierwiastków złożony, a szczególniej z jeńców i dezerterów austryackich, różnił się ubiorem od całej piechoty, miał, bowiem mundury białe z granatowymi wyłogami z austryackich przerobione". Jako miejsce stacjonowania i dokończenia organizacji wyznaczono 13 pułkowi piechoty twierdzę zamojską już w 1809 roku. Po zdobyciu Zamościa 20 maja w ręce polskie wpadły, podobnie jak w innych miastach, magazyny. Z braku sukna potrzebnego do szycia mundurów postanowiono, że nowotworzony pułk zostanie ubrany w zdobyczne mundury austriackie.
Na przełomie 1811 i 1812 roku z niecierpliwością oczekiwany był przez wielu wybuch wojny francusko-rosyjskiej. Jej rozpoczęcie w czerwcu 1812 roku zostało entuzjastycznie przyjęte przez wolnomularstwo polskie, a przynajmniej przez jego zdecydowaną większość. W początkach 1811 roku m.in. w Lublinie powstała loża wolnomularska "Wolność Odzyskana". W tym samym zapewne okresie w Zamościu zainaugurowano istnienie loży "Jedność", w której skład weszli przede wszystkim oficerowie pułków stacjonujących w twierdzy. Głosiła ona hasło "złączenia całej rozdartej ojczyzny". Jak pisał Ludwik Hass "humanitarno-pacyfistyczne tradycje "sztuki królewskiej" zastąpiono teraz argumentacją ideologiczną, iż udział w tej wojnie - oczywiście po stronie Napoleona - jest spełnieniem najwyższego obowiązku wobec własnego narodu i ludzkości".
W tym duchu wypowiadał się m.in. "eks-jakobin" Józef Kalasanty Szaniawski w przemówieniu podczas odprawianego w Zamościu letniego obrzędu świętojańskiego 24 VI 1812 roku w loży "Jedność". Mówił on w owym czasie: "Nie zawsze poświęcenia bohaterskie rycerzy usługują istotnie ludzkości: w dzisiejszej atoli epoce oddają one najważniejszą dla niej posługę, jaką tylko oddać można. Jeśli prawdą jest, że lud bez Ojczyzny ludem jest bez moralnego życia i bez moralnej godności, więc oddać Narodowi Ojczyznę jest to wrócić ten naród ludzkości, jest to ludzkość samą nową wzbogacić usługą. Zapewne nad takową usługę nie ma nić wznioślejszego w dziejach człowieczego rodu". W twierdzy zamojskiej do loży wolnomularskiej "Jedność" należeli m.in. oficerowie 13 pułku piechoty: mjr Leopold Koziobrodzki, szef jednego z batalionów tego pułku i kpt. Walerian Łukasiński, płatnik pułku, oficerowie 11 pułku ułanów, skierowanego na krótko do Zamościa wiosną 1811 roku: kpt. Aleksander Fredro i por. Augustyn Drohojoski. Także koordynujący prace fortyfikacyjne w twierdzy zamojskiej płk Jean Mallet de Grandville należał do warszawskiej loży wolnomularskiej "Bouclier", która była przede wszystkim płaszczyzną kontaktów przedstawicieli władz księstwa z przebywającymi w Warszawie przedstawicielami administracji francuskiej.
Również zamojskie sfery kościelne dostrzegały znaczenie konfrontacji francusko-rosyjskiej w 1812 roku dla Polski i Polaków. Kapituła kolegiaty zamojskiej 29 VII 1812 roku złożyła do Rady Najwyższej "Konfederacji Generalnej Królestwa Polskiego", swój akces. W dokumencie tym czytamy: "Kapituła przewielebnej kolegiaty zamojskiej tak prędko ile okoliczności zaburzające spokojność obywatelską dozwoliły, w dniu dzisiejszym 29 miesiąca lipca r. b. zgromadzona, zawsze miłością i nieposzlakowanym przywiązaniem ku kochanej Matce Ojczyźnie pałająca, przeczytawszy akt konfederaccy dnia 28 czerwca roku 1812 pod powagą Najjaśniejszego Fryderyka Augusta króla polskiego i pana naszego miłościwego, a pod przewodnictwem naczelnym i łaską sławnego w Królestwie Polskim i zaszczyconego męża Jaśnie Oświeconego Xsiecia Adama Czartoryskiego generała ziem podolskich, posła warszawskiego i sejmowego marszałka zawiązanej i na sejmie uchwalonej, radosnym uczuciem serca przyjęła, że członki tejże kochanej Ojczyzny podejściem i przemocą obcego mocarstwa rozdwojone znowu w jeden a ten już nierozerwalny łańcuch spajają i kupią, a za pomocą geniusza opiekuńczego najjaśniejszego niezwyciężonego cesarza Francuzów etc. Wielkiego Napoleona byt Narodu Polskiego powstaje i już nazwisko Królestwa sobie właściwe bierze, a przystępuje najchętniej do akcesu konfederacyi generalnej, zaręczając uroczyście, iż duchem jedności i miłości braterskiej tchnąć na zawsze, a najszczególniejszym zapałem ujęta, wszystko cokolwiek w jej mocy jako zgromadzenie duchownych byłoby, łożyć ku potrzebie i ratunkowi ojczyzny chce i będzie, od tak chwalebnego aktu, na którym teraźniejsza i przyszła Narodu Polskiego szczęśliwość gruntuje, się nie odstąpi, i owszem tak w powszechności cała, jako w szczególnych w swoich członkach, jedno ciało składać pragnie, usiłuje i przyrzeka. Co podpisem rąk własnych grono tejże kapituły wraz z kapłanami niższego rzędu kolegiaty zamojskiej zatwierdza i umacnia. Działo się w Zamościu dnia 29 lipca 1812".
W 1812 roku proboszczem i infułatem kapituły zamojskiej był prałat Józef Szczepan Koźmian (1773-1831), kanonik lubelski, (przyszły biskup kujawsko-kaliski od 1822 r.). Po włączeniu terenów Galicji Zachodniej do Księstwa Warszawskiego w 1809 roku powierzono mu stanowisko komisarza nadzorcy dotychczasowych urzędników austriackich. Wszedł w owym czasie w skład Rządu Centralnego dla Galicji. W 1811 roku został posłem na Sejm oraz sędzią pokoju przy sejmiku lubartowskim. W latach 1811-1812 wikariuszami kolegiackimi byli: ks. Józef Biesch, Wojciech Gilowski, Ignacy Załęski (od maja 1813 r. do końca oblężenia twierdzy, był jedynym księdzem prowadzącym kościelne i cywilne księgi metrykalne, podpisywał się w nich jako: "V.J.C.Z. et Capellanus Fortalicje"), Szymon Surmankiewicz (1782-1844), Wojciech Zwierzyński. Zamieszkiwali oni kamienicę pod numerem 35, znajdującą się naprzeciwko pałacu Zamoyskich. Z kolegiatą zamojską pod numerem 42 sąsiadowała siedziba Infułata zamojskiego (nazywana za czasów ks. Onufrego Skotnickiego (zm. 1814 r.): "Infułatką" lub "Dziekanką"). W zapisach dokumentowych z lipca 1812 roku budynek określano jako: "kamienicę Jaśnie Wielmożnego Xsiędza Infułata Koźmiana". W tym okresie nie przebywał on w swojej siedzibie, głownie rezydując w Warszawie. Mieszkał tutaj wraz z żoną zarządca "Infułatki", zwany "murgrabią".
Fortyfikacje Zamościa w latach 1810-1813 stanowiły wokół miasta obwód zamknięty w linii obronnej wewnętrznej opartej na siedmiu bastionach, historycznie ukształtowanych w początkach XVII wieku i unowocześnianych od końca XVII do początku XIX w. Wały twierdzy 6 metrowej wysokości, górowały nad terenem. U ich podnóża znajdowały się fosy, których szerokość wynosiła od 10 do 12 metrów a głębokość sięgała 9 metrów. Wzmocnione one były obmurowanymi skarpami. Fosy te mogły być w razie potrzeby wypełniane wodą dzięki istnieniu specjalnych śluz. Przed fosami w zewnętrznej linii obronnej, istniały wysunięte fortyfikacyjne dzieła zewnętrzne w postaci lunet (półksiężyców) ze śródszańcami wyniesionymi ponad stoki głównego narysu oraz dwuramienniki (inaczej słoniczoła, umieszczone przez czołami bastionów. Od zachodu i południa dostępu do twierdzy zamojskiej broniły także stawy i bagna, a przed bramą szczebrzeską dodatkowo zbudowano jeszcze w 1809 roku szaniec otoczony fosami wodnymi. Roboty wykończeniowe przy fortyfikacjach zamojskich prowadzone były aż do samego początku oblężenia twierdzy przez wojska rosyjskie w 1813 roku.
Wpływ wojska na funkcjonowanie władz cywilnych w Zamościu, był olbrzymi zarówno w 1809 roku jak i przez cały okres Księstwa Warszawskiego (a także i później, Królestwa Polskiego). Objawem tego była obsada ówczesnego Magistratu, (od 1818 roku zwanego Urzędem Municypalnym, na który składali się urzędnicy mający przeważnie przeszłość wojskową). Od 1809 roku w Księstwie Warszawskim urząd burmistrza Zamościa pełnili Bartłomiej Zienkowski (od maja 1809 r., do początku 1811 r.) i Maciej Krzyżanowski. Ten ostatni objął urząd 15 marca 1811 roku z nominacji króla saskiego i księcia warszawskiego, Fryderyka Augusta. Pełnił on służbę do czasu oblężenia Zamościa przez Rosjan w 1813 roku, podczas którego zmarł. Całość działań urzędów miejskich podporządkowana była celom wojskowym. Duża część budynków miejskich zajęta była na potrzeby wojskowe. Między innymi kompleks pałacowy Zamoyskich łączył funkcje koszar oraz miejsca zamieszkania dla pracowników cywilnych wojska. W części tylko zamieszkiwali go pracownicy Ordynacji Zamoyskich, urzędnicy państwowi i zwykli mieszkańcy.
Fragmentarycznie obraz "cywilnego" Zamościa i życia codziennego jego mieszkańców w latach 1810-1812, możemy obecnie zrekonstruować przede wszystkim na podstawie wspomnień. Niezastąpionym tego rodzaju źródłem w odniesieniu do Zamościa w 1812 roku pozostają "Pamiętniki" wspomnianej już: Ewy z Wendorffów Felińskiej (1793-1859), działaczki niepodległościowej w latach 1833-1839, zesłanej na Syberię za działalność w Stowarzyszeniu Ludu Polskiego Szymona Konarskiego, autorki powieści obyczajowych. W opublikowanym w Wilnie w 1859 roku "Pamiętniku", zrelacjonowała ona swój prawie czteromiesięczny pobyt w Zamościu od września do grudnia 1812 roku. Wspólnie z mężem, Gerardem Felińskim, właścicielem dóbr w Wojutynie na Wołyniu, poślubionym w 1811 roku oraz nowonarodzonym synem Stanisławem, Ewa Felińska przybyła do Zamościa z Wojutyna poprzez Włodzimierz Wołyński, wczesną jesienią 1812 roku. Małżeństwo Felińscy uczynili to w obawie przed zagrożeniem wojennym ze strony Rosji i niepewną sytuacją na pograniczu Księstwa Warszawskiego i Wołynia w granicach imperium rosyjskiego.
Ewa i Gerard Felińscy z synem i siostrą Ewy Felińskiej, Teklą Wendorff, przekroczyli rzekę Bug, prawdopodobnie w Uściługu w drugiej połowie września 1812 roku. Tak ten etap podróży relacjonowała Felińska: "(...) Wszystko dążyło do Bugu na zachód, wszystko zdawało się być w popłochu, a może mojej strwożonej wyobraźni tak się wydawało (...). Gdyśmy przybyli do Buga, nacisk do przeprawy był tak wielki, że tylko śmiałość i roztropność naszego woźnicy oraz przytomność Gerarda na koniu eskortującego, zrobiły nam miejsce na przewozie (...). Odetchnęłam swobodniej zapewniwszy się żeśmy Bug przebyli (...). Nie wiem jak daleko odjechaliśmy od Bugu, kiedy oddział polskich żołnierzy nas napędził. Gerard poznał jenerała Kwaśniewskiego, który był głównym dowódcą wojska polskiego rozłożonego we Włodzimierzu i w okolicy. Jenerał widno, że go poznał także, bo dal znak, aby się przybliżył. Gerard spiął konia i w kilku krokach był blisko jenerała, - Jakie to baby wieziesz ? zapytał jenerał, - Moja żona chora i siostra [Tekla], odrzekł Gerard - W takim razie życzę pośpieszać, bo zdaje się, że Rossyanie myślą Bug przeprawiać i nas naciskać. To powiedziawszy jenerał pojechał naprzód, a Gerard zbliżywszy się do mnie powtórzył rozmowę z generałem (...). Pod takim wrażeniem jechaliśmy więcej godziny. Na gościńcu coraz się przerzedzało wszyscy nas wyprzedzali, ledwie od czasu do czasu, dwóch lub trzech kawalerzystów przyzostałych porównywało się z nami, śpiesząc połączyć się ze swymi komendami; tych Gerard się wypytywał, co się z nami dzieje, a z odpowiedzi wnosił, że Rossyanie nie myślą Bugu przeprawiać. To nas uspokoiło, a skoro postrzeżono karczmę mój mąż kazał zatrzymać i zaproponował abym wysiadła i odpoczęła przez godzin kilka (...). Po drodze mój mąż czasem się zatrzymywał, jeżeli kogo spotkał, dla dowiedzenia się o obrotach wojska, ale nie mogąc zasięgnąć żadnych pewnych wiadomości (...) umyślił po długich niepewnościach ciągnąć do Zamościa, gdzie w murach fortecy byłabym zabezpieczoną od niespodziewanej napaści. Jakoż puściliśmy się prosto do twierdzy (?).
Przygotowania przed konfrontacją zbrojną z Rosją, jakie podjęto w Księstwie Warszawskim zgodnie z intencjami Napoleona osiągnięto wielkim wysiłkiem ludzkim i finansowym. Wysiłek ten nie poszedł jednak na marne. Twierdza zamojska z garnizonem liczącym w początkowym okresie wojny 1812 roku nieco ponad 3000 żołnierzy, stanowiła jedyną osłonę ogołoconego z wojsk Księstwa Warszawskiego, przed pozostawioną przez Rosjan na Wołyniu 43 tysięczną 3 armią gen. Aleksandra P. Tormasowa (1752-1819), którego kawaleria (korpus jazdy 3 armii) dowodzona przez gen. Charles'a Lamberta (Karla Osipowicza) (1772-1843), już na początku lipca 1812 roku przekroczyła graniczny Bug, a operujące w kierunku Warszawy oddziały spowodowały dywersję i panikę.
Zamość w owym czasie, sprawiał wrażenie "oazy spokoju". E. Felińska tak opisywała jego obraz: "(...) Zamość wydał mi się bardzo interesujący historycznemi pamiątkami, jego założyciel tak ważną kartę zajmuje w historyi, tak blask na nie rzuca, że ze czcią śledzi się myśl tego wielkiego człowieka odbitą w gmachach wzniesionych nie dla próżności, nie dla siebie, ale dla użytku kraju. Fara [Kolegiata] ozdobiona była portretami ordynatów panujących w Zamościu od pierwszego założyciela do ostatniego (...) Z każdym dniem [pobytu w Zamościu] coraz dalsze robiliśmy przechadzki, coraz więcej poznawałam miasto, ale to miasto ściśnięte, zabudowane piętrowymi kamienicami, miało niedogodności miast starych, gdzie brak widoku, brak nawet czystego powietrza czuć się daje (...).
Najdalszą wycieczkę Ewa Felińska z mężem Gerardem, zaprzyjaźnioną w Zamościu rodziną Grodzickich i lekarzem Filipem Lubelskim, odbyła w okolicę Łapiguza. W owym czasie jeden z "najładniejszych terenów spacerowych w bliskości twierdzy". Całodzienna wycieczka zakończyła się pośpiesznym powrotem, bowiem: "Bramy fortecy zamykano o godzinie 6 po południu", mimo tego jak notowała Ewa Felińska, jeszcze przez jakiś czas było możliwe wejście do miasta "furtką obok bramy". Jednak i w Zamościu odczuwało się wpływ wojny i zagrożenia zablokowaniem twierdzy. Wymiarem tego były m.in. ceny żywności. Jak notowała Felińska: "(...) Żywność w Zamościu była drogą w miarę cen do jakich przywykliśmy po wsiach, kiedy u nas funt dobrego mięsa wołowego płacił się po dwa grosze i pół, tam musieliśmy płacić funt po groszy sześć (...). Kwartę mleka słodkiego groszy 10, krupek drobnych groszy 12. Te ceny zaczęły się jeszcze podnosić, kiedy poczęto głośno mówić o bliskiem oblężeniu twierdzy.". W miarę upływu czasu i szybko nastającej pory zimowej, także i opał stawał się trudny do zdobycia w Zamościu po rozsądnej cenie: "Co się tyczy materialnej części życia (...) nasze mieszkanie (...) nad wyraz było zimne. Mury nieopalone regularnie nasiąkły zimnem i wilgocią i nie dawały ogrzać się łatwo, szczególnie przy tęgiej zimie, jaką mieliśmy w 1812 roku. Do tego drwa w Zamościu były tej zimy bardzo drogie, gdyż każdy z mieszkańców spodziewając się oblężenia, starał się zrobić zapas na czas, kiedy dowozu nie będzie. Nasze zaś fundusze nie pozwalały wiele pieniędzy puszczać z dymem".
Ostatni przytoczony zapis z "Pamiętnika" Ewy Felińskiej odnosi się do grudnia 1812 roku. Miesiąc ten odznaczał się w twierdzy zamojskiej i jej okolicy nie tylko zbliżającym się atakiem rosyjskim, wzrastającym niebezpieczeństwem wypadów kozackich i rosyjskich grup partyzanckich w granice Księstwa Warszawskiego, ale także uroczystymi obchodami rocznicy koronacji cesarskiej Napoleona I, które odbyły się 2 XII 1812 roku w twierdzy zamojskiej. Pod względem ceremoniału wojskowego przebieg tych obchodów wzorowany był na wcześniejszych tego rodzaju uroczystościach, m.in. wysławiających osobę cesarza Francuzów 9 VII 1809 r. i imienin cesarskich, obchodzonych, co roku 15 sierpnia.
Ewa Felińska tak podsumowała swoje wrażenia z przebiegu uroczystości zamojskich 2 XII 1812 r.: "(?) Komendantem twierdzy Zamościa w roku 1812 był jenerał Hauke. Nigdy nie zapomnę uroczystości, z jaką obchodzona była w Zamościu rocznica Koronacyi Napoleona. Była to dla mnie nowość i zapewne tak silne zrobiła wrażenie. Działo się to jak mi się zdaje dnia 2 XII. Huk dział z fortecy ogłosił od rana miastu uroczystość. Przed południem wojsko w całej paradzie pociągnęło ku kościołowi [kolegiackiemu w Zamościu]. Z uderzeniem w dzwony i ja też przyznać się, więcej powodowana ciekawością jak nabożeństwem, udałam się do kościoła i zajęłam miejsce tak, aby można widzieć i słyszeć wszystko. Zastałam już ściany kościoła wewnątrz opasane podwójnym rzędem wojska z bębnami i muzyką. Środkiem kościoła wojsko także było uszykowane rzędami, z oficerami przy każdym oddziale. Wyższy sztab oficerów zajmował miejsce bliższe ołtarza za balustradą [w prezbiterium Kolegiaty]; a naczelne był sam komendant fortecy jenerał Hauke. Był to widok imponujący; wszakże więcej oko niż dusza były zajęte. Ale kiedy przy odgłosie muzyki wojennej rozpoczęła się celebracja, kiedy stosownie do różnych części mszy, po głośnej komendzie jenerała, wojsko wzięło udział, to padając na kolana jakby jeden człowiek, z ugiętem czołem; to powtarzając z dobytym pałaszem: kiedy bębny połączyły się z hukiem armat i tysiąc piersi wydały jeden okrzyk, jedną modlitwę do Boga, wówczas zamiast dziecinnej ciekawości, rozbudziło się w duszy uczucie, wzniosłe, nieopisane.(...). W tem nastrojeniu duszy pojęłam szczytność i znaczenie mszy obozowej przed rozpoczęciem potyczki wobec obrazu bliskiej śmierci, kiedy człowiek ocenia marność swojej siły, swoich środków i rzuca się w objęcia siły niewiadomej, ale której moc niewidzialną przeczuwa serce jego. Poszłam do kościoła gnana ciekawością wyszłam bardzo wzruszoną. Woysko wyszło z kościoła processyonalnie po komendzie oficerów przy biciu bębnów i odgłosie muzyki, a połączywszy się z woyskiem stojącem zewnątrz kościoła, udało się na swoje stanowiska. Po obiedzie kilku oficerów przyszło odwiedzić Gerarda. Jeden z nich pan Szymanowski, komenderował dnia tego pewnym oddziałem wojska, pełniącym służbę wewnątrz kościoła podczas celebracji (?) ".
Również nastroje wśród ludzi i sytuację jak dominowała w drugiej połowie grudnia 1812 roku znakomicie oddają zapisy w "Pamiętniku" Ewy Felińskiej, gdzie cztamy m.in.: "W kilka dni po rocznicy koronacyi Napoleona przyjechał do Zamościa pan Grodziski, ojciec chrzestny naszego Stasia, a dowiedziawszy się żeśmy jeszcze w Zamościu, przyszedł nas odwiedzić i zapytać, co z sobą robimy. Obaczywszy, że siedzimy spokojnie na miejscu, nie myśląc o zmianie, sfukał Gerarda, mówiąc, że zechce chyba karmić nas myszami, kiedy Rossyanie oblegną Zamość, co nastąpi lada chwila, gdyż interessa Napoleona stoją bardzo źle; woysko jego doświadczyło wielkiej porażki, cofając się ze spalonej Moskwy, mróz, głód, wyplenił massy tego woyska nieprzywykłego, ani do srogości klimatu północnego, ani do niewygód, na jakie zostało narażone. Że wielu sprzymierzeńców już odstąpiło wodza, którego szczęście zdaje się odstępować, że chodzą nawet głuche pogłoski, jakoby całe niemal woysko francuskie zginęło w przyprawie Cerezyny, i że Napoleon ledwie sam uszedł swoją osobą z tego nieszczęścia. Gazety krayowe jeszcze nie ogłaszały tych smutnych wypadków, barwiąc ile możności weselszemi kolorami poruszenia woyskowe; my nie mając sposobności zasięgnąć wiadomości z innych źródeł, czuliśmy tylko, że dają publiczności sprawozdania podfabrykowane, ale na tych trzeba było poprzestać. Czasem tylko doszł, jaka wiadomość ukradkowo; (...) tak, że wiadomości rozmaite, które przechodziły kontrabandą, przestały zyskiwać wiarę. Jednak te, które przywiózł pan Grodziski nosiły cechę większej autentyczności i zrobiły wrażenie na Gerardzie, a że wyjechać z Zamościa było od dawna jego pragienieniem tylko, że chciał, aby ten wyjazd zbliżał go do domu, a nie był próżną szwędaniną, teraz naciśniony niejako wypadkami, zrobił postanowienie abyśmy natychmiast opuścili Zamość. Po konferencji z panem Grodziski, który znał lepiej kraj okoliczny i dogodności miejscowe, postanowił Gerard wyjechać do Tomaszowa [Ordynackiego]. To miasteczko, leżące o mil kilka od Zamościa, a zbliżone do samej granicy galicyjsko-austriackiej, nastręczało tą dogodność, że w czasie rozpoczęcia wojennych działań w okolicy, można było z łatwością dla bezpieczeństwa osobistego znaleźć schronienie w Galicyi. (?) I po półczwarta miesiąca pobytu w Zamościu puściliśmy się w podroż. Wyjechawszy z Zamościa, w kilka godzin stanęliśmy w Tomaszowie".
24 stycznia 1813 roku gen. Maurycy Hauke, komendant twierdzy zamojskiej, otrzymał rozkaz Księcia Józefa Poniatowskiego, wydany 22 stycznia 1813 roku, ogłaszający stan oblężenia Zamościa. Rozkaz nadesłał gen. dyw. Aleksander Rożniecki, szef sztabu głównego. Równolegle z odebraniem zarządzeń wykonawczych i nakazów gromadzenia większych zapasów żywności, komendant twierdzy zamojskiej mianował podprefekta powiatu zamojskiego Ignacego Zarębskiego, komisarzem pełnomocnym, który zajął się m.in., "dokompletowaniem niektórych szczegółów w magazynach rezerwowych i powiększeniem onych w ogólności (...)".
Magazyny twierdzy zamojskiej zawierały, bowiem żywność tylko dla 3000 garnizonu na ok. trzy miesiące. Zgodnie z rozkazami Księcia Józefa Poniatowskiego zamierzano te zapasy powiększyć. Gromadzono żywność przede wszystkim drogą rekwizycji. Mieszkańcy Zamościa i okolicznych wsi zobowiązani byli oddać zboże, woły, sól, wódkę, a także tytoń. Zadanie było bardzo trudne, gdyż większość zbiorów zbóż w 1812 roku przeznaczono dla zaopatrzenia Wielkiej Armii, posuwającej się na Rosję. Wkrótce jednak przerwano gromadzenie żywności, bowiem w bliskości twierdzy zamojskiej pojawiły się oddziały armii rosyjskiej.
Tekst jest fragmentem większego opracowania naukowego poświęconego twierdzy zamojskiej w 1812 roku, przygotowywanego przez autora.
Reprodukcje pochodzą ze zbiorów Muzeum Zamojskiego.
autor / źródło: dr Jacek Feduszka dodano: 2012-02-18 przeczytano: 15238 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
Warning: include(prawa-gl.inc) [function.include]: failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 756
Warning: include(prawa-gl.inc) [function.include]: failed to open stream: No such file or directory in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 756
Warning: include() [function.include]: Failed opening 'prawa-gl.inc' for inclusion (include_path='.:/opt/alt/php53/usr/share/pear:/opt/alt/php53/usr/share/php') in /home/klient.dhosting.pl/wbrzyski/zamosconline.pl/public_html/img/text.php on line 756
|
- - - - POLECAMY - - - -
|