|
Wielki powrót Gumieli, Bednarczuka i zamojskich kameralistówEine Kleine Nachtmusik Mozarta, Concertino na dwa zespoły smyczkowe tomaszowianina Marcina Gumieli, gra i utwory zamościanina Ryszarda Bednarczuka oraz walc Mieczysława Karłowicza - wypełniły koncert "Sentymentalny powrót" Orkiestry Kameralnej Symfoników Zamojskich (18.03.).
Na koncercie współorganizowanym i współfinansowanym w ramach programu Instytutu Tańca i Muzyki "Kompozytor - rezydent" powitał słuchaczy - tym razem - Piotr Redeł.
- Ten sentymentalny powrót będzie dotyczył chyba wszystkich utworów dzisiaj zagranych. Pierwszy utwór to nasz sentymentalny powrót do utworu, który graliśmy dla państwa pięć lat temu. Na potrzeby wykonania utworu Orkiestra została powiększona. Chcemy państwa wprowadzić w najprawdziwszą muzykę kameralną, jaka istnieje na świecie. To największy hit muzyki kameralnej - rekomendował prowadzący koncert Piotr Redeł.
Orkiestra Kameralna Symfoników Zamojskich jako pierwszy zagrała fenomenalny utwór - Serenadę "Mała Nocna Muzyka", który jest jedną z najbardziej znanych i uznanych kompozycji Wolfganga Amadeusza Mozarta. Jest on kwintesencją stylu klasycznego Mozarta, konstrukcją ze wszech miar skończoną. Nic dodać, ani ująć. Z każdej nutki wybrzmiewa dzieło doskonałe.
Utwór składa się z czterech części. W pierwszej części melodia od początku ma cechy agresywnego wznoszenia się. Jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych pasaży w historii muzyki. Drugi temat niezwykle wdzięczny. Część druga jest w kontraście do pierwszej. Główny temat jest elegancki i liryczny, drugi - ma więcej temperamentu i rytmu. Kolejny jest bardziej mroczny, tragiczny. Na zakończenie powraca pierwszy temat. Trzecia część jest w klimacie manueta. Część ostatnia to ożywienie części pierwszej w różnych tonacjach. Z tytułu wynika, że jest to muzyka do słuchania wieczorem, ale sądzę, że tej serenady słucha się dobrze o każdej porze. Wykonanie kameralistów było doskonałe.
Na estradzie sali koncertowej Namysłowiaków nastąpiła zmiana ustawienia pulpitów na potrzeby stworzenia dwóch zespołów smyczkowych.
I kolejny sentymentalny powrót. Kompozytor, który napisał następny utwór pochodzi z Tomaszowa Lubelskiego. To Marcina Gumiela, członek jednej z największych muzycznych rodzin w Polsce.
- Lepiej się czuje w skórze kompozytora niż mówcy. Projekt "Kompozytor-rezydent" ma na celu promocję artystów, uzdolnionych kompozytorów, instrumentalistów i śpiewaków. Co roku wybiera się trzech kompozytorów na całą Polskę i ci kompozytorzy przez cały sezon artystyczny współpracują z daną orkiestrą. Mnie spotkało szczęście, że mogę współpracować z Orkiestrą Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego w Zamościu. Jestem szczęśliwy tym bardziej, że na jej koncertach się wychowałem. Teraz wracam z własnym bagażem doświadczeń, dzieląc się swoją sztuką z państwem i z Orkiestrą. Jest mi miło, że za pulpitami zasiadają moi wspaniali pedagodzy ze Szkoły Muzycznej oraz koledzy ze szkolnej ławki - zapowiedział wykonanie swojego utworu Marcin Gumiela.
Przybliżył także słuchaczom historię i technikę powstania swojego utworu - Concertino na dwa zespoły smyczkowe, odwołując się do mistrza polifonii kontrapunktu J. S. Bacha. Głównym materiałem dźwiękowym jego utworu jest "B, A, C, H". Ten motyw jest modyfikowany, ulega transformacjom. Nie jest to muzyka tonalna, nie ma wyraźnego centrum, do którego dąży, nie jest smutna, ani wesoła. Wykorzystana jest skala 12-dźwiękowa, dodekafoniczna. Centrum jest motyw "B, A, C, H" oraz ogólny motyw brzmienia. Concertino nawiązuje do koncertu solowego, gdzie jeden instrument jest solowy, a towarzyszy mu orkiestra. W tym przypadku są dwa zespoły kameralne, usadzone jak w odbiciu lustrzanym, które koncertują razem ze sobą. Marcin Gumiela rozpisał to tak, że są: pierwsze skrzypce, drugie, trzecie, czwarte, itd.; altówki, wiolonczele, kontrabasy. Każdy muzyk za pulpitem ma własną, indywidualnie zapisaną partię, czyli każdy muzyk jest solistą.
-O tyle jest to problem, że jest to ciężko zgrać. Często się zmieniają metra i to daje duży problem do zsynchronizowania. Idea polega na "dialogowaniu" muzyką pomiędzy dwoma zespołami, aż w pewnym momencie te orkiestry się rozszczepiają. W partyturach kompozytor daje pewną swobodę wykonawcom i oczekuje od nich kreatywności i wyobraźni. Nie jest to czyste odgrywanie nut, wykonawca musi coś dać od siebie. Dodam, że to muzyka współczesna i ona wymaga innego skupienia odbiorcy i zapewne jest bardziej wymagająca niż muzyka tonalna, która kojarzy się nam z pięknymi frazami, melodią i liryką. Tutaj takich rzeczy nie zauważymy, chociaż może się wyłonić solo wiolonczeli.
-To muzyka współczesna i może budzić kontrowersje, ale Beethoven też był kontrowersyjny stosując czterodźwięki zmniejszone i to budziło oburzenie. Skandalem w pewnym okresie było Święto wiosny" Strawińskiego, a teraz jest to hit, który mają w swoim repertuarze wszystkie orkiestry. Bogusław Szefer, ceniony etyk muzyki i kompozytor mawiał, że kompozytor powinien być "dyktatorem" estetyki muzycznej. I dlatego często naraża się publiczności. Liczę, że utwór, pomimo współczesnego wymiaru, brzmienia przekona państwa do siebie - zakończył "wykład" Marcin Gumiela, wykładowca na Wydziale Kompozycji, Teorii Muzyki i Reżyserii Dźwięku - Akademii Muzycznej w Bydgoszczy.
- Zaprosiliśmy do współpracy dyrygenta, który jednak nie będzie musiał jednocześnie grać na skrzypcach. Będzie mu łatwiej. Młody, zdolny, dobrze zapowiadający się - Tadeusz Wicherek. Rekomendacja, wypowiedziana przez pierwszego skrzypka Namysłowiaków i jednocześnie prowadzącego koncert "Sentymentalny powrót" - Piotra Redeła wzbudziła spodziewaną wesołość i gorące oklaski słuchaczy.
Trzy częściowe Concertino na dwa zespoły smyczkowe, z płynnym przejściem do kolejnej części, było trudnym wyzwaniem dla dyrygenta. Jak już wiadomo, każdy muzyk miał do zagrania rolę solisty. Na dyrygencie spoczął trud scalenia tego w jedną, interesującą dla ucha całość. Dla miłośników muzyki było to nowe, intrygujące doświadczenie - szarże muzyczne obok wybitnej subtelności dźwięków.
- Kolejne małe przemeblowanie usadzenia muzyków. Miałem zadanie, aby tę lukę wypełnić opowiadając coś, ale po takiej porcji muzyki - wszystko zapomniałem - powiedział w swoim stylu Piotr Redeł. Za chwilę koncertmistrz Namysłowiaków dodał: -To będzie kolejny sentymentalny powrót. Więcej o wykonawcy powiem później, chcę teraz zapowiedzieć Ryszarda Bednarczuka i utwór pt. Impresja z Polski. Utwór pełen kontrastów, sentymentalny i delikatny, a za chwilę mroczny i smutny. Potem ożywcze partie na skrzypcach Piotra Redeła, a w końcówce refleksyjne i nostalgiczne.
Tym wykonaniem zamojscy kameraliści rozpoczęli blok utworów z udziałem Ryszarda Bednarczuka, także tych, których kompozytorem jest urodzony w Zamościu Ryszard Bednarczuk. Naukę na wiolonczeli rozpoczął w siódmym roku życia. Liceum Muzyczne ukończył z wyróżnieniem w Lublinie. Jest absolwentem Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie. Stypendysta - asystent prof. Cecylii Barczyk w Towson State Uniwersity w Baltimore (USA). Stypendysta Peabody Conservatory of Music w Baltimore (USA). Stypendysta Fundacji Yehudi Menuchina we Francji i Fundacji Paula Hindemith?a w Szwajcarii. Trzykrotny stypendysta Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Obecnie jest koncertmistrzem zespołu Warszawskiej Orkiestry Kameralnej w Warszawie. Koncertuje jako solista i kameralista w kraju i za granicą. Jak by tego było mało - Ryszard Bednarczuk jest sportowcem - trenował judo, łyżwiarstwo, żeglarstwo. Jest ratownikiem WOPR-u, sędzią okręgowym pływania I klasy, starszym sternikiem i płetwonurkiem. Prezentacja sylwetki naszego zamościanina przez Piotra Redeła i jej bohater - otrzymali zasłużone gorące brawa.
Podstawowym instrumentem, na którym gra Ryszard Bednarczuk jest wiolonczela. Podczas koncertu zagrał także na innych instrumentach. Najpierw wykonał cykl pięciu utworów na wiolonczelę i orkiestrę kameralną w formie suity, grając na wiolonczeli. Utwór niezwykły, wykonanie rewelacyjne, a muzyka przez wielkie "M".
-Pan Ryszard zapytał mnie czy ma zostać, czy... A ja zapytałem: -A inne instrumenty masz przy sobie? Nie masz, to musisz pójść. Państwo zauważyli na plakacie, że tam jest jeszcze flet prosty, okaryna i helikopter. Co ja mówię... Podobne. Zobaczą państwo (chodziło o lirę korbową - przyp. autora). Teraz Ryszard wykona dwa utwory: na flet prosty, a drugi na okarynę - powiedział ze swadą równą najlepszym konferansjerom/ kabareciarzom Piotr Redeł.
Mogliśmy wysłuchać dwóch utworów skomponowanych przez Ryszarda Bednarczuka. To było przecudne "Bez słów". Można nawet przypuszczać, że ten flet jest nie z tego świata, czyli czarodziejski. Kolejny utwór to "Ballada o mojej żonie". Jak powiedział pan Ryszard - balladę o żonie napisał dlatego, że "to jego żona i nie wyobraża sobie życia bez niej". Ten utwór wykonał na okarynie, która przywędrowała do nas z Ameryki Południowej. Soliście i zarazem kompozytorowi towarzyszyli zamojscy kameraliści. Kompozycja i jej wykonanie arcy-piękne.
-Ryszard ma przerwę, my nie, i państwo - nie. Zagramy utwór Ryszarda Bednarczuka "Quo vadis" - zapowiadał Piotr Redeł. Należy podkreślić, że pan Ryszard pisze własną muzykę głównie w gatunku muzyki filmowej. Wykonanie jej przez Orkiestrę Kameralną Symfoników Zamojskich należy uznać za najwyższej próby, natomiast sam utwór za godny podziwu.
Jedną z atrakcji programu była lira korbowa. Ryszard Bednarczuk zaprezentował się niczym "lirnik Zagłoba". Na pięciostrunowej lirze korbowej, podobnej nieco do wiolonczeli, wykonał spokojną, starą rosyjską pieśń, która opowiada o pięknej Kalinie nieszczęśliwie zakochanej w młodzieńcu.
Na zakończenie koncertu wykonano wdzięczny Walc z Serenady na smyczki Mieczysława Karłowicza.
- Zaprosiliśmy do współpracy młodego, zdolnego, dobrze zapowiadającego się dyrygenta - Piotr Redeł ponownie witał na scenie Tadeusza Wicherka.
-Nie był bym sobą, gdybym nie powiedział ani słowa na temat tego utworu. Chciałbym państwa zaprosić na bal. Wyobraźmy sobie, że jesteśmy na balu i zaczyna się walc. Młody, przystojny kawaler staje przed piękną dziewczyną. Aby jej nie spłoszyć, musi bardzo delikatnie wziąć ją za rączkę i poprosić do tańca. Ona jest taka nieśmiała. My tak samo, zaczniemy delikatnie i powolutku. Ale muzyka się rozkręca, dziewczynie zakręciło się w głowie, musi chwilę odpocząć. I tak ten walc idzie, troszeczkę do przodu, troszeczkę do tyłu, choć dosyć szybki jest walc wiedeński. Żeby nie było nudno - chłopak musi opowiedzieć partnerce dowcip. On jest tutaj w skrzypcach, razem z cha, cha - dziewczyny. Potem musi ona odetchnąć świeżym powietrzem. Zaczyna się trochę inna muzyka z dużą dozą powietrza i swobody. Młodzi idą na spacer nad rzeczkę i zaczyna się sielanka, refleksja i troszkę zadumy. Potem wracają na salę balową i znowu jest ten piękny walc. Dziewczyna jest już ośmielona i walc porywa ją bez reszty aż do wspaniałego finału. To nieduży utworek, za dużo gadałem. Wybaczcie - puentował dyrygent Tadeusz Wicherek.
Serenadę, składającą się z czterech części: Marsz, Romans, Walc, Finał, można odczytać jako parantelę dzieła Karłowicza ze znanymi już w świecie muzycznym utworami Mozarta, Czajkowskiego i Dvoráka. Muzyka wybitnie oryginalna, z barwami liryki typowej dla Kasprowicza. Popularna wśród orkiestr smyczkowych Serenada swoje prawykonanie miała w 1897 roku w Berlinie, pod dyrekcją Henryka Urbana, ówczesnego profesora kompozycji młodego Mieczysława Karłowicza.
Orkiestra Kameralna Symfoników Zamojskich wykonała utwór brawurowo. Było oszałamiająco czarownie. Przepięknie za grały skrzypce i wiolonczele. A Tadeusz Wicherek - nie mogło być inaczej - zatańczył walca z... batutą!
autor / źródło: Teresa Madej, fot. Marek Hofman dodano: 2016-03-25 przeczytano: 14537 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|