www.zamosconline.pl - Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu
Zamość i Roztocze - redakcja Zamość i Roztocze - formularz kontaktowy Zamość i Roztocze - linkownia stron Zamość i Roztocze - komentarze internautów Zamość i Roztocze - reklama Zamość i Roztocze - galeria foto
Redakcja Kontakt Polecamy Komentarze Reklama Fotogaleria
Witaj w piątek, 19 kwietnia 2024, w 110 dniu roku. Pamiętaj o życzeniach dla: Adolfa, Tymona, Pafnucego.
Kwietniowe przysłowia: Pogody kwietniowe, słoty majowe. [...]

Turystyka: Noclegi, Jedzenie, Kluby i dyskoteki, Komunikacja, Biura podróży Rozrywka: Częst. radiowe, Program TV, Kina, Tapety, e-Kartki, Puzle, Forum Służba zdrowia: Apteki, Przychodnie, Stomatologia Pozostałe: Kościoły, Bankomaty, Samorządy, Szkoły, Alfabet Twórców Zamojskich

www.zamosconline.pl Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu


\Home > Kultura


- - - - POLECAMY - - - -




Ocalić od zapomnienia. Bitwa pod Komarowem cz.2

Upłynęło kilka godzin. Rozłożeni obozem, na gołem polu, pod palącymi promieniami słońca, doprowadziliśmy do porządku szwadrony, daliśmy wytchnienie koniom, choć siodeł zdejmować nie było wolno. Zbliżał się wieczór. Rozkaz odmarszu na wioskę Dub, ku wschodowi. Pułk 9 jako najwięcej wyczerpany i przerzedzony idzie na końcu, w straży tylnej. Rozwija się długa, długa kolumna. Już przeszły pułki i artyleria. Ściąga i nasz 9 Pułk za innemi na swoje miejsce. Zjeżdża obok bateria artylerii konnej. Jakieś trwożne oczekiwanie. Przecież jednak odpoczniemy...29 Najpierw, z rozkazu J. Rómmla, wymaszerowała 6 Brygada przez Niewirków na Werbkowice. 7 Brygada miała ruszyć w ślad za nią. Na jej czele maszerował 8 Pułk Ułanów, dalej szedł 2 Pułk Szwoleżerów, potem artyleria, a na końcu 9 Pułk Ułanów prowadząc konie z powodu ich przemęczenia. Ledwie kolumna ruszyła w stronę Niewirkowa, wchodząc powoli na wzgórze na północ od Kadłubisk, gdy z lasu położonego na południe od Cześnik poczęły dochodzić najpierw pojedyncze strzały.30 Wtem z tyłu słychać strzał, potem drugi. Żartem ktoś woła, że znowu będzie "wojna". Inni śmieją się. Ale powoli twarze poważnieją, bo strzały gęstsze, a za chwilę słychać grzechot maszynki, niezawodny znak prawdziwej walki. Idzie hasło poprzez szeregi do czoła kolumny. Stajemy. Na ukos od lasku z tyłu mkną jacyś jeźdźcy. To nasi wywiadowcy. Armaty odprzodkowują. My odwracamy front. 31

Powstała groźna sytuacja. 6 Brygada Kawalerii (1, 12 i 14 Pułk) zaangażowana była wszystkimi swoimi oddziałami w rejonie Niewirków - Koniuchy. Przeciwstawić się owemu natarciu mogły tylko trzy, liczebnie bardzo słabe i przemęczone ranną walką pułki 7 Brygady Kawalerii (2,8,9 Pułk).

Zdawałem sobie jasno sprawę, że od pułku nie mogę już dzisiaj wiele wymagać. Wyczerpanie moralne i fizyczne było zbyt wielkie, szczególnie konie ledwie nogami powłóczyły. Obliczałem to wszystko spokojnie i na zimno. Postanowiłem wygrać możliwie na czasie, umożliwić nadejście pomocy i uniknąć w ten sposób porażki w pojedynkę. Spokojnie i dobitnie podawałem jedną za drugą komendy: do wsiadania na koń - kolumna plutonów marsz - linia szwadronów w lewo marsz - szwadron karabinów maszynowych na wzgórze w prawo - taczanki szwadronowe w odstępy miedzy szwadrony, a pułk wykonywał je jak na placu musztry. Pułk szedł ciągle stępa, nie widząc nieprzyjaciela. Oficerowie jechali przed linią szeregów na przepisowych miejscach. Wjechaliśmy na wzgórze aby stamtąd objąć całość położenia.32 Całe przedpołudniowe pole walki zaroiło się na nowo chmarami jeźdźców.
W purpurowych blaskach zachodzącego słońca zaczęły wyłaniać się jeden po drugim szwadrony i pułki kozackie, rysując się jak ciemne plamy na tle zagajników. Słońce już było nisko, a z lasów jak z worka wysypywały się bez przerwy coraz to nowe oddziały. Ogromne tumany kurzu, wzbijając się w górę, wkrótce przesłoniły wszystko, zakrywając las, niebo i cały horyzont. Tylko głuchy pomruk, przemieniający się w miarę zbliżania w przeraźliwy wrzask, świadczył o wielkości mas, przygotowujących się pod zasłoną kurzawy do decydującego uderzenia. Cała ta nawała zbliżała się coraz bardziej. W ostatnich blaskach zachodzącego słońca migotały krzywe szable, łopotały czerwone chorągwie, a groźne krzyki i dzikie wycia rozdzierały powietrze. Obraz mrożący krew w żyłach. Nie było innego wyjścia, jak tylko zawrócić całą Brygadą i szarżować. Wszyscy czuli to instynktownie, nikt nie czekał na rozkazy. Wszystkie karabiny maszynowe wytrysnęły na grzbiet wzgórza, które panowało nad całą okolicą i otworzyły ogień. Artyleria odprzodkowała i już widać było w zapadającym zmroku błyski jej wystrzałów. 9 Pułk Ułanów, który maszerując na ogonie kolumny był najbardziej narażony, dosiadł natychmiast koni. Padły ostre słowa komendy. Oficerowie z dobytymi szablami wyskoczyli przed front oddziałów. Za ich przykładem pułk ruszył w stronę przeciwnika, najpierw stępem, rozmyślnie szanując swoje konie, by w ostatniej fazie szarży wszystko z nich wydobyć. W między czasie nasze karabiny maszynowe zbierały krwawe żniwo. Nieprzyjaciel natychmiast zwolnił tempo (...). Baterie 6 Brygady Kawalerii, które dotychczas wspierały natarcie na Niwirków, spontanicznie odwróciły swe działa i zaczęły wspólnie z bateriami 7 Brygady Kawalerii bić kartaczami, ryjąc szerokie bruzdy w szeregach atakujących.
Doszedłszy na odległość 200 m, 9 Pułk Ułanów z największym wysiłkiem ruszył do szarży.
33 Zacięty, śmiertelny bój na tem samem polu, które rano spłynęło krwią naszą i wrogów. Te same chaty i zarośla, ten sam lasek, w którym po przedpołudniowej walce oglądaliśmy małe jeziorka krwi w zagłębieniach. Drogie krwawe miejsce.34 Zacieśniają się ułańskie szeregi. Pada rozkaz majora Dembińskiego: Do szarży! Dowódca Dywizji płk. Henryk Brzezowski relacjonuje: Mjr Dembiński przeszedł z linii kolumn w szyk luźny. Idzie szerokim frontem, spokojnym kłusem, wiem, że rozmyślnie szanuje swoje zmęczone konie, by w ostatniej fazie tej szarży wszystko z nich wydobyć. Widzę jak pędzą taczanki przed linią, rozpoznaję na jednej por. Czarnotę, on pierwszy obsługuje sam km, ostrzeliwuje celnym ogniem zbliżającą się ławę nieprzyjacielską. 9 Pułk Ułanów rusza do szarży. Wszyscy wiemy, że pułk, który rano stracił sześciu oficerów i około stu ułanów to garstka zmęczonych ludzi i nie może powstrzymać takiej nawały. Poszli do tej szarży, bo honor żołnierski tak im nakazywał. Tam gdzie pułk natrafił na ławę nieprzyjaciela, rozpoczęła się przed zetknięciem strzelanina z koni pułk jeszcze się utrzymał. Na północne skrzydło zwaliły się jednak duże, zwarte oddziały. Tam musiał pułk nawrócić i znów wisiało wszystko na jednym włosku. Ostatnią naszą nadzieję pokładaliśmy w 8 Pułku Ułanów, który już podchodził. 8 Pułk Ułanów szedł kłusem w linii kolumn, uporządkowany i wyrównany jak na placu ćwiczeń.35

Dowódca pułku rotmistrz Krzeczunowicz rozważył wszystko. Idzie kłusem, oszczędzając siły koni; nie rozwija pułku przedwcześnie, bo w kłębowisku i kurzawie pod krwawo zachodzące słońce nie może rozpoznać, czy ma przed sobą cofający się 9 Pułk Ułanów, czy też szarżującego nieprzyjaciela. Na lewe skrzydło pułku wypada cwałem szwadron km, dopada pozycji k.m-ów 9 Pułku Ułanów i błyskawicznie otwiera ogień. Dużym celownikiem przestrzeliwuje rozgrywającą się przed nim walkę 9 Pułku Ułanów, biorąc za cel 2 pułk nieprzyjacielskiej dywizji. Przychodzi moment decydujący. Wszystko dołącza do 8 Pułku Ułanów, wszyscy wyciągali szable i pistolety: sztab Dywizji i sztab Brygady; mały oddział 1 Pułku Ułanów, liczący może 30 jeźdźców... Ale już pada jak grom komenda: "rozwinięty, galopem, hurra!". Jadący w roli szperacza przed prawym skrzydłem pułku (grzbietem wyżyny) adiutant pułku podporucznik Aleksander Krzeczunowicz, oddaje szereg strzałów z pistoletu, rotmistrz Krzeczunowicz płazem szabli wprowadza swego przemęczonego deresza w cwał, i już pułk całym impetem rusza do szarży i w mgnieniu oka pokrywa odległość kilkudziesięciu zaledwie kroków, dzielącą go jeszcze od wroga. Tej niezwykle silnej szarży nie wytrzymał nieprzyjaciel. Przyjął ją salwą z pistoletów, ledwie dosłyszalną wśród naszych gromkich "hurra" i natychmiast podał tyły.36

Bolszewicy rzucili się do ucieczki pędząc w dzikim popłochu z powrotem w to miejsce, z którego rozpoczęli bitwę, w kierunku Cześnik. Pracują znowu zmęczone ramiona ułańskie, a szable skrwawione zbierają nowe żniwo śmierci. Nieprzyjaciel pobity, ostatnie jego oddziały mkną w mrokach nocy.37 Uderzenie 6 najlepszej i najsilniejszej dywizji Budionnego spaliło na panewce; zostało ono odbite z ciężkimi stratami przeciwnika.38 Na pobojowisku słychać nawoływanie, głosy komendy. Zbierają się szwadrony wśród chat Wolicy Śniatyckiej (...). Nie atakują już bolszewicy. Cisza przed nami zupełna. I znowu zbieramy się w gromadkach. Radzimy cicho o minionych chwilach grozy. Liczymy poległych. Znowu kilkunastu ubyło z naszych przerzedzonych szeregów. Ranny bardzo ciężko por. Edward Wania, który otrzymawszy kontuzję w przedpołudniowej bitwie, po odzyskaniu przytomności wbrew rozkazowi dowódcy pułku wraca do 2 szwadronu i rzuca się w największy ogień. Obok niego cudów waleczności dokazuje niezrównany szermierz wachmistrz Bolesław Ziemba i ginie śmiercią walecznych w szarży na karabiny maszynowe. Straty jakie pułki w tej bitwie poniosły były bardzo duże, zwłaszcza 9 Pułku Ułanów. Pułk ten stracił 4 dowódców szwadronów(...). Straciliśmy wielu żołnierzy i podoficerów. Konie nasze pokotem kryły plac boju. Niejeden z nas cicho opłakiwał zgon przyjaciela lub wiernego konia. Noc okrywa całunem pole dwukrotnej bitwy.39 Księżyc zalewał mdłym światłem pola, które stały się polami chwały kawalerii polskiej. Dostojna cisza zaległa dookoła. Wszyscy byli u kresu sił, wyczerpani w najwyższym stopniu. Konie stały ze zwieszonymi łbami przy ułanach, leżących pokotem na ziemi, tam gdzie byli. Zbierano rannych i poległych. Niekiedy suchy strzał oznaczał koniec żywota nieuleczalnie rannego końskiego towarzysza broni.40

Zakończenie tego dramatu nastąpiło już o zupełnym zmroku. Jak niespodziewanie ukazała się nam w całym swoim przepychu czerwona armia, tak się nagle zgubiła i przepadła w ciemnościach przepadającej nocy. Spokój, pustkę i kojącą ciszę przyniosła nastająca noc, a ogromna biała tarcza księżyca rozlała swe mdłe i zimne światło na pola i gaje, na których odbywały się cały dzień tak gorąco zmagania tysięcy ludzi. Oto ostatnia walna bitwa, którą wydała sowiecka armia konna polskiej kawalerii. Bitwa została wygrana; siła bojowa armii konnej została tutaj złamana i więcej jej już nie odzyskała.41

Pułkownik Juliusz Rómmel po zakończonej bitwie podziękował ułanom za bohaterską i zwycięską walkę. Wszyscy oszołomieni byli sukcesem. Pokonali tego, który wcześniej siał panikę w ich szeregach. Ogromny sukces polskich kawalerzystów godny był Pomnika Chwały. Zwycięstwo było jednym z najchlubniejszych wyczynów naszej jazdy w kampanii przeciw bolszewikom. Jednak straty, jakie dywizja poniosła dnia 31 sierpnia 1920 r. były bardzo znaczne.

Dowództwo Dywizji: rannych 3 gońców i 5 koni w tym koń dowódcy dywizji.
7 Brygada:
2 Pułk Szwoleżerów: zabitych 3 oficerów i 34 szeregowych; rannych 1 oficer, 40 szeregowych.
9 Pułk Ułanów: zabitych 4 oficerów w tym 3 dowódców szwadronów i 50 ułanów, rannych 1 oficer i 65 ułanów (...).
8 Pułk Ułanów: ranny 1 oficer. Zabitych i rannych 75 szeregowych.
6 Brygada:
1 Pułk Ułanów: zabitych 1 oficer i 18 ułanów, 30 rannych.
12 Pułk Ułanów: ranny dowódca pułku i 12 ułanów.
Z 14 Pułku Ułanów i całej Artylerii Dywizji nie posiadam wykazu strat.
Ogółem straciła dywizja przeszło 300 ludzi
(zabitych i rannych) i 500 koni co stanowiło 1/5 do 1/4 jej całości sił.42

Po latach Aleksander Pragłowski, szef sztabu J.Rómmla, wspomina: (...) W ciągu najbliższych 5 tygodni walk, popchaliśmy go (Budionnego) identycznie tą samą przestrzenią, na której on użył 5 miesięcy (...). Wy zaś z 9 Pułku Ułanów, dla których piszę to wspomnienie, zróbcie apel z południa z dnia 31 sierpnia 1920 roku. Gdzież są dowódcy szwadronów - gdzie jest jedna czwarta stanu bojowego. Kwiat pułku poległ i zaściela pole bitwy. Na noszach przyniosą Wam porucznika Edwarda Wanię, ociekającego krwią - to jedyny dowódca szwadronu, który przeżył ten dzień. Pod koniec przyjdzie major Stefan Dembiński z adiutantem. Nie poznacie go: jest czarny od kurzu i milczy. Jego zapytajcie, jak to było! On prowadził wszystkie szarże, on wie najlepiej co pułk zdziałał, a jakim cudem on sam żyje, dla mnie było to zagadką.43

Analizując dzisiaj po kilkunastu latach bitwę pod Komarowem trzeba podkreślić, że była ona pięknym zakończeniem ciężkich zmagań szczupłej garstki kawalerii polskiej podczas długich miesięcy ciągłych niepowodzeń, spowodowanych w znacznej mierze właśnie przez pobitą tu armię konną Budionnego (...). Twardo, uczciwie i do końca spełnić rozkaz, z fantazją po ułańsku zażywać zwycięstwa, sercem dzielić dolę i niedolę z bratem - kolegą i towarzyszem-koniem, a przede wszystkim wierzyć i ufać w wielkie przeznaczenie i przyszłość Polski, oto przykazania, które nam pozostawiły czasy zwycięskiej wojny roku dwudziestego.44

W dniu święta kawalerii, 2 października 1960 r., gen. S. Dembiński powiedział: nie mogę zakończyć tego opowiadania nie oddając hołdu tym wspaniałym żołnierzom pamiętnego 20-go roku, na czele których należy zaliczyć płk. Henryka Brzezowskiego, dowódcę 7 Brgady Jazdy. Bitwa zaczęła się z jego inicjatywy i gdyby nie ona, nie byłoby polskich żołnierzy rano na wzgórzu koło Wolicy Śniatyckiej, a wrogie masy byłyby zwaliły się na kwaterujące polskie pułki w dolinie Komarów - Tyszowce. Jemu należy się cześć i chwała tego dnia. Mówi się dużo o cudzie bitwy warszawskiej ale równie dobrze można by mówić o cudzie 20-go roku. Tak, to był cud tak rzadko zdarzający się wśród Polaków, bo cały naród stanął ramię przy ramieniu pod jednym sztandarem, wszyscy byliśmy żołnierzami, których jedno było wspólne dobro, jedno pragnienie i jedno umiłowanie - Polska.

Wśród walczących z bolszewikami Polaków nie zabrakło żołnierzy pochodzących z Komarowa i okolic. Jednym z nich był Kalikst Antos (ur. 25 października 1897 r. w Komarowie - zm. 1977 r.). W 1919 r. został wcielony do wojska. Służył między innymi w Zamościu, Włodzimierzu Wołyńskim, Łucku i Kowlu. O bitwie pod Komarowem wspominał swojemu synowi Antoniemu, który jako 12 letni chłopiec zapamiętał niektóre fragmenty opowiadane przez ojca. Najbardziej utkwił mu w pamięci obraz topiącego się w błocie wojska bolszewickiego, które chciało przedostać się z Wolicy Brzozowej do Niwirkowa. Miejscowe bagna były dla nich ogromnym utrudnieniem. Do dzisiejszych dni kryją w sobie militaria z pamiętnej bitwy.

Zwycięstwo należy niewątpliwie przypisać męstwu i poświęceniu ułanów oraz zdolnościom ich dowódców. Po "Cudzie nad Wisłą" skuteczna obrona Zamościa, a następnie rozbicie pod Komarowem Armii Konnej Siemiona Budionnego zadecydowało o tym, że została wstrzymana ofensywa bolszewików na Lublin. Dzięki temu inny obrót przybrał dalszy przebieg kampanii 1920 r. oraz zostało przyspieszone zakończenie wojny.

Uczestnicy bitwy do końca życia wspominali dzień zwycięstwa nad bolszewikami. Jednym z nich był płk Henryk Brzezowski (11 listopada 1969 r. pośmiertnie awansowany na generała brygady przez Prezydenta RP na emigracji - Augusta Zaleskiego), który ze swoim ordynansem niemal codziennie żywo wspominał jej przebieg. Dowiadujemy się o tym z opracowania Sławomira Brzezowskiego (prawnuka Leona Brzezowskiego, który był stryjem Henryka). Rita i Ewa45 opowiadały jak do ich ojca regularnie przychodził jego były ordynans i kilkadziesiąt lat po bitwie obydwaj starsi panowie opowiadali sobie o niej na nowo. (...)Niedawno, przy herbatce, Rita i Ewa opowiedziały mi pyszną historię związaną z obrazami z tryptyku Kossaka. Otóż kiedyś, chyba już po śmierci Henryka, przyjechał do nich Krzeczunowicz i zobaczywszy jeden z obrazów stwierdził, że słońce jest na nim zupełnie nie tam, gdzie należy (chodziło o wieczorną szarżę na trzeciej części tryptyku, która przebiegała dokładnie pod zachodzące słońce). Bezwzględnie zobowiązał Ritę, aby spowodowała naniesienie na obraz odpowiednich poprawek. Dyspozycje te wydał w sposób nie przewidujący sprzeciwu, tak więc biedne kobiety nie miały wyjścia i obiecały, że sprawę załatwią (Kossak już nie żył od kilkunastu lat). Rzecz jasna dały obrazom spokój, ale pech chciał, że po kilku latach Krzeczunowicz znowu przyjechał i przyszedł sprawdzić czy słońce znalazło się na właściwym miejscu. Podobno zrobiła się z tego straszna awantura, a Krzeczunowicz wyjechał obrażony śmiertelnie.46

Zanim J. Kossak rozpoczął malowanie tryptyku "Bitwa pod Komarowem" przyjechał w latach 30. XX w. na jej miejsce wraz z H. Brzezowskim. Zapoznał się wtedy z panoramą bitwy.

Dla upamiętnienia bitwy pod Komarowem jej uczestnicy na kilka lat przed II wojną światową, podjęli inicjatywę wzniesienia na okolicznych polach Pomnika Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej. Powołano Komitet Budowy Pomnika z gen. Juliuszem Rómmlem jako przewodniczącym. Dokonano wyboru odpowiedniego miejsca. Przyjęto także projekt pomnika, którego autorem był inżynier architekt B. Zinserling. Projekt przedstawiał potężnych rozmiarów skrzydło husarskie na wysokim cokole z napisem: Poległym na polu chwały towarzyszom broni - kawalerzyści i artylerzyści konni. Na drugiej stronie cokołu miały być wyryte nazwy pułków kawalerii oraz dywizjonów artylerii konnej, które brały udział w walce.47

Na łagodnym falistym terenie, nieco na północ od miasteczka Komarów, miał stanąć pomnik Polskiej Jazdy, jako wyraz sławy naszego oręża. U przełomu naszej kampanii wolnościowej z 1920 roku rozegrano tam bitwę jakich mało - wielką bitwę kawalerii. Mongołowie, Tatarzy, Kozacy i te same rubieże Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Bezprzykładne reminiscencje, coś jakby urywek z epoki Jagiellonów lub ze złotego wieku naszego rycerstwa. [...] Pod Komarowem zważaliśmy mało na ogień; armaty nie imponowały a natrętny brzęk taczanek, które obsiewały stalowym grochem wiele hektarów suchego pola, wydobywając z niego drapieżne kłąbki kurzu, nie robił także wrażenia. A jednak to wrażenie zaistniało i było tak potężne, że żaden uczestnik nie zapomni tego dnia do śmierci. Wywołała je panorama bitwy, jej zażartość i zmienność, z powodu czego los dywizji wisiał kilkakrotnie na cienkim włosku. Potęgowały je nieprawdopodobne masy konnicy przeciwnika, jej ruchliwość oraz natarczywe parcie z Cześnik w kierunku na Komarów.48

W planach było też utworzenie na Wawelu sali poświęconej między innymi pamięci polskich kawalerzystów. Miały się tam znaleźć urny z ziemią z najsławniejszych pól bitewnych: Grunwaldu, Wiednia, Chocimia, Kircholmu, Somosierry i Komarowa. Pomysł ten spotkał się z wielkim entuzjazmem dowódców wszystkich pułków. W 1928 r. na pole bitwy pod Komarowem przybyła delegacja z Krakowa po ziemię do urny celem złożenia na Wawelu (lub na Kopiec Kościuszki). Delegację przyjął Wójt Gminy Komarów Piotr Wiśniewski wraz ze społecznością komarowską. Ksiądz Józef Masztalerz odmówił modlitwę i poświęcił ziemię. Jednak II wojna światowa przekreśliła ten, jak i wcześniejszy zamiar.

Polska kawaleria, tak bogata w tradycje, odeszła w przeszłość pełna bojowej chwały, lecz wspomnienie o niej niech będzie zawsze żywe!49 Bitwa pod Komarowem przeszła od tamtych czasów na trwałe do historii wojskowości jako ostatnia w XX w. wielka bitwa kawalerii. Jej ślady wryte były w pomnik ułanów poległych w wojnach 1918 -1920 w Trembowli (pomnik zniszczony w 1940 r.). Do dzisiaj są widoczne na Pomniku Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Pole bitwy spod Komarowa przypominają groby na cmentarzu parafialnym w Komarowie, Pomnik Ułana przy Kościele Św. Trójcy w Komarowie, obraz na ścianie wewnątrz tego kościoła, obrazy Jerzego Kossaka, tablica pamiątkowa na polach Wolicy Śniatyckiej oraz wspomnienie pisane ręką uczestników bitwy.

Chyba w żadnym innym wojsku nie znajdziemy tylu przykładów kultu Maryjnego, co w dziejach wojska polskiego. Najbarwniejsze karty tej tradycji dotyczą niewątpliwie kawalerii II Rzeczypospolitej. W wielu pułkach Matka Boża Częstochowska błogosławiła ułanom ze sztandarów, w kilku innych ułani uciekali się pod obronę Ostrobramskiej Pani. Wizerunek Niepokalanej na stałe nosili na sztandarze i w sercach ułani Jazłowieccy. Jej opiece zawdzięczali swoje zwycięstwa.

Modlitwa Ułana Jazłowieckiego

Szczęście i spokój daj tej ziemi, Pani,
Co krwią spłynęła wśród wojen, pożogi.
Do Cię swe modły zanosim ułani,
Odwróć, ach odwróć, o odwróć los srogi
I by radosna była, jako uśmiech dziecka,
Spraw to, Najświętsza Panno Jazłowiecka.

Spraw, by zasiadła sławna i potężna
Między narody, królując wspaniale
By się rozeszła sława jej oręża
Spraw to, o Pani, spraw to ku swej chwale,
By zło jak nawała rozprysło turecka
Spraw to, Najświętsza panno Jazłowiecka.

By pod Jej rządów wspaniałym ramieniem
Zakwitły miłość i spokój jak w niebie.
Daj, by ułana ostatnim westchnieniem
Było móc polec, polec w Jej potrzebie!
Aby Jej strzała nie tknęła zdradziecka
Spraw to Najświętsza Panno Jazłowiecka.

Por. Władysław Nowacki / 1926 r.

Obrazy bitwy polsko - bolszewickiej pod Komarowem na trwałe pozostały w pamięci Pana Stanisława Kantora, wówczas dziesięcioletniego chłopca, mieszkańca Wolicy Śniatyckiej. Sierpień 1920 r. kojarzy mu się z wielką ilością wojsk bolszewickich, które już wcześniej kwaterowały w miejscowych gospodarstwach: Urodziłem się w 1910 r. w Komarowie. Rodzice moi zajmowali się rolnictwem. Jako mały chłopiec pomagałem im w pracach gospodarskich. Wychowywany byłem w duchu patriotyzmu i poszanowania tego, co polskie. Kiedy więc w lecie 1920 r. zobaczyłem ogromne masy obcych wojsk, przeraziłem się. Niepokój czuła nie tylko moja rodzina, ale i inni mieszkańcy wioski. W momencie wybuchu walk część z nich schroniła się w murowanej oborze na naszym podwórku.

Nigdy nie zapomnę widoku bolszewików, chociażby ze względu na ich wygląd i zachowanie. Niczym nie przypominali wizerunku żołnierza. Karabiny mieli zwieszone na sznurkach lub łańcuchach. Płaszcze, kurtki, waciaki - każdy inny, jak nie z tego świata. Wszyscy zmęczeni i głodni. Nasze gospodarstwa ogołocili z żywności dla siebie i dla zwierząt. Łapali kury i nie odzierając ich z pierza, bez patroszenia, piekli je na paleniskach ułożonych z kamieni. W porównaniu z nimi polski ułan wyglądał "jak malowany". Pomimo zmęczenia - dumny i dostojny, z szablą przy boku, w mundurze i czapką z orzełkiem. Z taką czapką kojarzy mi się pewne zdarzenie. Kiedy mój starszy brat Edward wyszedł w niej na podwórze natychmiast podbiegł do niego bolszewik. Z wielką złością zdarł mu ją z głowy, wyrwał i połamał orzełka. Wyjął zza poły płaszcza kawałek czerwonego materiału i powiedział: "To będzie teraz twój znak".

Rankiem 31 sierpnia wraz z ojcem wyszedłem do sąsiada Kołodziejczyka i tam z drabiny, stojącej przy dużej akacji obserwowałem co się dzieje. Widziałem błysk szabel, słyszałem okrzyki walczących, tętent i rżenie koni. Nie oglądałem tego długo z uwagi na coraz silniejszy ostrzał artyleryjski. Wraz z innymi ukryliśmy się w oborze. Z przerażeniem patrzyłem na rannego polskiego żołnierza, któremu sanitariusz bolszewicki wiązką siana zatykał ranę w brzuchu. W pewnym momencie na naszym podwórku wybuchła kula armatnia, zabijając konie i bydło. Walki trwały cały dzień. Ziemia drżała, w powietrzu słychać było jeden świst. Wielkie masy żołnierzy w bitewnym pędzie przemieszczały się z miejsca na miejsce. Wieczorem bitwa ucichła. Bolszewicy uciekali w popłochu zostawiając po sobie ranne konie i armaty. Armat naliczyłem dziesięć. Przez kilka dni mój ojciec, wraz z innymi mieszkańcami wsi, dobijali ranne konie i zakopywali je w wielkich, wykopanych przez siebie dołach. W każdym z nich zasypywali po kilka sztuk. Przez kilka lat w tych miejscach zapadała się ziemia. Te miejsca mogę wskazać jeszcze dzisiaj.
50

O tym co działo się w Komarowie w sierpniu 1920 r. opisał Zbigniew Możdżeń, na podstawie opowieści wysłuchanej w sierpniu 1939 r. od Karola Jachymka, mieszkańca ul. Tomaszowskiej w Komarowie.

Wojen to tu nie było (...) ale ta największa i najważniejsza to była w dwudziestym, tu na   naszych łąkach. (...) Aż tu ci zaczęli gadać, że bolszewiki idą i wszystko rżną. Panika, zaczęli uciekać, ale to ci bez ziemi, bo chłop gdzie pójdzie? Ziemi z sobą nie weźmie. Zostalim. Jakoż najechało się bolszewików, a   wszystko na koniach.  My z niezwyciężonej konnej armii Budionnego, mówili, i zara wzięli się za rządzenie. Co którego Polaka złapali, co   był w gminie albo w inszym urzędzie pracował, zaraz wyprowadzali do parni i kula w łeb. Bez pardonu. A na gminie wywiesili wielki czerwony  napis "Niech żyje Polska Republika Radziecka" i na rynku wiece organizowali, gdzie ichni komisarze o wolności, jaką przynoszą, gadali. Najwięcej wokół nich kręciło się żydków. Niektórzy to nawet zostali się   za, jak to nazywali, agitatorów. Łazili po chałupach i namawiali   chłopów do tej republiki radzieckiej. "Co wy chłopie - gadali - nie bądźcie głupie, sowiety potężne i   sprawiedliwe, dobrze będzie. Nie chcecie chyba, żeby panowie znowu  rządzili, nie tęskno wam za szlachtą, żeby was znowu goniła i odrabiać   pańszczyznę kazała. Polska, po co wam Polska? Zresztą będzie Polska,  tylko że radziecka, sprawiedliwa, gdzie rządzić będzie chłop i   robotnik. A chłop i robotnik, to jaka różnica czy un Polak czy   Rosjanin. Wszystkie jednakowo biedne, równe sobie". I niejeden se po tym żydowskim gadaniu myślał, że coś w tym musi być, a   jedno najpewniejsze, że Rosja czyli sowiety potężne i nie pozwolą żeby Polska istniała. Na razie póki co, zaczęli rządzić Żydy. (...) Ty nie pamiętasz (...) jak Żydy latały za ichnimi   komisarzami czy żandarmerią w skórzanych kurtkach, z wielkimi mauzerami   w drewnianych kaburach przy pasach i pokazywali gdzie świniak, gdzie   jałówka albo insze dobro.
Tak to się wtedy zaczęło panoszyć, jakby sowiety mieli zostać na   zawsze. A kiedy na pięterku u Joska w Paradysie zakwaterował sam   naczelny komandir Budionny, wielu było takich, którzy myśleli, że już   znowu Rosja na wieki. Co prawda żydki jeżdżące z handlem szeptali, że   Polacy jeszcze się we Lwowie bronią, że Warszawy jeszcze nie zajęli   bolszewicy, ale komisarze komentowali te wieści krótko: to już Polaków   ostatnie podrygi i lada dzień skończą się lachów rządy. Trwało to tak z   miesiąc. Akurat kiedy wywieźli i zjedli wszystkie świnie, krowy i inszy   dobytek i zaczął się pojawiać głód, gruchnęła wieść, że nadchodzi   Wojsko Polskie. Było to w porę jak tera, gdzieś po żniwach, pod koniec sierpnia. Pamiętam, bo ojciec naraił konia od Wiśniewskiego i mieliśmy na   podorywkę wychodzić.
Zrazu wszyscy myśleli, że to takie gadanie, jak   wiele w onych czasach bywało, ale kiedy zobaczyliśmy, że bolszewicy na   trąbkach zaczęli grać i zbierać się, uwierzyliśmy. A było ich chmara, o tu całe te pola pokryte były tym tałatajstwem. Spali pod namiotami, w chałupach, w stodołach lub zwyczajnie na polu. Głowa na kulbace, a od zimna, idącego nocą z ziemi płaszczem i wódką   chroniony. O tu na tej ulicy Tomaszowskiej, wtedy była to tylko szeroka   droga bez klinkieru, formowali się w kolumny i odjeżdżali na północ,   jak na łąki.  Krzyczeli i śmieli się, że jadą wojsko lachów wyrezat'. Polecieliśmy na górkę pod kościół. Domów Skowyry i Karamasza jeszcze   wtedy nie było i widoku na łąki nie zasłaniały. Kościół był otwarty, bo   konie, które tam jak w stajni trzymali wyprowadzali do szyku. Nikt nas   nie przeganiał, ino na wieżę wleźć nie pozwalali, musi ichni obserwator   tam siedział, ale i spod wielkich drzew widać było hen, aż pod Miączyn. Zebrała się kupa ludzi i wszyscy pilnie wypatrywali w stronę Miączyna,   skąd mieli nadejść nasi. Stali w milczeniu, a tylko baby zaczęły   lamentować - że musi będzie koniec świata, bo przepowiadany antychryst   przyszedł - ale nie za głośno, żeby stojące w pobliżu bolszewiki nie   usłyszeli. W głowie się nie mieściło, żeby normalni ludzie, a nie   posłani przez złego, mogli z kościoła zrobić stajnię. (...) Zrobili stajnię, a potem miał być klub (...) Lament bab jednak szybko ucichł, bo zobaczyliśmy wyjeżdżającą na łąki z   miasta bolszewicką konnicę. Jak brunatna chmura pokryli zielone łąki.
Było ich tyle, że pierwsze szeregi sięgały po rów, a ostatnie jeszcze z   miasta nie wyszli. Olaboga, ktoś jęknął, wszystką trawę zmarnują i na   oktawę nie będzie po co z kosą wychodzić. Ale szybko ucichł. Taka ich   była potęga, że tylko modlić się...  Nie ma takiej siły na świecie, myślelim, która by mogła ich rozbić. Rozległy się szepty modlitwy. Wtem ktoś pokazał ręką - o tam, o tam   idą! Sina mgiełka zamykająca horyzont pod Miączynem zaczęła grubieć aż   w końcu rozdzieliła się na dwie linie. Jedna przezroczysta, pozostała   dalej na końcu widoczności, a druga, ciemna, intensywna w kolorze   zaczęła zbliżać się do łąk. Minęła długa chwila nim ludzie zrozumieli, że ta zbliżająca się linia,   to wojsko polskie. Bardzo cienka jednak to była linia, niewielu ich   było. Po radości przyszło zwątpienie, toż ich ruscy czapkami nakryją,   szkoda chłopców. Nie wiedzą chyba, jaka tu straszna siła przed nimi, bo   lepiej by uciekli niż dać się zarżnąć.
Bolszewicy widać też dojrzeli, jak nieliczne jest polskie wojsko, bo   nagle zagrały trąbki i jak jeden mąż, wyciągnęli z pochew szable. Zamigotali klingami i sypiąc w południowym słońcu z ostrzy błyskawicami,   galopem ruszyli na naszych. Doszło jak grzmot potężne uraaa,   przeciągłe, z dziesiątków gardeł, aż szyby w mieście zadrżały i wpadli   całym impetem na naszą kawalerię. Wydawało nam się, że lada chwila, a   nasi znikną, jak niknie piaszczysta łacha, gdy wiosną rzeka przybiera. Niektórzy pozamykali oczy i szepcząc pacierze starali się słuchem   wybadać sytuację. Myśmy patrzyli. Widzieliśmy jak nad polskimi szeregami uniosły się, z tej odległości   podobne do igieł, szable. Jak również zaczęły błyskać słońcem w   śmiertelnych młynkach. Linia polska wygięła się, ale nie pękła. Impet   bolszewików został zatrzymany. Zaczął dochodzić do nas jazgot bitwy -   strzały, krzyki, kwik koni, odgłosy uderzeń, jakby drwale rąbali w   lesie.
Bili się dzielnie, ale bolszewiki jak morze, nie mogąc przejść   przez polskie linie, zaczęli rozlewać się po łąkach szeroko i naszych   okrążać. Serca nam się ścisnęły, kiedy to zobaczyliśmy. Koniec z naszymi. Baby   zaczęły "Pod Twoją obronę... ". (...) Czarna   chmura jak zmieciona wiatrem zmieniła kierunek,  i z wielką szybkością   sunęła do miasta   szukając ratunku w okopanych na skraju rynku   kulomiotach. Zaczęliśmy i   my uciekać spod kościoła, bo bolszewicy   wpadali pokrwawieni, z dzikim  wrzaskiem czy to przerażenia czy opętania,   i cięli szablami co na drodze, nieprzytomni ze strachu. Jeszcześmy tylko   dojrzeli, jak te co nie biły się na łące, szykują kulomioty na nadjeżdżających   Polaków.  Ludzie znowu zaczęli się żegnać na taką zasadzkę. A   wystrzelają do nogi naszych, na nie osłoniętym, podmiejskim ugorze. Duża jeszcze u ruskich była siła, aleśmy już nie widzieli bo tato nie   pozwolili wychodzić z chałupy.  Tu za górą było bezpiecznie. Pociski nie dolatywały, tylko   słychać było huk granatów, tych co cięższe. (...) Patrzymy   i nie wiemy co się dzieje, a tu nadlatuje Antek od Władysława, ten sam   co go na Matki Bożej Zielnej piorun zabił i gada: "bolszewiki uciekają,   chodźcie na rynek popatrzeć".  (...) Radość była ogromna. Ksiądz kazał bić w sygnaturkę (...) a na rynku zaczęli wszyscy: żołnierze, chłopy i nawet   Żydzi śpiewać "Boże coś Polskę ..." I tak zaczęła się niepodległa  Polska. (...) W kościele, w skrzydłach przy głównym wejściu, wmurowane są  cztery kule armatnie, na pamiątkę stoczonej tutaj bitwy. A ostatnio, w   rocznicę, odsłonięto w kruchcie obraz, namalowany przez przyjezdnego   artystę, staraniem księdza proboszcza.
Obraz opatrzony jest napisem   "Rozgromienie konnej armii Budionnego przez kawalerię polską pod   Komarowem" i zajmuje całą boczną ścianę.  Z lewej strony obrazu, z sinej mgły wynurzają się w galopie   polscy kawalerzyści, w niebieskich mundurach z amarantowymi   chorągiewkami na lancach, z uniesionymi nad głowami szablami ostrymi   jak brzytwa. Przed nimi, ze zwierzęcym strachem w oczach, uciekają,   padają, proszą o pardon na kolanach bolszewicy - szara, obszarpana,   brudna, stłoczona żołnierska masa. Bardziej z prawej kilku z nich   mierzy z taczanki w polską konnicę, ale widać, że przerażenie nie   pozwala im dokładnie celować i lada moment poderwie ich do gwałtownej   ucieczki. Za nimi mężczyzna z krogulczym nosem, w skórzanej kurtce i   takiej samej czapce z czerwoną gwiazdą nad daszkiem, mierzy z   bębenkowego rewolweru w tył głowy klęczącego w sutannie księdza. Zaraz   go zastrzeli, zasłonięty przed polską sprawiedliwością żołnierzami z   cekaemem, ale jej nie ujdzie. Chwila go tylko dzieli od tego, by ułani,   obaliwszy ostatni bolszewicki szereg, i jego dosięgli szablami. Czuje się pot koński i ludzki, a kurz zdaje się drapać w gardle. - Jak żywe, aż strach bierze patrzeć - zachwycają się   widzowie obrazem. Tłum taki, że zupełnie dopchać się nie można.
51

Gdzie jesteście, ułani,
I ten konik bułany
I ten siwy, ten kary jak noc?
Gdzie taczanki pomknęły ...
Szlakiem jakich kolein
Ruszył szwadron do boju się rwąc?

Zostały tylko ślady podków.
Po szablę już nie sięgnie dłoń.
I tylko w piersi, tylko w środku
Jest żal, że już nie zarży koń.

Zostały tylko ślady podków.
Ułański patrol w lesie znikł.
Drżą jeszcze wierzb gałęzie wiotkie.
Lecz jeźdźców nie odnajdzie nikt.52


Przypisy:
  1. Wspomnienia rtm. B. Wojciechowskiego, op.cit.
  2. T. Machalski, op.cit.
  3. Wspomnienia rtm. B. Wojciechowskiego, op.cit.
  4. S. Dembiński, op.cit.
  5. T. Machalski, op.cit.
  6. Wspomnienia rtm. B. Wojciechowskiego, op.cit.
  7. Szarża, Przegląd Kawaleryjski nr 5, 2003, s. 9
  8. Szarża, Przegląd Kawaleryjski nr 5, 2003, s. 9
  9. Wspomnienia rot. B. Wojciechowskiego, op. cit.
  10. A. Pragłowski, Bitwa I Dyw. ..., op.cit.
  11. Wspomnienia rot. B. Wojciechowskiego, op. cit.
  12. T. Machalski, op.cit.
  13. S. Dembiński, 9 Pułk..., op.cit.
  14. A. Praglowski, Bitwa 1 Dyw. ..., op.cit.
  15. Aleksander Pragłowski, Biuletyn Informacyjny Oddziału Wiedzy Obronnej w Zamościu, Zamość 1995
  16. S. Dembiński, 9 Pułk..., op.cit.
  17. Córki gen. H. Brzezowskiego
  18. S. Brzezowski, opracowanie, Kraków 30 sierpnia 2002 r.
  19. Rewizje historyczne
  20. A. Pragłowski, Wspomnienia ..., op.cit.
  21. C. Leżeński, Zostały tylko ślady ...
  22. Wywiad z 2005 r. z Panem Stanisławem Kantorem.
  23. Z. Możdżeń, Niebo ...
Powyższy tekst pochodzi z książki "Komarów. Ocalić od zapomnienia" część 2 autorstwa: Anny Wojdy i Beaty Biszczan. (Zamość 2006) i jest opublikowany za zgodą autorów.


autor / źródło: Anna Wojda, Beata Biszczan
dodano: 2007-09-01 przeczytano: 3632 razy.



Zobacz podobne:
     Ułanom 1920 roku - "Namysłowiacy" / 2012-08-31
     Na komarowskich polach pogonią bolszewików / 2012-08-22
     Koncert "Namysłowiaków" w 92. Rocznicę Bitwy pod Komarowem / 2012-08-03
     Komentarz Wójta Gminy Komarów-Osada do artykułu: Komarowscy kawalerzyści zostaną "ułanami Don Kichota"? / 2012-06-22
     Komarowscy kawalerzyści zostaną "ułanami Don Kichota"? / 2012-06-04
     Miasto przyznało dotacje na imprezy kulturalne / 2012-02-24
     Szarża pod Komarowem, bolszewik został pobity / 2011-09-02
     Pamięci uczestników bitwy pod Komarowem, 91. rocznica wielkiej bitwy / 2011-08-23
     Szarża pod Komarowem 2010 / 2010-08-30
     Na planie filmu "Bitwa Warszawska 1920" / 2010-08-30
     Budionny pod Zamościem / 2010-08-24
     Rocznica bitwy pod Komarowem Świętem Kawalerii Polskiej / 2009-10-12
     Tomasz Dudek: "Dowodziłem prawdziwą bitwą" / 2009-09-09
     Pogonią bolszewików pod Komarowem / 2009-08-24
     Zapowiedź wielkich wydarzeń / 2009-08-07
     Powstanie Izba Pamięci bitwy pod Komarowem / 2009-02-27
     Zatęsknili za wojenką / 2009-02-26
     Ostatnia szarża. Rekonstrukcja bitwy pod Krasnobrodem / 2008-09-27
     Szable do boju lance w dłoń, Bolszewika goń! / 2008-09-04
     Rekonstrukcja bitwy pod Tomaszowem Lubelskim / 2008-09-03

Warto przeczytać:









- - - - POLECAMY - - - -




Zamość i Roztocze - wiadomości z regionu - Twoje źródło informacji

Wykorzystanie materiałów (tekstów, zdjęć) zamieszczonych na stronach www.zamosconline.pl wymaga zgody redakcji portalu!

Domeny na sprzedaż: krasnobrod.net, wdzydze.net, borsk.net, kredki.com, ciuchland.pl, bobasy.net, naRoztocze.pl, dzieraznia.pl
Projektowanie stron internetowych, kontakt: www.vdm.pl, tel. 604 54 80 50, biuro@vdm.pl
Startuj z nami   Dodaj do ulubionych
Copyright © 2006 by Zamość onLine All rights reserved.        Polityka prywatności i RODO Val de Mar Systemy Komputerowe --> strony internetowe, hosting, programowanie, bazy danych, edukacja, internet