|
Atak wygrywa mecze, obrona turniejeZastanawiałem się czy w tym tygodniu poruszyć temat typowo zamojski, czy ten, którym zajmuje się większość społeczeństwa. Zastanawiałem się długo, bo aż do czwartkowego wieczora obserwowałem tak lokalne media, jak i piłkarskie Euro. No i doszedłem do wniosku rodem z jednego z góralskich dowcipów - zamojskie przepychanki trwają i trwać będą, a z formą polskich piłkarzy różnie bywa. Zwłaszcza, że ostatnią sesję Rady Miasta przed wakacjami będziemy mieli dopiero w najbliższy poniedziałek.
Piszę ten tekst bardzo świeżo po bezbramkowo zremisowanym meczu z Niemcami na Stade de France. Pojedynku, w którym naszymi rywalami byli aktualni mistrzowie świata zaliczani oczywiście również do głównych faworytów tego turnieju. Boju, po którym tylko nieszczęśliwy zbieg okoliczności mógłby nam zabrać awans do 1/8 finału. Batalii, po której jednak dominującym uczuciem jest paradoksalnie niedosyt.
Tak, Szanowni Państwo, też dostrzegam różnicę pomiędzy swoim nastawieniem z ubiegłego tygodnia a obecnym. Wtedy byłem bardzo sceptyczny, pamiętający nieludzko nadmuchane baloniki przed poprzednimi wielkimi imprezami, które pękały z ogromną siłą już w pierwszych meczach. Pytany o wynik spotkania z Irlandią Północną typowałem całkiem poważnie remis 1:1, bo cała otoczka - na czele z irytującą reklamą jednej z sieci komórkowych z Robertem Lewandowskim i Tomaszem Kotem oraz spot ze "szczęśliwymi sznurówkami" - aż za bardzo przypominała mi przeszłość. Tymczasem wystarczyło skromne zwycięstwo, aby uwierzyć, że teraz może być naprawdę lepiej. I rzeczywiście jest.
Bo co z tego, że nasi niedzielni rywale grali wręcz przerażająco słabo? Co z tego, że nie dało rady tamtego meczu nie przegrać, a zwycięstwo było dla nas wręcz obowiązkowe? Co z tego, że Robert Lewandowski nie oddał wówczas żadnego strzału na bramkę, a Arkadiusz Milik - poza tą najważniejszą - seryjnie marnował dogodne okazje? Liczyło się samo wykonanie zadania. Tym bardziej, że ta sama Irlandia Północna w czwartek pokonała Ukrainę, czym pokazała, że też ma potencjał. Ukraińcy zaś zostali praktycznie wyrzuceni z turnieju, co moim zdaniem na pewno będzie mieć wpływ na ich postawę we wtorkowym meczu z Polakami. W niedzielę oczywiście nie mogliśmy jeszcze tego wyniku znać, ale wiary i tak mieliśmy w sobie wiele.
I choć z Niemcami to nasi przeciwnicy oddali kilka strzałów w światło bramki (my okrągłe zero), mieli przewagę w posiadaniu piłki i ogólnie grali w sposób jakoś tak bardziej zorganizowany, to teraz kibice mają w pamięci nie tyle doskonałe interwencje Pazdana, Glika, Krychowiaka czy Fabiańskiego, lecz beznadziejne kończenie akcji przez Milika. Akcji, w których albo należało po prostu dostawić nogę, albo nie strzelać sobie w drugą kończynę dolną. Tak klarownych okazji Niemcy nie zdołali sobie wypracować przez całe spotkanie.
Właśnie to mnie napawa największym optymizmem przed dalszą częścią turnieju. Może część z Państwa pamięta moje utyskiwanie na grę Brazylii na ostatnim Mundialu, która przegrała półfinał z Niemcami aż 1:7. A wszystko przez to, że jej trener zapomniał, iż drużynę powinno się budować od środka defensywy, aby spokój w obronie wspomagał konstruowanie akcji ofensywnych. Przed Euro we Francji także o ile formy napastników byliśmy raczej pewni, to obaw o defensorów mieliśmy mnóstwo. Zwłaszcza po sparingu z Holandią, gdzie Michał Pazdan był najsłabszym ogniwem tej linii. Tymczasem choć strzeliliśmy dotąd zaledwie jedną bramkę, to dzięki postawie obrońców należymy do najlepiej prezentujących się ekip w całych mistrzostwach. A warto pamiętać, że turnieje wygrywa się przede wszystkim dzięki defensywie, dlatego oczekiwanie na naprawdę dobry wynik końcowy polskiej reprezentacji nie jest już moim zdaniem w najmniejszym stopniu przesadzone.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2016-06-16 przeczytano: 3583 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|