Długo nie podejmowałem na tych łamach tematu kolejnictwa w regionie, choć wcale nie jest tak, że nic się w tej dziedzinie nie wydarza. Przeciwnie - dzieje się bardzo dużo, ale najważniejsze są dwie sprawy, o których dziś Państwa poinformuję.

Pierwsza wiadomość jest generalnie dobra, jeśli nie bardzo dobra. Poseł Sławomir Zawiślak na niedawnej konferencji prasowej zasygnalizował, iż w nowym rozkładzie jazdy - wprowadzanym co roku w drugą niedzielę grudnia - miałby znaleźć się pociąg łączący bezpośrednio Zamość (a być może nawet i Hrubieszów) z Warszawą. Z doświadczenia wiem, że w tych sprawach poseł nie rzuca słów na wiatr, zatem o konkretach dotyczących tego połączenia dowiemy się zapewne w najbliższych miesiącach. Na razie jednak wygląda na to, że możemy sobie pozwolić na delikatny optymizm.

Z tym pociągiem jednak - podobnie zresztą jak z szynobusami kursującymi do Lublina - nierozerwalnie łączy się kwestia inwestycji, na którą czeka cały nasz region. Po odbudowie łącznicy w Rejowcu kolejnym przedsięwzięciem pozwalającym na realne skrócenie czasu przejazdu koleją jest budowa podobnej łącznicy w Zawadzie. Rzecz, którą postulowałem jeszcze na samym początku mojej pracy dziennikarskiej, ma szansę realizacji. Niestety wiele wskazuje na to, że nie jest ona w smak lokalnemu PSL-owi. Albo przynajmniej nie jest w smak w kontekście zbliżających się wyborów samorządowych.

Kwestią sporną jest nowy wiadukt drogowy, jaki musiałby powstać przy budowie łącznicy. Aby spełnić normy, łącznica musiałaby przecinać ciąg drogi krajowej nr 74 pod kątem co najmniej 60 stopni. Powoduje to konieczność przebudowy kilkuset metrów DK74 tak, aby ciąg drogowy przybrał na tym odcinku kształt leżącej litery "S". Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, mieszkańcy Zawady - przynajmniej ci, którzy będą musieli odstąpić swoje grunta za odszkodowaniem - wyrażają swój stanowczy sprzeciw wobec pomysłu. Popiera ich w tym gorąco lokalne Polskie Stronnictwo Ludowe, łącznie z Arkadiuszem Bratkowskim oraz wójtem Gminy Zamość Ryszardem Gliwińskim. Ten ostatni wystosował niedawno obszerne pismo, w którym dowodzi, że przedsięwzięcie nie ma zapewnionego finansowania, dlatego zgody na nie wyrazić nie może. Bratkowski zaś miesiąc temu wziął udział w pikiecie mieszkańców, podczas której wmawiano opinii publicznej, że inwestycja będzie kosztować 300 milionów złotych, co jest kwotą stanowczo zbyt dużą jak na oszczędności czasowe rzędu 15 minut.

Pominę "drobiazg", jakim jest informacja w załączniku pisma wójta, wedle której koszty budowy łącznicy wyniosą (wedle szacunków z 2016 roku) 31 milionów złotych, co stanowi znaczną różnicę w porównaniu z tym, co mówiono w czasie manifestacji. Przypomnieć jednak chciałbym, że nie tak dawno marszałek Sławomir Sosnowski obiecywał, że jeśli PKP PLK wybuduje z własnych środków łącznicę omijającą Rejowiec, to Urząd Marszałkowski Województwa Lubelskiego z oszczędności na rewitalizacji linii Lublin-Łuków dofinansuje łącznicę omijającą Zawadę oraz przystanek Rejowiec Zachód. Łącznica rejowiecka stoi, a tymczasem środki zostały przesunięte... na inne zadania związane z linią Lublin-Łuków. Tego już jednak marszałek woli nie pamiętać.

Ale chyba najbardziej denerwuje mnie twierdzenie, że oszczędność czasu rzędu 15-20 minut jest bez znaczenia na całej podróży do Lublina i dalej. Denerwuje, bo ilekroć czytam narzekania na długi czas jazdy do stolicy naszego województwa, to jako przykład zawsze wymieniany jest długi czas oczekiwania na zmianę czoła pociągu w Zawadzie i Rejowcu. Teraz okazuje się, że w sumie wszystko jest w najlepszym porządku, a czas jazdy należy zmniejszać na innych odcinkach oraz przez elektryfikację szlaku. Tu już jednak żadne konkrety się nie pojawiają. A niestety bez nich nie zrobi się niczego.