|
SchadenfreudeBieżąca kampania wyborcza należy z całą pewnością do najnudniejszych, jakie widziałem. Choć wszystkie strony krzyczą, że będą to najważniejsze wybory w historii III RP i od ich wyniku zależy los Polski na... co najmniej najbliższą kadencję, to w kampanii tego totalnie nie widać. Nawet jeśli ktoś coś ogłasza, to jest to albo nieśmiałe, albo przytłumione, albo w ogóle mało sprawiające wrażenie, że podmiotowi ogłaszającemu szczególnie zależy na dotarciu z tym do społeczeństwa. Może poza niedobitkom z Kukiz'15, którzy ze wszech sił starają się udowodnić społeczeństwu, że choć są na listach PSL-u, to się z PSL-em nie utożsamiają. A jeśli już, to raczej PSL się utożsamia z "kukizowcami", a nie na odwrót. Nie wiem czy to raczej ich wspólnej listy nie pociągnie w dół, ale to sprawa między tymi grupami.
Grunt, że Naród toczoną kampanią nie przejmuje się praktycznie wcale. Sam najchętniej powycinałbym wszechobecne plakaty wyborcze, które kłują w oczy przechodniów i kierowców. A i niedawno podjąłem decyzję, że nie zagłosuję w wyborach do Senatu na kandydata, który na jednym z krakowskich targowisk częstował odwiedzających to miejsce krówkami-ciągutkami. Nie umiem zaufać komuś, kto skąpi grosza na dobry towar. Pewnie niektórzy uznają to za powód bzdurny, lecz... tak naprawdę trudno się inaczej przekonać o jakości kandydatów, których się przecież na co dzień nie zna, aniżeli w bezpośrednim kontakcie. A ten dobrze nie wypadł. Ale też nie ukrywam, że odczuwam swego rodzaju schadenfreude na myśl o aferze, w którą się wkopali aktorzy biorący udział w kampanii profrekwencyjnej.
Wiem, że z kolei teraz niektórzy ostatnie słowo z poprzedniego akapitu ujęliby w cudzysłów, bo wspomnianym aktorom bynajmniej nie chodzi o jako taką wysoką frekwencję 13 października, ale ostatnie wydarzenia sprawiły, że skutek będzie dokładnie odwrotny. Udawanie osób chorych psychicznie przez m.in. Wojciecha Pszoniaka i Olgierda Łukaszewicza wywołało efekt lawiny. Nie tylko Rzecznikowi Praw Obywatelskich i paru podmiotom od leczenia psychiatrycznego nie spodobało się hasło "Nie świruj, idź na wybory!", ale też wielu osobom ze środowiska osób z niepełnosprawnościami - nie tylko psychicznymi. Do tego stopnia, że padło mnóstwo deklaracji od ludzi, którzy normalnie nie poszliby do urn, że właśnie to zrobią. I bynajmniej nie zagłosują na partie bliskie aktorom ze wspomnianej kampanii.
Czuję schadenfreude, bo ta historia idealnie pokazuje hipokryzję piewców tzw. tolerancji. Zwłaszcza wobec osób niepełnosprawnych. Tymczasem w tej kwestii - jak w sumie każdej innej - najważniejsza jest praktyka, a nie deklaracje. Choć wielu celebrytów chwali np. Annę Dymną za to, co robi wspólnie z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim na rzecz osób niepełnosprawnych intelektualnie, to zarazem są za tym, aby istniało prawo pozwalające na zabijanie takich osób w łonie matki. Za to chwalą się, że używają obecnie politycznie poprawnego zwrotu "osoby z niepełnosprawnością/-ami", jakby stanowił on jakąś faktyczną różnicę (nie stanowi, bo w języku polskim sformułowanie "osoba niepełnosprawna" wygląda inaczej niż w angielskim). Teraz palą głupa, że kampania "Nie świruj..." wcale nie miała obrazić osób chorych psychicznie. Przyznają Państwo, że mamy aktorów o wyjątkowo niewielkiej wyobraźni.
Na gruncie zamojskim także mogę wymienić osoby z życia publicznego, które coś takiego uprawiają. Zresztą nawet się z tym nie kryją w swoich mediach społecznościowych. Niektóre z nich to postacie - przynajmniej jeszcze do niedawna - bardzo znane z obrad Rady Miasta czy kampanii prezydenckiej. Też są to ludzie pełni wzniosłych słów o potrzebie utrzymania praworządności, równości i świeckości państwa. Każda informacja o aferach władzy lub Kościoła - obojętnie czy prawdziwa, czy rozdmuchana - jest przez nich uważana za dowód upadku państwa, samorządu lub Kościoła. I nikomu z nich do głowy nie przyjdzie, że stawiając sprawy w taki sposób sami się stawiają w roli tych, którym nie warto ufać. Zwłaszcza jeśli swych adwersarzy nazywają - przykładowo - karłami, a prezentowanie przez nich odmiennych poglądów - kłamstwami.
Biblia - a konkretnie Jezus - mówi: "Po owocach ich poznacie". Zatem poznawajmy i pamiętajmy, że niektóre z owoców są piękne na zewnątrz, a bardzo gorzkie czy wręcz trujące w środku.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2019-09-26 przeczytano: 1769 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|