|
Kukiz, czyli dylemat koniczynyNie będę się odnosił w niniejszym tekście do ostatniej odsłony wyborów prezydenckich, którą mieliśmy w ostatnią niedzielę. Sam swój głos oddałem korespondencyjnie i wrzuciłem do skrzynki pocztowej. Dziś poruszę temat, który media - myślę, że niespecjalnie - w dużej mierze przemilczały, ale który moim zdaniem odegra dużą rolę w przyszłości. Najpóźniej w najbliższych wyborach parlamentarnych.
Pamiętamy jak przed rokiem poseł z Zamościa, czyli Jarosław Sachajko, poszedł za liderem swego ruchu Kukiz'15, aby stworzyć jedną listę wyborczą z PSL-em. Twór ten nazwano "Polskie Stronnictwo Ludowe - Koalicja Polska" i - również ku mojemu zaskoczeniu - otrzymał całkiem przyzwoity wynik. 8,55 proc. i 30 mandatów to rezultat, który pozwolił utrzymać się na powierzchni zarówno ludowcom, jak i "kukizowcom", ale który zarazem wymusił poniekąd utrzymanie tej współpracy na czas wyborów prezydenckich. Wyborów, podczas których Władysław Kosiniak-Kamysz miał naprawdę spore szanse na wygraną, o ile znalazłby się w drugiej turze. Nie tylko do niej nie wszedł, na co się zresztą od pewnego czasu zanosiło, ale osiągnął wręcz tragiczny plon - 2,36 proc. Zawód przeżyli wszyscy, z samym liderem PSL-u, który szczerze wierzył, iż może w tych wyborach namieszać. A jakby tego wszystkiego było mało, cios w plecy wbił mu współtowarzysz broni, czyli Paweł Kukiz. W rozmowie z Onetem w taki oto sposób skomentował wspomniany rezultat wyborczy: "Niecałe 3 proc. to nie jest wynik rewelacyjny. Media najczęściej komunikowały, że jest on [Władysław Kosiniak-Kamysz - przyp. R.M.] kandydatem PSL, które, delikatnie mówiąc, ma nie najlepszy PR, na który sobie zapracowało przez wcześniejsze lata. Trudno jest więc wymagać, żeby moje postulaty uzyskały świetny rezultat, kiedy głównie przez media są prezentowane na tle koniczyny".
Paweł Kukiz w polityce ogólnopolskiej działa od ponad pół dekady, tak więc powyższej wypowiedzi z pewnością nie można zrzucić na jego nieobycie w tej dziedzinie życia. A chyba można stwierdzić, że w taki efektowny sposób przestrzelił sobie oba kolana naraz.
Po pierwsze: romans "kukizowców" z ludowcami powstał z inicjatywy samego Pawła Kukiza. To on - widząc pikujące ostro w dół sondaże swojej grupy w Sejmie - gorączkowo szukał grona, które chciałoby ją przygarnąć. Z jakiegoś powodu udało mu się akurat z PSL-em. Jak już wspomniałem - korzyść finalna była obustronna. Po drugie: nawet ubiegłoroczna kampania parlamentarna rzadko dawała się poznać jako kampania "Koalicji Polskiej". Plakaty wyborcze eksponowały właśnie ową "koniczynę", zaś drugi człon tego grona często nie był ujawniany wcale. Wtedy jednak Pawłowi Kukizowi to nie przeszkadzało, a poseł Sachajko z uporem godnym lepszej sprawy powtarzał, że "koalicja" zobowiązała się walczyć o dziesięć kluczowych punktów programowych ważnych dla "kukizowców". Po trzecie: tym samym nie zmieniło się tak naprawdę nic. Poza kwestią najważniejszą - wynikiem wyborczym, który dla Pawła Kukiza stał się kulą u nogi.
Pisząc te słowa nie wiem kto wygrał drugą turę wyborów prezydenckich. Ale prócz najważniejszych rozstrzygnięć warto popatrzeć na dalsze miejsca. W tym również w kontekście dalszej działalności posła Sachajki. Słuchałem go przed dwoma tygodniami w sobotnie przedpołudnie na antenie Radia Lublin, gdzie brał udział w dyskusji z innymi posłami z Lubelszczyzny. Dało się wyraźnie wyczuć w jego głosie irytację,
niepewność, a przede wszystkim chęć wyjaśnienia z klubowymi kolegami kilku podstawowych spraw. Czuję, że lato tam będzie wyjątkowo gorące.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2020-07-16 przeczytano: 13667 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|