|
45. ZLT: "Wiśniowy sad" o czasie, który mija...Wyreżyserowany przez zamościanina Mateusza Tymurę "Wiśniowy sad" Antoniego Czechowa, w interpretacji aktorów Teatru Latarnia z Białegostoku, pokazał upadek pewnej cywilizacji, odejście pewnego świata, którego już nie ma. A jednocześnie tchnął w widza nadzieję na odrodzenie. Trzygodzinny spektakl pokazano w Parku Miejskim w Zamościu (22.07.)
Długa kolejka chętnych na spektakl (wpuszczanie widzów na spektakl zgodnie z procedurą trwało 40 minut), najdobitniej zaświadcza nie tylko o potrzebie spotkania z teatrem, ale raczej o potrzebie przeżywania głębszych uczuć, które niesie każda sztuka, ale przede wszystkim, które niesie spektakl Czechowa. Rosyjski nowelista i dramatopisarz uznawał "Wiśniowy sad" za komedię. Tymczasem teatromani i widzowie odbierają spektakl jako niezwykle aktualny utwór dramatyczny, wręcz proroczy. Utarł się przecież powiedzenie, że jedyna pewna rzecz na tym świece, to zmiany. Zmiany, które dla jednych niosą ból i cierpienie z powodu utraty, a dla innych szansę na nowe, które nie patrzy na nasze uczucia i emocje, tylko przychodzi.
O powody sięgnięcia przez organizatorów po okrzyknięty najwybitniejszym dramatem w dorobku Antoniego Czechowa "Wiśniowy sad" - pytamy Grażynę Kawalę, kierownika programowego 45. Zamojskiego Lata Teatralnego, instruktora teatru i recytacji Zamojskiego Domu Kultury. Panią Grażynę pytamy również o jej przeżycia związane z przesłaniem tego spektaklu.
- Z powodu 440. lat Zamościa nawiązujemy do tradycji miasta, nie tylko teatralnych. Chcieliśmy podkreślić wielokulturowość miasta. W tym mieście mieszkali: Ormianie, Żydzi, Grecy, Włosi, Rusini, Szkoci i wiele innych narodowości. Udało się nam zaprosić, ale nie udało się nam sprowadzić z powodu pandemii wszystkich tych nacji, chociaż mieliśmy już podpisane umowy. Jeśli chodzi o Rosję to chcieliśmy zaprosić teatr z Sankt Petersburg a . Nie udało się, więc Czechowem chcieliśmy zaznaczyć obecność naszych wschodnich sąsiadów, kiedyś tu. Dlaczego spektakl został zrealizowany w Parku? "Wiśniowy sad" Teatru Latarnia pomyślany był jako spektakl premierowy i nie plenerowy. Miał swoją premierę w sadzie, na ulicy Grunwaldzkiej w Białymstoku, ale także został pokazany w Białostockim Teatrze Lalek. W obecnej sytuacji my nie mamy odpowiedniej sali na prezentację spektaklu, więc zdecydowaliśmy się na park. Zresztą, park to była jedna z lokalizacji tego spektaklu Mateusza Tymury. Miejsce wybraliśmy my. Szukając lokalizacji na tę sztukę, uwzględniliśmy odległość sceny od złącza prądu.
- "Wiśniowy sad" Teatru Latarnia widziałam dwa razy. Pierwszy raz w Białostockim Teatrze Lalek 30 grudnia 2019 roku i widziałam 22 lipca 2020 roku w zamojskim parku. To na pewno nie są takie same spektakle. Mateusz Tymura jest reżyserem, który lubi grać wśród publiczności, blisko w kontakcie z widzem. Sytuacja w parku trochę mu to uniemożliwiła, bo takie rozsadzenie widzów z powodu reżimu sanitarnego, oddaliło widzów od artystów. Ale, pomimo tego oddalenia, jedenastka aktorów zaanektowała tę przestrzeń w sposób doskonały, łącznie ze wspinaniem się na wzniesienia parkowe, zrywaniem lebiody na łączce - mówiła Grażyna Kawala.
- Czy spektakl możemy definiować jako rzecz o przemijaniu, godzeniem się na utratę świata, który odchodzi, wręcz końcem pewnej cywilizacji. Bije z niego ogromną nostalgia i smutek. Czy może jednak doszukamy się nadziei, szansy na odrodzenie?
-Nie wiem czy tam można znaleźć nadzieję. Można na pewno snuć refleksje na ten temat. Wracając ze spektaklu z moją znajomą, rozmawiałyśmy o spektaklu i Marta Słomianowska powiedziała, że jej się ten spektakl skojarzył z "Lalką" Prusa. Tam też było o honorze arystokracji, o dumie, też o dumie kupca. Nie mówiła, że sytuacja jest podobna, ale mówiła, że takie miała skojarzenia. "Wiśniowy sad" mówi o przemijaniu, o stracie, ale przede wszystkim mówi o ludziach. Mnie się wydaje, że wydźwięk spektakl, jest taki, o jakim mówi reżyser - dla jednych jest to nowy początek, dla drugich - to jest koniec świata, pewnego świata. Spektakl ma taki właśnie wydźwięk.
-Można więc konkludować, że każdy z widzów, poprzez doświadczenia swojego życia, tak lub inaczej odczyta ten spektakl. Że ten odbiór będzie osobisty, a jego interpretacja będzie wynikać z sytuacji życiowej, w jakiej w danej chwili znajduje widz. Także z jego indywidualnej wrażliwości na emocje, jakie płyną ze sceny.
-O ten odbiór dobrze jest zapytać widzów. Uważam, że ten spektakl potrzebuje bliskości, rozmowy aktora z widzem. Duża przestrzeń do ogrania przez aktorów, zapewne to uniemożliwiała. Ale jestem przekonana, że poradzili sobie doskonale. Podkreślmy, że spektakl trwa trzy godziny. I nie jest to spektakl, w którym aktorzy szarżują. Nie jest to spektakl obliczony na fajerwerki. Aktorzy, według mnie, grają ze sporą powściągliwością. I co zauważyła druga moja znajoma - aktorzy byli cały czas "w roli". Bo w tym spektaklu jest tak, że cała jedenastka jest na scenie, co oznacza, że grają na drewnianym podeście, który nie był jednak jedynym wyznacznikiem. Scena była właściwie wszędzie, na całej tej przestrzeni zwanej w Zamościu "szachami" w parku. Ale było też wile scen, gdzie były duety, dialogi, monologi. Pozostali aktorzy byli cały czas "w roli". Anna Harke podkreślała to z podziwem - powiedziała Grażyna Kawala.
Jedno należy oddać reżyserowi spektaklu i aktorom, nawet oglądając zdjęcia ze spektaklu, wyczuwa się ten zatrzymany, czy ograny czas, jakby bohaterowie dramatu nie chcieli się zgodzić na jego odejście. Wprost czuje się ten żal wynikający z faktu, że ten czas nie chce zaczekać, że on mija, nie patrząc na indywidualne dramaty postaci "Wiśniowego sadu". Czas zdaje się tam być bezduszny. To się odczuwa wewnętrznie. Widoczna jest nostalgia za tym, co odchodzi i nie wróci. Jednym zdaniem, jest to poruszająca opowieść o przemijaniu, nieuchronnej utracie widzialnych i namacalnych przedmiotów ludzkiej miłości, przywiązania, tęsknoty. I nic nie można z tym zrobić, jedynie pogodzić się ze stratą i ją zaakceptować.
O odbiór trzygodzinnego spektaklu "Wiśniowy sad", wystawionego w Parku Miejskim, zapytaliśmy także Ewę Dąbską, farmaceutkę, miłośniczkę teatru i sztuk wszelakich. Komedia, tragifarsa, czy jednak dramat?
- Słyszałam, że Czechow uważał, że to jest komedia, ale nikt się nie chciał z tym zgodzić. I Tymura, moim zdaniem, przedstawił to jako dramat. Spektakl zauroczył mnie, bo przez trzy godziny grać tak, żeby widz się nie znudził, to jest niesamowite. To dzięki temu, że zostały połączone przeróżne środki wyrazu - muzyka, taniec, przytupy, różne sceny, oprócz normalnego spektaklu teatralnego - powiedziała Ewa Dąbska.
- Czy to jest koniec pewnej cywilizacji, czy jednak spektakl punktuje nadzieję. Jaka jest więc konkluzja?
-Ja wybrałam jednak nadzieję i myślenie o czymś nowym , lepszym. Owszem, koniec wiśniowego sadu, ale jedziemy do Paryża i w dalszym ciągu żyjemy, bo nie jest to koniec naszego życia. Dla mnie, to przede wszystkim nadzieja na lepsze jutro. Na początku tego spektaklu są jeszcze drzewa owocowe, jest sad. Natomiast u Czechowa jest tak, że bohaterowie przyjeżdżają, a tu nie ma już tego sadu. Tymura pokazał całą historię tego sadu. Jeszcze więcej niż Czechow, bo dodał tej opowieści trochę historii. Tak to odebrałam. Przeszłość zaakcentował tylko w jednej postaci, Firsie, czyli to co stare zostaje, natomiast młodzi, ci, którzy mają jeszcze życie przed sobą, wyjeżdżają z majątku i mają nowe życie - podkreśliła pani Ewa.
-Czy Czechow chciał nam dać do zrozumienia, że przeszłość ma dużą wartość i mimo wszytko warto jest trochę jej zatrzymać, chociaż raczej trudno zatrzymuje się przeszłość, ponieważ bezpardonowo pcha się współczesność?
- Moim zdaniem, Antoni Czechow tak właśnie chciał, chciał zatrzymać nieco tej przeszłości. Natomiast jeśli chodzi o Mateusza Tymurę, to jednak nie. W jego spektaklu jest wiara w przyszłość, nadzieja. Może to jest powiązanie z miejscem, z którego wywodzi się sam teatr., czyli z Białegostoku. Bo tam, podobnie jak w Zamościu, drewniane budownictwo idzie w zapomnienie. I może temu starszemu pokoleniu żal tych drewnianych domów, które co chwila znikają z naszego krajobrazu.
- Mateusz Tymura poprowadził swój spektakl przez trzy godziny jakby chciał zatrzymać czas, choć czas nie patrzy na rozgrywający się dramat bohaterów i po prostu mija...
-Dla mnie niezwykłe jest to, że reżyserowi udało się utrzymać widza w napięciu, nie znudzić go. Wartka akcja, zastosowane różne formy teatralne, dużo emocji. Zachwycająca sztuka - podkreśliła Ewa Dąbska.
Nostalgiczna wymowa sztuki zyskała dodatkowy wizualny walor z powodu pokazania jej w otoczeniu drzew, niemych świadków rozlicznych naszych historii. Utrzymano teatralne walory dramatu - mistrzostwo w operowaniu milczeniem, umiejętność budowania intrygującej fabuły z pozornie bezbarwnych zdarzeń. Zdaje się to wypełniać przesłanie Czechowa: "Niech na scenie wszystko będzie równie proste i równie zawiłe jak w życiu. Ludzie jedzą obiad, a tymczasem rozstrzyga się ich szczęście, łamie ich życie".
- "Wiśniowy sad" Antoniego Czechowa to opowieść o przemijaniu, która w naszej interpretacji stanie się pretekstem do podglądania ludzi w konfrontacji ze stratą. Wycięcie sadu, sprzedanego za długi, to nie tylko unicestwienie realnych drzew, ale i wykorzenienie ludzkiej tożsamości, przymus emigracji zewnętrznej i wewnętrznej. Dla niektórych to koniec świata, dla innych nowy początek. W naszej interpretacji ostatniego (1903 r.) utworu dramatycznego Czechowa skupiamy się na treściach ponadczasowych i uniwersalnych, zawartych w tekście, czyli na jednostce, na indywidualnym przeżywaniu utraty. Jakich nowobogackich kupców - Łopachinów, mamy dzisiaj; kto jak Firs zostałby w majątku do końca swoich dni; gdzie w końcu są dzisiejsi Raniewscy, żyjący przeszłością nie bacząc na teraźniejszość, która rządzi się zupełnie innymi prawami niż czasy słodkiego dzieciństwa - wyjaśnia reżyser Mateusz Tymura, pozostawiając odpowiedź na te pytania widzom jego spektaklu.
W naszej opinii, to dramat, w którym odnaleźlibyśmy kawałek swojego życia. I choć autor nazwał sztukę radosną, to pokazał studium ludzkiej samotności i złudzeń, których człowiek nie chce się wyrzec w zmiennym i jakże krótkim życiu.
"Wiśniowy sad" uznany za duchowy testament, jest dojrzałą syntezę Czechowowskiej wizji świata. Sztuka wzrusza, porusza, zmusza do przemyśleń, pozostawiając po sobie nastrój, który odczuwamy po uświadomieniu sobie rzeczy trudnych, od których uciekamy, broniąc się od przyznania im racji bytu. Ale, jest i wiara w nowe... Piękna, liryczna i nostalgiczna historia godna naszego obejrzenia.
Spektakl Teatru Latarnia pt. "Wiśniowy sad" powstał we współpracy z Białostockim Teatrem Lalek i z gościnnym udziałem aktorów Białostockiego Teatru Lalek.
Obsada:
Lubow Raniewska - Ewa Palińska (Teatr Dramatyczny im. A. Węgierki w Białymstoku); Waria - Magdalena Czajkowska; Ania - Magdalena Dąbrowska; Leonid Gajew - Błażej Piotrowski (Białostocki Teatr Lalek); Firs - Krzysztof Pilat (Białostocki Teatr Lalek), Jermołaj Łopachin - Rafał Pietrzak; Piotr Trofimow - Błażej Twarowski; Duniasza - Paula Czarnecka; Siemion Jepichodow - Dominik Gorbaczyński; Jasza - Zbigniew Rusiłowicz; Piszczyk / Przechodzień - Mateusz Tymura.
Portal Zamość online jest patronem medialnym 45. Zamojskiego Lata Teatralnego autor / źródło: redakcja, fot. Mirosław Chmiel dodano: 2020-07-24 przeczytano: 15777 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|