|
47. ZLT: "Wstyd" po polskuŚlub się nie odbył. Pan młody uciekł sprzed kościoła. Doskonały spektakl na postawie dramatu "Wstyd" Marka Modzelewskiego, traktującego o utraconych nadziejach rodziców związanych ze ślubem dzieci zaprezentował Teatr Ludowy w Krakowie (30.06.)
Zanim jednak widzowie mogli poznać losy bohaterów spektaklu, a tak naprawdę ich reakcje i postawy po niespodziewanym odwołaniu ślubu, odbyła się piękna ceremonia.
- Zamojskie Lato Teatralne nie jest przedsięwzięciem konkursowym. Odbywa się plebiscyt na najlepszy spektakl, organizowany przez Zamojski Dom Kultury od 1985 roku. Teatr, który zostaje wybrany otrzymuje "Buławę Hetmańską" i zaproszenie do otwarcia następnej edycji festiwalu. Ale w życiu bywa różnie, tak też jest w tym roku. Laureat "Buławy Hetmańskiej" nie rozpoczął Festiwalu, ale jest dzisiaj z nami. Widzowie Zamojskiego Lata Teatralnego wiedzą, że Nagrodę Publiczności za 2021 rok otrzymał Teatr Ludowy z Krakowa za spektakl "Boska" w reżyserii Roberta Talarczyk. Marta Bizoń w roli tytułowej, a w roli jej przyjaciela Tadeusz Łomnicki, którego zobaczymy w dzisiejszym "Wstydzie". Warto zaznaczyć, że to jest trzecia "Buława Hetmańska" dla Teatru Ludowego - podkreślił Janusz Nowosad, dyrektor Zamojskiego Domu Kultury.
"Buławę Hetmańską", dzieło zamojskiego artysty Bartłomieja Sęczawy, wręczył prezydent Zamościa Andrzej Wnuk, patron honorowy Zamojskiego Lata Teatralnego. Odebrali ją dyrektor Małgorzata Bogajewska i Tadeusz Łomnicki. Osobom wylosowanym spośród tych, którzy brali udział w Plebiscycie Publiczności w 2021 roku, wręczono także karnety na nową edycję ZLT. Otrzymali je: Barbara Mazurkiewicz i Ryszard Zieleniucha. Wyróżnionym widzom upominki przekazała również dyrektor Teatru Ludowego.
Rzecz nie tylko o wstydzie. To nie tak miało być.
Miało być huczne wesele, miało być szczęście młodych i ich rodziców, a wyszedł z tego tylko wstyd i upokorzenie. "Wstyd" Marka Modzelewskiego, lekarza, scenarzysty i dramaturga to znakomita, trzymająca w napięciu opowieść o zawiedzionych nadziejach czwórki bohaterów, które pokładali w ożenku swoich dzieci. Rozstanie się młodych przed kościołem, w którym mieli wziąć ślub po czterech latach narzeczeństwa, stało się życiową porażką dla rodziców pana młodego i panny młodej. To przykre i nieoczekiwane doświadczenie wyzwoliło w rodzicach Łukasza i Weroniki poczucie wstydu. Przed kim? Chyba najbardziej przed opinią publiczną na zasadzie - co powiedzą o nich ludzie. A może jednak przed sobą?
Ten tytułowy wstyd nie sparaliżował bohaterów, raczej wywołał najgorsze z możliwych reakcje czwórki dorosłych bohaterów, ale nie koniecznie dojrzałych emocjonalnie, bądź niespełnionych w swoim życiu osobistym i rodzinnym. Można przyjąć, iż gdyby ich życie było udane i szczęśliwe reakcja na odwołanie ślubu ich dzieci w ostatniej chwili byłaby zupełnie inna. Teraz to oni przede wszystkim chcą się dowiedzieć, dlaczego młodzi zmienili zdanie tuż przed ceremonią ślubną, a tym samym wystawili swoich rodziców na pośmiewisko. A przecież mogli się pobrać, a potem, za parę lat się rozwieść. I wtedy "byłoby tak, jak u innych". Ot moralność rodem z XIX wieku. Spektakl prezentuje nam cały wachlarz ludzkich wad, małości, śmieszności, złośliwości, ale też kalkulacji i wyrachowania. Ale może w tej nieręcznej sytuacji nie potrafili inaczej zaregować?
Pełna zaskakujących zwrotów akcja toczy się na zapleczu domu weselnego, bez młodych. Ciasna przestrzeń pomiędzy regałami z weselnymi przysmakami, skrzynkami wódki, beczkami piwa i weselnych dekoracji sprawia, że relacje pomiędzy bohaterami stają się burzliwe i wiarygodne, a potężny konflikt wisi w powietrzu. Niedoszły mąż przebywa w mieszkaniu kupionym przez rodziców, ale przecież kupionym nie na dwójkę młodych Łukasza i Weronikę, co jest powodem zarzutu matki panny młodej. Wzajemnych pretensji i oskarżeń, często wręcz absurdalnych jest co niemiara. Sypią się jak z rękawa, w miarę rozwoju sytuacji i w miarę spożytej weselnej wódki. U ordynator Małgorzacie (Małgorzata Kochan), przedsiębiorcy Andrzeju (Tadeusz Łomnicki), gospodyni domowej Wandzie (Katarzyna Tlałka) i robotniku Tadeuszu (Piotr Pilitowski) budzą się najgorsze instynkty. Pękają wszystkie hamulce. Smaczku całej akcji dopełnia muzyka disco polo grana przez wynajęty zespół i odgłosy biesiady gości panny młodej, którzy zjechali na ślub z daleka.
Bez wątpienia, największym atutem spektaklu są ekspresywne stworzone przez aktorki i aktorów postaci. Dobrze napisane i obsadzone role pozwalają na pokazanie dwóch twarzy wszystkich bohaterów, szczególnie ta mroczna jest niepokojąca i odpychająca. Zapewne historia z życia, ale raczej z tych, o której chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Nikt nie chciałaby się znaleźć w położeniu każdego z bohaterów. Ani zamożnego małżeństwa "z miasta", rodziców pana młodego, ani uboższych mieszkańców prowincji, pragnących lepszego życia dla córki. Rodzice chcą, aby im dzieciom było lepiej w życiu, niż im samym.
Matki i ojcowie mają swoje tajemnice - któż ich nie ma - które w miarę rozwoju sytuacji wychodzą na jaw. Można przyjąć, że kolejnym punktem zwrotnym staje się tzw. próba samobójcza pana młodego. W rzeczywistości Łukasz tylko się zaplątał w sznur. Matka, Małgorzata nie kryje niechęci wobec niedoszłej synowej, rozpuszczonej i niewdzięcznej. Andrzej, który wcześniej próbuje się dystansować i wszystko obrócić w żart, winą za zaistniałą sytuację obarcza żonę, ale musi się jej podporządkować, bo sam ma sporo na sumieniu, chociażby syna z nieprawego łoża, którego odwiedzać zabroniła mu żona, ale "ma on zabezpieczoną przyszłość". Wanda, dotąd spokojna, choć bardzo zawiedziona, staje się agresywna i otwarcie domaga się zadośćuczynienia - "jest krzywda, to musi być zapłata". Tadeusz kalkuluje, czy bardziej opłaca się szantaż, czy załagodzenie sytuacji. Chłodno kalkuluje, bo najlepiej byłoby to odkręcić. Aktorki i aktorzy dobrze kreują swoje role, wybuchy złości bywają złowieszcze, ale zacietrzewienie całej czwórki jest nawet chwilami zabawne. Trudno bezwzględnie oceniać bohaterów. Cóż, każdy chce uratować to, co uważa za najcenniejsze dla niego w tej sytuacji. A, że sytuacja ich przerosła, bo nie byli na nią przygotowani? To może nieco usprawiedliwiać ten skandal.
W zamyśle twórców, spektakl "Wstyd" w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej miał być wnikliwą i gorzką diagnozą społeczeństwa. To nie było śmieszne, a i takie nie miało być, chociaż nie raz, nie dwa, publiczność reagowała śmiechem na wypowiedzi bohaterów, którzy się nie hamowali, a w kulminacyjnym punkcie zwarcia przekleństwa padały ze sceny często. To było raczej smutne i straszne, także niesmaczne jakie brudy wyprano podczas niedoszłego wesela własnych dzieci. Chęć odreagowania wstydu spowodowała utratę kontroli nad własnymi emocjami, które wybuchły z całą siłą. Czy w takiej sytuacji przyszłość młodej pary może być szczęśliwa? Zapewne tak, jeśli tylko wszystko zostanie w rodzinie! A może takie oczyszczenie było wszystkim potrzebne? Ot, życie...
Zdaniem Małgorzaty Bogajewskiej, Marek Modzelewski wpisał we "Wstyd" "takie dwie Polski delikatnie rzecz ujmując" - Polskę lepiej i Polskę słabiej uposażoną. "Obie są tak samo sfrustrowane, tak samo niedoskonałe, rzucają się sobie do gardeł, a tak naprawdę bardzo chcą być razem i to jest to straszno-śmieszne lustro, które on nam przedstawia" - opisywała reżyserka i dodała: "Wesele, które się nie odbywa, jest pretekstem do wylania się wszystkiego złego i strasznego, co w nas siedzi. I w gruncie rzeczy ogromnym dążeniem do tego, żeby razem być". Może na zasadzie, że przeciwieństwa się przyciągają? Jedno jest pewne, uwierzyliśmy bohaterom tej opowieści.
Dramat Modzelewskiego operuje stereotypami, to jasne. Mamy dwie Polski: tę zamożną, wykształconą, elegancką i tę, która "się nie załapała" mimo pracowitości i determinacji, by żyć lepiej, ciekawiej. Pierwsi patrzą z wyższością drugich, ci z kolei są pełni podejrzeń. Bo jeśli ma się pieniądze, to pewnie bierze się łapówki albo oszukuje pracowników.
"Wstyd" jest znakomitym przedstawieniem. Reżyser Małgorzata Bogajewska doskonale niuansuje wizerunki postaci - to już nie tylko przedstawiciele grup społecznych, które łatwo zaszufladkować. Małgorzata i Wanda, Andrzej i Tadeusz nie są wcale tak różni, jak mogłoby się wydawać. W obu małżeństwach dominują kobiety, mimo że każda z nich inaczej zaznacza swoją pozycję w związku. W obu dba się o interesy, choć, rzecz jasna, w dostępny sobie sposób - albo po prostu zabiega się o pieniądze, albo chroni wizerunek, który pozwala je zarabiać. Mężczyźni są bardziej ulegli, bo nie chcą stracić swoich "drobnych" przyjemności, choć one nie takie drobne.
"Wstyd" Teatru Ludowego w Krakowie to przede wszystkim opowieść o czwórce gniewnych ludzi, którzy być może nie lubią siebie i swojego życia, ale może pragną je naprawić poprzez ożenek swoich dzieci? A jak wiemy, gniew bywa lustrem bezradności. Bezradność może wyzwalać zachowania, z których później nie jesteśmy dumni, a nawet się ich wstydzimy. Pytanie, czy poczucie wstydu związane jest z tym kim chcielibyśmy być, czy jest to oczekiwanie otoczenia? Ta odpowiedź należy do nas.
Jeżeli doświadczamy porażki i uznajemy, że to co zrobiliśmy wynika z naszej niedoskonałości - odczuwamy wstyd. Ale przecież w nasze życie wpisane są zarówno sukcesy jak i porażki. Trzeba je tylko z godnością zaakceptować. A poczucie winy jest być może po to, aby motywować nas do zmiany działania. Oczywiście na lepsze! Należy też pamiętać, że mamy wpływ na perspektywę naszego odczuwania oraz zachowanie, które jest jego konsekwencją. Wtedy wstyd nie upokorzy nas w naszych oczach! Niestety, zachowanie spokoju w tej niespodziewanej dramatycznej sytuacji nie jest łatwe. Czy faktycznie tacy jesteśmy zaściankowi, napastliwi, nadpobudliwi, bezkompromisowi jeśli chodzi o nasz interes jako polskie społeczeństwo? Ta odpowiedź także należy do widza.
autor / źródło: dodano: 2022-07-06 przeczytano: 6998 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|