|
Tylko bluesa zabrakło... Breakout Festiwal 2009 Kilka tysięcy osób wzięło udział w trzeciej edycji Breakout Festiwal. Dwutysięczne miasteczko na Podkarpaciu przeżyło prawdziwy najazd fanów muzyki. Muzyki, która w większości przypadków przegrywa w mediach z kiczem tam serwowanym. Na szczęście to ludzie sami decydują o tym kogo chcą słuchać i przy jakiej muzyce się dobrze bawią. A tych, jak można było zaobserwować na Breakout Festiwalu, nie brakuje.
Podczas każdego dnia tej trzydniowej imprezy przed sceną gromadziło się więcej ludzi, niż liczy sobie cała gmina Cieszanów (7,5 tys.).
Ale nie ma się co temu dziwić, dobór gwiazd zagwarantował to, że do Cieszanowa zjechali fani nie tylko z województwa podkarpackiego, ale i z województw ościennych. Była też spora grupa osób z Zamościa, bo przecież 80 kilometrów, to żadna odległość. Za 20 zł można posłuchać tyle dobrej muzyki, przecież w Zamościu czegoś podobnego nie było i jeszcze długo nie będzie - zauważył młody fan z Zamościa.
Rozpiętość wieku wśród festiwalowej publiczności była ogromna. Przed sceną można było dostrzec kilkunastoletnie dzieci na rękach rodziców, jak też i ludzi, którzy pamiętają początki muzyki big beatowej w Polsce.
Najwięcej jednak było ludzi pokolenia lat 80., bo to właśnie wtedy można było dostrzec w Polsce wielką ekspansję muzyki wyrosłej z big beatu, przerodzonego później w rock.
I trzeba przyznać, że duża część artystów występujących na scenie III Breakout Festiwalu właśnie w latach 80. rozpoczynała swoją działalność. Przecież takie nazwy jak: Armia, KSU, VOO VOO, Big Cyc, 1984 czy Wańka Wstańka (ostatecznie w Cieszanowie nie zagrali), były znane już ponad 20 lat temu. Przynajmniej niektórym.
Pierwszy festiwalowy dzień poświęcony był muzyce reggae, a podczas dwóch kolejnych królowała muzyka rockowa, podana w różnych odcieniach - począwszy od rockabilly, przez nową falę, alternatywę, metal, a na punk rocku kończąc.
Zabrakło - czego ogromnie żałuję - tylko muzyki, z którą identyfikowana jest dwójka artystów, którym w hołdzie ten festiwal jest organizowany. Mira Kubasińska i Tadeusz Nalepa, chyba trudno jest sobie wyobrazić historię polskiego bluesa bez udziału tej dwójki.
Obok polskich wykonawców zaprezentowały się też dwa zespoły z Ukrainy. W Cieszanowie wystąpiły Haydamaky i Ot Vinta. Oba dały bardzo udane koncerty, łącząc w swym repertuarze ukraiński folk z punk rockiem i... wielkim humorem. Jeśli chodzi o Ot Vinta, to do mieszanki tej trzeba dodać jeszcze rockabilly i country. Jednak w obu przypadkach energia jaka emanowała ze sceny była ogromna.
Kozacki rock - tak określił muzykę graną przez Haydamaky ich wokalista. Ale zanim zagrali swoją muzykę, wystąpili na scenie we wspólnym projekcie z zespołem Voo Voo.
Kto tego nie słyszał i nie widział ma czego żałować.
Zresztą wcześniejszy koncert Voo Voo też należał do jednego z lepszych podczas tego festiwalu, a dialogi gitary Waglewskiego z saxofonami Pospieszalskiego, to było coś niesamowitego.
Dobre przyjęcie zgotowali swoim ulubieńcom fani zespołu Strachy Na Lachy. Grabaż i spółka odpłacili się dobrym koncertem. Oprócz znanych i ogranych już utworów zagrali kilka nowych numerów, a bisy zakończyli wyśpiewaną wspólnie z publicznością "Piła tango".
Dzień wcześniej powód do zadowolenia mieli przede wszystkim punki. W festiwalowym programie były dwie pozycje specjalnie dla nich. Kiedy z głośników popłynęły pierwsze dźwięki Armii, przed sceną ponad głowami publiczności rozpościerały się tumany kurzu. Szaleńczy taniec pogo towarzyszył zespołowi aż do ostatniego numeru. I choć "Budzy" nie dał się namówić swoim fanom na zagranie kawałków legendarnej Siekiery (w której był wokalistą), młodzi ludzie bawili się doskonale, a o zejściu ze sceny bez bisów nie było mowy.
Po Armii zagrała Coma. Wielu młodych ludzi przyjechało do Cieszanowa właśnie z powodu występu tej łódzkiej formacji. To było widać przed sceną, zabawa i wspólnie z zespołem śpiewane piosenki.
Podobnie jak w przypadku Comy, wielu młodych ludzi przyjechało ze względu na jedną z najstarszych w Polsce formacji punk rockowych, ustrzyckie KSU. I pomimo późnej pory, występ Siczki i spółki zgromadził przed sceną największą publikę. Zespól rewanżując się za dobre przyjęcie dal chyba najdłuższy podczas festiwalu koncert. Muzycy grali ponad dwie godziny, zagrali soje największe przeboje, kilkakrotnie okraszane wielominutowymi popisami solowymi poszczególnych muzyków. Prym w tym wiedli basista i perkusista.
Jednak nie KSU, Armia czy Coma dała tego wieczoru największe show. Do czerwoności rozgrzali publiczność "królowie disco" czyli rzeszowscy Haratacze. I mowa tutaj nie tylko o efektach wizualnych (kto był ten wie o co chodzi), ale również o słowno muzycznych. Bardzo dynamiczna, energetyczna muzyka oraz jajcarskie teksty, tak można określić grupę. Jeśli ktoś lubi Piersi (tym razem mowa o zespole), Big Cyca czy Sexbombę, na pewno spodobają się mu i Haratacze.
* * *
Tegoroczny Breakou Festiwal był już trzecią edycją tej organizowanej ku czci Tadeusza Nalepy i Miry Kubasińskiej imprezy. Pierwsza edycja miała miejsce w Rzeszowie, a od zeszłego roku odbywa się w Cieszanowie. W tym roku zmieniła się też jego formuła. Festiwal z jednodniowego przerodził się w trzydniowy i jest największą plenerową imprezą rockową w tej części Polski.
* * *
Co się podobało, a co nie podczas III Breakout Festiwal. Poniżej prezentujemy kilka opinii o tegorocznym festiwalu
"Myślę, że każdy mógł tu znaleźć coś dla siebie. Spektrum muzyczne trzy dniowego festiwalu było bardzo szerokie, począwszy od nawet hip hopu i muzyki elektronicznej w pierwszym dniu, po ciężkie hard rockowe brzmienie w późniejszych dniach.
Co mnie pozytywnie zszokowało, to naprawdę bardzo pozytywny klimat uczestników festiwalu, widać że ci ludzie żyją dla pewnych niezapomnianych chwil w życiu...
Potrafią się naprawdę dobrze bawić, jednocześnie zarażając tym innych uczestników...
Poza tym odbywa się nie daleko Zamościa, tak więc myślę, że jeżeli ta impreza się utrzyma, to z roku na rok będzie gromadzić coraz większą rzeszę fanów i mam nadzieję, że również z Zamościa.
Klimat zgromadzonej publiczności udzielał się również grającym zespołom, naprawdę dawały wszystko z siebie, aby nie zawieść licznie zgromadzonych fanów...
Niestety tutaj chciałbym również zauważyć, pewną dla mnie strasznie bolącą rzecz, jaką dało się zauważyć w tegorocznym Breakout Festiwal. Każdego dnia festiwalu odbywały się liczne koncerty, które rozpoczynały się dosyć wcześnie, bo nawet o godz.13.00...
Niestety w tak wczesnych popołudniowych godzinach fani jakby zapominali o tym, że przyjechali tutaj przede wszystkim dla muzyki, i mimo świetnych zespołów w początkowych godzinach koncertowania można było narzekać na liczbę fanów.
Taka sytuacja trwała praktycznie do wieczora, do momentu, gdy na scenie pojawiała się gwiazda, której nazwa jest powszechnie znana" - Grzesiek z Zamościa
"Taki festiwal na - zdawałoby się - prowincji, to jest bardzo fajna sprawa. Rozmach tegoroczny był naprawdę duży, może nawet trochę za duży, bo chyba organizatorzy spodziewali się większego zainteresowania.
Rzucała się w oczy jakość organizacji i tego mogą się uczyć od nich inni. Był spokój, ochroniarze chyba już swoją samą obecnością przywoływali uczestników do porządku, żadnych interwencji, mimo że piwo było na wyciągnięcie ręki. Nikt nie turlał się pod nogami, co zdarza się na większości tego typu imprez. Zabawa, pogo pod sceną, kupa kurzu - klasyka porządnego
koncertu.
W porównaniu z ubiegłym rokiem był rewelacyjny katering: dużo stoisk, duży wybór, umiarkowane ceny.
Jeśli chodzi o muzykę, to repertuar był na tyle różnorodny, że właściwie każdy mógł znaleźć coś dla siebie, więc nawet takie dinozaury jak ja mogły posłuchać kawałków ze swojej młodości.
Dla mnie tylko bluesa było za mało, a przecież festiwal poświęcony jest pamięci Miry Kubasińskiej i Tadka Nalepy... Może w przyszłym roku będzie więcej... Na pewno to sprawdzę!" - Alina z Zamościa
"Byłem na dwóch pierwszych dniach festiwalu. Przyjechałem na miejsce ok. 20, od razu znalazł się parking, uprzejma obsługa wskazała miejsce, wszystko w jak najlepszym porządku. Zabieram z
samochodu karnet i kieruję się do wejścia. Tu już nie było tak kolorowo...
Ludzie stali ok. 2h w kolejce, wszyscy zdenerwowani na organizację, hasło "skandal" stało się mottem tej długiej kolejki. Po trudzie czekania i dostania opaski na rękę, wejście na teren festiwalu. Tu miła niespodzianka, gdyż piwo nie było bardzo drogie! Nie znałem zbyt wykonawców z I dnia, ale po ich występach muszę powiedzieć, że spodziewałem się czegoś więcej... Poza tym trochę mi brakowało takiego ducha pamięci o zespole Breakout.
Slogany rzucane przez wykonawców ze sceny typu "jeb** policję", czy "potrzeba blanta na melanż" lub "sadzić, palić, zalegalizować" skutecznie odrzuciły mnie od ich twórczości i nie usatysfakcjonowany skończyłem ten dzień festiwalu.
Następny dzień był o wiele lepszy, wejście na festiwal to była kwestia przejścia przez bramkę, no i wykonawcy o wiele wiele lepsi. To co pokazała Armia czy Coma na koncercie, to była prawdziwa sztuka. Tłum ludzi pod sceną był jakby w transie i bezgranicznie wierzył w każde słowo, które padło z ust wokalistów!
W sobotę niestety mnie zabrakło na festiwalu.
Odnosząc się do tego co dane mi było zobaczyć i usłyszeć, muszę powiedzieć, że liczyłem na coś więcej. Więcej pamięci o Breakoucie, i przede wszystkim więcej kultury artystów (mówię o pierwszym dniu!). Pomijając te drobne wpadki, uważam, że czas spędzony na festiwalu na pewno nie był czasem straconym, i za rok na pewno znowu się tam zjawię" - Paweł z Zamościa
autor / źródło: wald dodano: 2009-08-27 przeczytano: 16322 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|