|
"Publiczność okazała nam szacunek" - relacje muzyków TSA z pobytu w Zamościu Chociaż koncert zakończył się dość późno, a muzycy nocowali w Krasnobrodzie - podczas późnej kolacji chętnie opowiedzieli swoje relacje i wrażenia z przyjazdu do Zamościa.
Obiecali, że następnym razem - miejmy nadzieję, że nie za 25 lat - zostaną dłużej i znajdą czas na przechadzki po mieście.
Poniżej zamieszczam skrzętnie spisane wypowiedzi muzyków
* * *
Andrzej Nowak /gitara/ - Wtedy poraził nas widok ZOMOwców, cała sala była obstawiona. Dostaliśmy rozkaz grania i zagraliśmy. Zamojska publiczność jest super. Powiem szczerze, że się nic nie zmieniła.
Przed 25 laty było wielu bohaterów, którzy chcieli coś zamanifestować, ale szybko pałką milicjantów zostali uciszeni.
Dzisiejszy koncert zagrałem ze złamaną nogą - kość śródstopia. Pewnie niewielu ludzi tym wiedziało. Chora noga mi dokucza i tym bardziej jestem szczęśliwy, że dojechałem tutaj i zagrałem ten koncert - choć już mnie chcieli załadować na ortopedię i do gipsu.
Do Nowaka trzeba się przyzwyczaić. Ja prowadzę szybki, żywiołowy tryb życia. Chodzenie po górach, bieganie, jazda samochodem, motorem... i zawsze może się coś przytrafić. Zresztą jak mawia stare przysłowie: "Gdyby Nowak nie skakała, toby nóżki nie złamała"
Janusz Niekrasz /gitara basowa/ - Kiedy zobaczyłem tę salę, wtedy dopiero sobie przypomniałem ten koncert sprzed 25 lat. Jadąc do Zamościa nie mogłem sobie jakoś przypomnieć - przecież zagrałem ponad 3 tysiące koncertów.
Dopiero na sali powrócił pamięć. Wiadomo adrenalina.
Byłem zaskoczony reakcją publiczności. Koncert wyglądał dokładnie tak jak w latach osiemdziesiątych. Zadyma na widowni, szał, zamieszanie... Po prostu super.
Marek Piekarczyk /śpiew/ - Bardzo ci dziękuję Valdi, muszę to powiedzieć: Waldemar Brzyski to jest ten człowiek, który to wymyślił, któremu jestem bardzo wdzięczny i w imieniu zespołu mu dziękuję.
To fenomenalny pomysł. Teraz po czasie mogę powiedzieć, że koncert był bardzo udany, pomimo tego, że byliśmy chorzy - ja wyszedłem z wyra i nie wiem, chyba tylko emocje pozwoliły mi śpiewać.
Niemożliwa sytuacja, która się nigdzie indziej nie wydarzyła i nie może wydarzyć, tutaj się zdarzyła. Ludzie zagrali koncert w miasteczku, w pierwszym dniu stanu wojennego - kiedy nie wolno było grać koncertów. Ci sami ludzie, w tej samej sali grają koncert po 25 latach.
Koncert nie jest żenujący - czego można by oczekiwać - rzężący wokalista, kulawi gitarzyści...
Zagraliśmy dobry koncert dla wspaniałej publiczności. Na sali siedzieli ludzie, którzy byli tutaj przez 25 laty, ich dzieci, koledzy...
Nie spodziewałem się aż tak dobrego przyjęcia. Jak szwankuje zdrowie, to już zaczynasz się martwić, że możesz zaniżyć poziom. A tutaj jakieś emocje wzięły górę. W pewnym momencie poczułem coś tak niesamowitego - ludzie klaskali na solówkach, na partiach wokalnych. Gdzie indziej tego nie ma.
Publiczność okazała nam szacunek.
Stefan Machel /gitara/ - Wrażenia niesamowite.
Wiele osób na sali było starszych, wielu też młodych - to jest bardzo miłe. Brakowało jedynie ZOMOwców. Ale było w porządku.
Koncert całkiem przyzwoity. Bardzo nam się fajnie grało, przyszło sporo ludzi.
Chcieliśmy, aby ten koncert był trochę inny niż zwykle, dlatego też zagraliśmy kilka numerów akustycznie.
Marek Kapłon /perkusja/ - Bardzo przyjemnie jest wracać w takie miejsca. Tym bardziej, że wśród publiczności było wielu z tych, którzy przyszli a nasz koncert przed 25 laty. Tamten to był szczególny koncert. Nie był to koncert taki, jakich wtedy graliśmy wiele. To było coś niesamowitego.
Na dzisiejszym koncercie publiczność była znakomita. Obserwowałem ludzi i widziałem, że w dalszych rzędach ludzie są wsłuchani w muzykę, w słowa. Zresztą w takich salach się bardzo dobrze gra. Jest równowaga pomiędzy przyjmowaniem dźwięku,a odbiciem.
autor / źródło: Waldemar Brzyski dodano: 2006-12-16 przeczytano: 5547 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|