|
W stronę, w którą nikt nie patrzy Jak tu dotrzymać kroku nieubłaganemu postępowi i w ogóle - być "trendy", a nawet "cool"? Pewnie powinienem zabrać głos w aferze rozporkowej, obnażyć jakąś bolączkę, zganić "męskie szowinistyczne świnie", razem z "siostrami" posolidaryzować się trochę z panią Anetą, a na koniec rozedrzeć szaty i paszczę w proteście przeciwko zamachowi na wolność słowa w wykonaniu okropnego Andrzeja Leppera i złowrogiego Romana Giertycha.
Jakże inaczej, skoro zbrodnicza ręka podniosła się nawet na "Gazetę Wyborczą", a więc to, co najświętsze? Ach, w takiej sytuacji jednym susem stanąłbym obok samego profesora Geremka, jednego z dwóch naszych skarbów narodowych!
Czy jednak wypada mi wchodzić między autorytety? Czyż nie wystarczy, że z głowami w rozporkach i damskich majtkach krzątają się wokół afery obyczajowej najwybitniejsze gwiazdy żurnalistyki? Czyż nie powinienem wziąć przykładu z Rady Etyki Mediów, która z podziwu godną powściągliwością milczy? Nie dlatego przecież, żeby się bała; co to, to nie! Być może tylko redaktorowi Michnikowi znowu zepsuł się telefon i na razie jeszcze nie wiemy, co myślimy?
Może zresztą Rada przypomniała sobie w porę przestrogę Wieszcza, że "kto tam, gdzie trzeba, zamilczy roztropnie, a wytrwa choć pod młotem - celu swego dopnie"? O, to bardzo prawdopodobne, bo cóż w końcu na tym świecie może być ważniejsze od tego, żeby wypić i zakąsić, w dodatku jeszcze w opinii świętości?
Więc kiedy nawet zdawałoby się nieustraszony Roman Giertych przezornie schodzi z linii strzału i "odcina się" od Młodzieży Wszechpolskiej, ja również zwracam oczy w stronę, w którą na razie nikt jeszcze nie patrzy, pamiętając, że "te, co jutro rykną - czym są dzisiaj gromy? Iskrą tylko!". A oto właśnie pojawiła się iskra w osobie pana Jana Sulmickiego, którego prezydent Kaczyński rekomendował na stanowisko prezesa Narodowego Banku Polskiego.
Dotychczasowy prezes, Leszek Balcerowicz, bardzo troszczył się o niezależność tego państwowego banku od innych organów państwowych. Dzięki życzliwości Trybunału Konstytucyjnego udało mu się osiągnąć status wręcz jowiszowej nietykalności do tego stopnia, że żaden z dziennikarzy śledczych nie ośmiela się nawet spojrzeć w tę stronę.
W tej sytuacji pozwolę sobie nieśmiało przypomnieć, że za Rzeczypospolitej Niepodległej, Bank Polski, pełniący wówczas rolę banku centralnego, był bankiem prywatnym. Profesor Roman Rybarski w tym właśnie upatrywał gwarancję jego niezależności. Teraz już takich narodowców nie ma, więc tym bardziej warto przypomnieć, że profesor Rybarski potrafił zamknąć całą politykę pieniężną w postanowieniu statutu Banku Polskiego, że ilość pieniądza obiegowego musiała być w 30% zabezpieczona rezerwami kruszcowymi, walutowymi i dewizowymi banku.
I komu to przeszkadzało?
autor / źródło: Stanisław Michalkiewicz
dodano: 2006-12-17 przeczytano: 3089 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|