|
New Year in New York1 stycznia, godzina 6 rano, Polska ukołysana do snu sylwestrowym szaleństwem - w tym czasie, zgodnie z sięgającą 1907 roku tradycją na słynnym Times Square opada kryształowa kula. Co roku 5 ton kryształowych kwadratów pokonuje 24 metrową trasę w dół przy aplauzie licznie zgromadzonych widzów. Obrazek, który przez następne kilka dni będzie wałkowany przez wszystkie telewizje świata, obrazek nieodłącznie kojarzony z powitaniem Nowego Roku w Nowym Jorku.
Co ciekawe, wśród zgromadzonego tłumu najmniej jest zawsze... nowojorczyków. Ci świętują przeważnie z dala od wielkomiejskiego gwaru, na przedmieściach, w towarzystwie rodzin i przyjaciół. Końcówka grudnia jest chyba jedynym czasem w roku kiedy szalone tempo życia w najsłynniejszej metropolii Świata nieco zwalnia i w blasku gigantycznej choinki w Rockefeller Center buty zmienia się na łyżwy, a szukający "czegoś dla ducha" oddają się bez ograniczeń przebieraniu w bogatych ofertach Broadway'u, Metropolitan Opera, New York Philharmonic czy klubów muzycznych, znanych i mniej znanych, a także legendarnych, jak Blue Note.
Blue Note, czyli kolebka jazzu, miejsce zupełnie wyjątkowe, w tym roku przyciągało rzesze fanów trzytygodniową rezydencją jednej z najjaśniejszych gwiazd współczesnego jazzu - Chrisa Botti'ego. Wszystkie bilety wykupione zostały na 2 miesiące przed koncertem, garstce szczęśliwców bez rezerwacji nieliczne miejsca stojące udało się dostać dzięki "odstaniu swojego" przed klubem na długo przed rozpoczęciem koncertu - bar odnotował zwiększone spożycie gorących, acz niekoniecznie bezalkoholowych napojów. Powiedzieć, że gra była warta świeczki to za mało...
Koncerty w Blue Note były przystankiem na trasie promującej najnowsze dzieło Chrisa i jego zespołu - "Chris Botti in Boston" nagranego ze słynną Boston Pops pod dyrekcją Keith'a Lockhart'a przy współudziale znamienitych gości, wśród których znaleźli się m. in. Sting, Josh Groban, Steven Tyler, Yo-Yo Ma, John Mayer, Katharine McPhee, Lucia Micarelli oraz Sy Smith. Na scenie Blue Note zespół pojawił się w stałym składzie: Chris Botti (trumpet), Billy Childs (piano), Billy Kilson (drums), Mark Whitfield (guitar) oraz Robert Hurst (bass) i formie lepszej niż kiedykolwiek.
Poczynając od aranżacji "Ave Maria" Schuberta, poprzez "When I Fall In Love" i "The look of Love", w których gościnnie wystąpiła energetyczna i obdarzona wielkim głosem Sy Smith (mogliśmy ją usłyszeć na koncertach Chrisa w Polsce w marcu zeszłego roku) , "Emmanuel" (ze skrzypcowym solo w wykonaniu Suzie Park), "Indian Summer", po bisy jak "My Funny Valentine" ze sceny nieustannie tryskał strumień pozytywnej energii, która udzielała się publiczności, a nawet barmanom. Mistrzowskie, żywiołowe improwizacje, których niedosyt odczuwają zdeklarowani fani jazzu w przypadku studyjnych płyt Botti'ego, przeplatane przepełnionymi emocjami lirycznymi tematami zachwycającymi pełnią brzmienia każdego z instrumentów, a w przerwach między utworami anegdotami ze sceny (i zza sceny) opowiadanymi przez tryskającego humorem Chrisa. Słuchając tego zespołu nie zastanawiasz się kto tu jest wielką, a kto większa gwiazdą, słuchasz przede wszystkim muzyków, którzy świetnie się bawią razem grając.
Ta ogromna frajda to coś, czego nie sposób udawać, coś, co zaraża i tworzy niepowtarzalną atmosferę... a do tego wszystkiego cztery ściany nowojorskiego Blue Note, miejsca-legendy, za którego dzieci uważana może być każda z największych ikon jazzu - Miles Davis, John Coltran, Ella Fitzgerald... marzenie. Nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej niespodziance, dla tych którzy do Blue Note zawitali 1 stycznia. Na bis "My funny Valentine" w wykonaniu Stinga we własnej osobie! I nauczka na przyszłość, żeby nigdy nie mówić, że lepiej być nie może...
I jak tu teraz kojarzyć Sylwestra i Nowy Rok w Nowym Jorku z jakaś szklaną kulą na Times Square?!
autor / źródło: Małgorzata Kuczmowska dodano: 2010-01-13 przeczytano: 4000 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|