|
Piotr Zelt: Aktorstwo to sinusoidaPiotr Zelt karierę aktorską rozpoczął na scenach teatrów warszawskich. Posiada bogaty dorobek telewizyjno-filmowy. Popularność przyniosła mu kreacja Arniego w sitcomie "13 posterunek". Jest jednym z bardziej cenionych polskich aktorów dubbingowych.
Teresa Madej - Porozmawiajmy o życiu. Jakie jest życie?
Piotr Zelt - Życie jest wspaniałe. Czasami bywa trudne. Po to bywa trudne, żebyśmy doceniali to, co jest w nim wspaniałe i na tym się koncentrowali. Bywa ciężkie, kiedy nie idzie w pracy, kiedy się łamie życie osobiste, uczuciowe, kiedy są zakręty rodzinne. Jest mnóstwo powodów w życiu, by się zmartwić. Tak ten świat jest skonstruowany. Na szczęście żyjemy w czasach, które nam - w tej części geograficznej oszczędzają wojny, która jest totalnym koszmarem. Bardzo często martwimy się sprawami błahymi. Miałem okazję być na dziale onkologicznym dla dzieci. Bardzo szybko stwierdziłem, że wszystkie moje problemy, które w mojej głowie urastały do czegoś katastrofalnego - są niczym, co spotyka dzieci, które są wystawione na tak straszą próbę. Także to wszystko jest kwestią odniesienia.
Teresa Madej - A teraz o tej lepszej stronie życia. Co pan sobie ceni w życiu?
Piotr Zelt - Cenię sobie to, że uprawiam zawód, który kocham, który jest moją pasją. Myślę, że to jest wielkie szczęście. Nie każdemu jest dane w dzisiejszych czasach zajmować się tym, co go naprawdę zajmuję, zabiera w całości, jego myśli, jego emocje. Ja takiego wyboru dokonałem i jestem szczęśliwy z tego powodu. Cieszę się, bo to jest to, co cały czas daje mi napęd, cały czas chce mi się pracować i walczyć o więcej. Szczęściem jest oprócz tego mieć pasje, które nas pochłaniają, które dają energie do tego, żeby wykonywać zawód w sposób najlepszy.
Teresa Madej - Czy zawsze pan chciał robić to, co pan robi?
Piotr Zelt - Jako mały chłopiec marzyłem, żeby być pilotem. To nie była powierzchowna zachcianka. Kupowałem książki i zaczytywałem się w literaturze lotniczej. Cały Meissner w małym palcu, kupowałem katalogi, leksykony. Wszystko wiedziałem o odrzutowcach, o samolotach. Rzeczywiście mnie to pasjonowało. Przygoda z aktorstwem zaczęła się w liceum. Moi koledzy byli w kółku teatralnym. W celach towarzyskich dołączyłem do niego, którym kierowała Krystyna Korcz, siostra rodzona kompozytora Włodzimierza Korcza. Pani Krystyna miała wspaniała cechę - jak kogoś dopadła w swoje "szpony", to już go nie puściła. Zaczęło się od akademii szkolnych, później konkurs recytatorskie, kabarety szkolne. Okazało się, że to coś, co mnie fascynuje i pochłania. Naturalną koleją rzeczy był wybór takiej drogi życiowej. Zacząłem przygotowywać się do egzaminów do szkoły filmowej. Dostałem się do szkoły teatralnej w Łodzi i skończyłem ją. Otrzymałem angaż do teatru w Warszawie, co było marzeniem "ściętej głowy". Trzy osoby z mojego roku dostały taki angaż. To był dla mnie niezwykły sukces. Tak trafiłem do Warszawy do Teatru Dramatycznego.
Teresa Madej - Nie żałuje pan wyboru?
Piotr Zelt - Nie, nie żałuję. Są momenty, kiedy jest bardzo trudno, dlatego, że zapominają o nas. Ten zawód charakteryzuje wieczna sinusoida, jest dół, jest góra. Trzeba się do tego przyzwyczaić i nauczyć się z tym żyć. Po momentach, kiedy dzieje się dużo i fajnie, następują momenty bardzo złe, które trzeba przetrwać, przeczekać, czerpać radość z momentów, kiedy wydarzało się coś istotnego, ważnego dla nas w zawodzie. Trzeba też nauczyć się to wyłapywać i hołubić. To nie jest takie proste, ale możliwe. Uczymy się tego. Wiemy, na czym się skupić i co jest święte w tym zawodzie. Dostajemy role i to jest szczególne. Ktoś mądry powiedział, że artystą się bywa, nie jest się cały czas. Od czasu do czasu zdarzają się takie role, spotkania z reżyserem, z twórcami, z innymi aktorami, dla których warto ten zawód uprawiać. I okazuje się, że to jest wydarzenie, że to jest esencja tego zawodu. Z reguły takie momenty dopadają nas zupełnie niespodziewanie. Kiedyś mój pierwszy dyrektor, który przyjmował mnie do teatru - Maciej Prus powiedział: Panie Piotrze, sukces zawsze przychodzi nieoczekiwanie. Nie wtedy, kiedy się go spodziewamy, nie wtedy, kiedy go oczekujemy, tak jak z miłością.
Teresa Madej - Ta wymarzona rola - ciągle przed panem?
Piotr Zelt - Oczywiście. Ja myślę, że każdy aktor mówi podobnie, niezależnie od tego, jaki ma dorobek, że ta najwspanialsza rola jest cały czas przed nim. Na tym tez polega urok, fenomen tego zawodu, że cały czas mamy prawo tak myśleć, że to najlepsze jest przed nami, że wszystko się może zdarzyć, jak w tej piosence. To jest niezwykłe, magiczne.
Teresa Madej - Czy cena, jaką się płaci za to oczekiwanie jest adekwatna?
Piotr Zelt - Jesteśmy tylko ludźmi. Są momenty zwątpienia, kiedy się wydaje, że to wszystko nie ma sensu, że opadają ręce i myślimy sobie - O Jezu, może zajmę się czymś innym, to nie ma sensu. Gdzieś tam jednak bagaż doświadczeń przeżytych, dobrych chwil pomaga przetrwać, żeby móc podnieść głowę i iść dalej. Trzeba też być idealistą i wierzyć w to niezachwianie, że tak ma być i że ta droga ma sens.
Teresa Madej - Ważniejszy jest dla pana teatr czy film?
Piotr Zelt - To są dwie inne sztuki, to różna specyfika tego zawodu. Wynika to, oprócz środków aktorskich, z tego, że granie przed kamerą jest bardziej techniczne a efekt przychodzi po czasie i zależy od bardzo wielu ludzi po drodze - jak zmontują, jak udźwiękowią, w jakim kontekście to się wszystko wydarzy. Dlatego wychodząc przed kamerę nie wiemy jak ten wątek będzie funkcjonował w całości. Mając nawet scenariusz i czytając go od deski do deski nie wiemy jak to będzie wyglądać finalnie. Mamy szanse zobaczyć to po wielu miesiącach, bo postprodukcja trwa. Natomiast w teatrze ten efekt jest natychmiastowy. Jesteśmy na scenie, czujemy każdy oddech, każdy nerw publiczności. Ta publiczność żyje razem z nami i wiemy dokładnie, co się dzieje, kiedy trzymamy za przeproszeniem "za twarz" widza. Wiemy, kiedy zaczyna się nudzić, kiedy coś jest nie tak a kiedy jest dokładnie "w punkt". To wszystko daje się poczuć, będąc na scenie, jak ta widownia z nami żyje, jak reaguje na nas, kiedy skupiamy ich uwagę, a kiedy ona gdzieś ucieka.
Teresa Madej - A ta wymarzona rola - to jaka miałaby być?
Piotr Zelt - Jeśli pani pyta czy chciałbym zagrać Hamleta czy Kordiana to odpowiedź brzmi - nie. Jest tak wiele ról wspaniałych, np. w Czechowie, w dramacie rosyjskim, w Szekspirze też. To się zmienia, bo się starzejemy. Pewne role wychodzą z naszego zasięgu i już wiemy, że pewnych rzeczy nie zagramy. Kiedyś marzyłem żeby zagrać, ale wcale nie Hamleta a Merkucja. Nie zdarzyło się, ale to nic, jest wiele innych wspaniałych ról, które być może czekają na mnie, tak sobie myślę. Czym dłużej żyję i zagłębiam się w dramat rosyjski tym bardziej marzą mi się role w dramatach Czechowa, które mają tyle warstw, niesamowitą głębię. Są wyzwaniem i odważę się to powiedzieć - Mój mentor i wielki dla mnie autorytet Andrzej Domalik, wybitny reżyser powiedział mi tak: "W Czechowie jest tak - siedzą przy stole piją herbatę a pod stołem decydują się ich losy". I to jest niezwykłe, to jest inne "piętro aktorstwa". Jeżeli zdarza się komuś spotkać z czymś takim, dotknąć tego, to jest to święto. Chociaż wcale nie marudzę, bo to jest tak, że grałem farsę i komedie i jestem szczęśliwy. Uwielbiam dostarczać radości publiczności. Uważam, że my Polacy jesteśmy dosyć smętnym narodem, który bardzo tęskni za tym, by go skłonić do uśmiechu. Dlatego teatry są pełne na spektaklach komediowych, na farsach, bo ludzie gdzieś tam w głębi duszy bardzo tego potrzebują. Nie wypowiem, jaką satysfakcje sprawia mi to, ze ludzie siedzą na schodach, że na miesiąc przed spektaklem komediowym nie mogą kupić biletu.
Teresa Madej - Czy był pan już wcześniej w Zamościu?
Piotr Zelt - Tak, dawno temu. Byłem kilkakrotnie. Ostatni raz, gdy grałem z reprezentacją artystów w piłkę nożną przeciwko włodarzom miasta i okolic. Zamość jest bardzo pięknym miastem. Znam związki Jana Machulskiego z Zamościem, był moim dziekanem. Znaliśmy się bardzo dobrze z panem Machulskim. Zdarzyło mi się też wyjść z nim na scenę. Lubiłem tego człowieka za jego energię, za jego witalność, za jego radość, za jego pasje. On cały żył tym zawodem. Był "dawcą energii", zawsze to odczuwaliśmy, że pompuje w nas energię.
Teresa Madej - Dziękuję za rozmowę. autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2010-02-23 przeczytano: 17520 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|