|
Czy ktoś PUK-a w PKS-ie?Mamy już wprawdzie czerwiec, ale na początku dzisiejszego tekstu wrócę do maja, gdyż za ten miesiąc nie przyznałem jeszcze nominacji w moim prywatnym plebiscycie na najgłupszą wypowiedź w mediach Lubelszczyzny. Otrzymuje ją poseł Janusz Palikot, który w zeszłym tygodniu udzielił wywiadu "Gazecie w Lublinie", a konkretnie Marcinowi Bieleszowi i Jackowi Brzuszkiewiczowi.
Zastanawiałem się nawet, czy nie nominować całej rozmowy, bo stanowi ona świetny przykład na pojmowanie świata przez wierchuszkę z PO, ale ostatecznie zdecydowałem się na następujący fragment (pogrubiłem oczywiście pytania):
- "Forbes" w swoim rankingu uznał Lublin za najbardziej atrakcyjne dla biznesu miasto w Polsce. Jest u nas najwięcej zarejestrowanych firm.
Ale wspomniane przez pana dane obejmują w większości mikrospółki założone przez ludzi, dla których była to jedyna droga, by mieć pracę.
- Nie, nie, nie. Nie dam sobie tego wmówić.
Ponad 95 procent spółek, które powstają w Lubelskiem, to małe firmy, które zapewne upadną, gdy skończy się unijna pomoc dla nowo powstałych podmiotów. Takie są twarde dane.
- Coś wam powiem. Jeżeli jesteście patriotami Lublina, to w waszym interesie jest przedstawianie tego jako sukces. Wy, dziennikarze, tego nie rozumiecie. Jest jakiś gen samozniszczenia, który wam się udzielił i tym ludziom, którzy z ewidentnych sukcesów naszego miasta chcą zrobić klęski.
Przekładając te teorie na życie codzienne: jeśli podczas szybkiej jazdy pęknie Państwu w samochodzie opona, to nie patrzcie na to, że lada moment wpadniecie do rowu lub na drzewo. Patrzcie Państwo na to, że przez tę chwilę nadal macie trzy opony dobre!
No i mimowolnie przeszedłem w ten sposób do tematu głównego, który - podobnie jak przed tygodniem - znów jest związany z transportem, choć akurat nie z koleją. Możemy zresztą liczyć na nią tym mniej, im bardziej samorząd wojewódzki angażuje się w transport drogowy, a ostatnio robi to dość mocno, gdyż przejął spółkę PKS Wschód. Zrobił to, bo sytuacja firmy jest ponoć bardzo zła i jest oczywiste, że należy w nią wpompować grube pieniądze. Naturalnie niezbędny jest do tego plan naprawczy, który jednak nie okazał się żadnym problemem i opracowano go w parę dni, rzecz jasna, nie pisząc go od podstaw, lecz korzystając z tzw. sprawdzonych wzorców. Do tego ostro wzięto się za busiarzy na najbardziej prestiżowej trasie Lublin-Warszawa, zmuszając ich do jazdy zgodnej z przepisami, co wydłużyło jej czas do ponad trzech godzin, a co za tym idzie - ograniczyło konkurencyjność busów. Marszałek Grabczuk dostał takiego reformatorskiego zapału, że zapowiedział, iż Urząd Marszałkowski chętnie weźmie się za resztę PKS-ów w regionie - w tym za PKS Zamość.
Tu sytuacja jest równie dramatyczna i też poszukuje się podmiotu, który przejmie firmę i wyprowadzi ją na prostą. Z początku mówiono wprost o prywatyzacji i nawet znalazł się na nią chętny w postaci firmy "Panas Transport". Tyle, że później Ministerstwo Skarbu Państwa doszło do wniosku, że lepsza będzie komunalizacja i podjęto wstępne działania zmierzające do przejęcia podmiotu przez miasto Zamość i powiat zamojski. Padły już nawet pierwsze deklaracje ze strony miasta, że ma ono pomysł na firmę - połączenie jej z MZK. Jak dla mnie wygląda to trochę abstrakcyjnie, ale zarazem na tyle interesująco, że nie przekreślam tej idei, a przynajmniej nie teraz. Natomiast spodziewałem się, że o planach tych przekształceń będzie mowa na poniedziałkowej sesji Rady Miasta, co zresztą zapowiadał "Dziennik Wschodni". Tymczasem spotkał mnie srogi zawód, bo ani nie uwzględniono tego punktu w porządku obrad, ani też żaden z radnych nie poruszył tematu w wolnych wypowiedziach. Mam nadzieję, że ta cisza nie sugeruje, że sprawa komunalizacji PKS-u będzie się ciągnąć jeszcze długo. Dodam zresztą, że ostatnia sesja była jedną z najnudniejszych, a radni głosowali między innymi projekt uchwały, która jedyne co robiła, to znosiła inną uchwałę.
Mam jednak nadzieję na postęp, bo plany obecnego zarządu spółki są dosyć niepokojące. Oto w zeszłym tygodniu media podały, że w celu ratowania finansów, zarząd chce sprzedać dworzec na Nowym Mieście, a nowy utworzyć w swojej bazie przy ulicy Sadowej. Ja już pomijam fakt, że za każdym razem, gdy słyszę, iż plan naprawczy przewiduje "sprzedaż zbędnego majątku", to zastanawiam się, czy aby na pewno ten majątek jest zbędny. Pomijam też kwestię, czy za owe budynki i teren dyrekcja uzyska sumę miliona złotych, co pozwoliłoby jej spłacić długi. Teoretycznie wartość tych nieruchomości to kilka milionów, ale wszystko i tak zależy od kupca. Pomijam również sprawę jak bardzo do kondycji finansowej przedsiębiorstwa zatrudniającego około 130 osób przysłużyło się funkcjonowanie w nim aż czterech związków zawodowych. Natomiast wręcz zgroza ogarnia mnie na myśl, że taki czyn stanowi jawną wodę na młyn dla busów!
Powiedzmy sobie szczerze - obecny dworzec usytuowany jest w bardzo dobrym punkcie i właśnie dlatego busiarze, mający swój obskurny punkt po drugiej stronie ulicy Gminnej, na pewno stamtąd nie odejdą. Dla większości mieszkańców wygodniej będzie docierać na Nowe Miasto niż na Sadową, nawet przy utrzymaniu przez PKS w "starych" okolicach jakiegoś przystanku, bo on i tak nie funkcjonowałby w przypadku połączeń na przykład Warszawa-Zamość. Autobusy wszak nie będą przecież objeżdżać całego miasta, by dotrzeć na Sadową. Do tego dołóżmy sprawy bieżące, jak choćby, mówiąc delikatnie, niezbyt przyjazne dla pasażerów rozkłady jazdy, które między innymi powodują, że ostatni autobus (właśnie zamojski) z Rzeszowa do Zamościa odjeżdża już o 13:30 (nie co dzień jest piątek i niedziela; zresztą 15:50 to też nie jest zbyt wczesna pora). Po likwidacji kolei można się przekonać jak ważna jest to trasa dla zamościan. Dodajmy - również dla tych jadących z Krakowa i Śląska, którzy wolą wygodnie dojechać pociągiem do stolicy Podkarpacia i stamtąd podróżować autobusem niż tłuc się osiem lub więcej godzin pojazdem bezpośrednim albo jechać wpierw pociągiem do Warszawy i później Lublina. Ostatni bus z Rzeszowa do naszego miasta jedzie o 18:40 i bardzo często jest przepełniony. Kierunek odwrotny również jest w pełni do zagospodarowania.
Znów muszę się zastrzec, że nie mam nic przeciw busom, a wątpiących w tę deklarację odsyłam do ubiegłorocznych tekstów "Busem przez świat" i "Transportowy zawrót głowy". Jednakże zawsze będę przeciwny traktowaniu ich jako jedynego środka transportu. Tyle, że nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż ostatnimi czasy wobec Zamojszczyzny prowadzone jest coś, co na własny użytek nazwałem "polityką upodlenia komunikacyjnego" (w skrócie: PUK), czyli "busy, busy über alles", co nawet pasuje do kraju pochodzenia większości tych pojazdów. Nie sądzę, by było to świadome, ale tego rodzaju działaniami włodarze PKS-u Zamość w taką politykę całkiem nieźle się wpisują.
autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2010-06-03 przeczytano: 12030 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|