|
Ponadczasowy Jon Lord w ponadczasowym ZamościuJeden z najwybitniejszych na świecie klawiszowców, wirtuoz organów i kompozytor legendarnej muzyki zespołu Deep Purple - Jon Lord, wiecznie młoda ikona muzyki XX wieku, przybywał w Zamościa w dniach od 7 do 9 listopada w związku z planowanym koncertem z Orkiestrą Symfoniczna m. Karola Namysłowskiego w Warszawie, w dniu 10 listopada.
Jon Lord, człowiek niezwykle otwarty i serdeczny, znalazł czas na spotkanie z przedstawicielami zamojskich mediów i odpowiedział na wszystkie zadane mu pytania.
- Skąd pomysł na koncert "Concerto for Group and Orchestra"?
Jon Lord - Kiedy byłem młody, zacząłem grać na pianinie, zacząłem grać muzykę klasyczną, potem odkryłem rock and roll'a. Więc kocham oba gatunki muzyki - muzykę symfoniczną oraz rockową. Później, gdy zostałem członkiem rockowego zespołu, słuchałem wciąż muzyki klasycznej.
Wydawało mi się, że byłby to dobry pomysł, może szalony, ale pomysł aby spróbować połączyć dwie rzeczy, które kocham - brzmienie orkiestry oraz rokowego zespołu. Więc próbowałem, miałem pomysł przez 3-4 lata w mojej głowie, ale czułem, że jestem w niewłaściwym zespole, że nie mam właściwych muzyków, aby to zrobić, stąd też powiedziałem managerowi zespołu Deep Purple, ( był on młodym mężczyzną, dopiero zaczynał), że mam ten szalony pomysł, a on powiedział: "OK, to brzmi nieźle". I po prostu, to zrobiliśmy.
W latach 60-tych światowa muzyka była bardziej otwarta, ludzie nie mieli wówczas z góry wyrobionych osądów/opinii. Teraz wszyscy chcą etykietki - "Jak nazywa się ta muzyka". Jak dla mnie to po prostu muzyka. Świat jest tak niesamowity, że możesz pójść wszędzie. To było moje przeświadczenie jako młodego człowieka, a teraz jako dorosłego.
- Jakie były emocje i problemy podczas pierwszego koncertu z orkiestrą?
Jon Lord - Jedną z głównych emocji był strach, ponieważ był to inny czas, także w inny sposób grały orkiestry 40 lat temu, były bardziej staromodne. Było bardzo mało kobiet wówczas w orkiestrach. Pierwszą orkiestrą, z którą współpracowaliśmy, była Royal Philharmonic Orchestra, i może było tam 5-10 kobiet na osiemdziesięciu muzyków. Teraz to się zmieniło, jest ich połowę, a ludzie w orkiestrach są młodzi.
Weszliśmy na pierwszą próbę w długich włosach i dziwnych ubraniach. Spojrzeli na nas jakbyśmy byli z innej planety. Więc to był strach, jak nam się uda to połączenie (to małżeństwo), ale wszystko było OK. Muzyka zawsze zwycięża. Jeśli masz dobre serce i wiarę w to, co robisz - muzyka wygra, ponieważ muzyka jest wielkim, wspaniałym światłem, jest międzynarodowym językiem.
- Jakie były powody rozstania Pana z zespołem Deep Purple?
Jon Lord - Miałem silne uczucie, że osiągnąłem pewien wiek, że stałem się gotowy do pójścia naprzód. W Deep Purple nie czułem, że się rozwijam, graliśmy te same piosenki każdej nocy, graliśmy sto koncertów każdego roku, co było bardzo męczące, nigdy nie byłem w domu, nie miałem zatem szansy pisania, tworzenia nowej muzyki. Czułem bardzo silnie, że jeśli nie odejdę to zawsze będę w Deep Purple i nigdy nie spróbuję tego, co chciałem w życiu robić.
- Jak Pan ocenia grę Dona Aireya, swojego następcy w Deep Purple?
Jon Lord - Jest bardzo dobry, jest młody więc go nienawidzę. Jest dobrym muzykiem, bardzo dobrym. To jest bardzo dobry pomysł, że on tam jest.
- Co się stało z partyturą koncertu na grupę i orkiestrę?
Jon Lord - W 1970 roku graliśmy koncert w Los Angeles. Ktoś zapomniał zabrać nuty. Zapomnieliśmy o tym. Dwadzieścia pięć lat później ktoś powiedział: Zróbmy to jeszcze raz. Ale nie mogliśmy, bo nie mieliśmy muzyki. W 1988 r. poznałem holenderskiego studenta, który odtworzył wszystkie części dla orkiestry z przesłuchanych nagrań, z filmu. To było niewyobrażalne. Patrząc na jego pracę byłem zdolny mu pomóc w stworzeniu na nowo oryginalnej muzyki. Zagraliśmy ją w 1999 r. na jego trzydzieste urodziny. Mam nadzieję, że to ma sens.
- W poprzednim miesiącu, w Polsce po raz kolejny koncertowało Deep Purple. Teraz będzie Pana koncert. Czy to przypadek czy celowe działanie?
Jon Lord - Moja kariera jest zupełnie oddzielna od działalności zespołu Deep Purple. Chłopcy z Deep Purple to nadal moi koledzy, dużo rozmawiamy, pomimo tego, że nasze ścieżki się rozeszły. Ja mam swoje życie, a oni swoje. Zbieżność koncertów to czysty przypadek.
- Co Pan sądzi o muzykach Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego?
Jon Lord - Są cudowni. Rano miałem z nimi pierwszą próbę. Gram takie koncerty dwadzieścia razy do roku. Uwielbiam pierwsze próby, gdyż wówczas odkrywam jaka jest orkiestra naprawdę. Rano miałem przyjemną niespodziankę. Są bardzo dobrzy. Byli troszeczkę zdenerwowani, bo muzyka nie jest prosta. To jest wyzwanie dla grupy i dla orkiestry, dlatego muszą bardzo ciężko pracować. Radzimy sobie bardzo dobrze. Mam próbę jeszcze dziś po południu, jedną we wtorek i jeszcze jedną przed koncertem. Myślę, że będziemy gotowi.
- Czy Pana odejście z zespołu Deep Purple to była dobra decyzja?
Jon Lord - Tak. Uważam, że byłbym smutnym człowiekiem, a nawet głupcem, gdybym stale żałował. Odszedłem, wierzę, że z dobrych powodów, we właściwym czasie, w przyjaźni, nie złości. Jesteśmy ciągle przyjaciółmi. Teraz mam świetną pozycję, robiąc to co lubię. Raz gram muzykę rockową, raz gram z orkiestrą, różną muzykę z różnymi orkiestrami na całym świecie. To wspaniały czas. Uważam, że była to z pewnością bardzo dobra decyzja.
- Preferuje Pan solową karierę?
Jon Lord - Tak. Ja odnalazłem się w tym. Byłem już zmęczony graniem z Deep Purple. Chciałem robić coś więcej. Potrzebowałem nowych impulsów, inspiracji.
- Granie z Deep Purple było męczące. A czy nie męczy Pana granie tego koncertu ciągle z inną orkiestrą?
Jon Lord - Nie, choć każda orkiestra jest tak różna, inny jest jej charakter. Grają różnie - szybciej, ciszej. Każdy koncert jest zdecydowanie inny. Koncerty z Deep Purple były nużące. Ja lubię improwizować. To jest fajne, choć to ciężka praca. Ja wierzę, że to jest ważne. Jest zawsze nowe i bardzo interesujące.
- Podczas koncertu w Rzeszowie, Don Airey, podczas gry solowej, odegrał m.in. fragment utworu Chopina. Czy podczas koncertu w Warszawie zdarzy się jakaś niespodzianka?
Jon Lord - Nie. Kiedy grałem w Deep Purple, zazwyczaj będąc w innym kraju grałem kawałek muzyki z danego kraju. Don robi to samo. Nie sądzę, bym zagrał Chopina w Warszawie. Ja gram muzykę Lorda, nie Chopina, który jest bardzo trudny.
- W jaki sposób nawiązała się współpraca z Kasią Łaską?
Jon Lord - Dwa lata temu w Płocku, poznałem wspaniałą, szczęśliwą osobę, o cudownym głosie - Kasię Łaska. Wspaniale zaśpiewała moje utwory. Zapytałem ją czy wystąpi także ze mną podczas kolejnego mojego koncertu. Jest atrakcyjna, jest świetną piosenkarką i aktorką. Czego można więcej chcieć.
- Jak podoba się Panu Zamość? Czy Pan wie, że jest to Miasto z Listy UNESCO?
Jon Lord - Zobaczyłem miasto ostatniej nocy. Padał drobny deszcz. Było ciemno. Nie mogłem za dużo zobaczyć. Rano wyszedłem z hotelu i zobaczyłem przepiękny rynek. To wyglądało jak miasto, gdzie zatrzymał się czas, po prostu, ponadczasowo. Zobaczyłem cudowne budynki, przechodząc do siedziby Orkiestry. Poczułem się jak szczęśliwy człowiek. Zamość jest częścią wspaniałego doświadczenia. To niezwykłe uczucie, być tutaj. I to jest coś fantastycznego w mojej pracy, że mogę poznawać ludzi i nowe miasta, nowe smaki kuchni i nową muzykę. Bez wątpienia, jestem szczęśliwym facetem.
- Dziękujemy za spotkanie i za rozmowę.
Jon Lord - Czy wszyscy są szczęśliwi?
- Bardzo. Dziękujemy za przyjemność obcowania z Panem. Do zobaczenia na koncercie w Warszawie.autor / źródło: T. Madej, B. Kolbus, W. Brzyski dodano: 2010-11-10 przeczytano: 13350 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|