|
Kochająca bliźniego Maria KrólMoże się poszczycić I nagrodą "Pro Publico Bono" w kategorii ochrony zdrowia, pomocy społecznej i charytatywnej (2004), tytułem Kobiety Lubelszczyzny, przyznanym podczas I Kongresu Kobiet Lubelszczyzny (2010), wyróżnieniem w XIII edycji Nagrody im. Andrzeja Bączkowskiego "za wzór służby publicznej" oraz Orderem Ecce Homo za "niekoniunkturalną i konsekwentną miłość bliźniego" (2010). Lek. med. Maria Król za największy swój sukces uważa jednak dwadzieścia lat pracy w Stowarzyszeniu Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym "Krok za krokiem" w Zamościu.
- Można mieć wrażenie, że Ktoś naznaczył Panią do tych ról, które Pani na siebie przyjęła, a najważniejsze to Matka i Społecznica. To sukces Pani i Tych wszystkich, którym się Pani poświęciła. Jak to się stało, że zdecydowała się Pani na taką działalność, wiedząc zapewne, że nie będzie łatwo?
Maria Król - Nie miałam wyjścia. Jestem dzieckiem niepełnosprawnych rodziców. Moi rodzice byli bardzo niepełnosprawni, byli inwalidami I grupy inwalidzkiej, z trudem chodzili o kulach. A później urodziło mi się niepełnosprawne dziecko. Dlatego, że miałam niepełnosprawnych rodziców, chciałam robić coś dobrego, szlachetnego, pomagać ludziom. Najpierw chciałam być księdzem, ale kobieta nie może być. Wydawało mi się, że słowem można zdziałać dużo dobrego, ponieważ lubię mówić, przemawiać i przekonywać, taki dar przekonywania mam, więc wydawało mi się, że jeśli będę nawoływać ludzi do dobrych działań, to oni będą dobrzy. Tak mi się wydawało w młodości. Później myślałam, że będę nauczycielką i będę mogła czynić dobro. Ale tata i mama powiedzieli mi, że woleliby aby córka niosła im bardziej bezpośrednią pomoc. Wahałam się między weterynarią a medycyna, dlatego, że zawsze los zwierząt, które są nieme i bezbronne leżał i leży mi na sercu. Do tej pory przeżywam różne przejawy okrucieństwa ludzkiego wobec zwierząt. Bardzo chciałam być weterynarzem, to było to, o czym marzyłam. Ale to rodzice prosili mnie abym bardziej im pomogła niż zwierzętom i wtedy zdecydowałam się na medycynę. Mam dwie specjalności, jestem lekarzem chorób wewnętrznych i specjalistą rehabilitacji medycznej.
- Skąd taka determinacja aby założyć Stowarzyszenie i działać nie tylko z korzyścią dla syna, także dla innych niepełnosprawnych?
Maria Król - Przez kilka lat poszukiwałam rozwiązań, na terenie Zamościa i Polski, dla swojego syna, myśląc, że ktoś coś dla mnie zrobi, albo że będę mogła z czyiś rozwiązań skorzystać. Okazało się, ze takich rozwiązań nie ma, są bardzo nienowoczesne, nieefektywne formy rehabilitacji i pomocy i wtedy pomyślałam, że nie pozostaje mi nic innego - trzeba zrobić coś dla wszystkich dzieci.
- Zawalczę o syna i zawalczę o inne dzieci?
Maria Król - Ja nigdy nie miałam takiego pomysłu w życiu żeby zajmować się tylko swoim synem. Co zresztą budziło powszechne zdziwienie. Znam wielu znakomitych polityków, lekarzy i profesorów, którzy mieli dziecko niepełnosprawne i nie robili działań ogólnospołecznych, tylko zdobywali pieniądze i robili wszystko dla swojego dziecka. Nigdy takie myślenie nie przychodziło mi do głowy. Zawsze patrzę globalnie i sprawiedliwie. Uważam, że nie można stworzyć jednej ścieżki dla jednego człowieka, bo jeśli cały świat będzie nieprzyjazny i niedostosowany to on dalej zginie w tym świecie. Uważam, że trzeba podjąć bardzo karkołomne wyzwanie, zmienić cały świat wokół po to, żeby wszystkie dzieci, które będą przychodziły na świat niepełnosprawne i osoby niepełnosprawne ze starości czy za przyczyną wypadków, miały przyjazny świat, przyjazne rozwiązania prawne, przestrzenie publiczne i przyjazne myślenie ludzi, czyli wysoką świadomość nas wszystkich. To jest działanie na wiele pokoleń w Polsce. Niewątpliwie, ostanie dwadzieścia lat bardzo dużo zmieniło w myśleniu ludzi o prawach człowieka. Jest także nacisk Unii Europejskiej, która daje przepisy i dyrektywy. Od 15 listopada mamy strategię dla osób niepełnosprawnych na lata 2010 - 2020, to jest najnowszy dokument Komisji Europejskiej, który jasno wzywa wszystkie kraje członkowskie do działań bardzo intensywnych w obszarach, które ograniczają uczestnictwo osób niepełnosprawnych w życiu społecznym i ekonomicznym.
- Zyskała Pani powszechną akceptację swoich działań i została wyróżniona za tę działalność.
Maria Król - Zaprotestowałabym z tą powszechną akceptacją.
- Czy za tymi tytułami i uznaniem stoi większe wsparcie władzy i społeczeństwa? Czy udało się Pani osiągnąć daleko idącą pomoc?
Maria Król - Dwadzieścia lat temu nie przyszłoby mi do głowy, że aż takie działania poprowadzę z wielkim sztabem osób, że zbuduję wielką grupę ludzi wokół siebie, podejmę taką ilość działań i pozyskam aż taką ilość pieniędzy. Nie sądziłam, że będę musiała stawiać sobie aż takie wyzwania. Nie zdawałam sobie sprawy, mając małe dziecko niepełnosprawne, jak wiele dyskryminacji dotyka osoby niepełnosprawne. Na początku myślałam, że to dotyczy tylko dzieci, a później zobaczyłam, ze na każdym etapie, od urodzenia aż do później starości, osoby niepełnosprawne w Polsce nie mają dostępu do wszystkich dóbr społecznych. Przed nami niekończące się wyzwania i niekończąca się praca, jeżeli chcemy coś zmienić.
- Jakie są Pani najważniejsze działania?
Maria Król - Działam dwutorowo, jako ekspert, charytatywny - to jest to uznanie, jakie zdobyłam w ekipach rządzących i różnych instytucjach. Występuję w obronie osób niepełnosprawnych, pokazując kierunki działań. Czy się z tym liczą, trudno powiedzieć. Czasami korzystają z tych rad, czasami są to decyzje polityczne, na które nie mam żadnego wpływu. To są działania ogólnopolskie, które przygotowują grunt do pewnych zmian. Natomiast lokalnie, nasze Stowarzyszenie pokazuje na własnym przykładzie model, jaki można wprowadzić w całej Polsce, że można stworzyć kolejne, różnorodne instytucje i formy wsparcia, od urodzenia do poszczególnych etapów rozwoju osób niepełnosprawnych ze wsparciem aktywnym dla tych osób. Częściowo nam się to udało, do wieku dorosłości, natomiast dla osób dorosłych - wciąż nie mamy rozwiązań. I teraz, po dwudziestu latach, kiedy nasi najstarsi wychowankowie dorośli, musimy coś zrobić dla nich. Szukamy sojuszników, żeby przeprowadzić rozwiązania w zakresie: zamieszkania, zatrudnienia i pełnego ich uczestnictwa w życiu.
- Czy może Pani określić kroki milowe w działalności Pani i Stowarzyszenia? Co się Pani udało, a co nie zakończyło się sukcesem? Jakie były te dwadzieścia lat Stowarzyszenia?
Maria Król - Nadal nie ma takich rozwiązań systemowych i finansowych, które by pozwoliły Stowarzyszeniu funkcjonować spokojnie. Przez dwadzieścia lat ciągle stajemy pod koniec roku przed dylematem czy będziemy mogli utrzymać tę działalność, którą prowadzimy, profesjonalną, codzienną, która jest zagwarantowana prawem. Dostęp do ochrony zdrowia i edukacji dla dzieci niepełnosprawnych jest zagwarantowany Konstytucją, ale nie mamy takiej pewności, bo nie mamy stałych źródeł finansowania. Kontrakt z NFZ - to albo wygramy albo nie. Pieniądze z PFRON-u na rehabilitację społeczną - albo są, albo ich nie ma. Jedyne jako tako pewne pieniądze to są subwencje oświatowe na prowadzone przez nas przedszkole specjalne. Więc, nie mam stabilizacji finansowej, tu nie mam sukcesu.
Natomiast miałam sukcesy związane z pozyskaniem dużych środków zewnętrznych i tego przykładem jest modernizacja Ośrodka w ostatnich dwóch latach z Funduszy Norweskich, w 90%, chociaż prawie 20% musieliśmy dołożyć, bo euro spadało i trzeba było wnieść większy wkład. To są ogromne środki, ale my mamy placówkę o europejskim standardzie, jeśli chodzi o wykończenie, wyposażenie i wszystkie procedury, jakie istnieją, łącznie z systemem podnośników sufitowych, odciążających terapeutów, czyli z pełną ochroną pracownika, tak jak w Europie cywilizowanej się dzieje. To jest sukces.
- Znacząca jest wydawnicza działalność Stowarzyszenia.
Maria Król - To w kategorii sukcesu. Wydaliśmy bardzo dużo książek, z których korzysta cała Polska i Ukraina, bo przetłumaczyliśmy je na ukraiński. Te książki rozdysponujemy bezpłatnie, jak wszystko, bo jesteśmy we wszystkich sferach organizacją pożytku publicznego i od nikogo nie pobieramy opłat. Jakąś stabilizację mamy, ponieważ mamy infrastrukturę, ale wciąż jest jej za mało. Ośrodek jest przepełniony. Koniecznie musimy uruchomić nowe obiekty dla dorosłych, po to, żeby ten Ośrodek pozostał dla dzieci, bo co miesiąc przychodzą nowe.
- Jak jest ilość pracowników Stowarzyszenia i jaka ilość osób niepełnosprawnych z niego korzysta?
Maria Król - Stowarzyszenie zatrudnia 150 pracowników na pełnych etatach, są to w większości specjaliści najwyższej klasy, z dwoma fakultetami, np. pedagodzy specjalni i fizjoterapeuci, albo psycholodzy logopedzi i lekarze, po studiach w Polsce a także po szkoleniach zagranicznych w ramach różnych programów i projektów europejskich. Jak na ten zakątek Polski, mamy wybitną kadrę. Poza Ośrodkiem w Zamościu, mamy dwa warsztaty terapii zajęciowej w Zamościu i w Biłgoraju oraz Ośrodek w Biłgoraju i park terapeutyczno-rekreacyjny w Bondyrzu, czynny w okresie letnim. Mamy także Centrum Aktywizacji Społecznej, mieszkanie treningowe, gdzie odbywają się pobyty tygodniowe. Jesteśmy dość pokaźnym pracodawcą, nie spóźniliśmy ani z płacami, ani z podatkami, jak do tej pory. Ale przedsiębiorstwo nie jest dochodowe, nie prowadzi działalności gospodarczej i nie może się zadłużyć, w przeciwieństwie do Szpitala im. Jana Pawła, który może, jak się okazuje. Naszych długów nikt nie pokryje. Nie ma aż takiego przyzwolenia społecznego, ani chęci wspierania nas. Nie jest nam łatwo.
Rocznie korzysta z naszej pomocy około dwóch tysięcy dzieci i rodziców. Rodziny otrzymują od nas wsparcie w różnych formach: dziennego pobytu, ambulatoryjnych doraźnych ćwiczeń i pobytów wakacyjnych, dowozu i korzystania ze szkoleń. Rocznie ze szkoleń korzysta pięćset osób z całej Polski i z Ukrainy. Korzystają także z naszych publikacji, łączny nakład kilka tysięcy. Ostatnio sama wydałam książkę i jestem bardzo dumna. Wydawnictwo Harmonia poprosiło mnie i jest to książka na zamówienie, dla całej Polski, dla rodziców terapeutów, w formie pytań i odpowiedzi, jako poradnik, czyli co powinno się wiedzieć o porażeniu mózgowym, o niepełnosprawności i systemie wsparcia. Zrobiłam to obszernie, a wiec wszystkie pytania jakie można zadać i otrzymać odpowiedź.
- Jak Pani potrafiła to wszystko pogodzić? Pani dokonania to jest ewenement w skali kraju. Jak to się robi?
Maria Król - Cierpi na tym moje życie osobiste, bo więcej jestem w pracy, a całość obowiązków spada na mojego męża. Ostatnio, kiedy chorował i leżał w szpitalu, doszłam do wniosku, że on mi jest rzeczywiście niezbędny do działalności, która prowadzę, bo wyręcza mnie w obowiązkach domowych, po pracy, pracuje jako nauczyciel i w obowiązkach opieki nad synem popołudniami, nocami i kiedy wyjeżdżam. Ostatnio więcej przebywałam w Warszawie niż w Zamościu, w sejmie, na komisjach i podkomisjach. Po raz pierwszy powiedziałam mężowi, że doceniam jego wkład w sukces Stowarzyszenia, a on zażartował, że proponuje, żeby te ordery, które otrzymuję, były wydawane w dwóch egzemplarzach, jeden dla niego, za to, że ja mogę robić to, co robię. To nie jest kurtuazja. Kiedy leżał w szpitalu, musiałam nawet zrezygnować z zaproszenia Prezydenta RP.
- A Pani marzenia?
Maria Król - Chciałabym być zdrowa, mieć dużo siły. I żeby mój mąż też był zdrowy i miał dużo siły, aby mnie wspierał w opiece nad synem i żeby Michał też był zdrowy. I żeby mi dano jeszcze dużo czasu, żebym mogła długo działać. Więcej marzeń nie mam. A Michał jest dzieckiem "ośrodkowym". Trafił tutaj jak miał sześć lat. Ośrodek go wychowywał, kształtował. Tutaj ma terapeutów, którzy poświęcali mu więcej czasu niż ja. Skończył tutaj liceum, dzięki współpracy z Zespołem Szkół Społecznych, zdał maturę, a w Centrum Ustawicznego Kształcenia ukończył technikum informatyczne. Pracuje w Ośrodku na pół etatu razem z innymi wychowankami, ponieważ w miarę możliwości staramy się im pomagać, bo nikt inny nie chce ich zatrudniać. Wciąż jest ta bariera, że niepełnosprawny jest mniej wydajny, a poza tym, trudno jest znaleźć zakład pracy, do którego osoba niepełnosprawna mogłaby wjechać na wózku. Razem z innymi pomaga nam w pracach biurowych, promocyjnych. W przyszłości, chcemy dla pozostałych osób, w Białobrzegach, w szkole, którą otrzymaliśmy od wójta Ryszarda Gliwińskiego na piętnaście lat dzierżawy nieodpłatnej, stworzyć spółdzielnię socjalną, aby zatrudniać kolejnych niepełnosprawnych, w innych formach, w zależności od ich pomysłu i potrzeby.
- Serdecznie dziękuję za rozmowę. autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2010-12-06 przeczytano: 14994 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|