|
Owca Cała po zasianej przez Halucynogen epidemii Owca Cała - to potulnie brzmiąca nazwa od niedawna działającego alternatywnego klubu w Zamościu miała przyjąć w miniony piątek (1 kwietnia) pod swoje strzechy trzy metalowe zespoły. Koncert rozpoczął się z półgodzinnym opóźnieniem, jednak pierwsze łomoty w zasadzie miały miejsce jeszcze na długo przed jego rozpoczęciem. No ale te, nie były dziełem muzyków, a pierwszej w tym roku wiosennej burzy nad Zamościem. Burza z piorunami, cóż - intro dla zespołów wymarzone...
Piątkową jazdę w Owcy Całej rozpoczął K.A.S.K. Kapela o tej enigmatycznej nazwie, której znaczenia sami twórcy nie potrafią rozszyfrować, składa się z muzyków mieszkających w okolicach Piask, Krasnegostawu oraz Chełma. Był to najmłodszy pod względem średniej wieku zespół tego wieczoru - chociaż kapela działa już ponad pięć lat. Początki jej sięgają 2006 roku i okazało się, że chłopaki grali w Zamościu już po raz czwarty. Wcześniej można było ich usłyszeć w klubie Spitfire, w I LO oraz rok temu w Kazamatach. Ja osobiście na scenie zobaczyłem ich po raz pierwszy, nie licząc wizyty na próbie jakiś czas temu...
K.A.S.K. miał trudne zadanie, gdyż jako pierwszy musiał rozgrzewać fanów ciężkiego grania, którzy to dopiero zaczęli wypełniać salę. Wokalista w białej koszulce z Homer'em Simpson'em,
i z łańcuchem przy kieszeni wyglądał dosyć niepozornie jak na death metalowca. Jednakże dźwięki jakie z siebie wydobywał wyginając się na wszystkie strony były niczym odgłosy z piekielnych czeluści.
W utworach zaprezentowanych przez K.A.S.K. można było doszukać się wpływów zarówno death metalu ale i grind core oraz momentami black metalu. Wiele zmian tempa z naciskiem na średnie, ciężkie akcenty przy dość dobrej technice, zwłaszcza perkusji w szybszych momentach. Efekt brzmieniowy bębnów potęgowały dodatkowo użyte tzw. trigery do podwójnej stopy. Widać że zespół ciągle poszukuje swojego stylu i próbuje udowodnić, że w szeroko pojętym death metalu nie zostało jeszcze wszystko powiedziane. Z czasem muzyka stawała się coraz bardziej monotonna. Dopiero zaserwowane przez zespół dwa covery - pierwszy z repertuaru niemieckiej formacji HEAVEN SHALL BURN - "Endzeit" oraz drugi "Chant for Ezkaton 2000" rodzimego BEHEMOTH'a - rozruszały publikę i jak to się mówi, pióra poszły w ruch. Podczas swojego występu zaprezentowali jeszcze swój najnowszy utwór pt.: "Slave's Anathomy", który można od niedawna posłuchać na ich profilu na myspace. Generalnie występ poprawny - ciężko, ostro, w miarę brutalnie, czyli kwintesencja tego stylu muzycznego...
SHAME YOURSELF z Biłgoraja zainstalował się jako drugi. To właśnie oni przytargali niemal cały sprzęt, na którym odbywał się koncert. Zespół jest już dosyć znany w regionie, ale nie tylko. Otwierali już koncerty takich kapel jak KAT, FRONTSIDE czy CHRIST AGONY, lecz w samym Zamościu grali po raz pierwszy.
W rozmowie ze mną muzycy zdradzili, że wielokrotnie próbowali wkręcić się z graniem do naszego miasta, ale zawsze był problem z miejscem. W końcu jednak się udało. Jako ciekawostkę dodam, że perkusista zespołu, Opel, był niegdyś jednym z założycieli znanej i lubianej w Zamościu PIZZY ŁOMOT. Tego wieczoru w charakterystycznej chuście mógł przypominać trochę starego pałkera G'N'R - Matt 'a Sorum'a. Wracając jednak do piątkowego występu SHAME YOURSELF, śmiało można powiedzieć, że zespół dał naprawdę świetny i energetyczny show. Publiczność bardzo żywiołowo reagowała na każdy ich kawałek, większość uderzyła w pogo i pod sceną zrobiło się naprawdę gorąco.
Muzycy również nie stali na scenie jak przysłowiowe kołki - szczególnie wokalista Klusek dawał czadu, zamiatał włosami podłogę, skakał, gestykulował rękoma, a co jakiś czas zamieniał mikrofon na Perłę Chmielową podawaną przez kogoś z publiczności.
W niektórych kawałkach wokalistę wspomagał basista, który również był dość ekspresyjną postacią kapeli. Jedynie gitarzyści wydawali się być mniej widoczni. Jednak dźwięki jakie wydobywali ze swoich wioseł, wraz z silnie wyeksponowanym brzmieniem garów, sprawiały, że tynki odpadały ze ścian. Choć co do tego nie mam pewności, bo może to jednak wina grzyba? Cóż, może zostawię ten temat na inną okazje. SHAME YOURSELF zagrali swoje najlepsze kawałki, wśród których nie zabrakło oczywiście "Slave of Masturbation" - z dedykacją dla tych, którzy lubią sam na sam przed monitorem spędzać miłe chwile oraz iście czadersko wykonanego coveru z repertuaru PANTERY - "Fucking Hostile". Generalnie to muzykę SHAME YOURSELF można określić jako thrash metal z ciekawą manierą wokalu (momentami podchodzącą pod deathmetalowy growling). Początki raczej wolne i ciężkie, często melodyjne, by potem przyspieszyć . Muzycznie porównałbym to do SLAYER'a wspomnianej PANTERY - czasem SEPULTURY z czasów jej świetności.
Wreszcie przyszedł czas na niepisaną gwiazdę tego wieczoru - HALUCYNOGEN z Rzeszowa. Zespół tworzy czterech panów: Maniek - gitara i śpiew, Fishdick - gitara basowa i śpiew,
Junior - gitara oraz Mayo - perkusja. Muzycy z tej formacji są bardzo dobrze obyci w polskim metalowym podziemiu, gdyż dodatkowo udzielają się w takich kapelach jak MYSTERIA, ESKATON, NERTHUS czy SAGITTARIUS.
Właśnie to doświadczenie było jak najbardziej widoczne podczas ich występu. Na scenę wyszli w białych kombinezonach, co mogło troszkę przypominać początki SLIPKNOT'a oraz ich image sceniczny. Z tym, że w przeciwieństwie do amerykanów, HALUCYNOGEN nie mieli żadnych masek. Rozpoczęli ostro, hałaśliwie i surowo i tak w zasadzie było już do końca. Warto odnotować, iż Maniek śpiewa w ojczystym języku - co w tym gatunku muzycznym nie jest zbyt częstym zabiegiem. Z tego też powodu HALUCYNOGEN często jest porównywany ze śląskim FRONTSIDE.
Muzycznie chyba też takie porównania nie byłyby niczym złym, gdyż twórczość rzeszowiaków można określić jako metal core z wpływami thrash/death metalu (szczególnie wokale basisty Fishdicka). Taki rodzaj muzyki bardzo dobrze sprawdza się na koncertach, publiczność wobec takich dźwięków nie pozostaje obojętna. Ta muzyka jak "Epidemia" (taki tytuł nosi ostatnia płyta HALUCYNOGEN) ogarnia wszystko dookoła i tak było podczas koncertu w Owcy Całej. Ze wspomnianej wcześniej płyty usłyszeliśmy niemal wszystkie utwory. Bardzo dobrze wypadły "Kolekcjoner", "Szacunek" (dla mnie jeden z najlepszych pod względem muzycznym i tekstowym), "Klątwa" czy "Nieśmiertelność".
Po ostatnim kawałku Maniek podziękował wszystkim i muzycy zabrali się za składanie sprzętu. Jednak publiczność domagała się bisu. No i stało się, na sam koniec utwór pt.: "Doktor" i znów pełne szaleństwo... Na tym kawałku zakończył się cały koncert . Polecam wszystkim bliższe zapoznanie się z twórczością tej kapeli, gdyż wkrótce może być naprawdę o nich głośno. Mam też nadzieje, że szybko wrócą do Zamościa na kolejne rozprzestrzenianie epidemii .
Ogólnie impreza się udała, zarówno pod względem sprzętu oraz nagłośnienia nie było większych problemów, troszkę muzycy narzekali na akustykę, ale to widać specyfika sali. Jedyna rzecz, co jest już chyba bolączką takich koncertów to publiczność. Wszyscy narzekają że nie ma w Zamościu metalowych koncertów, że tylko dyskoteki, jednak jeżeli już coś się dzieje, zjawia się góra 40 osób z czego część koczuje pod salą, bo szkoda im 10 zł. Fakt, sporo osób z tego co wiem wybrało się do Lublina, gdyż 1 kwietnia grał tam swój koncert PROLETARIAT . Mimo to jednak Zamość pod względem tego typu wydarzeń zostaje daleko w tyle już od dawna chociażby za Biłgorajem gdzie dzieje się bardzo dużo. Działalność klubu Owca Cała z tego co mówił mi Wojtek (właściciel) będzie chciała choć troszkę zmniejszyć ten dystans - ale bez wsparcia ludzi przychodzących na takie koncerty będzie to trudne... autor / źródło: Paweł Czop dodano: 2011-04-03 przeczytano: 17889 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|