|
ZTF: Różowe familoki na Śląsku - rozmowa z fotografką Karoliną Jonderko- Nic się nie zmieniło, nawet malowidła na Diabelskim Młynie istnieją ponad 15 lat. To wehikuł czasu, zegar się zatrzymał - możesz wrócić w każdym wieku i zawsze będziesz mieć podobne wspomnienia - tak Karolina Jonderko wspomina powrót po wielu latach do starego wesołego miasteczka. Wygrana w konkursie "Fakty z życia" zapewniła projektowi "Śląskie Wesołe Miasteczko" udział w "Zamojskim Tygodniu Fotografii". Fotografka również opowiada o życiu na Śląsku i studiowaniu w słynnej łódzkiej filmówce.
Beata Dzida: Gdzie znalazłaś informacje o konkursie "Fakty z życia", "Zamojskim Tygodniu Fotografii"?
Karolina Jonderko *: Dowiedziałam się od Piotrka Komajdy( jeden z organizatorów festiwalu - red.), jednego z uczestników warsztatów "Polska Doc" w Warszawie. W dniu obrad okazało się, że nie można odtworzyć mojego pliku, dlatego spóźniona przesłałam zdjęcia ponownie dzień po terminie. Piotrek poinformował mnie, że jest już za późno, ponieważ wybrali wystawę konkursową. Okazało się, że członkom komisji projekt "Śląskie Wesołe Miasteczko" przypadł do gustu na tyle, aby brać go pod uwagę na równych zasadach. Nazajutrz Piotrek oznajmił mi: "Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale wybrali ciebie". Miałam podwójne szczęście.
O "Śląskim Wesołym Miasteczku" mówiłaś, że to Twój pierwszy projekt dokumentalny. Odwiedzając to miejsce po raz pierwszy od lat miałaś koncepcję całego projektu, czy założenie przyszło z czasem?
Na początku pojechałam tam z powodu dnia matki, żeby powrócić do dziecinnych fantazji i wspomnień związanych z radosnymi chwilami spędzonymi z bliską mi osobą. Poinformowałam dyrektorkę ośrodka o zamiarze zrobienia kilku zdjęć na terenie miasteczka. Chciałam sprawić sobie przyjemność - kupiłam watę, gofra, spacerowała z pozytywnym nastawieniem. Próbowałam sobie przypomnieć, co czułam będąc szczęśliwym i beztroskim dzieckiem Jednak nie mogłam zbyt długo udawać, wesoły nastrój powoli słabł. Wesołe miasteczko było okropnie puste. Teraz - w wieku 26 lat, po wielu traumatycznych przeżyciach i kompletnym zagubieniu - zupełnie inaczej odbierałam to miejsce. Po pewnym czasie zaczęłam fotografować zupełnie inne przedmioty, które przyciągały mój wzrok - wiszące pantery, popakowane w worki oraz karuzele, które nie zmieniły się od czasu powstania miasteczka. Wróciłam następnego dnia, żeby kontynuować projekt w pochmurną pogodę. Gdy zrobiłam serię bardzo smutnych zdjęć, to pomyślałam: "O matko! To kompletny Czarnobyl". Kontynuowałam projekt przy słonecznej aurze, żeby było jakieś ciepło.
To swoista podróż emocjonalna - chciałaś powrócić do czegoś przyjemnego, ciepłego, lecz okazało się, że nie ma takiej możliwości. Beztroskę masz za sobą, pozostała dorosłość.
Dlatego byłam taka smutna...To było zderzenie z rzeczywistością. Poszukiwałam ciepła, bliskości, ale efekt był zupełnie odwrotny. Nagle poczułam się obdarta ze szczęśliwych chwil. Może za jakieś 15 lat znowu tam pojadę, gdy będę miała swoje dzieci i zupełnie inaczej sfotografuję to miejsce. Jestem podekscytowana tym pomysłem - za kilkanaście lat narodzą się zupełnie nowe uczucia.
W "Śląskim Wesołym Miasteczku" dominuje poczucie samotności - za drzewami przedzierają się blokowiska, na innym zdjęciu w tle widać jedyna postać człowieka.
Chciałam sfotografować chociaż jedną osobę, żeby odbiorcy nie pomyśleli, że wesołe miasteczko zostało zamknięte. Nie, to był normalny, otwarty dzień dla zwiedzających! Ludzie wciąż myślą, że to relikt przeszłości. Miejsce sprawia takie wrażenie - wygląda jakby było całkowicie opuszczone, karuzele są w kiepskim stanie.
Wspominałaś o pracownikach wesołego miasteczka, którzy bardzo sentymentalnie podchodzą do swojej pracy.
Zaczepiali mnie za każdym razem i pytali dla jakiej gazety pracuję. Pracownicy nie mogą znieść myśli, że karuzele nie są odnawiane od lat. Większość z nich to bardzo starzy ludzie - jedyne osoby, potrafiące naprawić urządzenia z poprzedniej epoki. Niewiele się zmieniło, nawet malowidła na Diabelskim Młynie istnieją ponad 15 lat. To wehikuł czasu, zegar się zatrzymał - możesz wrócić w każdym wieku i zawsze będziesz mieć podobne wspomnienia.
Studiowałaś fotografię kreacyjną, ten projekt to Twój pierwszy dokument. Jednak fotografia reportażowa nie jest dla Ciebie całkiem obca - widziałam zdjęcia z kopalni, relację z uboju świni.
Swoją przygodę z fotografią zaczęłam od kreacyjnej, ponieważ była najlepszym sposobem radzenia sobie z emocjami po śmierci mamy. Studiowałam w Warszawskiej Szkole Filmowej pod okiem rewelacyjnego Prota Jarnuszkiewicza, który nauczył mnie widzieć, a nie tylko patrzeć. Wykładowca bardzo mi pomagał, zaraził pasją do fotografii kreacyjnej. Po ukończeniu szkoły zdawałam do łódzkiej filmówki. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu dostałam się za pierwszym razem! Mam świetną grupę - wzajemnie wspieramy się i motywujemy do pracy. Mieszkam w małym, górniczym miasteczku, dlatego na co dzień nie mam styczności z fotografią. W łódzkiej filmówce mieliśmy ogromny nacisk na reportaż ze względu na wykładowcę Krzysztofa Hejke. Oczywiście, realizowaliśmy różne prokekty, np. zdjęcia modowe oraz kreacyjne dla Prażmowskiego, ale zdecydowanie więcej czasu poświęcałam na reportażowi. Dość szybko wkręciłam się w ten sposób fotografowania, spodobał mi się na tyle, że będę szukała pracy jako fotoreporter. W tym zawodzie przez cały czas musisz być na wysokich obrotach i uchwycić ważne momenty. Natomiast dokument jest bardziej powolny, można pracować nad projektem miesiącami. Obecnie dokumentuję kolegów z miasta, pracujących jako górnicy.
Pochodzisz z małej miejscowości na Śląsku i trochę powieliłaś schemat małomiasteczkowy, wybierając Łódź. Miasto, które nigdy nie stało się tak bogate kulturalnie jak teraz jest Wrocław czy Kraków.
Łódź starała się, żeby być takim miejscem. Z tego względu na zaoczny tryb studiów przyjeżdzam do tego miasta na cztery dni w miesiącu. Mam mało czasu na zajęcia pozalekcyjne, ciągle balansuję między szkołą a akademikiem, ponieważ mamy bardzo intensywne zajęcia do późnego wieczoru. Oprócz Piotrkowskiej i Manufaktury nigdzie nie byłam w Łodzi. Wyjątek stanowią festiwale - wtredy chodzimy po różnych galeriach. Poza tym w ogóle nie ruszamy się z akademika. Mieszkanie ze studentami można nazwać: "drugą szkołą" - siedzimy na korytarzu, pokazujemy sobie swoje prace. Dwa razy więcej wynoszę z akademika niż z zajęć na PWSFTViT.. Szkoda, że to tylko cztery dni... Jednak z drugiej strony zawsze wracam z zajęć naładowana pozytywnymi emocjami i mam siłę na dalsze działania.
Co sądzisz o ukazywaniu Śląska w bardzo pesymistyczny sposób? W ostatnich latach powstało wiele filmów, ukazujących to miejsce w szarych barwach jak "Księstwo" Barańskiego, "Kiedyś będziemy szczęśliwi" Wysoczańskiego pokazywanie podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu.
Jeszcze nie widziałam tych filmów. Trochę tak jest, że Śląsk jest smutny i szary. W projekcie "Polska Doc" uczestniczy fotografka Dorota Zyguła, która kocha to miejsce, wszystkie prace realizuje o Śląsku i pokazuje go w pozytywnym świetle. Przez to, że są kopalnie, smog, szarość, senni mieszkańcy większość ludzi - podobnie jak ja - obiera go w zupełnie inny sposób. Nie bez powodu przestawiają tak Śląsk w pesymistyczny sposób. Mieszkam w familoku, który niedawno został przemalowany na różowo. Nie cierpię go. Wolałam, jak wyglądał szaro, smutno, a teraz strzelili majtkowy róż! Czuję się jak w innym świecie - na największej hałdzie w Europie widnieje ogromny napis "Szarlota", który świeci w nocy jak "Hollywood" w Los Angeles, nieopodal kopalnia, mieszkam różowym familoku. Władze próbują zmieniać Śląsk, żeby był bardziej atrakcyjnym miejscem. W ogóle go nie fotografuję, projekt o młodych górnikach będzie pierwszy. Od zawsze chciałam zjechać na dół i zobaczyć pracę mojego ojca. Warunki są na tyle trudne, że nigdy nie chcę tam wracać. Pracownicy noszą kilkutonowe szyny przez sześć godzin pracy, a ja po czterech godzinach z aparatem byłam wykończona! Robiłam furorę na dole: "Baba na dole! Baba na dole!" - krzyczeli i robi sobie ze mną zdjęcia.
Więcej fotografii Karoliny: http://cargocollective.com/karolinajonderko
* Karolina Jonderko - studiowała fotografię kreacyjną w Warszawskiej Szkole Filmowej, obecnie jest studentką III roku fotografii na PWSFTViT w Łodzi. Autorka wystaw w Polsce i za granicą.
autor / źródło: Beata Dzida dodano: 2011-09-20 przeczytano: 17698 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|