|
Jorgos Skolias: są to bardzo dobrzy i wytrawni muzycyRozmowa z Jorgosem Skoliasem o bluesie, Tadeuszu Nalepie, zamojskich muzykach i publiczności. Rozmowa została przeprowadzona po Zaduszkach Jazzowych - Zamość 2011, w których wystąpił Jorgos Skolias wraz ze swoja córką Zuzanną i muzykami zaproszonymi przez Krzysztofa Stopę.
- Przed wykonaniem utworu "Kiedy byłem małym chłopcem" powiedziałeś, że ten utwór był dedykowany tobie. To prawda?
- Nie, oczywiście, że nie. Ja nigdy nie mówię prawdy, jeśli chodzi o kompozycje.
- A znaliście się z Nalepą?
- Znaliśmy się z Tadkiem Nalepą. Graliśmy równolegle na różnych imprezach, koncertach, w Spodku itd. Ale przyznam się szczerze, że ta muzyka mnie nie interesowała. Byłem w innym świecie, bardziej interesował mnie blues źródłowy. Biali muzycy bluesowi czy to Mayall czy Clapton byli dla mnie takimi "patałachami". Sorry że tak mówię, ale tak uważałem. Podobnie myślałem o wszystkich białych, którzy wykonują bluesa. Tadeusza Nalepę szanowałem i wiedziałem, że gra bluesy, nie słuchałem jednak tej muzyki, słuchałem innej muzyki.
Bywaliśmy na tych samych koncertach, znaliśmy się. Tadek mówił, że "gdybym mógł tak śpiewać jak ty, tak po amerykańsku, było by fajnie". Bo tak na marginesie to Tadziu miał taką bardzo mała menzurę, nie wiem czy całą oktawę łapał. Ale to nie jest istotne. To co robił, ta muzyka w której grał, komponował i śpiewał była pełna. On to robił tak genialnie, tak pięknie, że z przyjemnością tego się słucha.
- Ale dopiero teraz z przyjemnością?
- Przyznam się szczerze, że dopiero teraz, pracując nad tym materiałem dostrzegam jak on jest bogaty. Jest niesamowicie piękny. Ale naście lat temu ja byłem zbuntowanym klientem, który traktował to jako muzykę nie najwyższych lotów, takie "polskie gówno". Co było nieprawdą, bo działo się wiele pięknych rzeczy w muzyce polskiej. Ale jeśli chodzi o soul, o bluesa, o rythm'n'bluesa raczej starałem się słuchać źródeł. Bo dlaczego ja mam się uczyć od kopii. Tak to pojmowałem. A po latach okazuje się, że ta kopia była tak prawdziwa, tak szczera i uczciwa w działaniach muzycznych, że aż przykro że wcześniej nie poznałem tego materiału.
- Nie mówisz chyba, że dopiero teraz odkryłeś Nalepę?
- Tak dokładnie. Dopiero dwa tygodnie temu, jak wziąłem się za te materiały. I mało tego, że muzyka ale i teksty są doskonałe. Prawdziwe świetne teksty.
- Większość z nich napisał Bogdan Loebel, a wszystkie utwory zagrane na koncercie pochodziły z pierwszych płyt Breakoutów. Czy planujesz z projektem Nalepy udać się w Polskę, czy to był tylko incydent?
- Chciałbym, ale obawiam się, że było to jednorazowe dzielnie związane z festiwalem Zaduszek Jazzowych w Zamościu. Nie ukrywam, że chciałbym żeby to poszło w Polskę. Jest to bardzo dobry projekt świetnie zaaranżowany przez Krzysztofa Stopę. Fajnie by było, gdyby ten projekt został pokazany w Polsce, bo pokazałby kunszt i wrażliwość aranżera a jednocześnie odświeżył pamięć o Tadku Nalepie i okresie lat 60. i 70. Okresie który dla polskiego bluesa i rock'n'rolla były znaczący. Kształtował ludzi którzy chcieli pogłębiać muzykę a nie tylko być w utworach typu. "pa pa pa".
- Jak doszło do dzisiejszego koncertu?
- To już jest kwestią organizatora całego zdarzenia, który jest duchem przewodnim całego działania. Mówię o Krzysztofie Stopie, który zadzwonił do mnie z propozycją, bym zaśpiewał kilka utworów Tadeusza Nalepy. Propozycja mnie zainteresowała. Zaproponowałem mu też, by utwory Miry Kubasińskiej zaśpiewała moja córka Zuzia. Myślę, że trafiłem, że było w porządku. W Zamościu miałem wystąpić na Zaduszkach rok temu, ale okazało się, że terminy nam się nie zgadzają.
- Długo znacie się z Krzysztofem Stopą?
- Znamy się już kilkadziesiąt lat. Ja kiedyś mieszkałem w Kielcach, a Krzysztof tam kończył szkołę średnią (Państwowa Szkoła Muzyczna im. Ludomira Różyckiego klasa skrzypiec, rok 1977/78 - przyp. wald). I grał wówczas w moim zespole Kosma Band. Miał bardzo przyjemnego wąsa, z którym niepotrzebnie się rozstał.
- A jak się dzisiaj współpracowało z zamojskimi muzykami, poza dwoma, grałeś z nimi po raz pierwszy?
- Są to bardzo dobrzy i wytrawni muzycy prowadzeni przez Krzysztofa. Byli doskonale przygotowani do koncertu. Troszeczkę mam jednak zastrzeżeń do sfery dyrektorstwa tego całego przedsięwzięcia, który potraktował nas troszeczkę "per noga". Dzięki jednak Krzysztofowi cieszę, że tutaj jestem, i myślę że moja córka też. Niesamowity facet o wielkim sercu. Mówię oczywiście o Krzysztofie Stopie. Powinniście wszystko robić, żeby temu człowiekowi otwierać wszelkie wrota, a czuję, że tak nie jest. Bardzo mocno walczy o to, żeby cokolwiek tu zrobić.
- Nie da się ukryć, że sala koncertowa Orkiestry nie została wypełniona publicznością. Niby nazwisko wykonawcy znane, repertuar również. A przed scena góra 50 osób. Jak to jest na twoich koncertach w innych miastach?
- Różnie z tym bywa. Wiele zależy od tego jak to jest zorganizowane. Frekwencja nie zawsze zależy od nazwiska wykonawcy. Nazwisko nie zawsze gwarantuje frekwencję. Może być tak, że jest klub, do którego nikt nie chodzi. Klient wymyślił sobie, że sprowadzi "nazwisko", i od tego momentu będzie "żarło". Ale tak nie musi wcale być, bo klient myśląc w ten sposób nic nie zrobił, by ten koncert zafunkcjonował. Liczba ludzi na koncercie nie jest najistotniejszą sprawą. Istotniejsze jest jacy są ludzie i jak cię słuchają. Mogą być dwie osoby, trzy cztery i będzie pięknie. Naprawdę. Grałem koncert dla jednego człowieka! Ale on tak się bawił, że z przyjemnością grałem. Myślałem że zagramy ze dwa utwory i skończymy, ale on tak się wspaniale bawił, że zagraliśmy godzinę. Dla tego jednego klienta, który przyszedł i chciał być z nami. Dlaczego miałem go opuścić?
- To w takim razie, jak wypadła zamojska publiczność?
- Nie jestem jurorem żeby to ocenić, ale kątem oka próbuję obserwować reakcje publiczności. Podając pewne kwestie obserwuję jak ludzie reagują, więc już wiem ile mogę, i co mogę zrobić. Jestem ponad trzydzieści lat na scenie i wiem co mam robić w danej sytuacji. Tutaj widziałem, że ci ludzie przyszli naprawdę na ten koncert. Przyszli posłuchać, być razem z nami, pobawić się. Po prostu czują bluesa. autor / źródło: wald dodano: 2011-11-22 przeczytano: 12762 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|