|
Kto (jeszcze) kocha TSA?Nadszedł czas. Sala wypełniona po brzegi wrze w oczekiwaniu na wejście ulubionej kapeli. Skandują licząc na szybkie pojawienie się idoli na scenie. Ale cierpliwości... Na to co dobre trzeba jeszcze trochę poczekać. Zespół przedłużającą się nieobecnością podsyca atmosferę .
Te-eS-A !!! drze się z przodu sali kudłata młodzież wymieszana z tymi wygolonymi na łyso.
Te-eS-A !!! drą się z środka czterdziestolatkowie
Te-eS-A !!! krzyczą seniorzy z tyłu
Cała sala zaraz eksploduje, jeśli nie wejdą na scenę. Jednak dzinozaury wiedzą dokładnie kiedy jest apogeum oczekiwania publiczności. Wchodzi Janusz, bierze gitarę i zachęca pozostałych członków zespołu. Po chwili cała piątka jest już na scenie uzbrojona i gotowa by dać czadu. Zaczyna się magiczne show, które przyciąga kolejne pokolenia fanów już od tylu lat. Repertuar jest dobrze znany. Kawałki sprzed lat u starszych słuchaczy wzbudzają nutkę wspomnień, a młodych fascynują tak jak nas za dawnych czasów. Ostra fala mocnego uderzenia miesza się z łagodniejszymi balladami. Doskonałe udźwiękowienie klubu Graffiti powoduje, że energetyczna muzyka dociera wszędzie z odpowiednią siłą. Ostry rytm wywołuje podrygiwanie całej sali. Niektórzy przed sceną pływają na wyciągniętych rękach tłumu. Rockowy amok udziela się każdemu. Po to zresztą każdy tu przeszedł. Dać się ponieść potężnej fali uderzeniowej dobrego metalrocka.
To mój już trzeci raz na żywo z Zespołem. Chociaż ich muzyka cały czas brzmiała mi w głowie przez te całe lata dopiero niedawno zdecydowałem się na bezpośrednie spotkanie. Teraz żałuję, że nie zacząłem dwadzieścia lat temu, ale przecież tyle lat przed nami i na pewno da się wiele nadrobić. Zresztą chłopaki mają się świetnie, grają w pierwotnym składzie, a czas zdaje się nie robić na nich wrażenia. Przeciwnie... jak słucham koncertów sprzed wielu lat odnoszę wrażenie że mają coraz więcej metalowego jadu. Solowe partie gitarowe Stefana i Andrzeja ostro przeszywają powietrze niczym samurajski miecz. Pikanterii dodaje sceniczna arogancka poza Andrzeja, który wie jak sprowokować publiczność. Sprowokować do niemalże histerycznej reakcji na każde jego uderzenie struny.
Głos Marka teraz bardziej dojrzały, ale ciągle ujmująco przenikliwy i doskonale pasujący do charakteru kapeli. Jego ruchowa niezgrabność sceniczna daje tylko dodatkowego uroku całemu przedstawieniu. Razem z Andrzejem tworzą duet wspaniałych wyrazistych rockowych postaci.
Tradycyjne bębny Marka i bas Janusza są tam gdzie mają być; trochę z tyłu jednak tworzą mocną podwalinę do całego rockowego przedsięwzięcia. Do nich wraca cała pozostała trójka, po muzycznych wariacjach, których niemało na koncercie.
Nie wiadomo kiedy zleciało prawie dwie godziny występu, który łączy pokolenia. Najstarsza fanka zespołu jest po sześćdziesiątce. Najmłodsi to kilkunastoletnia młodzież. Co sprawia, że kochamy TSA? Dla mnie TSA to częściowo powiew duchowej wolności, który swoje źródła ma w czasach kiedy rodził się zespół a wszystko było szare i zakazane. Lecz przede wszystkim to doskonała muzyka w tradycyjnej i ciągle nieokiełznanej formie. To feeria bardzo energetyzujących dźwięków w przesterowanych wzmacniaczach, które ładują mi baterie na kolejne dni. To instytucja, która mimo różnych własnych kłopotów, zakrętów historii, zmian mód muzycznych i styli ciągle się trzyma razem i ciągle daje nam fanom (dobrej muzyki) radość. To w końcu ludzie, których (dzięki Waldiemu) miałem okazję poznać i polubić ich za ich?normalność, którą chyba jest trudno zachować gdy się jest gwiazdą i tworzy tak niezwykłą i ponadczasową muzykę.
Ja za to kocham TSA. A wy...?
Koncert TSA odbył się 16 kwietnia 2007 w klubie Graffiti w Lublinie.autor / źródło: Piotr Zięba dodano: 2007-04-18 przeczytano: 3164 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|