|
Zofia Piłat: Drugiej takiej szansy moglibyśmy nie miećRozmowa z Zofią Piłat - Przewodniczącą Komisji Budżetu, Infrastruktury i Mienia Komunalnego Rady Miejskiej Zamościa:
Robert Marchwiany: - Jak się Pani czuje, gdy praktycznie co miesiąc na posiedzeniach swojej komisji musi poniekąd sygnować niekorzystne ostatnio zmiany w finansach miasta?
Zofia Piłat: - Propozycje zmian w budżecie przedkłada Prezydent Miasta, a uchwala je Rada Miasta. Ciężar odpowiedzialności dzielę więc z innymi. Jako przewodnicząca Komisji, która opiniuje zmiany, byłabym bardzo szczęśliwa, gdyby budżet uchwalony w grudniu był zmieniany tylko pod względem zwiększenia dochodów, ewentualnie zmian w klasyfikacji. Każda zmiana wynikająca z niewykonania dochodów własnych miasta lub zmniejszenia dochodów na podstawie decyzji centralnych, tak jak to się dzieje w tym roku, gdzie zmniejszono nam subwencję oświatową i udział w podatkach od osób fizycznych wywołuje niepokój.
- Czy ten rok jest wyjątkowy pod względem zmian w budżecie? Czy zdarzało się już wcześniej, by tak masowo cięto wydatki miejskie?
- Zmiany w budżecie były zawsze, bo nie jest możliwe przewidzenie wszystkich sytuacji, jakie mogą zaistnieć w trakcie roku. Zmiany w tegorocznym budżecie, jeśli chodzi o inwestycje polegają na przesunięciu między poszczególnymi zadaniami. Ten rok jest szczególny. Musi zostać zakończona rewitalizacja obiektów pofortecznych. W trakcie realizacji pojawiło się szereg dodatkowych prac do wykonania, które nie były uwzględnione w kosztorysie, gdyż dotyczy to obiektów, które kryła ziemia i w czasie remontu zostały one odsłonięte. Zmusza nas to do weryfikacji przyjętego do realizacji programu inwestycyjnego i przesuwania środków budżetowych między zadaniami. Tak jak w poprzednich latach, budżet na rok 2012 przewidywał środki na realizację zadań wynikających z wieloletnich programów budowy dróg i parkingów. Przez wiele lat przyjęte w tym zakresie plany inwestycyjne realizowane były z powodzeniem. W bieżącym roku, jak wspomniałam wyżej, musi zostać zakończona wielka inwestycja na obiektach zabytkowych i zaistniała konieczność zwiększenia środków na tym zadaniu. W tej sytuacji zmuszeni jesteśmy część zadań inwestycyjnych przesunąć na następne lata, a w roku bieżącym zwiększyć wkład własny na pokrycie kosztów tych dodatkowych prac na Starówce. Nie oznacza to jednak wyeliminowania inwestycji "pozastarówkowych" z programu inwestycji, lecz wydłużenie ich realizacji w czasie. To co kryje ziemia jest nieprzewidywalne i kolejne odkrycia w trakcie prac pochłaniają dalsze środki. Dodajmy, że na pokrycie zwiększonych wydatków musimy zapewnić środki własne, a nie chcielibyśmy bardziej miasta zadłużać. Zwiększenie kosztów inwestycji nie powoduje, niestety, zwiększenia środków z Unii Europejskiej.
- Gdybyśmy się jednak cofnęli o kilka lat, to czy mając już te doświadczenia związane z wielkimi inwestycjami z unijnym dofinansowaniem, zgodziłaby się Pani raz jeszcze na ten cały ich front?
- W 2001 roku tylko niecałe 4 procent budżetu miasta przeznaczano na inwestycje. Było ich więc bardzo mało. Przyjęliśmy w 2002 roku założenie, że budżet każdego roku ma być proinwestycyjny, że trzeba szukać pieniędzy na inwestycje poza budżetem miasta, w tym w funduszach Unii Europejskiej. Rozwój miasta to wszak inwestycje. Takie założenie pozwoliło nam przystąpić do realizacji dużych inwestycji. Decyzje o ich podjęciu poprzedzone zostały analizą stanu zadłużenia miasta, możliwości dalszego kredytowania zadań, przygotowana została wieloletnia prognoza sytuacji finansowej miasta. Pojawiła się możliwość pozyskania znacznego dofinansowania ze środków Unii Europejskiej i tzw. funduszy norweskich. Nawet przy dofinansowaniu rzędu 50/50 podejmowanie inwestycji jest korzystne, a przy niektórych inwestycjach ten wskaźnik był wyższy. Drugiej takiej szansy moglibyśmy nie mieć. Gdyby nie środki z UE i odważne decyzje, to nigdy byśmy miasta nie wyremontowali, gdyż remont obiektów zabytkowych jest bardzo kosztowny. Zabytki to magnes, który, miejmy nadzieję, przyciągnie do miasta turystów i przyczyni się do zwiększenia dochodów naszych mieszkańców. Moim zdaniem, warto zrobić ogromny wysiłek i wykorzystać szansę, jaka się przed Zamościem otworzyła. Muszę jednak dodać, że nie wszystkie rozwiązania zaproponowane przez projektantów zyskują moje uznanie.
- Ale Krajowa Strategia Rozwoju Regionalnego na lata 2010-2020 mówi wprost, że po 2013 roku na środki unijne będą mogły liczyć przede wszystkim inwestycje mające znaczenie ogólnopolskie, w dalszej kolejności regionalne, a na lokalne zostanie tylko 10 proc. całości. Na pewno zatem teraz będzie problem, jeśli chodzi o pozyskanie środków na inwestycje poza zespołem staromiejskim.
- W takiej sytuacji trudno przewidzieć, na ile pieniędzy mógłby liczyć Zamość....
- Zwłaszcza, że już ich trochę dostał...
- Zgadza się. Zamość pozyskał środki finansowe nie tylko na rewitalizację zabytków, ale i na drogi, kino, Ogród Zoologiczny. Patrząc na te proponowane w przyszłości proporcje podziału ewentualnych środków z Unii Europejskiej utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze wykorzystaliśmy możliwość zdobycia znacznego wsparcia finansowego dla inwestycji w naszym mieście.
- Cóż więc z inwestycjami poza zespołem staromiejskim? Miasto potrzebuje wielu takich.
- Z wniosków zgłaszanych na zebraniach mieszkańców wynika, że największą potrzebą jest budowa dróg, chodników, infrastruktury podziemnej. Są to inwestycje , które w zdecydowanym stopniu muszą być finansowane z dochodów własnych. Moim zdaniem w budżecie miasta w przyszłym roku muszą być zapewnione środki na poprawę infrastruktury, w tym dróg i chodników. W roku bieżącym kończy się realizacja wielomilionowej inwestycji na Starówce. Wprawdzie część dochodów będziemy przeznaczali na spłatę zadłużenia, ale nie możemy też pominąć terenów miasta poza Starówką. Mieszkańcy zwracają uwagę na potrzebę takich prac, które wcale wielkich nakładów nie wymagają, a znacznie ułatwiają ludziom życie.
- A jednak są pomijane przez miasto...
- Myślę, że nie są pomijane, tylko po prostu nie są wykonywane w tempie, jakiego mieszkańcy oczekują. Czasem chodzi o sprawy drobne, np. ustawienie ławki w dogodnym miejscu, żeby starsi ludzie mogli na niej usiąść, poprawienie chodnika, usunięcie przysłowiowej dziury w drodze. Są też potrzeby większe, jak mówiliśmy wcześniej, tj konieczność utwardzania dróg, budowy infrastruktury, chodników, placów zabaw i boisk, chociaż odnośnie tych ostatnich dużo w ostatnich latach zostało zrobione prawie na każdym osiedlu, przy szkołach i w OSiR. Niewątpliwie będziemy się borykali z problemami finansowymi i zbyt duży optymizm mi nie towarzyszy, ale myślę, że przy racjonalnym gospodarowaniu i odpowiednim przygotowaniu i prowadzeniu inwestycji będziemy poprawiali warunki życia mieszkańców.
- Poruszała Pani wiele razy problem zwiększania oszczędności po stronie miasta - również po stronie wydatków bieżących, z których na czoło wybijają się wydatki na edukację. Co zatem Pani sądzi o pomyśle tworzenia zespołów szkół?
- Wydatki bieżące pochłaniają znaczne środki. Na część z nich otrzymujemy subwencję, inne pokrywane są z dochodów własnych. Jeśli chodzi o bliską mojemu sercu oświatę, to odpowiadając wprost na Pańskie pytanie uważam, że nie struktura decyduje o jakości nauczania i wychowania. Według mnie to ciężka praca nauczycieli i wyposażenie szkoły w odpowiednie środki dydaktyczne stanowi o jakości pracy szkoły. Mówiąc o strukturze nie mam na myśli liczebności oddziałów, tylko funkcjonowanie szkoły samodzielnie lub w zespole. Nie widzę zagrożenia w tym, że szkoła podstawowa i gimnazjum znajdujące się w jednym budynku będą zarządzane przez jednego dyrektora. Szkoły poprzez funkcjonowanie w zespole nie stracą swej odrębności. Każda szkoła będzie mogła realizować wypracowany sprawdzony system wychowawczy oraz formy współpracy z rodzicami Jeśli natomiast chodzi o gospodarowanie środkami finansowymi, zarządzanie obiektem, prowadzenie remontów, to struktura zespołu szkół wydaje się być bardziej racjonalna.
- A skąd się biorą protesty przeciw temu pomysłowi ze strony środowiska nauczycielskiego?
- Każda zmiana budzi niepokój. Ludzie boją się, że część z nich może stracić pracę. Może zbyt mało czasu poświęcono na wyjaśnienie, jaka będzie procedura związana z zatrudnieniem w nowej sytuacji, jaki będzie status szkoły w zespole. Funkcjonujący w mieście jedyny zespół szkół ma pozytywne doświadczenia, więc może "nie taki diabeł straszny".
- Inną dziedziną, również Pani bardzo bliską, także wymagającą oszczędności w budżecie miejskim jest kultura. Da się Pani zdaniem takie cięcia przeprowadzić bez szkody dla poziomu oferty kulturalnej miasta?
- Moim zdaniem osiągnęliśmy w finansowaniu kultury taki poziom, że dalsze zmniejszanie środków w sposób negatywny wpłynie na poziom działalności instytucji kultury i ofertę kierowaną do mieszkańców i turystów. Sądzę, że należy określić, jaką ofertę kulturalną uwzględniającą potrzeby mieszkańców, a równocześnie posiadającą wysokie walory artystyczne zaproponować. Jakie środki finansowe są niezbędne, byśmy mogli zamierzony cel zrealizować oraz jakie instytucje i kadra są potrzebne do jego realizacji. Uwzględnić przy tym należy działalność środowisk twórczych i organizacji społecznych. Punktem wyjścia do dyskusji powinien być program rozwoju kultury w mieście.
- Co Pani sądzi o możliwościach połączenia Zamojskiego i Młodzieżowego Domu Kultury?
- Najważniejsze jest, by zapewnić dzieciom i młodzieży możliwość rozwijania talentów artystycznych, zainteresowań i kulturalnego spędzania wolnego czasu. Zadania te są realizowane przez Zamojski Dom Kultury, Młodzieżowy Dom Kultury, ale też inne instytucje kultury w mieście. Najbardziej zbliżony program działania mają wymienione domy kultury. Mógłby więc być realizowany w strukturze jednej placówki, z zachowaniem dotychczasowych miejsc i form pracy, by dostępność dla dzieci nie została ograniczona. Z teoretycznego punktu widzenia jest to możliwe. Zwrócić natomiast musimy uwagę, że instytucje te funkcjonują w oparciu o inną podstawę prawną, inne są warunki zatrudniania kadry. MDK jest placówką oświatową funkcjonującą w oparciu o zasady prawa oświatowego, a ZDK jest instytucją kultury.
- Na koniec taka kwestia... Jest w mieście taki bardzo obszerny budynek, w którym wiele pomieszczeń stoi niewykorzystanych zupełnie albo przynajmniej w części. Mam tu na myśli Klub Batalionowy (wcześniej Garnizonowy). Nie jest to gmach należący do miasta, ale czy mimo tego Pani zdaniem miejskie instytucje kultury mogłyby korzystać z tego miejsca? Na pewno przyniosłoby to oszczędności.
- Rozważaliśmy możliwość przejęcia tego budynku na własność od wojska na potrzeby naszych instytucji kultury. Mogłaby tam znaleźć miejsce Orkiestra Symfoniczna, są sale wystawowe, dużo pomieszczeń, które mogłyby służyć organizacjom pozarządowym związanym z kulturą. Remontu wymaga obiekt ZDK, niedostosowane dla osób niepełnosprawnych jest wejście do BWA. Gdyby więc armia zechciała zbyć ten obiekt dla miasta, rozwiązałoby to wiele problemów lokalowych dla kultury.
- Ale dlaczego właściwie takim warunkiem sine qua non jest przejęcie tego obiektu na własność? Przecież można po prostu z niego korzystać nawet pod własnością armii na zasadzie wewnętrznej umowy.
- Korzystaliśmy na takich zasadach z tego budynku przez wiele lat na potrzeby kina. Zawieraliśmy umowy na kilka lat. Zawsze jednak, ilekroć zbliżał się koniec ważności tego dokumentu, nigdy nie było pewności , że zostanie on przedłużony. Przeciwnie - z reguły słyszeliśmy, że wojsko chce wykorzystywać budynek dla potrzeb własnych. Stąd decyzja o budowie własnego kina. Jest jeszcze jeden problem. Obiekt wymaga remontu, a miasto nie może łożyć na remont, jeśli nie jest jego właścicielem. Myślę jednak, że warto wrócić do rozmów i rozważyć możliwość korzystania z tego obiektu na korzystnych dla obu stron warunkach.
- Dziękuję Pani za rozmowę.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2012-06-12 przeczytano: 11689 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|