|
Rzeźbiony epos Tomasza BełechaNie mam wątpliwości gdy po raz drugi oglądam najnowszą wystawę w BWA Galeria Zamojska, której tytuł brzmi: "Rzeźba" Tomasz Bełech. To niejako wyrzeźbiona w brązie i metalu "Odyseja" Homera, epos, antyczna opowieść, w formie pisanej istniejąca od VIII wieku p.n.e. Za sprawą zamojskiego rzeźbiarza zyskała formę trójwymiarową. Może tylko brakuje Penelopy...
Czy aby trafna to interpretacja? A może to antyczne skarby, pokryte patyną, znalezione we wraku "Statku widmo"? A może bibeloty szamana? A może to wizje przekornego rzeźbiarza, które przychodzą do artysty we śnie? Tyle tu tajemnicy i metafizyki. Kto to może wiedzieć...
Z zamojskim artystą, nauczycielem Liceum Plastycznego im. Bernarda Morando w Zamościu, który wolałby aby to jego dzieła mówiły za niego, rozmawiam o imponującej wystawie jego rzeźby w BWA Galeria Zamojska, której wernisaż odbył się 15 listopada br.
- Studia na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. U kogo pan studiował?
Tomasz Bełech: Tak. Zaczynałem u prof. Stefana Borzęckiego. Po jego odejściu ze względów zdrowotnych - tę pracownię przejął prof. Jerzy Nowakowski. U niego skończyłem studia. Tu jest fragment tej pracy - "Superego". To był początek przygody z brązem.
- Zawsze był brąz i kamień - szlachetne materiały?
Tomasz Bełech: Szlachetne i dlatego je się ze sobą pasuje. Zdarzają się też inne eksperymenty. Tutaj jest też połączenie terakoty ze stalą,. Ja myślę, że brąz i kamień to najciekawszy zestaw. Coś bardzo trwałego.
- A gdzie szukać źródeł inspiracji pana Tomasza?
Tomasz Bełech: O Jezu. Chyba życie całe. Całe życie.
- A czy te inklinacje artystyczne są jakoś genetycznie uwarunkowane?
Tomasz Bełech - Może rodzina to niekoniecznie artyści, ale mój pradziadek był odlewnikiem i stolarzem w podzamojskiej miejscowości. Prawdopodobnie moja prababcia była "zielichą". Więc przy okazji są jakieś szamańskie, dziwne klimaty. Opowiadali o tym dziadkowie, rodzice, ja sam się dopytywałem. Niedawno zmarła moja babcia, która miała 96 lat, piękne rzeczy opowiadała.
- Skończyłem Liceum Plastyczne w Zamościu, potem byłem trochę w Łodzi, w szkole technik teatralnych i filmowych. To był taki epizod, mała ucieczka przed wojskiem. A rzeźba? Na rzeźbę to chciałem pójść od zawsze. W liceum robiłem dyplom z ceramiki u Jerzego Hyckiego. Jest już na emeryturze. Liceum miałem w systemie eksperymentalnym gdzie mogliśmy spróbować każdej techniki i ta rzeźba chyba najbardziej się przyjęła.
- Przyjęła się bardzo pięknie.
Tomasz Bełech - To już nie mnie oceniać. To jest taki mój świat. Pokazałem siebie, moje wnętrze. A czy odbiorca myśli podobnie, czy próbuje się wpisać w to z wyobraźnią? Byłoby miło. Prawda?
- Czy to zostało celowo zmitologizowane? Czy jednak przepracowane? Doszukuję się odległych historii, wprost antycznych.
Tomasz Bełech - Są różne. Szukam też symboli. Może trochę gdzieś wykorzystanych kiedyś, próbuję stworzyć swoje symbole. Lubię, jak rzeźba to nie jest tylko rzeźba. Lubię, jak ma jeszcze drugą stronę.
- Jakąś opowieść, którą niesie?
Tomasz Bełech - Może też, ale żeby to nie było opowiadanie. Gorzej, jak jest samo opowiadanie, a nie ma formy. Ale może żeby ta forma była trochę niedopowiedziana, może jakaś tajemnicza? A gdzieś tam jeszcze ma drugą stronę, że to nie jest zrobienie dla zrobienia, tylko z potrzeby ducha swojego. Jakby ze środka jest to wszystko.
- Mam przekonanie, że tego ducha pan tchnął w swoje rzeźby.
Tomasz Bełech - Starałemm się tchnąć.
- Zacznijmy od kompozycji na ścianach.
Tomasz Bełech - To są plakiety z reliefem. Te siedem wykonane są w brązie, część jest ze stali. Tutaj jest zabawa kolorem, patynami. To nie jest farba. To odczynniki, które wchodzą w reakcje z metalem. To skomplikowana sprawa, nie zawsze wychodzi tak, jak byśmy chcieli. Trzeba się sporo pobawić żeby ten kolor wyszedł taki, jaki sobie założyliśmy. Trochę eksperymentu, trochę doświadczenia.
- Z przyjemnością się patrzy na pana statuetkę Morando.
Tomasz Bełech - To jej piąte wydanie. Wpisała się już w pejzaż Zamościa, jedna do roku - więc cenna. Kolejne prace ze stali, widać srebrny połysk. W drugiej sali większość prac jest spawana ze stali, tutaj oprócz jednej - wszystkie są z brązu.
- W jaki sposób przychodzi natchnienie?
Tomasz Bełech - Chciałbym to wiedzieć. Kiedyś się zastanawiałem jak to jest z tym natchnieniem. Ale przychodzi w ten sposób, że my myślimy cały czas. Jednego tego dnia wykluwa się to, o czym myślimy przez bardzo długi okres czasu. To nie jest tak, że wpadamy na to w sekundę. Czasami tak się zdarza, że jednego dnia coś wymyślę i od razu zrobię. Zazwyczaj to są rzeczy, które chodzą po głowie. I nadchodzi czas, żeby to zrobić, odlać.
- Z tego marzenia, wyobrażenia, snu przenieść do jawy. Czy śnią się panu jakieś pomysły na rzeźbę?
Tomasz Bełech - Czy mi się śnią? Ja myślę, że mi się śnią jak muszę w końcu coś zrobić. Sądzę, że nawet jak idę spacerkiem - to też o nich myślę, A potem przychodzi taki czas, że się siada i trzeba to przekuć w coś bardziej realnego.
- A jak wygląda pana pracownia? Coś w rodzaju pracowni alchemika?
Tomasz Bełech - To nie jest jakieś niesamowite miejsce. To jest warsztat. Jest trochę alchemii. To jest miejsce, gdzie się dużo spawa, gdzie się kuje, gdzie są młoty. To nie jest piękne atelier malarza, tylko raczej pracownia kowalska. Projekty można robić wszędzie. Jak sobie idę, czy usiądę przy kawie i robię szkice. Ale później to jest warsztat i czasami trzeba wyciągnąć ciężkie maszyny.
- A jak pozyskiwany jest kamień i brąz?
Tomasz Bełech - Brąz to są odlewy wykonane w różnych odlewniach - Krakowie i Warszawie, część ja sam odlałem osobiście, jeszcze jak byłem studentem. Kamień to kamieniołomy, zakłady kamieniarskie, czasem odpady, które przekuwam, przerabiam, szlifuję aby dopasować do formy. To są szlachetne rzeczy.
- "Super ego", którym określił pan prace - to tak nieco z przekory?
Tomasz Bełech - To jest zbiór, te rzeźby złożone są jakby z fragmentów. Taka myśl, że nasza osobowość jest składem różnych doznań, różnych przeżyć itd. Więc nie jesteśmy od razu postacią ulepioną jak się rodzimy tylko "nabieramy po drodze". Tu jest takie "nabieranie".
- Ocieramy się o filozofię?
Tomasz Bełech - Też. Na pewno. "Być czy nie być" - gdzieś chodzi po głowie. Są takie prace, gdzie jest więcej zabawy formą, ale są i refleksyjne. Żyje się krótko.
- Przełożenie na karton to rodzaj szkicu, projektu przed powstaniem formy przestrzennej?
Tomasz Bełech - To fajny sposób relaksu. Daje mi to dużo przyjemności i swobody w zaciszu domu. To zabawa graficzna, kreska, nie ukrywam, że lubię rysować. Są też projektowe sprawy, gdzie czasami w 3 sekund powstaje szkic, a na bazie tego szkicu powstaje rzeźba. Zdarzają się takie sytuacje, że są trzy kreski, a potem mam wyobrażenie jak to ma wyglądać dalej. Np. tutaj mam szkic do "Ikara".
- Ikar jest bezbłędny w skojarzeniu, koń trojański także, a to zaginiona piracka fregata?
Tomasz Bełech - To jest "Okręt widmo".
- To inspiracje literaturą czy tęsknota za podróżą?
Tomasz Bełech - To jest ciekawa sprawa, bo w liceum robiłem dyplom o carvingu, trochę infantylne, bo tam było więcej realistycznych rzeczy. Stoi w archiwum liceum i do dzisiaj mnie prześladuje. Chciałem się zmierzyć na nowo. Może też podróże, bo czasami trzeba się ruszyć z miejsca. Trochę pamiętam z literatury, z młodości, do pewnych rzeczy się wraca, niechcący. A poza tym, to jest sama w sobie ładna forma - okręt jest już samą rzeźbą, kusi, żeby go po swojemu "ugryźć".
- Ten "koń trojański" to pomysł ze sztuki życia? Wszystkie prace są trochę tajemnicze.
Tomasz Bełech - To był taki moment, że miałem ochotę na trochę lżejsze tematy, pobawić się też formą. Tych koni powstało tysiące, a to taki mój koń, na mój sposób zrobiony. Większość rzeźb jest taka niedopowiedziana. I może ja nawet nie mam ochoty dopowiadać.
* * *
Tu dysputa z artystą rzeźbiarzem nabrała wymiaru filozoficznego. Wszystko świadczyło za tym, że Tomasz Bełech to zacny humanista. "Ikar" pierwszy, czyli nie ostatni - mówił z nadzieją w głosie. Jest tu ryzyko i jest chęć spróbowania, podjęcia tego ryzyka. I kolejna zagadka, czy to człowiek czy raczej szybowiec z pilotem. Pytanie - czy mistrz Bełech sięga chmur, czy może przepaści? I ponownie doza ryzyka. Ja szukałam optymistycznego podejścia, artysta rzeźbiarz autorytatywnie stwierdził, że człowiek jest tu smutny i zafundował tej rzeźbie sporo melancholii.
Prawdą jest, że melancholia pięknych dzieł Tomasza Bełecha przychodzi z użytym materiałem, w którym tworzy. A ten pięknie się patynuje, także rdzewieje i tym samym odgrywa znaczącą rolę w odczytywaniu przekazu. A ten przekaz jest jednoznacznie pozytywny. Potwierdził to Tomasz Bełech mówiąc, że gdyby artysta był destrukcyjny - to by siedział w domu. W końcu jednak szczerze przyznał, że trochę dekadentyzmu tu jest, trochę też pesymizmu, i tak musi być, bo życie przynosi różne "patyny". Raz się "świeci", raz jest nieco mroczniej i dobrze jest - widzieć wszystko, najgorzej jest - jak widzimy tylko jedną stronę.
Oglądam kolejne "Superego" Tomasza Bełecha, zresztą ulubiony temat rzeźbiarza. Jedna myśl przychodzi mi do głowy, że w nawiązaniu do innych prac to może być - "Mroczny rycerz". - Bo to jest forma zbroi, "zbroi życiowej", którą czasami trzeba przywdziać, żeby nie dać sobie powbijać za dużo szpil - uzupełnił artysta. Ja szłam w kierunku, że to bohater, który ratuje świat, a Tomasz Bełech prostował moje skojarzenia - To bohater, który sam siebie szuka. Może się trochę pogubił, potem się trochę znalazł, i tak ponownie, bo artysta nie jest pewien, czy można się "znaleźć" tak do końca.
Na pytanie czy artysta ma lepszy punkt widzenia, Tomasz Bełech nie potwierdził i nie zaprzeczył, ale odrzekł: Ma swój punkt widzenia! Artysta próbuje zatrzymać coś i mówi: Popatrzcie na to! Ale czy on ma rację, czy nie ma... I to już nasza/widza sprawa - czy to nasza historia, czy nie nasza.
Tomasz Bełech, jako nauczyciel w Liceum Plastycznym w Zamościu, prowadzi pracownię snycerstwa. Jak mówi - to także świetny materiał. Sam pracuje w metalu bo chce czasem odpocząć od drewna i zobaczyć coś innego. W Zamościu pokazywał już pojedyncze prace w ramach wystaw zbiorowych, także za granicą. Prawdą jest, że rzeźba nie powstaje "w pięć" minut. - Teraz przyszedł czas, żeby pokazać większą kolekcję - podkreśla nieco refleksyjnie Tomasz Bełech.
Na ostatniej stronie folderu wystawy jest zaskakująca fotografia: Tomasz Bełech na tle metalowych drzwi prowadzących - być może do stacji trafo. Na czerwonym tle napis głosi "Brama. Nie zastawiać". - Ja zastawiłem - mówi rozbrajająco nieco przekorny artysta rzeźbiarz. I dodaje: To ciekawe zdjęcie, a w Zamościu mało jest fajnych miejsc, które nie są super nowe i mają w sobie dawne życie. Wszystko teraz takie piękne... nie ma patyny - prawie westchnął artysta rzeźbiarz.
Warto dodać, że w życiorysie Tomasza Bełecha jest przygoda z teatrem, dla którego przygotowywał rekwizyty. - Teatr jest piękną sprawą, a w sztuce zawsze przenikają się różne rzeczy. Wszystko to, co zbieramy przez życie kiedyś wydaje owoce.
Owoce twórczości artysty rzeźbiarza Tomasz Bełecha można podziwiać w Biurze Wystaw Artystycznych Galeria Zamojska przez najbliższy miesiąc. Autor dzieł ukrył się nieco za maskami/pracami "Alter ego". I urzeka widza swoimi niesamowicie inteligentnymi i filozoficznymi dziełami. Zaciekawiają też rzeźby: "Byt" i Quo vadis". I rodzi się pytanie: "Quo vadis" Artysto?
A wszystko tak spójne, że więcej już Tomasz Bełech nie musi dopowiadać o sobie, te prace opowiadają o nim. Te prace bronią się bez obecności autora. Ciąg dalszy opowieści należy już do widza.
autor / źródło: Teresa Madej, fot. Janusz Zimon dodano: 2013-11-21 przeczytano: 7426 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|