|
Honor et Patria - absolwenci u "Bartosza"Tempus est otimus magister vitae - "Czas jest najlepszym nauczycielem życia" - pod takim hasłem obchodzono w dniach 23 -24 czerwca br. Jubileusz 90 - lecia działalności Liceum im. Bartosza Głowackiego - mojego Liceum.
Zgadzam się z łacińską maksymą, ale chcę dodać - i mądrość moich nauczycieli
z I LO w Tomaszowie Lubelskim. Zawsze pamiętać będę prof. Adolfa
Czerdeleckiego - uczył mnie pisania wypracowań poprawnym językiem polskim;
prof. Kazimierza Piotrowskiego - zaszczepił we mnie miłość do historii
i prof. Romana Muchę - od niego posiadłam wrażliwość na piękno i sztukę.
Minęło piętnaście lat od mojego poprzedniego spotkania z liceum. Czas zrobił
swoje, zmienił nasze buzie i sylwetki, ciągle jednak jest w nas sentyment do
tamtych lat, lat pierwszych ideałów młodości i głęboki szacunek dla
pierwszej Alma Mater.
Na uroczystość 90 - lecia istnienia szkoły, dedykowaną absolwentom i nauczycielom, którzy przez wszystkie lata pracowali dla własnego rozwoju i prestiżu szkoły przybyło ok. 600 osób - byłych wychowanków i gości. Uroczystość rozpoczęła Msza Święta w intencji Absolwentów, celebrowana przez Księży Absolwentów I LO - o. jezuitę Wacława Oszajcę i ks. dr hab. Mariana Nowaka, który wygłosił Słowo Boże do zgromadzonych. Podczas Mszy świętej dokonano liturgicznego poświęcenia nowego sztandaru szkoły ufundowanego przez starostwo tomasowskie. Aktu wręczenia sztandaru szkole na ręce Alicji Palak, Dyrektor Zespołu Szkół Nr 1 dokonał Jan Kowalczyk, Starosta Tomaszowski.
O wygłoszenie wykładu okolicznościowego na temat tradycji sztandaru poproszono Ojca Wacława Oszajcę. Oficjalną uroczystość uświetnił koncert Orkiestry Dętej OSP z Tomaszowa Lubelskiego oraz część artystyczna w wykonaniu uczniów szkoły. Znajomo i zarazem wzruszająco zabrzmiał "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena a później liryczne i poetyckie utwory Marka Grechuty.
Czas do Balu Absolwenta wypełniało zwiedzanie szkoły, klas oraz kiermaszu. Najczęściej tworzyły się grupki klasowe, słychać było ochy i achy i rozmowy o tym, co przydarzyło się po ukończeniu matury w życiu koleżanek i kolegów. Z listy uczestników można było wyczytać, że na takie zjazdy najczęściej przybywają najstarsze roczniki, zapewne wraz z latami przychodzi większa tęsknota i nostalgia za cudownymi latami spędzonymi w murach średniej szkoły. Nawet, jeśli profesorowie byli wymagający, ma się już do tego dystans i patrzy się na to z innej perspektywy, wyniesionego pożytku i wdzięczności dla grona profesorów.
Przyznaję, byłam trochę oszołomiona - ogromna sala gimnastyczna zamieniła się w salę balową. Gwarno, każdy mówi i słucha jednocześnie, tak mało czasu żeby opowiedzieć kawał życia i powspominać wspólne cztery lata w liceum. Trzeba też dopytać o tych, którzy nie pojawili się na spotkaniu bo rozproszyli się po całym kraju i świecie. Ci ze świata przyjeżdżają, jak choćby absolwentka z 1957 r. - przyleciała z Australii. Są ci, którym było blisko, z Tomaszowa, ale mogłoby być ich więcej. Nie mogę się uwolnić od pytania: Co się stało z moją klasą? - nie znajduję wśród absolwentów ani jednej koleżanki.
Na szczęście jest prof. Roman Mucha. Wraz z profesorem - znanym artystą mam okazję zobaczenia wnętrza szkoły, mojej klasy i wystawy prac artysty upiększającej korytarz parteru, nie ma takiej drugiej szkoły w Polsce z galerią - 95 grafik ozdabiających szkolny korytarz. Dzielę swoją uwagę na komentarz profesora i patrzę szeroko otwartymi oczami na moją klasę, wszystko jest tak samo, nic się nie zmieniło, może tylko trochę. Długa rozmowa z profesorem, mój zachwyt nad pracowitością artysty, który niezmiennie od lat wstaje rano i tworzy. Jest także autorem rysunku budynku szkoły zaprezentowanego na okładce okolicznościowego wydawnictwa na Jubileusz 90 - lecia Liceum. Obiecuję sobie większy artykuł o twórczości Romana Muchy. Profesor nie żałuje decyzji, że uczył rysunku w szkole, a co więcej jego córka Marzanna Mucha kontynuuje tradycje ojca.
I znowu jestem wśród absolwentów na sali gimnastycznej, szukam znajomych twarzy, szukam osób, które chciałby opowiedzieć o dawnych latach, o szkole, pedagogach, o tym co najbardziej utkwiło im w pamięci z lat szkolnych. Nie jest to prosta sprawą, cześć gości bawi się na parkiecie, część zajęta jest rozmową. Nieoceniona jest pomoc Pani Ireny Ołtuszyk, wicedyrektor szkoły, która wyszukuje mi rozmówców. Świetnie sobie radzi z ich odnalezieniem, mimo tego, że na sali zgromadziło się ok. 450 osób.
O rozmowę proszę dr hab. Nauk Prawnych Jana Świtkę, prof. KUL -u.
Szkołę znam z lat pięćdziesiątych, to była chyba jedna z najlepszych szkół w woj. lubelskim, 90 % absolwentów tej szkoły dostawało się na wyższe uczelnie. Dzisiaj to profesorowie wyższych uczelni, wielu wyjechało za granicę. Najważniejsza była tu kadra, stali murem za uczniem. Kiedy w 1954 r. na polecenie SB chciano mnie usunąć ze szkoły i sprawa stanęła na radzie pedagogicznej, odbyło się jawne głosowanie z udziałem oficera SB, nikt z profesorów nie podniósł ręki, o czym dowiedziałem się po latach. To byli doświadczeni profesorowie z Wilna, ze Lwowa i po KUL-u. Wspaniała kadra, oni się nie lękali. Mile to wspominam, chociaż miałem ciężkie przeżycia. Gdy miałem szesnaście lat, protestowałem w obronie rolników - obowiązkowych dostaw. Podpadłem za krytyczne słowa na temat portretu Stalina, wiszącego w szkole i za poezję antykomunistyczną. Dostałem "wilczy bilet", nie było łatwo ale skończyłem studia, filozofię na KUL-u i prawo na UMCS. Gdybym miał wybierać szkołę dla wnuków, to wybrałbym chyba tą.
Następnym rozmówcą pozyskanym przy pomocy Pani Ireny Ołtuszyk jest Marian Bury, zaskoczony jest naszym wyborem.
Należę do pierwszych absolwentów liceum po II wojnie światowej, matura w 1948. W pierwszych dniach września 1944 r. jako szesnastolatek po czterech latach szkoły podstawowej zostałem przyjęty do gimnazjum dla dorosłych. Byłem chłopcem wiejskim zacofanym, ze wsi. Polonistka mówiła " Bury, ciebie trzeba do armaty i na księżyc", nie obrażałem się. Po "małej maturze" w 1946 r. przeniesiono mnie do Państwowego Liceum, maturę ukończyłem z "czwórką" w 1948 r. Nie poszedłem na studia, nie było pieniędzy, poszedłem do pracy, zostałem nauczycielem w Przewłoce. Tam zdobyłem ogromne doświadczenie obserwując dzieci, ich reakcje, od nich najwięcej nauczyłem się dydaktyki. To było bardzo wdzięczna praca. Brałem udział w likwidowaniu analfabetyzmu. Potem był awans do Wydziału Oświaty. Organizowaliśmy kursy dokształcające dla wojska, milicji, pracowników urzędów. Nie chcieli pisać egzaminów tylko zażądali od razu świadectw. A moja kariera to praca w Związku Nauczycielstwa Polskiego, zgodziłem się ze względu na mieszkanie, które można było otrzymać w Tomaszowie Lub. Byłem kierownikiem Klubu Nauczyciela, do dziś ludzie wspominają to jako dobre czasy. Bywam w zasadzie na każdym zjeździe, mam tutaj wielu znajomych, dziś jest nas trzech - koledzy z Poznania i Wrocławia. Jestem inicjatorem zjazdów klasowych, po raz pierwszy spotkaliśmy się po 25 latach i z trzydziestoosobowej klasy przyjechało 24 osoby. Zawsze robiłem ze zjazdu pamiątkę, ostatnio zrobiłem tablo wszystkich nas, różne zdjęcia wszystkich kolegów i małą broszurkę z wypowiedziami kolegów. Wszyscy się cieszyli. Ostatnio trochę bawię się pisaniem o mojej "Małej Ojczyźnie" - nie mam czasu się nudzić.
Dziękuję za rozmowę Panu Buremu, który nadal jest bardzo aktywny i udziela się społecznie. Z sali dobiega głośna muzyka, słyszę "Dwadzieścia lat, a może mniej?" śpiewa zespół i śpiewają absolwenci.
Proszę o rozmowę Jana Hałasę byłego dyrektora I LO im. Bartosza Głowackiego. Pytam jak pracowało się w szkole.
Pracowałem jako inspektor w Kuratorium. W czerwcu 1972 zaszły zmiany kadrowe w Wydziale Oświaty, później odwołano dyrekcję szkoły i powołano mnie na stanowisko dyrektora. Tu była dobra kadra, z ambicjami. Ja też miałem ambicje żeby ulepszyć i udoskonalić. Nie było łatwo. Stan techniczny szkoły był zły. Zaproponowano nam, żebyśmy należeli do Zespołu Szkół UNESCO i myśmy należeli i powoli, powoli dociągnęliśmy do czołówki. Tak nas oceniano. Mieliśmy współpracę ze szkołami z NRD i z dzisiejszą Ukrainą. Ciekawa jestem również jacy byli uczniowie w siedemdziesiątych i osiemdziesiątych latach. Dyrektor chwali, mówi, że byli zdyscyplinowani, przychylni i problemu palenia papierosów nie było, bo jestem wrogiem palenia. Jak kogoś przyłapałem na paleniu, musiał wygłosić referat przez szkolny radiowęzeł na temat szkodliwości palenia papierosów. Następnie profesor oddał się wspomnieniom i opowiada o kadrze profesorów, którą wówczas zarządzał. W tym zespole byli ludzie pracowici i odpowiedzialni: pani Zofia Pacześna - oddana sprawie, robiła sztuki teatralne, z tej grupy wyszła Joanna Pacuła - "wielka nieobecna" Zjazdu, pani Józefa Szubińska - znakomita polonistka, pani Alina Ożóg - osoba taktowna i oddana szkole. I tak zapewne jeszcze długo pan Dyrektor mógłby opowiadać i opowiadać. Pochwaliłam dobra kondycję pana Dyrektora i okazało się, że zawdzięcza ją swoim zainteresowaniom turystyką. Wolny czas spędza na rowerze, podróżuje autem i udziela się w Związku Nauczycielstwa. Najbardziej upodobał sobie piękne "szumy" na Roztoczu Środkowym. Odpoczywa w dolinie rzeki Jeleń, którą kiedyś nazwał "Kanionem Ziemi Tomaszowskiej" .
W 2004 r. Zespół Szkół Nr 1 nawiązał współpracę ze średnią szkołą w Freudenstadt. W Jubileuszu uczestniczyła trójka gości, wśród nich Christine Schwab. Jestem ciekawa jej opinii na temat Zjazdu Absolwentów.
Moje wrażenie jest jedno i może być tylko jedno - tłumaczy Marta Duszczyńska wypowiedź Pani Christine - bardzo pozytywne. Ludzie przy tej okazji mają dużo radości i przyjemności. Widać, że w tym dniu budzą się do życia dawne przyjaźnie. W takim wymiarze nie ma organizowanych zjazdów absolwentów w niemieckiej szkole, tylko klasy spotykają się po latach, nie całe roczniki. Jeśli chodzi o współpracę - szkoła niemiecka leży na terenie Schwarzwaldu, teren górzysty i atrakcyjny ale bardzo oddalony od tomaszowskiej szkoły. Ale pomimo tego oddalenia udaje się raz w roku aby jedna z grup młodzieży była z wizytą w drugiej szkole. Udało się opanować obawy uczniów przed odległością, a potem trzeba było opanowywać łzy przy pożegnaniu. Nauczyciele zaprzyjaźnili się, a powracający niemieccy uczniowie robią głośną reklamę i zawsze jest komplet uczniów na kolejną wizytę.
Była północ, Bal Absolwentów trwał w najlepsze, na parkiecie tłoczno. Przy stołach rozmowy i tak było już do białego rana. Krótki odpoczynek i w drugi dzień Zjazdu poprawiny -spotkania klasowe, kolejne wrażenia, emocje, wymiana adresów i obietnice spotkania się ponownie, jak najszybciej. Najtrudniejsze były pożegnania, to nic, są pamiątkowe fotografie i tylko piękne wspomnienia. Pięć lat szybko minie - zapewniali się nawzajem wszyscy. Wrócimy! Przyjedziemy!
Serdeczne podziękowania dla pani Alicji Palak, Dyrektor ZS Nr 1 i Pani Ireny Ołtuszyk, Wicedyrektor ZS Nr 1 za pomoc przy realizacji materiału.
autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2007-06-27 przeczytano: 3719 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|