|
Gorzej nie było Zanim przystąpiłem do pisania niniejszego tekstu, który - jak już zapowiadałem tydzień temu - poświęcę zakończonym w niedzielę igrzyskom olimpijskim w Rio de Janeiro, zerknąłem na swój felieton sprzed czterech lat, aby przypomnieć sobie nastrój, który dominował we mnie po zakończeniu analogicznej imprezy w Londynie. No i nieco zdziwiony muszę przyznać, że teraz jest lepiej. Jedenaście medali wobec dziesięciu w stolicy Wielkiej Brytanii, a wcześniej w Pekinie i Atenach, zawsze będzie wynikiem lepszym. Aczkolwiek do ideału naprawdę daleko i to nie tylko dlatego, że jakość tych "krążków" w odniesieniu do Londynu spadła. Postanowiłem w kilku słowach przedstawić swój pogląd w odniesieniu do każdej dyscypliny sportu, w której startowali nasi reprezentanci w Rio de Janeiro. No to do dzieła!
Badminton: zawód! Największe nadzieje wiązaliśmy z mikstem, który wprawdzie wygrał swoją grupę, ale w ćwierćfinale zagrał bardzo słabo i odpadł z dalszej gry. O reszcie nie ma co wspominać.
Boks: dwóch zawodników i dwa razy porażka już w pierwszej walce. I tak dobrze, że wysłaliśmy do Rio kogokolwiek w tym sporcie, acz szkoda, iż sukcesów nie odnieśliśmy nawet najmniejszych.
Gimnastyka sportowa: o Katarzynie Jurkowskiej-Kowalskiej znalazłem dużo więcej materiałów na kilka miesięcy przed igrzyskami aniżeli na igrzyskach. Nie było jednak powodu, aby ją rozsławiać.
Judo: jeśli zawodnicy wygrywają tylko po jednej walce i to tylko dzięki mniejszej pasywności od swoich pierwszych rywali, to nie miejmy żadnych oczekiwań wobec naszych sportowców. Żadnych...
Kajakarstwo: tu źle nie było. Srebro i brąz to medale co prawda oczekiwane przez nas, ale z niespodzianką też trzeba się liczyć. Takową zgotowały nam Polki w "czwórce" na 500 metrów, ale na więcej losu szczęśliwie nie było stać.
Kajakarstwo górskie: na tych igrzyskach była to dyscyplina, w której najwięcej zależało od zwykłego szczęścia. Polacy go zwyczajnie nie mieli.
Kolarstwo szosowe: brązowy medal Rafała Majki z wyścigu ze startu wspólnego oraz punktowane miejsca w innych startach to dowód, że w tym sporcie dzieje się u nas przynajmniej dobrze.
Kolarstwo górskie: Maja Włoszczowska ponownie na podium! Tak jak osiem lat temu w Pekinie, teraz znów jest wicemistrzynią olimpijską. Owszem, kiedy Maja odejdzie, będzie bardzo ciężko, ale tym bardziej doceńmy czas, w którym aktywnie startuje.
Kolarstwo torowe: mam nadzieję, że kierownictwo Polskiego Związku Kolarskiego wyciągnie wnioski i wymieni kadrę szkoleniową kobiet. O ile bowiem mężczyźni zaprezentowali się na miarę swoich możliwości osiągając punktowane miejsca, o tyle występ pań należy uznać za beznadziejny. A za aferę z wyborem zawodniczki startującej w omnium jeszcze długo będziemy się wstydzić.
Lekkoatletyka: po jednym medalu każdego koloru, ale nie każdy z faworytów stanął na podium. Anita Włodarczyk zrobiła swoje (z ogromną nadwyżką biorąc pod uwagę rekord świata!), Piotr Małachowski znowu miał wielkiego pecha, o brąz postarał się Wojciech Nowicki, zaś Paweł Fajdek... wyjaśnić jego kompromitacji po prostu nie umiem. Podobnie jak np. tego, że podczas wieczornych sesji Polacy zwykle radzili sobie o wiele gorzej niż rano.
Łucznictwo: występ naszej zawodniczki bez historii.
Pięciobój nowoczesny: nazwisko Oktawii Nowackiej powinien zapamiętać każdy szanujący się kibic. Jej brązowy medal to nie tylko jedno z największych zaskoczeń polskiego sportu olimpijskiego, ale także dowód na to, że nawet po bardzo poważnej kontuzji można wrócić na szczyt.
Piłka ręczna: za dostarczone emocje należą się chłopakom wielkie gratulacje. Ich czwarte miejsce to najlepszy wynik polskiej gry zespołowej na igrzyskach od 24 lat. Ale medali za tę lokatę wciąż się nie przyznaje.
Pływanie: dyscyplina, która według mnie nadaje się do bardzo szczegółowej analizy przez Polski Związek Pływacki. Jeżeli przed rokiem mieliśmy trzech medalistów mistrzostw świata, którzy bezpośrednio przed igrzyskami są ponoć w wyśmienitej formie, lecz ŻADEN nie dostaje się do finału (tylko jeden do półfinału), to pomimo podobnie fatalnego występu całej ekipy nie można obwiniać za niego wyłącznie zawodników. Powiedziałbym nawet, że sportowcy są tutaj najmniej winni. I na pewno nie sprowadzałbym całości do pytania czy szkolenie powinno odbywać się centralnie, czy w klubach. Nie tylko dlatego, że model klubowy przyjęliśmy po igrzyskach w Pekinie, a centralny po Londynie.
Podnoszenie ciężarów: ciężko całość tego, co wydarzyło się wokół polskiej ekipy w tym sporcie, nazwać inaczej aniżeli żenadą i kompromitacją. Teraz kadry musimy stworzyć praktycznie od nowa, a na sukcesy poczekamy naprawdę długo.
Siatkówka: wiem, że USA to rywal, z którym przegrać nie wstyd, ale obawiam się, że większej szansy na medal w tym sporcie już mieć nie będziemy. A ponieważ polska drużyna nie zanotowała żadnego sukcesu i w tym, i w ubiegłym roku, według mnie czas Antigi już u nas minął i kadrę powinien objąć ktoś zupełnie nowy.
Siatkówka plażowa: nasze panie przyzwoicie, lecz panowie grubo poniżej oczekiwań. Porażki w barażach chwały nikomu nigdy nie przyniosły.
Strzelectwo: w tym sporcie chyba najłatwiej (może poza kajakarstwem górskim) o drobną pomyłkę, która spycha zawodnika w otchłań. Niestety ŻADEN nasz zawodnik nie zaprezentował się dobrze, a co najwyżej przyzwoicie.
Szermierka: upadliśmy tu chyba najniżej jak się tylko da...
Taekwondo: dyscyplina, której zasad wciąż nie znam, a która o włos, a dostarczyłaby nam medal. Źle to nie wygląda.
Tenis ziemny: gdyby nie jeden wygrany mecz naszego męskiego debla, mielibyśmy same przegrane. Nie chcę się pastwić nad naszymi graczami, zresztą nie wierzę, że nie chcieli triumfować w swoich starciach. Niemniej wypadli bardzo źle.
Tenis stołowy: w oczach mam ten piąty set w meczu Daniela Góraka i tę złość po tym, jak po porażce w owym decydującym secie przegraliśmy cały mecz z Japonią... Nadmienię, że Japończycy przegrali potem dopiero w finale z Chińczykami.
Triatlon: bez historii.
Wioślarstwo: dwa medale - w tym jeden złoty - po dorobek, którym na pewno warto się szczycić. I od którego miał szansę wyjść ten fantastyczny wynik.
Zapasy: niechaj nie zwiedzie Państwa brązowy medal Moniki Michalik. Z polskimi zapasami w dalszym ciągu nie jest dobrze. Wciąż rywale odjeżdżają Polakom już na początku walk, a potem nasi nie mają sił, aby ich dogonić.
Żeglarstwo: jeśli chodzi o Małgorzatę Białecką i Piotra Myszkę, to bardzo srogie rozczarowanie. Ona nie weszła do wyścigu finałowego, zaś on w tymże biegu stracił pozycję gwarantującą brąz. Reszta załóg często powyżej oczekiwań, ale i im brakowało sporo do medali.
Co poza tym? Dwie niepokojące tendencje. Pierwsza, którą dostrzegli prawie wszyscy: tylko trzy medale zdobyli mężczyźni, co niestety pokazuje jakiś głębszy problem. Rzecz druga: zaledwie w trzech przypadkach medale zdobyły osoby, które debiutowały na igrzyskach. Można oczywiście powiedzieć, że dziś doświadczenie odgrywa dużo większą rolę niż kiedyś, ale moim zdaniem to raczej dowód na kłopot, jaki mamy z wyszkoleniem nowych kadr.
Na koniec dwie refleksje natury ogólnej. Po pierwsze: wbrew temu, co twierdzili krzykacze, igrzyska w Rio de Janeiro pokazały dobitnie, że choć z poziomem nowych dyscyplin w rodzinie olimpijskiej było często bardzo różnie, to te obecne trzymają się mocno.
W tym także - co chcę mocno podkreślić - tenis ziemny. Choć różni krzykacze twierdzili, że najlepsi gracze opuszczają ten turniej, rozgrywki zwłaszcza męskie zadały temu kłam. W półfinałach znalazła się trójka graczy najwyżej rozstawionych plus Juan Martin del Potro, który "jedynkę" (Novaka Djokovicia) w pierwszej rundzie doprowadził do dosłownego płaczu. A sam poziom tych spotkań był wręcz bajkowy! U pań zaś wszystkie siły do gry o złoto rzuciły tak Serena Williams, jak i Angelika Kerber. Refleksja druga: nie mogę zrozumieć czemu realizatorzy zrezygnowali z puszczania reminiscencji z danej konkurencji jako tła do odgrywania hymnów narodowych podczas dekoracji medalistów. Nie wiem jak Państwu, ale mnie tego potwornie brakowało. Może w Tokio decydenci pójdą po rozum do głowy.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2016-08-25 przeczytano: 3786 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|