Całkiem niespodziewanie to nie podwyżka podatków stała się głównym tematem w Zamościu w końcu października bieżącego roku. Nie tylko dlatego, że choć wielu się takich regulacji spodziewało, finalnie żadna nie była przedmiotem obrad podczas poniedziałkowej sesji Rady Miasta. Przewidywania takie były zaś oczekiwane dlatego, że w przyszłym roku pracownicy Książnicy Zamojskiej oraz Muzeum Zamojskiego mają mieć podniesione pensje, tak więc skądś na to środki trzeba pozyskać. Tymczasem na sesji i tak mówiono o Książnicy. Otóż instytucja, która w tym tygodniu obchodziła 95-lecie swojego istnienia, nie funkcjonuje najlepiej. A przynajmniej tak wynika z wypowiedzi Anny Rychter, która zabrała głos jako mieszkanka Zamościa.

Zaznaczmy, że pani Rychter reprezentuje NSZZ "Solidarność" Książnicy Zamojskiej, gdzie piastuje stanowisko wiceprzewodniczącej związku. W samej Książnicy od czterech lat trwa akcja protestacyjna, w której związkowcy (jak mniemam za zgodą wszystkich pracowników) walczą o wyższe wynagrodzenia załogi. Jej efektem była niedawna zmiana w uchwale budżetowej Rady Miasta, w której przyznano Książnicy 45 tysięcy złotych jako dotację podmiotową. Związek zaproponował, aby pieniądze w całości przeznaczyć na podwyżki płac w postaci równej kwoty na każdy etat. Jednakże - zdaniem Anny Rychter - zarządca placówki, Danuta Kawałko, zachowała się w sposób co najmniej niewłaściwy. "Dyrektor Książnicy Zamojskiej poinformowała, że 101 zł brutto na etat zostanie wypłacone w listopadzie br., z wyrównaniem od lipca. Z tych środków wypłacona zostanie również podwyżka dla pracodawcy, bo - jak wyraziła się pani dyrektor: 'Jestem też pracownikiem tej instytucji i od roku 2014 nie wzrosło moje wynagrodzenie, a za darmo nie zamierzam pracować'. Wysokość przyznanej kwoty dyrektor pominęła milczeniem (...) Jako organizacja związkowa, stanowczo sprzeciwiamy się takiemu rozdysponowaniu przyznanej naszej instytucji dotacji i przypominamy, że dyrektor jest dla pracowników Książnicy Zamojskiej pracodawcą, zatrudnionym na warunkach kontraktu menedżerskiego, zawartego pomiędzy nią a prezydentem miasta Zamość i wszelkie zmiany dotyczące jej wynagrodzenia powinny być negocjowane pomiędzy stronami kontraktu w odrębnym trybie. Dyrektor nigdy też nie zwróciła się do organizacji związkowej z prośbą o reprezentowanie jej interesów przed prezydentem, więc przyznanie podwyżki z puli wywalczonej przez związkowców dla pracowników, to nic innego jak pospolity skok na kasę" - stwierdziła pani Rychter na mównicy w sali Consulatus zamojskiego ratusza.

Kłopot jednak polega na tym, że choć wynagrodzenie dyrektor Książnicy rzeczywiście pochodzi z puli, jaką jednostka dostaje z Urzędu Miasta, to jednocześnie podlega ono nieco innym regułom niż pensje pozostałych pracowników. Innymi słowy to nie dyrektor placówki samodzielnie ustala wysokość własnej wypłaty, tylko robi to prezydent miasta w ramach swoich kompetencji. Tak zresztą tłumaczy zwiększenie swojego wynagrodzenia o 250 złotych brutto sama Danuta Kawałko. Mówiąc konkretniej: albo dyrektor złamała prawo i sprawę powinny zbadać organa ścigania (w tym również pod kątem ewentualnego szantażowania Andrzeja Wnuka przez dyrektor Książnicy), albo pani wiceprzewodnicząca NSZZ "S" kłamie. No chyba, że istnieje jeszcze trzecia możliwość, której nie dostrzegam, ale jeśli tak jest, to proszę o uświadomienie mnie w tej kwestii.

Pewnie narażę się niektórym z Państwa, ale po tej akcji moja sympatia dla strony związkowej w Książnicy spadła. Pomijam już to, że mimo wszystko od rozpoczęcia akcji protestacyjnej wynagrodzenia pracowników tej instytucji wzrosły łącznie już o około 420 złotych brutto na etat. Owszem, wynika to głównie ze zmniejszenia stanu zatrudnienia w placówce, co pozwoliło przesunąć wolne środki na pensje pozostałych członków załogi, ale podwyżki jako takie są faktem i nikt temu nie zaprzecza. Zaczynam jednak podejrzewać, że w całej sprawie kluczowe znaczenie ma to, iż dyrektor Kawałko po prostu pracuje samodzielnie, jedynie tolerując fakt istnienia związku zawodowego w podmiocie, którym zarządza. Dla jednych jest to zaleta, bo zarządca w ten sposób robi swoje. Inni zaś krytykują taki sposób sprawowania władzy, bo widzą w tym zwykły autorytaryzm. Nie czuję się na tyle kompetentny, żeby stwierdzić po której stronie w tym przypadku znajduje się racja. Ale coś czuję, że w pewnym momencie to pęknie i ktoś będzie się musiał z Książnicą Zamojską po prostu pożegnać.