|
Modlitwa za Katyń 1940Premierowy pokaz filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy w Kinie "Stylowy" odbył się 21.09. br. Uczestnikami projekcji byli: Mieczysława Bełz, prezes Stowarzyszenia Zamojska Rodzina Katyńska, Tadeusz Cymberski, prezes Światowego Związku Żołnierzy AK Okręg Zamość. Wśród publiczności także Andrzej Lubczyk, przedstawiciel Wojewody Lubelskiego, Marcin Zamoyski prezydent Zamościa, Iwona Stopczyńska, wiceprezydent, starosta zamojski Henryk Matej. Najważniejszymi widzami tej projekcji byli członkowie rodzin katyńskich. Na widowni obok osób dorosłych, młodzież.
Bardzo serdecznie powitał wszystkich Andrzej Bubeła, dyrektor kina. Prelekcję na temat zbrodni katyńskiej wygłosił doktor Jerzy Słupecki, członek Zamojskiej Rodziny Katyńskiej, powstałej w 1994 r. i obejmującej swym zasięgiem osoby, których bliscy zostali zamordowani w Katyniu, Charkowie, Miednoje i innych miejscach na "nieludzkiej ziemi".
Jerzy Słupecki na wstępie podziękował Andrzejowi Wajdzie, że odważył się wyreżyserować film, który od początku budził pewne kontrowersje. Już po premierze pojawiły się głosy, że film został zrobiony dobrze. Andrzej Wajda miał ku temu powód, jego ojciec był jeńcem Starobielska, skąd więźniów przewieziono do Charkowa i rozstrzelano. Dzisiaj mamy chwilę wyjątkową - mówił Jerzy Słupecki - o historii katyńskiej możemy mówić jawnie i otwarcie - nie zawsze tak było. Prawda o historii Katynia zawsze domagała się miejsca w historii Polski, Rosji i świata.
To była zbrodnia z góry zaplanowania, już w momencie podpisania paktu Ribbentrop - Mołotow, zajęcie 51% terytorium Polski przez Rosjan i aresztowanie oficerów i inteligencji. Zbrodnia miała dwa precyzyjnie określone cele - pierwszy to pozbawienie narodu polskiego warstwy przywódców, wrogo nastawionych do sowieckiej rzeczywistości, która mogłaby przeszkadzać we wprowadzaniu sowieckiego systemu rządów w przyszłej polskiej republice. Drugi powód - to zemsta za klęskę Armii Czerwonej zadaną jej przez Armię Polską w 1920 roku. Nie spełniło się marzenie Stalina o wspólnej Europie pod bolszewicką władzą. W tym filmie można zobaczyć na piersi jednego z głównych bohaterów Krzyż Vituti Militari, to za wojnę polsko - bolszewicką. Paradoksem jest to, że wykrycie tej zbrodni, która miała być nie do wykrycia zawdzięczamy drugiemu okupantowi, Niemcom, kiedy to w 1941 r. zerwali umowy i napadli na ZSRR i tam w okolicach Smoleńska na podstawie doniesienia różnych osób dokonali ekshumacji ciał w masowych grobach. Już wtedy stało się to sprawą międzynarodową. Gdyby nie ten fakt, naszych oficerów nigdy by nie odnaleziono.
Przez pół wieku Rosjanie utrzymywali Polaków we fałszywym przekonaniu, że zbrodni dokonali Niemcy, ale przecież już w procesie norymberskim Niemcom nie przypisano tych zbrodni. Z tego wynika, że alianci znali prawdę. Ameryka, Francja i Anglia są współwinni tej zbrodni - mówił Jerzy Słupecki - nikt z nich nie ujął się za Polską. Dopiero dekompozycja Związku Radzieckiego w 1989 r. doprowadziła władców Rosji do przyznania się do zbrodni, a także do przekazania kopii list ludzi, którzy zostali zabrani przez NKWD z obozów i rozstrzelani. Dopiero wtedy mogły powstać cmentarze - po latach mogliśmy odnaleźć swoich bliskich i godnie ich pochować. Dziś z Rosji odzywają się głosy, że to same ofiary były winne zbrodni, bo honor stawiały wyżej niż życie.
Swoją prelekcję Jerzy Słupecki zakończył słowami: Narody, które tracą pamięć historyczną przestają istnieć. Naszym zadaniem jest, aby trwała pamięć o historii katyńskiej.
* * *
"Katyń" to opowieść o polskich oficerach zamordowanych podczas II wojny światowej przez NKWD w Katyniu. To opowieść o oczekiwaniu i nadziei. To obraz tragedii nieświadomych zbrodni kobiet, które czekały na swoich mężów, ojców, synów i braci. To bezkompromisowe rozliczenie kłamstwa, które miało kazać Polsce zapomnieć o swoich bohaterach.
Katyń" o nich przypomina, przypomina o ludziach, dla których nie były to tylko puste frazesy ze szkolnych czytanek, a... sens życia, przypomina o naszych dziadkach, pradziadkach, o tych, którzy mieli kształtować Polskę po zakończeniu wojny. Mówi o tym, kim byliśmy i przypomina o wielkim, podwójnym dramacie - stracie i zakazie mówienia o niej. Że robi to skutecznie, świadczyć może chociażby grobowa cisza, która panuje na sali projekcyjnej.
Film mną wstrząsnął. Wyszłam z kina i nie mogłam przestać myśleć o tym, co zobaczyłam, chociaż historię Katynia znałam od kilkudziesięciu lat. I nie chodzi tutaj o grę aktorską, o to że Wajda stworzył piękny obraz, chwilami poetycki, że taki film mógł nakręcić tylko Wajda. Wierzę, że temat czekał na Andrzeja Wajdę, że Wajda musiał znaleźć formułę na pokazanie tej wyjątkowo barbarzyńskiej zbrodni. Zrobił to znakomicie, bowiem ukazał losy pomordowanych z perspektywy ich najbliższych, bo ukazał prawdziwą tragedię ludzką, a nie tylko suche statystyki. Pokazał podwójne cierpienie Polaków - zarówno z rąk nazistowskich Niemiec, jak i Związku Radzieckiego - tą sceną otwiera film. Film, który powstał dzięki olbrzymiemu jak na polskie warunki budżetowi 4 milionów euro, nie jest historyczną rekonstrukcją ludobójstwa. Zamiast tego śledzimy dzieje czterech rodzin czekających z nadzieją na powrót mężczyzn do domu. "Katyń" jest przede wszystkim obrazem indywidualnych, bardzo osobistych, jednostkowych doświadczeń związanych z dzianiem się wielkiej historii. Ten film odwołuje się do naszego sumienia narodowego, do naszych postaw życiowych. W domyśle stawia pytanie - co zrobiliśmy, żeby poznać prawdę i ją ocalić?
Polityka legła u podstaw zbrodni katyńskiej. Polityka nienawiści wobec państwa polskiego, które symbolizowali internowani w Kozielsku, Ostaszkowie i Starobielsku. Mord katyński od samego początku utrzymywany był w największej tajemnicy. Pod koniec lat 50. - za przyzwoleniem Chruszczowa - zniszczono teczki personalne zamordowanych. Pozostawiono jedynie - w specjalnej zalakowanej kopercie - główne dokumenty zbrodni. Zamknięto w niej klątwę katyńską. Kopercie nadano numer ewidencyjny "1". Przechodziła ona do rąk kolejnego przywódcy Związku Radzieckiego, który zapoznawał się z jej treścią. Dziedzicząc ją i zachowując jej treść w tajemnicy, kolejny przywódca radziecki stawał się niejako wspólnikiem autorów zbrodni.
Katyń to nazwa, która zawsze wywołuje reakcję wśród Polaków. To miejsce egzekucji tysięcy polskich oficerów przez sowieckie wojska na wiosnę 1940 roku. Temat tabu w trakcie 45 lat komunistycznych rządów w Polsce, o którym prawdy świadomych było wielu Polaków mimo dziesięcioleci oficjalnej propagandy obwiniającej Niemców. Film pokazuje, że prawda i pamięć mają służyć wzajemnemu zrozumieniu i pojednaniu narodów, a przede wszystkim konkretnych ludzi, których przeciwko sobie postawił okrutny system, a którzy w istocie są bliźniaczymi jego ofiarami.
Jaki jest ten pierwszy polski film o "Katyniu"? Taki, jaki powinien być - prosty, wzruszający, sumujący wiedzę o samej zbrodni i tzw. kłamstwie katyńskim. Nie był to łatwy film dla reżysera, bo jak pogodzić pragnienie uwolnienia się od ciężaru osobistego dramatu z obowiązkiem artysty dającego świadectwo prawdzie? W dodatku prawdzie, której do końca nigdy nie udało się poznać, poznanej jedynie z relacji kilku świadków, którym albo udało się uniknąć losu współtowarzyszy, albo też znaleźli się na miejscu zbrodni już po jej wykryciu. Jak zadośćuczynić tym, którzy stali się ofiarami tej zbrodni, nie wskazując sprawców i nie domagać się dla nich kary? Należało dokonać oswojenia przeszłości, należało nakręcić film, aby zmarli przemówili do widza, by nie zostały tylko guziki i pamiętniki, należało zrobić obraz i wyrazisty przekaz, dla tych, którzy pamiętają i dla tych, którzy nie poznali historii katyńskiej i jej tragicznych reperkusji.
To jest najbardziej zaskakujący aspekt zbrodni katyńskiej. Dla świata tej zbrodni nie ma, bo co to jest 15 tysięcy zamordowanych wobec - na przykład - Holocaustu. A przecież w wyniku tej zbrodni Rosjanie zniszczyli intelektualny potencjał narodu polskiego, podobnie jak zrobili to Niemcy, aresztując i wywożąc - o czym jest mowa w filmie - profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego do obozów koncentracyjnych. Gdyby nie Katyń, bylibyśmy innym narodem. Ale współczesny świat interesują tylko wielkie liczby. A w ramach prawa wielkich liczb jest to zbrodnia nieznaczna, choć dla nas ma wymiar szczególnie tragiczny.
Mam nadzieję, że film okaże się dziełem artystycznym na tyle doniosłym, że dzięki niemu świat dowie się o tej zbrodni więcej i zastanowi się nad nią.
Andrzej Wajda tym filmem żegna się z kinem, które robił w latach pięćdziesiątych i dedykuje go rodzicom, ale adresuje do trzech odbiorców. Jedna grupa to środowisko Rodzin Katyńskich, czyli ludzie dotknięci przez Katyń bezpośrednio. Grupa druga - to młodzież, która powinna uświadomić sobie prawdę - istotę sprawy katyńskiej. Wreszcie grupa trzecia to kinomani, dla których Wajda od pół wieku jest lekarzem polskich dusz.
Nie jest to film o tym, jak się to odbyło, temu poświęcone jest ostatnie 10 minut. Pozostały czas zajmuje analiza psychologiczna ofiar tego wydarzenia - tych, którzy stracili tam najbliższych i muszą z tą świadomością żyć.
Ale to nie jedyny dramat katyński. Przecież ci pomordowani przez pół wieku nie byli pochowani! Dwukrotnie za to odkopywano ich z tych samych dołów: raz robili to Niemcy, drugi raz Rosjanie. W obu przypadkach w tym samym celu - aby nakręcić film o zbrodni. W pierwszym filmie Niemcy oskarżyli Rosjan, w drugim - Rosjanie oskarżali Niemców, filmując dokładnie te same doły, z których podobnie ubrani sanitariusze wydobywali te same czaszki, by pokazać otwory po kulach. Porównanie tych filmów robi kolosalne wrażenie.
"Katyń" unaocznia smutną polską prawdę - wszystko, czego dotknięto się po wojnie, a co dotyczyło zbrodni katyńskiej, przynosiło kolejne nieszczęścia. Dziś niby wszystko już wiadomo, ale pozostała niezabliźniona rana w świadomości narodu. Andrzej Wajda też jej nie zabliźni. Ale powstało dzieło, które zmusi nas wszystkich - a może i resztę świata - do zastanowienia się nad tym kłamstwem, jakie stało się częścią historii Polski. Andrzej Wajda liczy, że film przemówi do uczuć, bo to coś więcej niż film. To również wypełnienie zobowiązania wobec pokoleń, które przeżyły wojnę, okupację, a potem lata zniewolenia. To wielkie wyzwanie przekazania prawdy młodemu pokoleniu.
* * *
"Katyń" Andrzeja Wajdy przeszedł do historii polskiego kina jeszcze przed swoją premierą. Ranga tematu, który podejmuje ten film, czyni z niego wydarzenie bez precedensu. Po 1989 roku zbrodnia katyńska pozostawała jednym z ostatnich tragicznych wydarzeń historii Polski XX wieku, o którym nie opowiedział dotąd żaden film. Wrzesień 1939 roku stał się w "Katyniu" końcem świata, w którym mężczyźni mogli stać obok swoich kobiet i je chronić. Teraz to matki, żony i córki będą musiały walczyć o ich życie - a potem o pamięć o nich.
Czy tak musiało być? Gdzie był cały świat? Tym całym światem w filmie Wajdy jest radziecki oficer, który z narażeniem życia ratuje przed wywózką żonę rotmistrza i jej córkę, a swoją obecnością przypomina, że świat składa się z dobrych i złych ludzi. Wajda bowiem nie oskarża konkretnych ludzi, oskarża filmem system stalinowski. I o tym też trzeba pamiętać.
"Katyń" autentycznie wzrusza i dotyka widza. Ktoś powie - po co te symbole w filmie - Chrystus, flaga, most, te ważne słowa w dialogach. Bo każdy dorosły Polak, który o Katyniu coś wie, a 50 lat milczenia i przeinaczania faktów, niestety, zebrało swoje żniwo i dla wielu tragedia ta pozostaje nic nie znaczącym epizodem z okresu II wojny światowej, ma swoją wizję tego, jakby należało o tym wszystkim opowiedzieć. Katyń nic nie znaczącym epizodem jednak nie jest, jest wydarzeniem, które wpłynęło na to, jak wyglądała Polska po wojnie. Wajda to nam uświadamia. Wajda uczy nas historii.
Obraz ma piękne sceny i słowa - symbole - i trzeba je zapamiętać: o tym jak bardzo ważna jest przysięga żołnierza i o łamaniu odwiecznych praw boskich i ludzkich. Trzeba pamiętać o Katyniu, by nie pozostały po zamordowanych tylko guziki i pamiętniki, które nie płoną. Trzeba pamiętać pamięcią żon, matek, sióstr i dzieci i tą modlitwą, z jaką na ustach szli na śmierć oficerowie - "Ojcze nasz...".
Milczenie już było, pozostaje modlitwa za Katyń 1940 i pamięć, nasza pamięć.
autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2007-09-27 przeczytano: 14176 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|