|
Rozmowy przedwyborcze - Andrzej WnukRobert Marchwiany: Jak długo przed formalnym ogłoszeniem tej decyzji ustalił pan, że również w tegorocznych wyborach otrzyma poparcie ze strony Prawa i Sprawiedliwości?
Andrzej Wnuk: Nigdy nie miałem wątpliwości, że takie poparcie mam i otrzymam. Musimy się cofnąć do słynnego rozdawania kartek przez posła Sławomira Zawiślaka. Zgodnie ze statutem partii, poparcia udzielił mi Komitet Polityczny PiS, i tylko Komitet Polityczny mógł mi to poparcie cofnąć. Działania pana posła, o których wspomniałem, nie mają umocowania prawnego w dokumentach partii. Także od początku wiedziałem, ze formalnie poparcie PiS mam. Jestem człowiekiem, który nie komentuje rzeczy oczywistych, bo nie ma to znaczenia w bieżącej pracy. Realizowałem program, który przyjęliśmy przed czterema laty z Prawem i Sprawiedliwością. Myślę, że zrealizowałem go jeśli nie w całości, to na pewno w 95 proc. Natomiast osobiste animozje nie mają żadnego znaczenia, jeśli chodzi o sprawy wyborcze. Od początku kadencji byłem świadomy, że kiedyś dojdzie do rozmów o poparciu ze strony władz centralnych PiS-u, złożonych z kilkudziesięciu najważniejszych osób w partii, ale także tych na samym dole. Rozmawiam z pojedynczymi członkami Prawa i Sprawiedliwości w Zamościu, rozmawiam z Zarządem Miejskim. Znam ich nastroje i wiem, że do wyborów idziemy razem, by wygrać nie tylko wybory prezydenckie, ale także do Rady Miasta.
RM: Jaki zatem wpływ na kształtowanie list wyborczych do Rady Miasta ma pan, a jaki poseł Zawiślak?
AW: Listy zgłasza Zarząd Miejski, a akceptuje Warszawa. Nie jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości, dlatego odpowiedź na to pytanie jest tylko jedna - to poseł i władze PiS mają największy wpływ na kształt list PiS. Oczywiście chciałbym, żeby te listy były jak najsilniejsze, bo zdaję sobie sprawę, że potrzebujemy silnej reprezentacji w Radzie Miasta, aby nie dochodziło do sytuacji takich, jak w mijającej kadencji. Zagwarantowałem sobie w rozmowach z władzami partii wystawienie własnego bloku wyborczego. Ludzie przeze mnie popierani startują z Komitetu Wyborczego Wyborców Andrzeja Wnuka. Są tam ludzie nie związani z partiami politycznymi, którzy ciężko pracują na rzecz miasta.
RM: A nie przeszkadza panu, że profil facebookowy zamojskiego PiS-u milczy o udzieleniu panu poparcia w wyborach?
AW: Nawet nie zwróciłem na to uwagi, ale teraz widzę, że profil ten obserwuje 326 osób a wpisy są dość stare.
RM: Margines?
AW: Może nie tyle margines, ale wydaje mi się, że prowadzący profil po prostu niezbyt się do tego przykłada. Nie widzę w tym jakiegoś drugiego dna.
RM: Czy ogłosi pan - wzorem poprzednich wyborów - nową "Umowę dla Zamościa"?
AW: Taki program wyborczy przygotowałem, konsultuję go z władzami partii, a w swoim zarysie już zyskał ich aprobatę. Kiedy w czerwcu pani marszałek Beata Mazurek przedstawiała moją kandydaturę, a później potwierdzał to poseł Jacek Sasin, to podkreśliliśmy, że ten program jest powiązany z programem ogólnopolskim Prawa i Sprawiedliwości, czyli na przykład stawiamy na rozwój mieszkalnictwa. Ale ważne jest też odniesienie konkretnie do Zamościa, bo my tutaj znamy nasze potrzeby. Oczywiście chcielibyśmy mieć wsparcie w rządzie i na pewno je otrzymamy, ale musimy mieć indywidualne podejście do naszego miasta, które w ostatnich czterech latach rozwinęło się dosyć mocno.
RM: Oczywiście umowa ta będzie uwzględniała obecne realia polityczne? Pytam, bo przed czterema laty były one zgoła inne.
AW: Nie tylko realia polityczne, ale przede wszystkim zupełnie nowe miejsce, w którym znajduje się obecnie miasto. A zmieniło się w nim dużo nawet jeśli chodzi o bezrobocie. Kiedy przychodziłem, mieliśmy zarejestrowanych 4,5 tysiąca osób bez pracy, w tej chwili jest ich 2600. Spadek jest tak duży głównie dlatego, że udało nam się pozyskać prawie 100 mln zł na aktywne formy walki z bezrobociem. Pieniądze zostały wpompowane w rynek w postaci prac publicznych czy robót interwencyjnych, dzięki czemu wzrosło zatrudnienie. Skuteczność tych instrumentów wyniosła 88 proc., czyli aż w tylu przypadkach osoby otrzymujące taką szansę na pracę utrzymały potem zatrudnienie przez co najmniej trzy lata.
RM: Swoje jednak zrobiła też dobra koniunktura gospodarcza. Nie obawia się pan, że ona się skończy i trzeba będzie zacisnąć pasa?
AW: Nie mam takich obaw. Wie pan, że mimo 7-8 mln zł nadwyżki budżetowej udaje się nam co roku inwestować 25-30 mln zł? To pieniądze zaoszczędzane, ale też i środki zewnętrzne. Choć przez całą bieżącą kadencję zainwestujemy prawie 200 mln zł, to nasze zadłużenie spadło z 78 do 64 mln zł. Oznacza to, że jesteśmy dobrze przygotowani do przyjęcia środków unijnych, a obecnie - gdyż dziś [tj. 6 września 2018 roku - przyp. R.M.] przyszła informacja, że nasz projekt Rotundy wreszcie uzyska dofinansowanie - mamy prawie 245 mln zł środków zewnętrznych na umowy podpisane bądź przyznane środki i podpisane preumowy. Czekamy jeszcze na 90 mln zł środków unijnych z projektów, będących w ocenie. Sporo z nich przeszło już ocenę formalną i czeka na merytoryczną. Jeśli uda nam się pozyskać choć połowę tej kwoty, to uzyskamy prawie 300 mln zł dużych projektów finansowanych ze środków zewnętrznych. To absolutny rekord w historii miasta. A poza środkami unijnymi pozyskujemy sporo pieniędzy z budżetu centralnego. Tylko w tym roku na ulicę Łanową pozyskaliśmy prawie 1,8 mln zł, na łącznik Prosta-Namysłowskiego prawie 2,5 mln zł, a można jeszcze dodać na przykład program "Maluch".
RM: Ale jednocześnie zwiększyli państwo kwotę - prognozowanego - możliwego zadłużenia Zamościa do 155 mln zł...
AW: Trzeba oddzielić prognozę od rzeczywistości i myślę, że Zamość nie będzie miał takiego długu. Skąd się bierze prognoza? Jeśli chcemy aktywnie pozyskiwać i wydawać środki unijne - także bezpośrednio dla mieszkańców, bo mamy program dotyczące fotowoltaiki, który znalazł się już na liście do dofinansowania - to musimy mieć zabezpieczenie wkładu własnego. To są pieniądze, które musimy wydać, aby potem je odzyskać, ale również po to, by po prostu coś nowego zrobić. Jak więc widać, zadłużenie ujęte w Wieloletniej Prognozie Finansowej to tylko możliwość. Czy będzie taka potrzeba, to zależy od wielu czynników, np. czy te projekty nam wypalą. Tylko wtedy będziemy mówić, że będziemy zadłużeni, jeśli faktycznie radni zdecydują, że na taką kwotę zaciągniemy dług. Oni się jeszcze wcale nie zgodzili na emisję obligacji lub zaciągnięcie kredytu, bo to zupełnie inna uchwała. Takie decyzje podejmujemy co roku wraz z uchwałą budżetową. Nie można absolutnie zaciągać zobowiązań tylko na podstawie WPF. Proszę zauważyć, że choć radni podjęli decyzję o możliwości wyemitowania obligacji na 30 mln zł, to myśmy dotąd wyemitowali obligacje na 10 mln zł, a spłaciliśmy stare, które były droższe. A dług, jak już wcześniej mówiłem, zmalał.
RM: Skąd zatem wyszło te akurat 155 mln zł?
AW: W projektach unijnych trzeba wskazać formy zabezpieczenia wkładu własnego. Czasem to jest 15 proc., ale czasami dochodzi do tego VAT, jeśli gmina nie ma możliwości go odliczyć. Dlatego właśnie musimy te pieniądze zabezpieczyć już w Wieloletniej Prognozie Finansowej już zanim złożymy dany projekt do oceny. Nie ma znaczenia jak on zostanie rozpatrzony i czy w ogóle. Zresztą w historii miasta były już większe poziomy zadłużenia dopuszczone w WPF-ie. Co więcej, swego czasu Zamość był zadłużony na ponad 100 mln zł i dał sobie radę mimo o wiele mniejszego budżetu i wpływów własnych.
RM: Przejdźmy więc do "Umowy dla Zamościa" sprzed czterech lat, zrealizowanej - jak pan przyznał - w 95 proc. Czego więc nie udało się zrobić?
AW: Nie udało się zrobić pewnych rzeczy co do których albo zmieniły się przepisy, albo zabrakło czasu. Np. w przypadku MZK, gdzie nie udało się zbudować drugiej stacji benzynowej, która zdywersyfikowałaby przychody spółki. Jedną już wprawdzie ma i cieszy się ona bardzo dużą popularnością, ale chcemy wybudować drugą u zbiegu ulic Wyszyńskiego i Legionów. Przejęliśmy tam działkę od Skarbu Państwa i wnieśliśmy aportem do MZK. Stacja paliw to o tyle dobry pomysł, że MZK przychody i zyski ma głównie z usług innych niż działalność przewozowa. Przewozy dają 10 mln zł rocznie, zaś usługi przynoszą ponad 14 mln zł. Jeśli więc mamy mówić o modernizacji MZK i obniżaniu cen biletów, to musimy spółce zwiększyć dochody w postaci stacji benzynowej, wulkanizacji, warsztatu, myjni czy parkingu strzeżonego - z wszystkiego, na czym MZK zarabia. Na razie obniżyliśmy ceny biletów miesięcznych dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów o 40 proc., ale nie byliśmy w stanie dokonać dalszych obniżek, gdyż skumulowana strata oraz konieczność inwestowania w MZK nam na to nie pozwoliły. Ta strata za lata poprzednie wynosiła 5,5 mln zł i narastała za sprawą mocno niedoszacowanych usług na rzecz m.in. gminy Zamość. Dopłacaliśmy do nich ponad 700 tys. zł rocznie. Na początku kadencji mieliśmy dżentelmeńskie porozumienie z panem wójtem, że gmina zacznie dochodzić do tego standardu płacenia za rzeczywiste kursy kosztujące ok. 1 mln zł rocznie, za które płaciła 300 tys. zł. Potem wójt zaczął twierdzić, że to jest niemożliwe do spełnienia. Zaproponowaliśmy rozwiązanie najprostsze: cięcie kursów i oczekiwanie na dopłatę od gminy. Przy czym nie jednostronnie, ale to pan wójt decydował, które kursy zlikwidować. W konsekwencji wpłaty z gminy wzrosły, dzięki czemu w tym roku - po trzech latach - zbilansowaliśmy kursy dla gminy na poziomie 800 tys. zł. Żeby była jasność, to nie dotyczyły tylko Gminy Zamość, ale również Sitno czy Zwierzyniec. Urealniliśmy to, więc myślę, że po wybudowaniu drugiej stacji paliw oraz wymianie taboru będziemy mogli dokonać regulacji cenowej. Nie mówię jednak o prostej obniżce biletów jednorazowych, a raczej o zachęcie mieszkańców do kupowania biletów długoterminowych, aby one były opłacalne. Wtedy zwiążemy efekt ekologiczny z ekonomicznym.
RM: To cel bardzo szczytny i ambitny, jednakże czy pójdzie z tym w parze stworzenie bardziej korzystnych rozkładów jazdy? Ze szczególnym uwzględnieniem układania połączeń w takcie, aby mieszkańcy łatwiej zapamiętali rozkład danej linii.
AW: Bazujemy w rozkładzie jazdy na badaniach naukowców z Politechniki Gdańskiej, które zostały przeprowadzone jeszcze za prezydentury Marcina Zamoyskiego...
RM: Czyli dosyć dawno temu...
AW: Tak, ale jakakolwiek zmiana powinna iść w porozumieniu z pasażerem. Cokolwiek byśmy zrobili, to w sytuacji, gdy pasażer nie wie za ile będzie autobus, jeśli na przykład są korki na mieście, to i tak działania spotkają się z krytyką. Chcemy więc najpierw postawić na przystankach tablice interaktywne informujące o godzinach rzeczywistych przyjazdów autobusów. A potem przeprowadzić badania i dopiero wtedy zmienić rozkład jazdy. Nie robić tego po prostu od tyłu. Można to zrobić w starym stylu wynajmując firmę, która zbada potoki pasażerskie, zleci nowy rozkład lub korektę obecnego i popatrzeć co z tego będzie. Ale doskonale pan wie, że to byłoby niemiarodajne, bo potoki nie powiedzą nam o potencjale rozwoju tras tam, gdzie ich nie ma.
RM: Ja to nawet rozumiem, ale pamięta na pewno pan czasy, w których wiele autobusów kursowało po prostu co godzinę. Ludzie to pamiętali, przychodzili na przystanek i wsiadali do pojazdu. Teraz wygląda to bardziej skomplikowanie, na czym tracą wszyscy.
AW: Tak, ale to się zmieniło kilkanaście lat temu. Lepiej chyba najpierw zainwestować w nowoczesne sposoby komunikacji, czy aplikację na telefon i z tego korzystać.
RM: Ale dlaczego pan mówi o nowej aplikacji? Nie prościej byłoby się dołączyć do powszechnie w Polsce używanej aplikacji Jakdojade? Studentom, którzy wyjechali na studia do większych miast, po powrocie do domu wystarczyłoby w chwilę zmienić ustawienia w tym, co już mają w swoich telefonach.
AW: Ma pan rację, tylko najpierw musimy zainwestować nawet w tak proste rzeczy, jak odbiorniki GPS w autobusach, aby wiedzieć jak one rzeczywiście jeżdżą. Trzeba to też połączyć z wymianą taboru, która jest możliwa dopiero teraz, bo dopiero niedawno ruszyły środki unijne. Rok temu ogłosiliśmy przetarg, na który nikt się nie zgłosił. Potem ogłosiliśmy ponowny przetarg, który wygrał Solaris, ale ponieważ budowa autobusów potrwa rok, to musimy poczekać do kwietnia przyszłego roku. Dopiero wtedy będziemy mogli wrócić do dyskusji.
RM: Nawiązując do kwestii relacji miasto - gmina: porzucił pan już marzenia o powiększeniu granic Zamościa?
AW: Wiem, że ze strony władz gminy i części jej mieszkańców może być opór przeciw temu pomysłowi. Opór biorący się głównie z różnic w stawkach podatku od nieruchomości od obszarów zabudowanych, bo te są rzeczywiście różne na korzyść gminnych wielkości 20 groszy od metra kwadratowego. Ale ta różnica bierze się z tego, że w mieście infrastruktura jest w praktyce kompletna, co nie zawsze można powiedzieć o gminie. Sam jestem mieszkańcem Gminy Zamość i na swojej działce musiałem samemu wywiercić studnię, wybudować przydomową oczyszczalnię, a skończywszy na kotle na pellet. W mieście kanalizacja sanitarna jest prawie wszędzie, jest wodociąg, w wielu miejscach jest też ciepło systemowe. Ale na przykład w przypadku podatku od budowli, gdzie sprzedawany jest materiał siewny, czy budynkach służby zdrowia, w mieście jest taniej.
RM: Ale realia polityczne integracji obu jednostek nie sprzyjają...
AW: Wcześniej czy później musimy wrócić do kwestii jeśli nie połączenia, to innej formy współpracy między gminą a miastem. Patrząc na ostatnią sprawę budowy spalarni widać jak duże są napięcia między wójtem czy też włodarzami Gminy Zamość - wicewójtem oraz częścią sołtysów - a włodarzami miasta. Nie wiem z czego to wynika, bo miasto wbrew pozorom pełni rolę służebną dla gminy. Gmina nie ma swojej oczyszczalni ścieków, swojego PGK, składowiska śmieci, nie prowadzi kina, komunikacji itd. Myślę, że za jakiś czas strona gminna dojrzeje do partnerskiej współpracy z miastem. Część mieszkańców już dawno te korzyści zrozumiała i myślę, że gdyby teraz zorganizować referendum lub uczciwe badanie w sprawie przyłączenia Gminy Zamość do miasta, to wynik byłby 50/50. Wszak większość mieszkańców gminy pracuje w mieście.
RM: I na przykład mogliby do pracy dojeżdżać autobusami, których mają obecnie mniej niż wcześniej...
AW: Na pewno też mogliby dojeżdżać nimi o wiele taniej niż własnymi samochodami. Można byłoby też zastanowić się nad pewną unifikacją tych podatków oraz korzystać z premii związanych z połączeniem się dwóch jednostek samorządu terytorialnego.
RM: W "Umowie dla Zamościa" wpisał pan punkt: "Kadencyjność na stanowiskach kluczowych w Urzędzie Miasta i jednostkach podległych". To znaczy ile kadencji dla choćby dyrektorów wydziałów uznaje pan za optimum?
AW: Od początku prezydentury na 23 dyrektorów wydziałów i prezesów spółek wymieniłem 17 osób. Niektórych już dwukrotnie, a czasami nawet trzykrotnie, jak dyrektora Ośrodka Sportu i Rekreacji czy też Wydziału Komunikacji. Wszędzie tam, gdzie zarządzanie szwankuje bądź potrzebne są nowe cele, tam będą dokonywane zmiany.
RM: Czyli po prostu systematycznie?
AW: Biorąc pod uwagę potrzeby, a także zwykłe menadżerskie zarządzanie jednostkami.
RM: Czego jeszcze nie udało się panu zrealizować z "Umowy dla Zamościa"?
AW: Na przykład budowy przedłużenia ulicy Kamiennej. Od dawna prowadziliśmy w tej sprawie rozmowy z wojskiem i innymi zainteresowanymi podmiotami. Niestety jak dotąd bezskutecznie, choć powstało kilka wariantów przebiegu tej drogi, ale żaden nie uzyskał akceptacji wszystkich stron. Wojsko uważa, że ulica będzie zbyt blisko placu manewrowego przed hangarami, a mieszkańcy osiedla nie chcą stracić swoich garaży. To przedsięwzięcie wymaga jeszcze dalszych długich rozmów. Ale ja lubię i chcę rozmawiać.
RM: Ale można jeszcze mieć nadzieję, że to przedłużenie Kamiennej do Namysłowskiego powstanie?
AW: Zrobimy wszystko co w naszej mocy.
RM: Jeśli chodzi o obniżenie opłat za wodę i ścieki... Jak pan ocenia wykonanie tego punktu "Umowy..."?
AW: Ceny wody i ścieków w Zamościu należą do najniższych w Polsce. Stoją w miejscu, choć inflacja ma te 2-3 proc., a okoliczne miasta swoje stawki podnoszą. Można więc powiedzieć, że ceny realnie spadły, ale muszę powiedzieć, że stanęliśmy przed dylematem: obniżyć ceny i dokładać różnicę z budżetu miasta czy decydować się raczej na poprawę jakości wody? Wybraliśmy drugą drogę. Zainwestowaliśmy w specjalne uzdatniacze UV, aby nie chlorować wody, wybudowaliśmy nową studnię z bardziej miękką wodą, przez co poziom kamienia w wodzie spadł.
RM: Rozumiem, że jest pan na tyle zadowolony z obecnego stanu rynku pracy w Zamościu, że nie będzie pan zakładał Fundacji Rozwoju Lokalnego?
AW: Uważam, że dobrze wykorzystaliśmy dostępne instrumenty. Za mojej kadencji pozyskujemy 30-35 mln zł rocznie. Musieliśmy się zastanowić czy taka fundacja walczyłaby o środki skuteczniej, czy raczej generowałaby koszty. Niestety w bieżącej perspektywie unijnej takich możliwości pozyskiwania środków przez fundacje nie było, dlatego zdecydowałem, że tego pomysłu nie będę realizował. Był on błędny, choć akurat w momencie zawierania tamtej "Umowy dla Zamościa" miał rację bytu.
RM: Jak obecnie wyglądają możliwości budowy drugiej pływalni w Zamościu? Jej powstanie też obiecywał pan w "Umowie dla Zamościa".
AW: Kiedy przyszedłem do ratusza, pozyskaliśmy partnera, który na terenie Ośrodka Sportu i Rekreacji wyrysował nam koncepcję budowy krytej pływalni na terenie po małej hali. Pojechałem z tą koncepcją do Ministerstwa Sportu i rozmawiałem z wiceministrem Jarosławem Stawiarskim. Wskazał on, że bezpośrednio środków na takie przedsięwzięcia jak pływalnie nie ma, ale możemy starać się o pieniądze w ramach szerszego projektu, związanym z modernizacją OSiR-u, czyli stadionu i jego zaplecza. Uznałem więc, że dobrze byłoby nie robić pływalni ze środków własnych lub kredytu, ale pozyskać na to dofinansowanie. Musieliśmy na samym początku wykonać całą papierologię związaną z remontem stadionu i zaplecza, co wiązało się m.in. z pozwoleniami konserwatorskimi. A nie było to łatwe, bo konserwator nie chciał się pierwotnie zgodzić na instalację oświetlenia płyty oraz przebudowę trybuny krytej, ale udało się wszystko załatwić w zeszłym roku. W tym cały projekt modernizacji Ośrodka został wpisany na listę projektów ministerialnych o znaczeniu strategicznym dla rozwoju sportu. Teraz możemy się o takie wsparcie starać. W każdym razie koncepcja obejmuje budowę 25-metrowego krytego basenu, który ma na pewno o wiele większa rację bytu niż pływalnie otwarte. One działają 2-3 miesiące w roku, jak jest dobra pogoda, a kryta pływalnia ponad 11 miesięcy. Jedyna zamojska kryta pływalnia publiczna jest oblegana i trudno znaleźć miejsce dla siebie, bo albo zajmują ją kluby sportowe, albo szkoły, albo seniorzy, albo inne zajęcia zorganizowane, dlatego trzeba zbudować drugą. Natomiast zamiast w baseny otwarte lepiej zainwestować w istniejący zalew i to robimy. W tym roku zaczniemy budowę parkingu oraz ścieżki rowerowej wokół zalewu, natomiast w kolejnych latach przeniesiemy plażę trochę bliżej parkingu i boisk dawnej Gwardii, rozbierzemy groblę i zalew będzie już uporządkowany.
RM: Do którego roku jest przewidziane to przedsięwzięcie?
AW: Pierwotnie chcieliśmy do 2020, ale teraz bardziej realny termin pozyskania dotacji to do 2021 roku.
RM: Jaki kształt zatem obejmie modernizacja stadionu?
AW: Aby pozyskać dofinansowanie z Ministerstwa Sportu i środków zewnętrznych, nie mogliśmy zgłosić przebudowy stadionu jako ukierunkowanego stricte na piłkę nożną, gdyż w naszym województwie taki status ma już od dawna obiekt w Białej Podlaskiej, gdzie znajduje się m.in. Szkoła Trenerów. Dlatego uznaliśmy, że korzystając z sukcesów i potencjału sportowego Agrosu stworzymy projekt stadionu lekkoatletycznego z możliwością rozgrywania meczów piłkarskich. Płyta boiska zostanie powiększona do wymiarów odpowiednich w wyższych klasach rozgrywkowych, bieżnia będzie ośmiotorowa na całej długości, a naprzeciwko trybuny głównej - pod trybunami - powstanie tor rozgrzewkowy dla lekkoatletów. Całość uzyska oświetlenie, a trybuny także zostaną odnowione, bo ich obecny stan pozostawia wiele do życzenia. Mamy już pozytywną opinię Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, która jest kluczowa dla całego przedsięwzięcia. Dofinansowanie ministerialne może sięgnąć 50 proc. całości kosztów. Biorąc zaś pod uwagę, że stadionowe szatnie i sanitariaty są wpisane do projektu unijnego ws. termomodernizacji, chcemy zrobić montaż finansowy - unijny i centralny - i wyremontować wszystko. Jeśli projekt unijny przejdzie ocenę merytoryczną pozytywnie, to wtedy wpiszemy go do przyszłorocznego budżetu, zabezpieczamy własne środki i działamy.
RM: Pana zdaniem korty tenisowe Returnu są należycie wykorzystywane?
AW: One są zarządzane przez stowarzyszenie, które ponosi nakłady na ich użytkowanie...
RM: I otrzymuje dotację od miasta.
AW: Tak, niewielką w stosunku do innych klubów. Biorąc pod uwagę potrzeby tego klubu oraz jego możliwości wykorzystywane są należycie. Co więcej, na nowej hali wielofunkcyjnej, zwanej halą tenisową, również są korty wykorzystywane przez to stowarzyszenie, ale także przez pozostałe kluby czy indywidualnie przez mieszkańców. Ilość różnego rodzaju turniejów, w których otwarciach lub zamknięciach uczestniczę, tego dowodzi.
RM: Bardziej chodzi mi o wykorzystywanie możliwości tych kortów. W rozmowie ze Sławomirem Ćwikiem zaproponowałem zorganizowanie tenisowego turnieju rangi Futures - stale obecnego na stronach światowych federacji - na kortach Returnu jako imprezy mającej spory potencjał promocyjny naszego miasta. Do tego taniej, bo pula nagród - stanowiąca spory procent całości kosztów - wyniosłaby zaledwie 15 tys. dolarów. A co pan sądzi o takim pomyśle? Kwestię promocji Zamościa ujął pan wszak w "Umowie dla Zamościa".
AW: Nie mam nic przeciwko. Tylko, że jeśli taki wniosek wpłynąłby do miasta, to musimy go przedłożyć radnym do akceptacji, bo są to jednak kwestie budżetowe. Poza tym miasto nie powinno być organizatorem tego typu wydarzenia, bo od tego jest stowarzyszenie KT Return. Do niego należy kierować pytanie dlaczego nikt jeszcze na taki pomysł tam nie wpadł. Jako miasto robimy wiele, aby działo się w Zamościu sporo imprez sportowych rangi ogólnopolskiej, ale także międzynarodowej, czego przykładem w październiku będą Mistrzostwa Europy U-23 w podnoszeniu ciężarów, na które na pewno przyjedzie europejska czołówka zawodników w tej kategorii wiekowej, ale tu organizatorem jest Polski Związek Podnoszenia Ciężarów we współpracy z KS Agros.
RM: Chce pan powiedzieć, że miasto nie ma instrumentów, żeby wpłynąć na kluby sportowe, aby te zwiększyły swoje ambicje organizacyjne?
AW: To nie tak. Oczywiście, że miasto ma instrumenty i je wykorzystuje. Miasto jednak nie może zmuszać klubów do organizacji imprez rangi mistrzowskiej. W Zamościu działa kilkadziesiąt klubów sportowych w różnych dyscyplinach i kategoriach wiekowych. Gdybyśmy mieli nimi zarządzać ręcznie i zmuszać je do organizacji imprez, to nie tędy droga. Możemy je wspierać i to robimy. To nie jest pierwszy sygnał w tej sprawie. Pamiętam, że pan o tym pisał już kilka lat temu.
RM: Który klub sportowy jest w tej chwili największą wizytówką miasta? Padwa, Agros, czy Hetman?
AW: Na chwilę obecną wszystkie te kluby są bardzo ważnymi elementami w sportowym krajobrazie miasta. Każdy z nich działa w innych realiach i otoczeniu. Gdybyśmy brali pod uwagę frekwencję podczas wydarzeń, to mimo wszystko liderem byłby Hetman. Bywały mecze, na które w ubiegłym sezonie przyszło 2-2,5 tys. osób.
RM: Kiedy tak było?
AW: Musiałby pan spytać prezesa Krawczuka, ale pamiętam, że podczas meczu z Ładą Biłgoraj była bardzo wysoka frekwencja i to chyba właśnie ponad 2 tysiące. To była już impreza masowa, zresztą większość tych meczów jest albo imprezami masowymi, albo imprezami podwyższonego ryzyka. Na niedawnym meczu ze Startem Krasnystaw było około 800 osób. Średnio na Hetmana przychodzi więcej kibiców niż na Padwę, która jednak też notuje rekordy frekwencyjne, bo na ostatnim lub przedostatnim meczu poprzedniego sezonu było 850 osób. Również tam atmosfera była niesamowita. Natomiast zawody Agrosu przyciągają jedynie 100-200 osób i to zazwyczaj samych zawodników bądź ich rodzin, ale są ważne dla rozwoju sportu dzieci i młodzieży.
RM: Samych imprez organizowanych przez Agros też jest w ogóle mało...
AW: Troszeczkę tych zawodów jednak jest. Na przykład Mistrzostwa Polski w łucznictwie. W każdym razie biorąc pod uwagę wyniki sportowe to Padwa radzi sobie od Hetmana lepiej. A jeśli weźmiemy jeszcze aspekt promocyjny, to Agros dzięki Pawłowi Fajdkowi czy Dominikowi Kopciowi także robi nam doskonałą reklamę.
RM: Pana zdaniem który poziom rozgrywkowy jest optymalny dla Hetmana?
AW: Druga liga. Myślę, że gdyby nie kilka błędów popełnionych na początku, to obecnie Hetman już mógłby w niej grać.
RM: A co pan myśli słysząc zarzuty, że obecny Hetman nie stawia na chłopaków z Zamościa, lecz na "armię zaciężną"?
AW: Trudno mówić o armii zaciężnej w postaci np. Przemka Kanarka, który się tutaj wychował i uczył piłki. On wyjechał, rozwijał karierę poza Zamościem, ale tu wrócił. Kilka innych takich osób znaleźlibyśmy w kadrze tej drużyny, jak choćby Kuba Wyłupek, którego znam od dziecka. Tak, część kadry jest spoza naszego regionu, tylko tak się składa, że chłopaki z Zamościa, którzy z różnych względów nie grają w Hetmanie, nie grają również w żadnej wyższej lidze. Myślę, że prezes Krawczuk słusznie zaufał trenerowi Jackowi Ziarkowskiemu i obaj zrobili wszystko, by ta drużyna była najsilniejsza.
RM: Od niedawna zamojskie osiedla dysponują większą kwotą w ramach Budżetu Obywatelskiego - po 125 tys. zł rocznie. Jak pan ocenia tę zmianę?
AW: W 2015 roku zaczynaliśmy w ogóle Budżet Obywatelski. Poprzednia ekipa stworzyła podwaliny do niego, ale w praktyce to my mierzyliśmy się z tym zadaniem pierwszy raz. Wtedy środki były dzielone po 100 tys. zł na osiedle. Potem wprowadziliśmy głosowanie elektroniczne, gdy widzieliśmy, że na zebraniach osiedlowych jest coraz mniejsza frekwencja. W ciągu czterech lat zrealizowaliśmy bądź kończymy realizować 64 inwestycje. Można było więc tę pulę zwiększyć, a wedle zapowiedzi rządu możemy się spodziewać dodatkowych pieniędzy w budżecie centralnym na cele partycypacyjne. Możemy też łączyć przedsięwzięcia nawet wielu osiedli w jedno, choć dotąd takiego precedensu nie mieliśmy. Może po prostu jeszcze nie był na to czas.
RM: Nie dostrzega pan tendencji, że mieszkańcom powoli zaczyna brakować pomysłów na dalsze przedsięwzięcia na osiedlach?
AW: Zgłaszane są czasem pomysły niemożliwe do realizacji ze względów formalno-prawnych, np. dotyczą działek nienależących do miasta lub uwzględniają zapisów w planie zagospodarowania przestrzennego albo przekraczają wyznaczony koszt inwestycji w ramach rocznego Budżetu Obywatelskiego. Można je wprawdzie rozłożyć na dłuższy czas, ale czy jest sens budować przez 10 lat ulicę? Myślę, ze nie. Na przykład aby wyremontować ulicę Partyzantów, musiałyby się na to składać wszystkie osiedla i to przez kilka lat. Ale myślę, że za jakiś czas mieszkańcy będą myśleć o mieście jako o całym organizmie, dzięki czemu będą składać grupowe projekty.
RM: Kraków i Radom wprowadziły u siebie Kartę Rodziny Osoby z Niepełnosprawnościami, która umożliwia tamtejszym niepełnosprawnym i ich rodzinom korzystanie z szeregu zniżek w tych miastach w zakresie tamtejszej infrastruktury. Myślał pan nad wprowadzeniem czegoś takiego w Zamościu?
AW: Na naszych obiektach sportowych takie zniżki dla osób niepełnosprawnych są...
RM: Ale już na przykład nie dla ich rodzin.
AW: To prawda, osoby niepełnosprawne jak i ich rodziny potrzebują wsparcia. To robimy, czego przykładem jest winda w ratuszu, winda w szkole nr 4, winda w "budowlance", a na chodnikach w praktyce zlikwidowaliśmy bariery architektoniczne.
RM: No chyba jeszcze nie do końca, jak choćby wzdłuż ulicy Wyszyńskiego...
AW: Nie da się wszystkiego zrobić, zwłaszcza na Starym Mieście, w obszarze zabytkowym. Ale tam, gdzie jest największy ruch, zrobiliśmy bardzo dużo. Praktycznie na wszystkich przejściach dla pieszych są obniżone krawężniki, montujemy też na chodnikach płytki z guzkami dla osób gorzej lub słabowidzących. To bardzo ważny dla nas kierunek.
RM: Ostatnia większa kwestia jeszcze przed nami... Co dobrego mógłby pan powiedzieć o pozostałych kandydatach na urząd prezydenta Zamościa w tych wyborach?
AW: Zawsze przy wyborach są kontrkandydaci, ja bardzo się cieszę, że takich mam. Wszystkich szanuję. Zaczynając od kandydata najświeższego, czyli posła Jarosława Sachajki... Uważam, że wykonał wielką pracę jako poseł. Jest bardzo aktywnym parlamentarzystą, bardzo mocno udzielającym się w mediach. Liczę na jego pomoc dla miasta z ramienia Sejmu RP.
Co do pana Sławomira Ćwika... Cieszę się, że się zdecydował na kandydowanie, bo mężczyznę od chłopca rozpoznaje się po tym, że mężczyzna podejmuje decyzję i staje w szranki. To na pewno dobra cecha u pana Ćwika.
RM: A co do pani Marty Pfeifer...?
AW: Bardzo się cieszę, że w wyborach na prezydenta Zamościa startuje kobieta. autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2018-09-12 przeczytano: 14708 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|