|
Słowo o pani Iwonie H.Na kilka dni przed wyborami do Parlamentu Europejskiego Warszawę czeka impreza całkowicie apolityczna. Do stolicy zjadą osoby niepełnosprawne wraz ze swymi opiekunami, którzy przed rokiem okupowali przez 40 dni korytarz na pierwszym piętrze gmachu Sejmu. Dodatkowo - również całkowicie apolitycznie - przybędą ich zwolennicy oraz liderzy opozycji. Wszystko po to, aby bez polityki powiedzieć wszystkim w kraju i za granicą, że obecny rząd prowadzi wręcz zbrodniczą politykę wobec osób z niepełnosprawnościami. Dowodem na to był właśnie ów protest, podczas którego bezduszny rząd nie zgodził się na comiesięczny dodatek w wysokości 500 zł "na kino i basen" - jak mówili sami protestujący do kamer - dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności od urodzenia. Dodatkowo nie godził się na spacery protestujących przed budynkiem, odgrodził ich od reszty obiektu na czas Zgromadzenia Parlamentarnego Państw NATO, nie dopuszczał do nich gości, jak np. Wandy Traczyk-Stawskiej czy Janiny Ochojskiej, nie zezwalał na otwarcie okien i udostępnił im jedynie toalety znajdujące się w bezpośrednim sąsiedztwie okupowanego obszaru. Dodatkowo posłowie partii rządzącej pozwalali sobie na tak straszliwe komentarze, jak sugestie o znajdywaniu paragrafu na rodziców niepełnosprawnych uczestników akcji czy nawet - o zgrozo - o posłaniu protestujących do pracy! Przyznają Państwo, że była to postawa skandaliczna i zasługująca na szczególne potępienie. Wszak w każdym innym parlamencie na świecie - a już szczególnie w parlamencie każdego innego państwa członkowskiego Unii Europejskiej - protestujący zostaliby przyjęci z najwyższymi honorami. Posiłki otrzymywaliby nie trzy, lecz pięć razy dziennie, mieliby do swej dyspozycji wszystkie łazienki, mogliby na ścianach zewnętrznych wywieszać co tylko by chcieli, a przede wszystkim ich postulaty zostałyby spełnione w całości w ciągu najdalej dwóch dni. A już na pewno rząd nie zrobiłby im takiego świństwa ogłaszając zamiar spełnienia ich postulatu ledwie na kilka dób przed organizowaną przez nich manifestacją, co stało się w minioną niedzielę w Krakowie.
Oczywiście piszę to wszystko całkowicie sarkastycznie, ale nie mogę tego określić inaczej. Szczególnie negatywne uczucia mam wobec liderki protestu - Iwony Hartwich. O ile na samym początku czułem nawet do niej jakąś tam sympatię, bo szczerze wierzyłem, że ma faktycznie dobre intencje wobec środowiska osób niepełnosprawnych, to z upływem czasu przekonywałem się, że jest osobą, o której naprawdę trudno powiedzieć coś pozytywnego.
Po pierwsze: totalnym fałszem jest teza, że pani Hartwich działa na rzecz poprawy losu ogółu osób niepełnosprawnych w Polsce. Na pewno nie interesuje jej całe środowisko, a jedynie 6 proc. tego grona. Czystym przypadkiem akurat chodzi o grupę, do której zalicza się jej syn, czyli osób ze znacznym stopniem, dotkniętych niepełnosprawnością od dzieciństwa. Po drugie: ta pani ma na swoim koncie działania wprost uderzające w inne grupy osób niepełnosprawnych. Dysponuję skanami dokumentów, w których Iwona Hartwich jako przedstawicielka organizacji pozarządowej wprost domaga się nierealizowania wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku. TK uznał wtedy za niekonstytucyjny przepis pozwalający na objęcie wyższym świadczeniem pielęgnacyjnym jedynie opiekuna osoby niepełnosprawnej od dzieciństwa. Po trzecie: nieprawdą jest, że ta kobieta nie ma prywatnych ambicji politycznych. Może na samym początku ich nie miała, ale obecnie jej wypowiedzi wyraźnie do tego dążą. Już nie odżegnuje się nie tylko od krytyki rządu, ale również od wskazywania konkretnych stronnictw, które jej zdaniem osoby niepełnosprawne powinny popierać. Do tego występuje na konwencjach wyborczych. Po czwarte: w tej walce pani Hartwich posuwa się do manipulacji wobec swoich zwolenników (wpatrujących się w nią rzeczywiście niczym w obrazek) oraz zwyczajnych kłamstw. Przypomnę choćby sprawę zatrudnienia jej dorosłego syna Jakuba - zwanego przez matkę również publicznie Kubuleńkiem - w toruńskiej Fundacji z Widokiem. Owemu zatrudnieniu najpierw pani Iwona zaprzeczała, później bagatelizowała nazywając "uspołecznianiem", by w opublikowanej niedawno książce "Nie było czasu na koniec świata" (wydanej przez Stowarzyszenie Rodzin i Opiekunów Osób z Zespołem Downa "Bardziej Kochani") powiedzieć, że nigdy nie twierdziła, iż Kuba nie pracuje. Po piąte: w obliczu tego, że obecnie zespoły orzekania o niepełnosprawności coraz mniej chętnie przyznają uprawnienia do świadczeń socjalnych najmłodszym, postać Iwony Hartwich jako osoby, która cokolwiek wywalczyła dla osób niepełnosprawnych, znacznie blednie.
Zresztą nie tylko ja mam negatywne zdanie o pani Hartwich. W listopadzie przeprowadziłem wywiad z Marią Król - Przewodniczącą Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom Niepełnosprawnym "Krok za krokiem", który ukazał się na stronie medium, dla którego obecnie pracuję. Oto co moja rozmówczyni powiedziała na temat kwietniowo-majowego strajku:
"Jakie miała Pani wrażenia obserwując wiosenny protest niepełnosprawnych i ich opiekunów w Sejmie?
Cztery lata temu na prośbę strony rządowej byłam włączona podczas ich pierwszego protestu do rozmów, co zostało przez strajkujących ocenione bardzo negatywnie. Na pewno nie było to jednorodne grono osób niepełnosprawnych. One mają bardzo różne problemy, a jak pamiętamy grupa ta twierdziła, że wszystkie mają podobny poziom niepełnosprawności. Były tam osoby bardzo ciężko niepełnosprawne, leżące, wymagające całodobowej opieki, ale był tam też chłopak siedzący na wózku, który w tamtym czasie normalnie uczęszczał do szkoły, czyli Kuba Hartwich. W każdym razie niepełnosprawność różnych osób jest nieporównywalna, a tym samym mają kompletne różne potrzeby. Jak pamiętamy, wszystko skupiło się na tym, że protestujący chcieli pieniędzy i mieli pretensje o brak właściwego systemu wsparcia. Z tym ostatnim się zgadzam, ale systemu wsparcia nie ma, bo nie ma odpowiedniego systemu orzekania. Przy właściwym systemie Kuba Hartwich dostałby co innego i na pewno nie dodatkowe pieniądze, a ta leżąca dziewczyna co innego. Dla niej właściwy byłby ośrodek rewalidacyjny - całodobowy albo dzienny, co zależałoby już od jej rodziców. Tymczasem wszyscy chcieli dodatek 500 złotych co miesiąc, który niczego nie zmieniłby w życiu tej dziewczyny, za to dałoby Hartwichowi fundusze na kino i restaurację, co jego matka powiedziała do kamer wprost. Ta leżąca dziewczyna powinna dostawać nie 500, tylko kilka tysięcy złotych na miesiąc - bezpośrednio lub w formie placówki, ale Hartwich w porównaniu z nią niewiele.
Co im Pani mówiła cztery lata temu?
Próbowałam im opowiedzieć o systemie, który stworzyłam w Zamościu i namawiałam, by spróbowali coś podobnego zrobić u siebie w Toruniu. Przez 28 lat poprzez formalne stowarzyszenie stworzyłam wraz z grupą podobnie myślących ludzi oddanych sprawie system, który naprawdę działa. Stworzyliśmy np. specjalną szkołę, której nigdzie w okolicy nie było, zakłady rehabilitacji, których nie było, mieszkania chronione, których nie było, środowiskowe ośrodki opieki dziennej, których także nie było. Teraz budujemy dom pomocy społecznej dla tych, którzy rzeczywiście muszą mieć opieką całodobową. Można więc nawet w polskich warunkach prawnych i finansowych i to w tak peryferyjnym miejscu jak Zamość zbudować system wsparcia, w którym znajduje miejsce każda osoba ze swoimi problemami. Akurat Jakub Hartwich by nie znalazł, bo jest zbyt zdrowy. Mógłby liczyć np. na wózek lub dofinansowanie do dojazdów do szkoły czy pracy, lecz nic więcej. Co innego ta dziewczyna, o której mówiłam wcześniej. Ona mogłaby być w naszym ośrodku od poniedziałku do piątku w ciągu dnia, zaś w weekendy otrzymałaby asystenta z projektu. Niestety grupa nie była tym zainteresowana, dlatego tak wtedy, jak i teraz, jej celem były tylko większe pieniądze od państwa. A ponieważ trudno oddzielić emocje, gdy ludzie widzą osoby niepełnosprawne, to rząd się - jak zwykle - przestraszył i spełnił postulat większej renty socjalnej. Ona się faktycznie przyda wszystkim, tylko nie każdemu się to należy.
Postulat 500 złotych tzw. dodatku rehabilitacyjnego cały czas jest aktualny...
Ale po co? U mnie w ośrodku każdy ma dostęp za darmo do rehabilitacji wszelkiej. Pani Hartwich, skoro jest tak aktywna, to mogłaby wziąć sprawy w Toruniu w swoje ręce i zrobić coś podobnego. Można byłoby zwiększyć zasiłek pielęgnacyjny, ale dla tych, którzy używają np. stale cewników lub pieluchomajtek. W lipcu weszła w życie ustawa o szczególnych uprawnieniach dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Myśli pan, że zwiększyła się liczba osób przychodzących do nas tutaj na rehabilitację? Otóż w ogóle. Po prostu korzystają ci, którzy i tak korzystali. Owszem, istnieje problem rehabilitacji permanentnej lub w sytuacjach, gdy mieszka się daleko od ośrodków miejskich. Niemniej u nas go nie ma i to nawet z dorosłymi osobami. Dodam, że placówek rehabilitacyjnych powstaje coraz więcej, więc najwyraźniej to się opłaca ich organizatorom".
Nie twierdzę, że osobom niepełnosprawnym w naszym kraju dobrze się wiedzie. Sam działam aktywnie w tej sferze - głównie na rzecz ich aktywizacji zawodowej - i widzę, że do zrobienia jest i jeszcze długo będzie mnóstwo. Nie twierdzę również, że obecny rząd w tej materii ma same sukcesy i stanowi wzór do pokazywania innym. Sądzę natomiast z całą stanowczością, że właściwą ścieżką nie jest też ta pokazywana przez Iwonę Hartwich i jej świtę. Ta droga będzie oznaczała dla całego środowiska cofnięcie się co najmniej o kilka lat, bo najpierw będziemy musieli odgruzowywać zniszczenia poczynione przez tą panią. Zniszczenia w zakresie dzielenia osób niepełnosprawnych na lepsze i gorsze, a także odbioru społecznego tej grupy jako wysoce roszczeniowej, nastawionej wyłącznie na "żywą gotówkę" zamiast na rzeczy naprawdę potrzebne konkretnym ludziom.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2019-05-24 przeczytano: 10424 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|