|
Lalki Bikowskiego w scenicznym obrazie przemijania "Jest nas coraz więcej i coraz więcej będzie nas umierać" - napisał Andrzej Stasiuk w jednym ze swoich opowiadań. Ostatnie dni października, pierwszy listopada
i potem cały ten jesienny czas skłaniają nas do refleksji, bo nie jest wtedy łatwo pozbyć się myśli o przemijaniu, chociaż - cytując pisarza - właściwie "trudno powiedzieć, kiedy do nas dociera, że to się stanie" i nawet wtedy, gdy dotrze do nas ta świadomość i tak na razie oglądamy się na innych.
Spektakl "Grochów" - według opowiadania Andrzeja Stasiuka, na małej scenie warszawskiego Teatru Dramatycznego - miał niedawno swoją premierę. Jest to opowiadanie o przyjaźni, ale przede wszystkim o umieraniu i dlatego tak dobrze wpisuje się w ten jesienny, nostalgiczny czas. A piszę też o tym, bo współtwórcą scenicznej adaptacji jest utalentowany zamościanin - Marcin Bikowski, kilkakrotny stypendysta "Programu Młoda Polska", wykładowca na Wydziale Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku, aktor, reżyser, lalkarz, współzałożyciel Teatru Malabar Hotel, który rozpoczął właśnie jubileuszowy - dziesiąty rok działalności. Malabar znany jest zamojskim miłośnikom teatru - w ramach ostatniego Lata Teatralnego prezentował "Pożegnanie jesieni" Witkacego (artysty, którego wybrał sobie za patrona) w oprawie scenograficznej, z kostiumami i lalkami Marcina Bikowskiego, który wystąpił też na scenie w roli głównego bohatera powieści. Edukacja w zamojskim plastyku - pierwszy poważny kontakt ze sztukami plastycznymi, nauka rozumienia formy i jej kształtowania - miały z pewnością wpływ na rozwój tej artystycznej kariery i może dlatego bardzo podoba mi się to, że w drukowanych dla widzów programach teatralnych, w których odnajdujemy cv aktorów, Bikowski zawsze zaznacza, że jest absolwentem zamojskiego liceum plastycznego i mówi też o tym w wywiadach - to forma promocji miasta, która zasługuje na wyróżnienie.
"Grochów" jest moją ulubioną książką Andrzeja Stasiuka. Do ulubionych należy także niezależna grupa Teatru Malabar Hotel - teatr formy, w którym lalka staje się pełnoprawnym uczestnikiem scenicznej gry. Czym ona jest? Bikowski nauczył mnie rozumienia jej roli na scenie. Lalka jest dopełnieniem aktora i nie musi być pacynką nałożoną na jego dłoń - jak rękawiczka, z głową i rękami - tak jak się powszechnie myśli, bo lalka nie zawsze imituje człowieka. Czasem fragment folii czy tektury, jakiś mały detal, a nawet plastyczny znak
w kontekście spektaklu nabierają określonego - ważnego - znaczenia. W "Grochowie" jest całe mnóstwo takich "nietypowych" lalek - dosłownych "obrazów" wspomnień - o głębokim metaforycznym znaczeniu, i też gadżetów kojarzących się z tytułowym Grochowem - warszawską dzielnicą ze scenerią siermiężnych lat siedemdziesiątych. Świat, zarówno tamten PRL-owski jak i ten tu i teraz, naznaczone są piętnem śmierci. Po naszym odejściu również pozostanie składowisko rzeczy niepotrzebnych, których nie zdążymy wyrzucić (trochę jak u Marcina Wichy) - nie znikniemy więc bez śladu, nawet jeśli - jak napisał Stasiuk - nie wiadomo dokąd odejdą "zdarzenia, które były naszym udziałem".
"Grochów"to "mądre i poważne przedstawienie" - czytam w jednej z recenzji spektaklu i mając nadzieję, że wcześniej czy później zobaczymy to w Zamościu, nie powinnam "spoilerować". Muszę jednak napisać o tej scenicznej przestrzeni - innej niż w malabarowych spektaklach, które widziałam - może dlatego, że osobą za nią odpowiedzialną była scenograf i kostiumolog - Monika Nyckowska. W scenicznym "laboratorium" pojawia się trzech aktorów w białych fartuchach: Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski i Łukasz Lewandowski. Całą trójkę doskonale pamiętam z "Ćwiczeń stylistycznych" Raymonda Queneau, które można było obejrzeć w ubiegłym roku w niedalekim Horyńcu, w ramach Teatralnego Zdroju. Wiem, jak artyści doskonale potrafią bawić się słowem pokazując, że jest to także materiał sceniczny. Słowa w "Ćwiczeniach" przybierały różne zabarwienia - od skrajnie humorystycznych po doniosłe i patetyczne. W "Grochowie" słowa są nośnikami poważnych treści i wypowiadane są tak, że barwa dźwięku wpisuje je sugestywnie w naszą pamięć. Scena emanuje chłodem (scenografia dość minimalistyczna) - jest na niej laboratorium, w którym pod mikroskopem bada się czas, usiłując dociec, co tak naprawdę z nim się dzieje. Zimne światło wywołuje nieodparte skojarzenia z prosektorium albo ze szpitalną salą, która staje się czasem ostatnim pomieszczeniem ziemskiej egzystencji.
Pod mikroskopem (jest nim kamera) badana jest ludzka pamięć. Widzimy doskonale jej "zawartość", którą tworzą pamiątki przeszłości - dawne banknoty, plastikowe ludziki, makieta z Pałacem Kultury, butelki po piwie, stary plan Warszawy, miniaturka czerwonego Jelcza - może linii 102 - tego, który jeździł na Grochów spod Pałacu Kultury. W makiecie musi być też obowiązkowo ruchoma kolejka, bo ruch i to ciągłe przemieszczanie się bardzo dobrze znamy z prozy Stasiuka. Efekty pracy laboratorium pamięci zaczynamy obserwować na scenicznych ekranach.
Można powiedzieć, że lalki pomysłu Bikowskiego są genialne w swej prostocie. To "okruchy pamięci" z dużym emocjonalnym ładunkiem - dowód na to, że jednak nie znikamy bez śladu. Do stworzenia pełnego obrazu "tamtego" Grochowa Marcin Bartnikowski (aktor znany zamojskiej publiczności, współtwórca Malabaru) udostępnił fotografie z albumu swojej mamy, która niedawno odeszła. Wzruszający jest ten osobisty wkład w spektakl świadczący o tym, że wykonywany zawód nie jest dla artystów jedynie rutyną. Zdjęcia czarno-białe albo te w kolorach sepii są jak z "kliszy pamięci" i mimowolnie przekierowują nasze myśli w stronę teatru śmierci Tadeusza Kantora, może też dlatego, że w całym tym vanitatywnym asamblażu odnajdujemy jakieś "realności niskiej rangi" - pożółkłe wycinki z gazet, stare kartki
z kalendarza. Zaskakujące jest to, że "składowisko rzeczy niepotrzebnych" wykorzystanych
w laboratoryjnych badaniach czasu, staje się naszą realnością, bo po spektaklu scena zmienia się w swoisty environment, w który można wejść, wszystkiego dotknąć - tak jak we współczesnej sztuce, która jest blisko odbiorcy i w której zacierają się granice między nią
a rzeczywistością.
Opuszczamy teatr z obrazami z "laboratorium pamięci" świadomi słów pisarza, że już nic się nie zmieni i będziemy mieli tylko przeszłość i choć wszystko trwa, my zostajemy coraz bardziej sami. Przypomniały mi się jeszcze słowa Franciszka Starowieyskiego: "Pamiętaj człowieku, jesteś tylko epizodem w życiu przedmiotu".
Andrzej Stasiuk "Grochów" - z lalkami Marcina Bikowskiego na Scenie Przodownik
Teatru Dramatycznego mst.Warszawy- kooprodukcja z Teatrem Malabar Hotel,
pod opieką artystyczną Agnieszki Glińskiej; po premierze 11 października 2019,
kolejne spektakle: 16 i 17 listopada 2019, a kiedyś może w Zamościu.autor / źródło: Izabela Winiewicz-Cybulska dodano: 2019-10-21 przeczytano: 1977 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|