|
47. ZLT: "Bóg mordu" rządziOd pierwszej minuty spektaklu "Boga mordu" wrze jak w diabelskim kotle pomiędzy dwoma małżeństwami w rodzicielskim zwarciu wywołanym przez własne dzieci. Komediodramat to świetny sprawdzian aktorskiego warsztatu, który aktorzy zdali celująco (06.07.)
"Boga mordu", na podstawie sztuki Yasminy Rezy, wystawił Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku na scenie Zamojskiego Domu Kultury podczas 47. Zamojskiego Lata Teatralnego. Poprzedził ją - jak powiedziała Grażyna Kawala, kierownik programowa ZLT, zwiastun/trailer spektaklu, w którym całkiem udanie wystąpili zamościanie: Diana Maciąg, Tomasz Nadolski, Marta Słomianowska i Wojciech Sternik. Zwiastun wyreżyserowała pochodząca ze Strzyżowa Kamila Wróbel-Malec, aktualnie aktorka Teatru Dramatycznego w Białymstoku, rewelacyjna w roli Annette w "Bogu mordu".
Reżyser białostockiego spektaklu, Katarzyna Deszcz, postawiła na inscenizacyjny minimalizm i wierne odwzorowanie realiów sztuki. Na scenie ustawionych zostaje zaledwie kilka kanap, stół, wazon z tulipanami, kilka książek i kilka butelek alkoholu. Wraz z rozwojem akcji na scenie pojawią m.i n. suszarka, plastykowa miska. To wystarczy, aby mistrzowsko rozegrać znakomity spektakl dotyczący życiowej historii bohaterów akcji.
Zaproponowany widzom 47. Zamojskiego Lata Teatralnego spektakl - podobnie jak "Wstyd" i "Oszuści" - nawiązywał do przesłania tej edycji "Metafory i pozory". Tu nie tylko pozory podniesiono na wyżyny, tu także stworzono teatr nerwów do granic ludzkiej wytrzymałości. Błyskotliwy komediodramat posiada kilka atutów: znakomity, zniuansowany tekst, świetnie dobrani aktorzy do typów charakterologicznych postaci oraz - co w w istocie bardzo ważne - brawurowe ich zagranie. Tu nie ma nudy i rutyny. Dzieją się zaskakujące historie pełne hardcorowych smaczków, kiedy bohaterowie w różnych kombinacjach par rozgrywają całą sytuację tak, aby wynieść jak największą korzyść. A w zasadzie można też rzec, że słownie odreagowują swoje niepowodzenia bez opamiętania.
Akcja "Boga mordu" zaczyna się od kurtuazyjnej rozmowy pełnej przesadnej uprzejmości, z której niewiele wynika. Jej tematem jest zrozumiały dla każdego rodzica temat - bójka synów. Niefortunny wypadek, przemyślana zemsta po odrzuceniu z grupy, czy zwyczajna bezmyślność popchnęła Frederica do rozbicia twarzy i wybicia przednich zębów swojego kolegi, Daniela? Z treści "Boga mordu" Yasminy Rezy wynika, że poszkodowany Daniel to "mały gej, który nie potrafi się nawet obronić" - jak pogardliwie stwierdza wyniosła Annette, a winowajca Fredric to "kapuś" - takie bowiem słowa padają z ust matki, histerycznej Veronique, zdecydowanej bronić syna, który jest ofiarą chuligańskiego wybryku kolegi. Ale tego widzowie dowiedzą się już w ostatnich minutach doskonałego spektaklu.
Do Veronique (w tej roli Aneta Godziszewska) i Michela (Bernard Bania) przychodzą Annette (Kamila Wróbel-Malec) i Alain (Patyk Ołdziejewski), chcąc spisać odpowiednie oświadczenie na użytek towarzystwa ubezpieczeniowego. Veronique i Michel wydawałoby się, że to spokojna, normalna para, gdzie on zarabia sprzedając artykuły gospodarstwa domowego, a jego żona jest zafascynowana sztuką, autorką książki o konflikcie w Darfurze i pracuje na pół etatu w bibliotece. Annette i Alain to wytworni, dobrze sytuowani ludzie. On jest prawnikiem zajmującym się sprawą afery w firmie farmaceutycznej, ona jest doradcą w sprawach spadkowych. Pierwsi goszczą tych drugich. Na stole pojawia się kawa i ciasto. Prawie sielanka. Ale to pozory. Ta porcja słodkości spożywana przez bohaterów, szybko stanie im ością w gardle.
Po uprzejmej wymianie zdań, podczas której bohaterowie nieopatrznie odkryli się co nieco przed obcymi niczym przed dobrymi znajomymi, bohaterowie zaczynają ujawniać swoje mroczne oblicza. Stanęło na tym, że syn Annette i Alaina powinien przeprosić za to, co zrobił, i powinno mu być przykro z powodu okaleczenia kolegi. Ale nie jest. Rodzice chcą go zmusić do skruchy, ale Veronique uważa, że to nieetyczne. Wdają się w wymianę zdań na temat bójki, jej powodów, podejścia do sytuacji, wychowania dzieci, wreszcie zaczynają analizować swoje związki i poglądy na życie. Wkrótce od kłótni dzieli ich tylko jeden krok, a raczej słowo. Było do przewidzenia, że zaaranżowane przez rodziców obu jedenastolatków spotkanie po tym incydencie szybko przerodzi się w gęste od żalu i pretensji małżeńskie piekiełko. Atmosfera gęstnieje, a spożyty alkohol rozluźnia hamulce moralne. Zaczyna się wojna nerwów. Veronique wpada w histerię, a Annette przeżywa rewolucję żołądkową, Michel wykrzykuje, jak bardzo świat jest bez sensu, życie bywa trudne i występuje przeciwko swojej żonie. Alain za każdym dzwonkiem odbiera telefon, lekceważąc wymiar brutalnego pobicia nastolatka, gospodarzy i żonę, która atakuje męża adwokata, że ich życiem rządzi komórka i sarkastycznie podsumowuje męża - jego całe życie w komórce! Wreszcie telefon ląduje w wazonie z wodą... Tulipanom też się dostanie.
Wszyscy zakładamy maski i gramy. W teatrze życia. To właśnie, w dobitny sposób, pokazuje ten komediodramat. "...ja wierzę w boga mordu. To jedyny, który rządzi - niepodzielnie od zarania dziejów." - takie mocne wyznanie pada z ust Alaina, który tymi słowami stara się przetłumaczyć swoje racje ogarniętej szałem Veronique. Tu każdy broni swoich racji do tego stopnia, że Annette wprost twierdzi, że "wina leży po obu stronach".
Widz otrzyma potężną dawkę emocjonalnych, a nawet ekstremalnych postaw bohaterów w trudnej sytuacji w jakiej się znaleźli (bądź się nie odnaleźli) za przyczyną swoich latorośli. Swoją uwagę skoncentruje na rozczytaniu intencji i motywacji bohaterów - dlaczego rodzice chuligana, od pierwszych chwil są cyniczni, a wizytę u rodziców Daniela traktują ze złośliwą, pełną wyższości rezerwą. Z kolei Veronique i Michel dbają o właściwy w ich mniemaniu wydźwięk zdarzenia - w którym jedno z dzieci jest katem, drugie niewinną ofiarą, co podkreślają na każdym kroku, doprowadzając temperaturę wzajemnych kontaktów do stanu wrzenia.
Z małych dziwactw i codziennych natręctw, zawierających wiele refleksji na temat współczesnego świata, rodzi się przerażający komediodramat, w którym tekst staje się pretekstem do wirtuozerskiej gry aktorów. Spotkanie mające służyć polubownemu załatwieniu problemu nastolatków przeradza się w piekło oskarżeń i wzajemnych pretensji, podczas którego bohaterami wyraźnie zawładnie tytułowy "bóg mordu". Nakładane maski bohaterów szybko opadają, a widz obserwuje prawdziwy charakter każdej z postaci, pozbawiony już złudzeń, że to dobrzy, tolerancyjni, uprzejmi i kulturalni ludzie. Tu każdy kieruje się podwójną moralnością, każdy robi łaskę drugiemu, zero zrozumienia innych.
Zaskakujący, mocny spektakl. Aktorzy niesamowicie przekonywający. Wszyscy na swój sposób sfrustrowani, emocjonalni, szyderczy i cyniczni nawzajem wyprowadzają się z równowagi. Działają w afekcie lub jak w jakimś amoku. Trawi ich ból niezrozumienia, braku uczuć i inne liczne deficyty. To dlatego we czwórkę potrafią stworzyć prawdziwe piekło na ziemi. To była dobra rozrywka na wysokim poziomie, gra całej czwórki aktorów złożyła się w zgrabną całość. Cała czwórka gra tu koncertowo. Świetny tekst i doskonale odnajdujący się w nim aktorzy, czyli udany wieczór w ZDK.
Sztuka w błyskotliwy sposób obnaża ludzkie słabości. Rodzice wychodząc z założenia, że ich dzieci to dzikusy, których nie stać na wyciągnięcie dłoni po nierównej bójce, a to przecież honorowa sprawa, sami odkrywają swoją "dziką" naturę. Można się śmiać, ale i wzbogacić o kilka refleksji, bowiem fabuła "Boga mordu" staje się przyczynkiem do ujawnienia skrywanych przez bohaterów motywacji, przekonań, odgrywanych ról społecznych i zablokowanych pragnień, a nic tak widza nie wciąga, jak demaskowanie fałszu i kłamstwa. Sztuka jest dynamiczna - jednoaktówka zaczyna się bardzo niepozornie, by z każdym kolejnym dialogiem przyspieszać, a na końcu przeobrazić się w rozpędzoną rakietę ciętych ripost i zaskakujących zwrotów akcji. Inteligentne, dowcipne, ironiczne dialogi, trafiające w samo sedno, demaskujące bohaterów - ich przybrane pozy, wszechobecne pozory, nieprawdziwe intencje, zakłamanie.
Czy naprawdę tacy jesteśmy w sytuacjach, które nas przerastają? W sztuce "Bóg mordu" bohaterowie są chwiejni w swoich postawach co może potwierdzać ich podwójną moralność. Widzowie wybuchają śmiechem, ale czy zdajemy sobie sprawę z tego, że to bardzo smutna historia o nas samych? Może nawet przychodzi refleksja, że bóg mordu nigdzie nie zniknął. Uśpiony - jest w każdym z nas - czeka na dogodną chwilę, kiedy każe nam rzucić się do gardeł innych. Wtedy zawodzą wszystko normy i prawa, boskie i ludzkie. Po co komu zasady i prawo. Bóg mordu rządzi... Smutne to, ale prawdziwe!
Czarna komedia odsłania wszystko to, co chcielibyśmy ukryć przed światem - hipokryzję współczesnych, dostatnio żyjących ludzi, którzy pod przykrywką wartości i społecznych konwenansów ukrywają swoje prawdziwe przekonania i małostkowość. To dramat o nas samych, o tym, jak ukształtowała nas współczesna kultura i wyobrażenia na temat tego, jacy powinniśmy być, a jacy niestety, często bywamy. Toteż nic dziwnego, że komediodramat porusza, bawi i zaskakuje widzów na całym świecie! Samo życie! Świetny spektakl, znakomicie przyjęty przez zamojską publiczność!autor / źródło: dodano: 2022-07-14 przeczytano: 7172 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|