|
Wymodlona Kantata Zbigniewa Małkowicza Zbigniew Małkowicz - zamościanin - dyrygent, kompozytor, aranżer, pianista. Studiował w Akademii Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie na Wydziale Kompozycji, Dyrygentury i Teorii Muzyki w zakresie dyrygentury symfoniczno-operowej ( 1981-1986).
Teresa Madej - Matura, w którym roku?
Zbigniew Małkowicz - To był 1978 rok, I LO w Zamościu. Potem ekspresowo Lublin - Średnia Szkoła Muzyczna, żeby do "woja" nie wzięli. Później przez pięć lat dyrygentura symfoniczna w Warszawie. Praca w "Romie", wtedy była to Operetka Warszawska. Przewinęło się tam czterech dyrektorów za czasów mojej obecności. Poza dyrygowaniem, od dawien dawna pociągała mnie aranżacja, kompozycja. Poznałem wtedy ciekawych artystów, m.in. Marka Bałatę, z którym do dzisiaj pracuje przy moich projektach, Janka Szurmieja, wspaniałego reżysera "Skrzypka na dachu".
Przez kilkanaście lat - do ubiegłego roku pracowałem w Niemczech, czyli kierownictwo muzyczne wspomnianego "Skrzypka na dachu". To była współpraca z największą agencją koncertową. Lata poza domem - musicale, operetki. Potem był Wrocław, potem współpraca z dyrektorem Danielem Kustosikiem. Wspaniały człowiek, od kilkunastu lat fantastycznie prowadzi teatr. Proszę sobie wyobrazić trzydzieści spektakli miesięcznie i komplet widzów każdego dnia. Jak reaguje publiczność można było również dziś zobaczyć w Zamościu. W Poznaniu poznałem Joannę Rawik i już arranżowałem. Zrobiłem pierwszą taką dużą produkcję piosenki francuskiej.
Następnie Wrocław, tam świetnie mi się współpracowało z dyrekcją i tam poznałem Bogdana Łazukę, z którym zrobiliśmy kilka rewii. Jedna była taka międzywojenna, przeboje Henryka Warsa - przepiękne piosenki, ze starych filmów. Ta rewia tak fajnie wypaliła, że zrobiliśmy kolejną - rewię lat już powojennych: "Skaldowie", "Czerwone Gitary" - to co sobie można było wymarzyć.
Teresa Madej - A co z komponowaniem?
Zbigniew Małkowicz - Czułem coraz większy niepokój, co z tym moim komponowaniem. Czterdziestka już minęła. Pomyślałem, że najwyższy moment coś zmienić no i zacząłem komponować. To była i do dzisiaj jest tematyka sakralna. Takie rzeczy, których ludzie potrzebują, tylko w formie dynamicznej, popowej. Bo Kościół to nie tylko, żeby płakać i się smucić, trzeba się radować, cieszyć się, tam nie ma nic smutnego. Nad podziw fajnie to wypaliło i setki koncertów odbyło się już w kraju. Po raz trzeci jedziemy za ocean, teraz w marcu - prestiżowa sala w Kanadzie, mieści 2,5 tys. gości.
Teresa Madej - Z Kanady powrót do Zamościa?
Zbigniew Małkowicz - Teraz jestem przeogromnie szczęśliwy, łączy mnie z Zamościem praca. Zawsze wracałem do Zamościa na wakacje. Znam tu wszystkie ścieżki lepiej, niż niejeden zamościanin.
Teresa Madej - Proszę powiedzieć - Pan znalazł Tadeusza Wicherka czy Wicherek znalazł Pana?
Zbigniew Małkowicz - Z Tadeuszem studiowaliśmy wspólnie, on był dwa lata wyżej. Na studiach było tylko - cześć! Kiedy jednak zacząłem się "przyjaźnić ze św. siostrą Faustyną" to postanowiłem odnowić kontakt. Tadeusz był szefem Filharmonii Kaliskiej. Ja wówczas byłem w Poznaniu i udałem się do Wicherka. Przyjął mnie z otwartymi ramionami. Zagrałem mu, posłuchał - przede wszystkim płytę musimy nagrać i koncert. Był koncert z Filharmonią i powstała płyta pt.: "Miłosierdzie Boże".
Potem były "Psalmy Dawida" na Rynku Wielkim, troszkę elementy gospel, troszkę elementy orientalne - no bo psalmy i "ziemia obiecana".
Teresa Madej - Dalsze plany z "Namysłowiakami".
Zbigniew Małkowicz - Teraz kolejne projekty. Od kwietnia jestem tutaj aranżerem, piszę dla Orkiestry. Bardzo się z tego powodu cieszę. Dla swojego kochanego miasta - nie wiem czy jest piękniejsze miasto na świecie?
Teresa Madej - Nie ma!
Zbigniew Małkowicz - Nie ma! Prawda - to jesteśmy zgodni. Dla Zamościa chcę pracować.
3 maja - ważna data, w Katedrze Zamojskiej - znam już godzinę od ks. prałata - 19.00 - zostanie wykonana "Kantata dla Bogurodzicy". Koncert bardzo dynamiczny, grupowy projekt poświęcony Maryii. To będzie taki Koncert gdzie ludzie wstają, tańczą, bawią się.
Natomiast 12 czerwca - Tadeusz Wicherek potwierdził dwa miesiące temu - na Rynku Wielkim odbędzie się Koncert z różnych moich kompozycji. Wybierzemy takie najbardziej dynamiczne, wpadające w ucho żeby wspólnie z zamościanami uczcić rocznicę wizyty papieża Jana Pawła II. To będzie Orkiestra i soliści: Marek Bałata - od dziesięciu lat numer jeden - wybitny, jedyny wokalista; Janusz Szrom i Dariusz Tokarzewski - członek zespołu "Vox". Będzie mój zespół "Lumen" i moja żona Marzenka (dzisiaj wystąpiła w mniej "świętej roli"), moja córa Ola - świeży, młody głosik. To wszystko pod batutą Tadeusza Wicherka, który - uważam - dla Zamościa jest objawieniem.
* * *
Zbigniew Małkowicz marzył, że zostanie leśnikiem. Zanim na swoja stronę przeciągnęła go muzyka uwielbiał przyrodę. Potem jednak były dyskoteki, założenie zespołu. Ostatecznie - tata stwierdził: Ty się synu lepiej muzyką zajmij. Za geny muzyczne syna odpowiedzialny jest ojciec, który przez wiele lat chóry prowadził w regionie, nagrody zdobywał, na tournee zagraniczne jeździł. Za ostatnie kompozycje odpowiedzialny jest syn, który w taki sposób wyraził potrzebę pisania takiej muzyki: "W sercu była potrzeba śpiewania o Bogu i jego dziele. Czułem, że jeśli nie podejmę tego poruszenia ku tej muzyce teraz, to kiedyś zostanę z tego rozliczony".
Wymodlonej muzyki Zbigniewa Małkowicza posłuchamy w Zamościu już 3 maja i 12 czerwca br.
(rozmowa odbyła się 20.01. tuż po koncercie POW im. K. Namysłowskiego "Musicale")autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2008-02-07 przeczytano: 13821 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|