|
Bądźcie ciekawi świata! - rozmowa ze Zbyszkiem HołdysemZbyszka Hołdysa nie trzeba nikomu przedstawiać. Twórca grupy Perfect i doświadczony muzyk, angażujący się w różne akcje społeczne, ale także kulturalne. Na tegorocznym Przystanku Woodstock wystąpił w roli rektora Akademii Sztuk Przepięknych, a sam pomysł okazał się znakomitą inicjatywą, które nadała nową twarz temu festiwalowi.
KRZYK: Pomysł z ASP wypalił. Co w ogóle Pan sądził o tym pomyśle i co czuje Pan teraz po tym happeningu ASP na dużej scenie?
Zbyszek Hołdys: Moja podświadomość i instynkt podpowiadały mi, że tak właśnie będzie. Może nie chcę mówić w kategoriach światowych czyli wielki czy ogromny sukces. Ale tak, jest to sukces, na który wszyscy liczyliśmy. Mimo 55 lat żyje wg własnego trybu. Ten tryb jest niezmienny. Polega na tym, że ja jestem ciągle ciekawy świata i zdziwiłbym się, gdyby inni nie byli. Wielokrotnie, kiedy spotykam się z ludźmi, to często oni pytają mnie o przeszłość i teraźniejszość, ja im z chęcią opowiadam. Wtedy widzę, jak im się otwierają źrenicę, oni słuchają i słuchają, bo nigdy nie mieli styczności z takim światem. To nie jest moja wina, że oni nie mają styczności z tym światem. Wina leży po stronie mediów i systemu edukacji. Natomiast wiedziałem, że jeśli pojawią się ciekawi ludzie, to inni będę chcieli ich zobaczyć i wysłuchać - to się stało! Dla mnie jest oczywiste, że młodzi ludzie z całej Polski chcą brać udział w różnych zjawiskach, przedsięwzięciach itd. Wódka w tym kraju leje się hektolitrami, a narkotyki przewalają się wagonami. Głównie dlatego, że młodzi ludzie nie mają, gdzie się zrealizować i spełnić. Nikt im tego nie oferuje. Na hasło, że można pograć na gitarze zgłosiło się wielu. Na hasło, że można pogadać z Kazią Szczuką przyszły tysiące! Namiot ASP mógł pomieścić 2 tys. ludzi. O czym to świadczy? ONI chcą brać udział w życiu, ale nikt im na to nie pozwala.
KRZYK: ASP pokazała, że młodzież zebrana tutaj na Woodstock jest bardzo otwarta na wolnościowe poglądy, pokazała swoją tolerancje na inne zdania i umiała podyskutować.
Zbyszek Hołdys:Widzisz, wśród tej młodzieży są tacy, którzy rozmawiali z Głowackim o literaturze, jak równy z równym. Oczywiście są też tacy, którzy przeleżeli pijani w rowie, ale ja chcę mówić o tych, którzy do nas przyszli, weszli do dużego namiotu i z nami rozmawiali, a ich było tysiące. Oni dali dowód na to, że chcą czynnie uczestniczyć w życiu. Oni nie mają wszyscy takich samych poglądów. Jeżeli dziewczyna chce zostać dziennikarką taką jak Monika Olejnik, trudno mówić czy ona reprezentuje tematy wolnościowe. Jeśli wyląduje w Zetce czy Rmfie, to zostanie wdrążona w tą machinę. Niewątpliwie pewne jest, że dziennikarką chce zostać i będzie do tego dążyć. Ktoś inny słuchając Kazi Szczuki, dowiedział się co to jest feminizm. Może się z nią zgadzać lub też nie. Jednak nie są już obojętni. To są dla mnie najcenniejsze doświadczenia. Ludzie przestali być obojętni! Ci, co byli na Akademii już nigdy nie będą tacy, jacy byli przed przyjazdem. ASP to taki pstryczek, który otworzył im klapki. A co dalej zrobią ze swoim mózgami?może ktoś zrobi karierę polityczną nawet w LPR, nie możemy tego wykluczyć. Ale dowiedział się, że jeżeli nie będzie brał udziału w życiu publicznym, nie będzie walczył o swoje, głosował, polemizował czy nawet wykłócał się - on nie będzie miał prawa narzekać. Dzisiaj ludzie narzekają na Kaczyńskich, ale przecież pozwolili im wygrać. Kaczyński nie mianował się prezydentem sam, nie mianował się premierem sam. A Giertycha i Leppera nikt nie przywiózł z Marsa! Oni zostali wybrani przez ludzi, ale głosowała mniejszość, bo większość nie chciała pójść do wyborów. To ta większość, ze mną włącznie, ma taki rząd, jaki chciała. Jest to cena, jaką płacimy za obojętność. Dzisiaj wiem, że do wyborów, bym poszedł, bo wiem, że z tymi facetami nie ma co żartować. Młodzi ludzie muszą wiedzieć na kogo głosować. Ale co odpowiedział Janusz Głowacki na właśnie takie pytanie. Powiedział tak: Nie wiem, to jest kwestia twojego sumienia. Jeśli nie masz na kogo, bo nikt Ciebie nie reprezentuje, to stwórz coś, co będzie Ciebie reprezentować.
KRZYK: Co dalej z ASP, są już plany na przyszły rok?
Zbyszek Hołdys:ASP leży w rękach Jurka. Po pierwsze. Przeze mnie nie przemawia kurtuazja, kiedy mówię, że Jurek Owsiak jest najważniejszą postacią Przystanku Woodstock. To nie jest grzeczność, ale prawda. On ten Przystanek stworzył i tylko on wie jak to wszystko funkcjonuje.
Ja mu mogę złożyć propozycje, aby zrobić festiwal piosenki więziennej i on się może zgodzić lub nie. Jak on się na to nie zgodzi, ja nie mam prawa powiedzieć: Głupi Owsiak, kurwa, taka wspaniała rzecz, a on tego nie zrobi! Kiedy mu powiedziałem, żeby zrobić Akademię Sztuk Przepięknych, to najpierw się ucieszył, a później się zawahał, a jeszcze później wsparł to swoimi koncepcjami. Następnie zamilkł, a ja myślałem, ze już pewnie mu się odechciało. Nie miałem do niego żalu, ale to on o tym decydował czy to robimy. Jednak zrobiliśmy, a jeśli zadecyduje, że w przyszłym roku to ma być, to pewnie zrobimy. Spróbujemy wyznaczyć taki poziom ASP, że stworzymy nowy standard tego festiwalu. Festiwale muzyczne na całym świecie umierają, bo pewne formuła już się wyczerpała. Nie ma już takich wielkich wykonawców i bohaterów jak Pink Floyd czy Rolling Stones, a nawet U2 - mówiliśmy, że to są hegemony muzyki. Dla nich warto było jechać 600 czy 1000 km. Dziś wymieńcie mi jednego artystę, który jest wspaniały, jest bogiem, autorytetem! Internet i media obdarły wszystko z wielkości. Wielki artysta dziś gra piosenkę, a jutro pokazują jego odbyt, bo jakaś dziennikarzyna zainstalowała w kiblu kamerę. On przestaje być magiczną postacią. Sztuka zatraciła swój prestiż, jaki miała za czasów mojej młodości. Porównaj sobie festiwal w Sopocie, kiedy wygrywała go Ewa Demarczyk, a teraz, kiedy o mały włos nie wygrywa Mandaryna! To jest jak zderzenie Mercedesa z trabantem! Festiwale muzyczne zamieniają w festiwale ekscesów. Ludzie oglądają festiwal z nadzieją, że ktoś spadnie ze schodów albo pokaże cycek. Nie ma mowy o muzyce. Muzyka w Polsce się nie rozwija! Zespoły przysyłają płyty, Jurek nie chciał tego powiedzieć, ale?poziom nadesłanych płyt jest syfiasty, ja nie wiem jak on tego wszystkiego słucha. Ja bym te 600 płyt wyrzucił przez okno! Do zaprezentowania nadają się może 3 lub 4 zespoły. W końcu ile razy można zapraszać HEY, T.Love, Maleo czy jeszcze kogoś?Akademia wyznaczyła nowy kierunek tego festiwalu. Myśmy zaryzykowali i pokazaliśmy, że sztuka jest pasjonującą ofertą. Coś ci powiem, mój syn nie ćpa i z wielkimi oporami sięga po alkohol, choć nikt mu tego nie zabrania. Od małego mój syn wymusił na mnie pewne działania, jako 3-latek chciał, żebym opowiadał mu każdego dnia nową bajkę. Ja każdego dnia musiałem wymyślać nową (śmiech). Potem jak już mnie opuściła fantazja, buszowaliśmy w encyklopedii. Na chybił trafił znajdowaliśmy jakieś hasło, on nie umiał czytać, więc ja mu opowiadałem. Dzięki takim zabawą zrozumiał, że świat może być pasjonujący i ciekawy. Później chodziłem z nim na wystawy malarskie, do muzeum, ponieważ każdego dnia chciał widzieć inny obraz. Kurwa, on mnie zmuszał do takich działań! Przyszedł świat Harry'ego Pottera, muzyka - ja mam z nim ciągłe, nieustające udręki. On mnie się pyta: Co teraz? Co dalej? Zaczęło się znowu, teraz piszę mu sztuki teatralne. On mi mówi, że życie jest ciekawe i, że nie rozumie ludzi, którzy muszą wziąć amfetaminę, aby być na haju. On na haju jest od rana do wieczora! To na pewno nie jest wzór człowieka, bo potrafi mi dać do wiwatu, ale on jest dla mnie dowodem, że ludzie są ciekawi świata. Jakbym olał jego ciekawość, to pewnie siedziałby przed grą FIFA czy Doom i grałby w to do dziś, a może z nikim by nie rozmawiał. Są ludzie, którzy nie chcą takiego życia i trzeba im wyjść naprzeciw. Ludzie na Woodstocku mają wybór. Mogą leżeć w rowie z flaszką - proszę bardzo. Ale teraz mają wybór. W końcu.
KRZYK: Zostawmy klimaty Woodstockowi, co z Pana twórczością? Na pewno ma Pan jakieś teksty w szufladzie. Nie chciałbym Pan wrócić i grać?
Zbyszek Hołdys:Tak, mam pełną szufladę. Kiedyś to liczyłem, ale jakieś 5-6 lat temu przestałam. Mam ok. 3 tys. piosenek dobrych, złych, gotowych czy dopiero zaczętych. Problem tkwi w tym, że ja postawiłem sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Mnie nie interesuje granie byle czego, z byle kim i przy byle jakich warunkach, a nawet dla byle kogo. Dało to taki rezultat, że show biznes jaki ja znam, odrzuca mnie na kilometr. Odfruwam i nie mogę patrzeć na polski show biznes, a znajduje się on w rękach ludzi niekompetentnych, skorumpowanych i nieciekawych. Gdybym miał wrócić do show biznesu, wiem, że zapłaciłbym dużą cenę. Nie mogę zapłacić dużej ceny mając rodzinę. Od razu wyjaśnię, że zespół Perfect był zbudowany na mojej pracy, która trwała kilkanaście lat i kilkanaście godzin dziennie. Koledzy, którzy ze mną grali, przychodzili na próby, a potem szli do domu. Je nie wracałem, tylko pracowałem dalej. Dniami i nocami kontrolowałem, aranżowałem, przygotowywałem plakaty, okładki płyt, organizowałem koncerty, sprzęt. Nie miałem czasu założyć rodziny, nie miałem czasu na żonę, dziecko. Nie miałem czasu na spędzenia chwil z ludźmi. Nawet nie miałem czasu, aby we własnym mieszkaniu zainstalować mebli. W tym samym czasie moi koledzy zakładali rodziny. Musiałem ciężko pracować, bo w przeciwnym razie autobus, który nas wiózł nie miałby zapasowego koła, nie mielibyśmy zapasowych strun, a techniczni byliby pijani itd. Jeżeli to spada na jednego człowieka, to odbiera mu to życie.
Ale wracając do show biznesu, są przykłady, że reżyserzy na festiwalach wybierają zespołu ze swoich ulubionych wytwórni płytowych. Wiem o tym, ale nie chcę mi się z tym walczyć. Mnie to nie interesuje. Oczywiście zagram jeszcze jakieś koncerty - obiecuję. Jednak zagram je w małych klubach, nie stawiając wielkich wymagań. Mnie bardzo korci, żeby grać, ale jak mówię, żeby wrócić do biznesu trzeba zapłacić pewną cenę. Dla mnie jest ona za wysoka.
KRZYK: Nie boi się Pan, że przyszłe pokolenia mogą Pan nie kojarzyć jako twórcę Perfectu?
Zbyszek Hołdys:Jeśli niektórzy teraz, a może za kilka lat będą mnie kojarzyć jako twórcę zespołu Perfect - to będę im wdzięczny. Inni, którzy będą twierdzić, że mnie w tym zespole nie było, padli ofiarą zdeterminowanych działań moich kolegów, którzy najchętniej zatarliby fakt, że Hołdys ten zespół stworzył. Grają od kilku lat moje piosenki, w moich aranżacjach i z moją konferansjerką i muszą nadać wytłumaczenie, że grają dalej to pod nazwą Perfect i wolą powiedzieć coś złego o Hołdysie, a mi się z takimi frajerskimi zachowaniami polemizować nie chcę. Jest tak, że artysta ma swoje 5 min, czy 15 jak mówił Andy Warhol, a później ich czas się kończy. Moje 5 min trwa już 30 lat. Ci, którzy będą mnie kojarzyć za Perfect, za "Autobiografie" czy "Nie płacz Ewka" - dla mnie to był epizod w życiu. Nie można wymagać od Spielberga, by cały czas kręcił "Szczęki", bo inaczej nie zrobiłby "Listy Schindlera" czy "Indiana Jones". Cieszę się, że napisałem "Autobiografie", ale cieszę się, że piszę felietony, książki, scenariusze dla Warszawskiej Szkoły Filmowej, robię korespondencje ze stacji radiowych w USA.
Cieszę się także z działań charytatywnych, bo jakoś nikt się nie kwapi do tworzenia ASP, a coś w tym jest, że Hołdys musi to zrobić, bo inaczej nikt tego nie zrobi. Ci młodzie, którzy dzisiaj mi machali i krzyczeli: Hołdys jesteś Wielki! Przesadzają, jestem normalny. Oni już mnie pamiętają z innych działań i za to mnie cenią.
KRZYK: Miał Pan jeszcze program telewizyjny "Hołdys-Guru"?
Zbyszek Hołdys:Tak, miałem taki program, prowadziłem także audycje radiowe, wiele tych działań było. Ale nigdy nie poświęcę rodziny dla tych działań.
KRZYK: A jak to jest z tym liceum, coś tam Pan działa z Kazikiem?
Zbyszek Hołdys:Bardzo niewielkie i biedne liceum w Warszawie, prowadzone przez bardzo charyzmatycznego dyrektora. Gość przyjmował młodych niezadowolonych z życia, których nie chciano nigdzie indziej. Trafił tam mój syn, który wyrażał dość śmiałe poglądy. W tej szkole Tytus wylądował w jednej klasie z Jankiem Staszewskim, synem Kazika, który okazał się takim samym draniem jak mój syn. Ta szkoła liczyła 30 uczniów i było wiadomo, że ta zbankrutuje. Razem z Kazikiem założyliśmy stowarzyszenie, które będzie działać na rzecz tej szkoły. Objąłem funkcje prezesa, a Kazik wiceprezesa. Zaczęliśmy łazić po urzędach i przekonywać: Kurwa, zmniejszcie nam czynsz! O dziwo dostaliśmy mniejszy czynsz. Jest tam teraz 100 ileś uczniów, a Tytus właśnie zdał maturę z dobrymi wynikami, Janek także. To są inteligentne chłopaki, którzy przez swoją inteligencje, nie mogli się nigdzie znaleźć dla siebie miejsca. Pamiętam kiedyś taką sytuacje, kiedy nauczycielka na lekcji powiedziała, że Ich Troje to debile, to Tytus spytał ją: Jakby się pani poczuła, jakby ktoś tak o pani powiedział. Pani nie ma uprawnień, żeby mówić na,m kto jest debil. To czy Michał Wiśniewski jest debilem, czy nie - może stwierdzić biegły psychiatra, ale nie pani. Pani ma nas uczyć matematyki.
Nie ma to znaczenia czy słuchamy Ich Troje, czy nie, ale nie można degradować innego człowieka, tylko dla przykładu. W tej szkole mówiono kto jest be, a kto cacy. Natomiast nie mówiono o bandytach, którzy sprzedają narkotyki, mordują czy kradną. Dla nich złem był Michał Wiśniewski, a nie bossowie mafii pruszkowskiej. Mówiono, że Joanna Brodzik jest złą, nędzną aktorką i, żeby nie brać z jej przykładu. Tytus się stawiał i miał przegrane.
KRZYK: Dziękuję za rozmowę.
Zbyszek Hołdys:Dziękuję także. autor / źródło: Konrad Paszkowski dodano: 2006-10-25 przeczytano: 5293 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|