|
Nauczyciel życia - Wojciech PszoniakW aktorstwie najważniejsze jest aby "własną ręką dotknąć serca człowieka" - mówi Wojciech Pszoniak. To jest właśnie sztuka. Były sukcesy na scenie i na ekranie. Zawsze bezwzględnie perfekcyjny. Po wielkich kreacjach w kraju upomniał się o niego świat. Wojciech Pszoniak powraca na ekrany wyrazistą rolą w filmie "Nadzieja" Stanisława Muchy (2008 r.). Jest zbudowany tym filmem. To obraz, którego brakuje współczesnemu widzowi.
Do Zamościa przyjechał na zaproszenie Zamojskiego Domu Kultury z monodramem "Belfer". W sztuce Jeana-Pierre?a Dopagne dostrzegł cierpiącego człowieka. Lubi robić w życiu i na scenie rzeczy potrzebne. Taka sztuka jest widzowi potrzebna - porusza, a artyście potrzebny jest kontakt z publicznością, tą z Warszawy, Szczecina i Zamościa.
Wojciech Pszoniak w chwilę po przyjeździe do ZDK zgodził się na krótka rozmowę, ale dopiero... po ustawieniu sceny. Czekaliśmy. Dzięki uprzejmości pani impresario i artysty rozmowa doszła do skutku w garderobie, kwadrans przed wyjściem aktora do zamojskiej publiczności.
Teresa Madej - Swoją karierę rozpoczął pan w 1968 roku "Klątwą" Stanisława Wyspiańskiego, w reżyserii Konrada Swinarskiego. Czy monodram "Belfer" spina klamrą czterdziestolecie pracy zawodowej?
Wojciech Pszoniak - Nie myślałem tak o tym. Rzeczywiście zaczynałem "Klatwą" w Starym Teatrze. To się stało samo dla siebie.
Teresa Madej - A może dlatego, że pan lubił literaturę w szkole, nauczycieli? Jakim pan był uczniem?
Wojciech Pszoniak - Lubiłem nauczycieli, niektórych kochałem, niektórych nie lubiłem. Jak w życiu. Jakim byłem uczniem? Ani najlepszym, ani najgorszym, nie byłem kujonem. Bez problemu zdawałem z klasy do klasy, jak my wszyscy, z nielicznymi wyjatkami.
Teresa Madej - Czy język polski był ulubionym przedmiotem?
Wojciech Pszoniak - W szkole podstawowej miałem nauczycielkę, która była bardzo kochana, bardzo mnie lubiła, była moją wychowawczynią. W liceum miałem profesora, nauczyciela polskiego, bardzo ciekawy.
Teresa Madej - Z wielkiego świata przyjechał pan do Zamościa. To taka potrzeba kontaktu z publicznością?
Wojciech Pszoniak - Z tym monodramem jestem niezależny. Gdzie mnie zapraszają tam przyjeżdżam. Do Zamościa ciągle się wybierałem, wybierałem. Teraz "Belfer" mi to umożliwił. Jestem pierwszy raz w Zamościu. Ja znam ten Zamość, tutaj bywają moi przyjaciele. Ale fizycznie dotknąć miasto to jest zupełnie co innego.
Teresa Madej - Liczę, że nasza "perełka" pana zachwyci, bo ostatnio wypiękniała.
Zapytam o Lwów. Czy pan był we Lwowie, tam się pan urodził? Stąd jest bardzo blisko.
Wojciech Pszoniak - Nie byłem, nie pojadę, nie mam ochoty. Nie chcę widzieć tego miasta, które jest już innym miastem, inni ludzie. Bo mury i kamienice? Wie pani?
Teresa Madej - Lwów to jednak niezwykłe miasto.
Wojciech Pszoniak - To może kiedyś z jakąś grupą przyjaciół się wybiorę.
Teresa Madej - Czy Mistrz odnalazł już swoją drogę? Wyraził pan taką opinię.
Wojciech Pszoniak - Ja myślę, że człowiek całe życie szuka. Jak się znajdzie na tej drodze głównej, to od niej odchodzą inne dróżki, na które człowiek ma ochotę wejść. Czasem może zabłądzić. Generalnie to jest ta moja droga, choć po drodze są różne rzeczy.
Teresa Madej - Czy były tylko dobre rzeczy? Bo powiedział pan kiedyś, że "nie łatwo jest być szczęśliwym".
Wojciech Pszoniak - Bo nie łatwo jest być szczęśliwym. Właściwie co to znaczy? Co nazywa się szczęściem? Patrząc na to filozoficznie, myślę, że jednym z elementów szczęścia jest to, że człowiek może robić to, co go satysfakcjonuje, co satysfakcjonuje innych. W sztuce jest to bardzo ważne. Myślę, że w jakimś stopniu, nie wiem na ile, mi się to udało. Czuje się na swoim miejscu.
Teresa Madej - Ocenia się pana jako jedną z najciekawszych polskich osobowości aktorskich ostatnich czterdziestu lat. To powód do dumy.
Wojciech Pszoniak - Bardzo mi miło, jeśli tak jest, to tym bardziej. Oceny wszystkie są jednak bardzo relatywne. Doda także ma swoją publiczność i swoich krytyków.
Teresa Madej - Ale pana sztuka jest ponadczasowa. Na spektakl przyszli i młodsi i starsi, dla pana.
Wojciech Pszoniak - Bardzo mi miło, szczególnie jeśli chodzi o monodram, który jest ciekawy i zarazem trudny dla widza. Mam nadzieję, że w Zamościu, tak jak w innych miastach sztuka zostanie miło przyjęta.
Teresa Madej - I ostatnie pytanie. Czy rzeczywiście tak dużo jest nijakości w życiu, w sztuce, na którą pan zwraca uwagę? Ludzie rozmienili się na drobne, a panu najbliżej do człowieka, o którym nikt nigdy nie powie nic dobrego.
Wojciech Pszoniak - Ludzie się rozmijają. Nie jest łatwo, w tamtych czasach inaczej, w dzisiejszych czasach także mieć cel i do niego dążyć konsekwentnie. W życiu czeka wiele pułapek i niebezpieczeństw. Życie jest taką drogą pełną dziwnych rzeczy, które wdają się wartościowe, a później już mniej. Żeby się człowiekowi udało musi być bardzo czujny. Najważniejsze, musi człowiekowi chodzić o te wyższe wartości.
Teresa Madej - Panu udało się ominąć wszystkie meandry i być w swoim miejscu?
Wojciech Pszoniak - I tak, i nie.
Teresa Madej - W wywiadach pomija pan swoje relacje z bliskimi, z rodziną. Zachowuje je pan tylko dla siebie?
Wojciech Pszoniak - Pisma kolorowe tym się zajmują. Ja nie jestem ich klientem i zresztą nie chcę być. Moja rodzina i moi przyjaciele są moi. A kiedy uznam za stosowne, to będę sam o nich mówić.
Teresa Madej - Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę wspaniałej publiczności. autor / źródło: Teresa Madej fot. Wojciech Czerwieniec dodano: 2008-10-16 przeczytano: 5776 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|