|
Niedokończone życie Mieczysława Kosza Trzydzieści pięć lat temu zmarł tragicznie Mieczysław Kosz, pianista i kompozytor jazzowy, absolwent średniej szkoły, który wywarł znaczący wpływ na polską szkołę jazzu.
Jego pamięć uczcił zespół RGG Trio, którego najnowsza płyta "Unfinished Story - Remembering Kosz" jest dedykowana Mieczysławowi Koszowi.
Po jego śmierci Edward Stachura napisał:
"Pojechałem na cmentarz do Tarnawatki, na szlaku z Tomaszowa do Zamościa, na grób Mieczysława Kosza, który teraz pod ziemią a przedtem leciał w powietrzu, zanim na ziemię runął. A przedtem grał muzykę jazzową na fortepianie. To wszystko tak bardzo niedawno, tak
bardzo niedawno, tak bardzo niedawno. Wystarczyło tylko obejrzeć się lekko. Nawet nie za siebie, do tyłu, ale w bok, wzdłuż linii ramienia...".
Dzieciństwo Mietka
Urodził się 10 lutego 1944 r. jako jedyne dziecko rodziców Agaty i Stanisława. Matka Mietka była drugą żoną owdowiałego Stanisława Kosza. Małżeństwo to nie było zbyt udane, a ojciec nie darzył miłością swojego syna i niezbyt się nim interesował. Można powiedzieć, że miał obojętny a nawet niechętny stosunek do chłopca. W zajmowanym przez nich jednoizbowym mieszkaniu żyło 16 osób.
Ciężkie warunki życia na pewno miały wpływ na zdrowie małego Mietka. W wieku około 3 lat u Mietka ujawniła się choroba oczu, która ostatecznie spowodowała utratę wzroku. Zabieg operacyjny przeprowadzony 1946 lub 1947 roku nie przyniósł poprawy.
Chłopiec czuł się samotny i opuszczony. Nie miał wsparcia u swojego ojca, który nie chciał być jego przyjacielem. Członkowie rodziny potwierdzają zapamiętane fakty, które świadczą o tym, iż ojciec nie przykładał wagi do pooperacyjnych zaleceń lekarza (zasłanianie okien i stopniowe przyzwyczajanie oczu do ostrego światła) a nawet postępował wbrew tym wskazaniom. Z tego powodu narastały nieporozumienia między rodzicami, którzy niedługo potem rozeszli się. Od tej chwili Mietkiem opiekowała się matka. Wspominając ten okres Kosz opowiadał, że często mu śpiewała a miała ładny i dźwięczny głos. Śpiewała nawet w chórze kościelnym. Słuchana w dzieciństwie muzyka ludowa pozostała na zawsze w jego pamięci.
Genialny słuch ociemniałego chłopca
Jego najbliższym opiekunem stawał się starszy o dwadzieścia lat przyrodni brat Jan Kyć. To on troszczył się o chłopca, dbał o jego zdrowie. Jeździł z nim do lekarzy. Niestety choroba postępowała i wzrok stale się pogarszał. Na swoje barki wziął także utrzymanie rodziny.
Ksiądz Tadeusz Boguta, proboszcz parafii, który zawsze interesował się problemami swoich parafian, pomógł umieścić Mietka w Przedszkolu Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Tutaj przebywał dwa lata. Podczas pobytu zaznał wiele ciepła i tutaj uśmiechnęło się do niego szczęście. Jeden z nauczycieli zorientował się, że chłopiec ma dobry słuch. Potwierdziła to również komisja kwalifikująca dzieci do nauki zawodu, która postanowiła, że Mietek podejmie naukę w klasie skrzypiec lub fortepianu.
Wykazywał szczególne zdolności muzyczne i recytatorskie, występował w szkolnym teatrzyku. Komisja, która przyjechała do Lasek zakwalifikowała troje najzdolniejszych uczniów do szkoły muzycznej. Wśród nich był Mieczysław Kosz. W ten sposób trafił w 1952 roku do Podstawowej Szkoły Muzycznej dla Niewidomych w Krakowie, która miała swoją siedzibę przy ulicy Józefińskiej, a założona została przez Juliusza Webera.
Mietek był jednym z pierwszych uczniów nowo powstałej szkoły, jedynej tego rodzaju w Polsce. Uczniowie realizowali program szkoły podstawowej i oddzielnie kurs podstawowej szkoły muzycznej.
Edukacja muzyczna Mitii
W latach 1952-1955 uczył się w klasie fortepianu u profesor Olgi Axeull, a następnie u profesor Romany Witeszczakowej, która była jego nauczycielem aż do ukończenia edukacji muzycznej. Atmosfera w tej szkole była prawdziwie rodzinna. Uczyło się tani prawie sześćdziesięciu uczniów.
Mitia, bo tak nazywali go koledzy, najpierw uczył się w klasie skrzypiec, ale szło mu nie za bardzo, nie lubił tego instrumentu. Został przeniesiony do klasy fortepianu, gdzie okazał się wyjątkowo zdolnym uczniem. Ćwiczył długo i cierpliwie. Po odrobieniu lekcji czas wolny spędzał na grach sportowych, czasem na organizowanych potańcówkach. Nieduży i szczupły chłopiec był uznawany za wyjątkowy talent. Drobne, szczupłe ręce były tak elastyczne, że potrafiły wziąć w akordzie decymę a nawet duodecymę. Dużo i chętnie ćwiczył na fortepianie, ale równie chętnie grał muzykę rozrywkową, której wszyscy słuchali.
Koledzy, którzy z nim uczęszczali do szkoły, wspominają go jako kolegę o dobrej duszy, choć trochę melancholijnego i zamkniętego w sobie. Fascynowała go muzyka Jana Sebastiana Bacha, uważał, że od niego należy uczyć się improwizacji. Doskonale przetwarzał różne tematy. Był chlubą szkoły. Podczas popisu między 1957 a 1958 rokiem wystąpił jako najlepszy uczeń i grał utwory Chopina.
Doskonale radził sobie z pisaniem na maszynie i dzięki temu zachowały się jego listy do najbliższych.
Zawód: muzyk jazzowy
Już w szkole podstawowej interesował się muzyką rozrywkową a szczególnie jazzem. Jazzem na dobre zajął się na początku 1957 roku, gdy odbywał się I Ogólnopolski Festiwal Muzyki Jazzowej w Sopocie. Wówczas zdobyli dwie płyty stanowiące kronikę dźwiękową festiwalu i z zainteresowaniem ich słuchali. Wtedy to Mietek po raz pierwszy próbował grać utwory ragtime'owe.
Wakacje spędzał na koloniach organizowanych przez szkołę lub w swoim rodzinnym domu. W 1959 roku matka przeniosła się do swojego drugiego syna Jana i od tego czasu Mietek przyjeżdżał do Sumina. Zazwyczaj przywoził go brat, czasem serdeczny kolega, z którym Kosz utrzymywał żywy listowny kontakt. Jego wzrok pogarszał się coraz bardziej.
Znany lekarz okulista Tadeusz Krwawicz postawił diagnozę, która nie dawała chłopcu żadnej nadziei. Wkrótce całkowicie utracił wzrok. Bardzo to przeżywał i nigdy nie pogodził się z kalectwem. Zawsze wierzył, że kiedyś się wyleczy.
20 czerwca 1959 roku otrzymał z wyróżnieniem świadectwo ukończenia podstawowej szkoły muzycznej, co upoważniało go do kontynuowania nauki w szkołach II stopnia. Do Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej w Krakowie został przyjęty bez egzaminu. Początkowo zamieszkał w internacie, a potem w bursie w jednym pokoju z Gustawem Nowotnym i Zygmuntem Góreckim. Jednocześnie uczył się w korespondencyjnym Liceum Ogólnokształcącym. W 1964 roku zmarła jego matka. Nie miał już rodziców, nie miał także rodzinnego domu.
Uzyskując dyplom w Średniej Szkole Muzycznej w czerwcu tegoż roku stanął przed poważnym problemem, jak pokierować swoim życiem. Wtedy to właśnie zdecydował się uprawiać zawód muzyka i grać muzykę rozrywkową i jazzową. Ze studiów zrezygnował ze względów materialnych, a także dlatego, że jak twierdził, w wyższych szkołach muzycznych nie nauczano jazzu.
W 1964 roku Mietek Kosz podjął pracę zarobkową jako pianista w kawiarni "Literackiej" w Krakowie. Było to właściwie jedyne stałe miejsce pracy w Krakowie. Grywał z wieloma muzykami miedzy innymi Tomaszem Stańką i Janem Gonciarczykiem.
Fenomen muzykalności
Z laską i psem nigdy chodzić nie chciał, więc się i nie nauczył. Źle się czuł także w ciemnych okularach i przez całe lata ich nie nakładał. Zrobił to dopiero później, gdy był już znanym muzykiem. Miał taką bolesną blokadę psychiczną, że nie chciał się sani poruszać, ani demonstrować swojego kalectwa. W Warszawie mieszkał w sublokatorskim pokoju u starszych ludzi, którzy za bardzo się nim nie interesowali. Więc jeśli nikt ze znajomych po niego nie przyszedł, to nie wychodził nawet na obiad. W ten sposób kategorycznie odtrącał kalectwo, jakby zaklinał los.
We wrześniu 1965 r. otrzymał propozycję pracy w Zakopanem i wkrótce został zaangażowany jako pianista w kawiarni " Europejska", później " Morskie Oko". Od listopada 1965 roku do marca 1967 mieszkał w Zakopanem. Zarabiał grywając w kawiarniach.
W marcu 1967 roku przeniósł się do Warszawy. Podjął pracę w kawiarni "Nowy Świat". Wynajmował pokoje w różnych miejscach, a gospodarze niewiele się nim interesowali.
Występował w Filharmonii Narodowej, na festiwalu Jazz Jamboree. Po raz pierwszy jego nazwisko pojawiło się na łamach prasy. Krytycy zgodnie podkreślali, że w osobie Kosza ujawnił się prawdziwy fenomen muzykalności.
Dawał koncerty, był obecny na festiwalach jazzowych w Polsce i za granicą: w Wiedniu, Szwajcarii, na Węgrzech, Francji i Niemczech.
Niedokończone życie
Wolny czas, którego zresztą nie miał dużo, Kosz przeznaczał na czytanie książek (systemem Braille'a). Był członkiem biblioteki Polskiego Związku Niewidomych. Interesował go zarówno Ignacy Kraszewski jak Patrick White, jednak najbardziej pasjonowało go życie i twórczość francuskiego postimpresjonisty Toulouse Lautreca. Dlaczego zajmował go Toulouse Lautrec? Może dlatego, że była to tragiczna postać artysty kalekiego. Interesował się także poezją. Od znanego aktora Wojciecha Siemiona dowiadujemy się, że w końcu lat sześćdziesiątych dwukrotnie recytował poezję przy akompaniamencie muzyki Kosza.
Mały, drobny człowiek z dalekiej prowincji, który grywał w Krakowie, Zakopanem, ale już wtedy niespokojny, szukający, znalazł się wreszcie w Warszawie, o której marzył. Wiedział, że droga przed nim trudna, że musi wiele przezwyciężyć, ale nie bał się, szedł naprzód świadomy tych trudności. Wierzył, że jego muzyka otworzy przed nim najwyższe progi. Miewał chwilowe załamania, ale przy jego ogromnej wrażliwości były to odczucia naturalne. Brak wzroku i kłopoty z tym związane komplikowały mu codzienne życie, jednak nigdy nic robił tragedii z tego powodu. Wierzył zresztą, że doczeka takiego postępu medycyny, który usunie mu tę przeszkodę. Kochał przyrodę i obcowanie z nią było dla jego wrażliwej natury i rozległej wyobraźni źródłem wielu radosnych doznań. W życiu codziennym był samodzielny, gościnny, koleżeński, chociaż sam nie wychodził z domu.
W dniu 31 maja 1973 r. po południu przebywał w wynajętym pokoju na III piętrze przy ul. Pięknej 31/37 w Warszawie. Był to dosyć duży pokój, który mieścił szafę, tapczan, stół, półkę z płytami oraz pianino. Od strony ulicy Pięknej znajduje się wysokie okno z niską żelazną barierką. Wieczorem wypadł z tego właśnie okna, ginąc na miejscu wskutek rozległych obrażeń głowy i narządów wewnętrznych. Przyczyn tego wypadku nigdy nie udało się ustalić. Jedni twierdzą, że popełnił samobójstwo, inni, że był to nieszczęśliwy wypadek. Ale są to tylko przypuszczenia.
Pogrzeb odbył się w rodzinnej miejscowości Kosza - Tarnawatce. Znane i popularne osoby wspomniały o nim w swojej twórczości. "Jazz" z października 1973 r. zamieścił wiersz Stana Borysa, zaś "Jazz Forum" w numerze 25 z tegoż roku wiersz Mateusza Święcickiego.
Na cmentarzu parafialnym w Tarnawatce stoi monumentalny pomnik z napisem: Mieczysław KOSZ muzyk jazzowy żył lat 29 zm. 31.V.1973.
opr. na podstawie publikacji Wiesławy Gruner "Tarnawatka", 2001 r. autor / źródło: Andrzej Chroń, Teresa Madej fot. Andrzej Chroń dodano: 2008-12-04 przeczytano: 21828 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|