|
Moja dziesiątkaNo i mamy Nowy Rok! Zdążyliśmy już wrócić z imprez na świeżym powietrzu, balów i prywatek, w trakcie których o północy tradycyjnie świętowaliśmy nowe podwyżki cen. Nieodmiennie jednak czas przełomu lat to także różnego rodzaju podsumowania i plebiscyty, między innymi mający już bardzo długą tradycję plebiscyt "Przeglądu Sportowego" na 10 najlepszych sportowców Polski. Również ja oddałem swój głos i choć wiem, że był on tylko jednym z wielu, to chciałbym w tym miejscu przedstawić swoje wybory.
Wyszedłem z założenia, że w roku olimpijskim pierwszeństwo do czołowych lokat mają przede wszystkich złoci medaliści igrzysk, a zatem w moim przypadku pierwsza trójka była znana od razu. Pozostawała tylko kwestia ich ustawienia na "podium". Po namyśle zdecydowałem się przyznać palmę pierwszeństwa Leszkowi Blanikowi, dla którego złoty medal w Pekinie jest ukoronowaniem pięknej kariery, podczas której był już mistrzem świata, a 8 lat temu w Sydney zdobył brązowy medal. Dodatkowo nie bez znaczenia przy moim wyborze była specyfika konkurencji uprawianej przez pana Leszka. Skok niegdyś przez konia, a teraz przez stół to rzecz, w której występuje się niby bardzo krótko, bo zaledwie 2 razy przez około minutę w czasie jednych zawodów, ale wymaga ona zarazem wielogodzinnej pracy i bardzo ciężkich treningów. Podczas konkursu zaś wystarczy jeden drobny błąd, aby kompletnie tę pracę zepsuć. Drugie miejsce przyznałem kulomiotowi Tomaszowi Majewskiemu, za jego konsekwentne dążenie do celu, a przy tym za wyjątkowy brak "sodówki" w głowie. Pamiętam, jak tuż po konkursie olimpijskim rozemocjonowany dziennikarz mówił do naszego mistrza "Ale przecież to jest aż 21 metrów i 51 centymetrów! To jest kosmos!", a pan Tomek odparł spokojnie "To nie jest kosmos. To jest pchnięcie kulą". Trzecią lokatę daję zaś naszej czwórce podwójnej w składzie Konrad Wasielewski, Marek Kolbowicz, Michał Jeliński i Adam Korol. Wygraną na igrzyskach potwierdzili swoje miejsce w światowej elicie zajmowane już od dobrych kilku lat.
Wbrew pozorom jednak dalsze pozycje w moim rankingu zajęli nie tylko inni medaliści ostatnich igrzysk. Już bowiem na czwartym miejscu jest duet, który o podium olimpijskie jedynie się otarł, a mianowicie nasz eksportowy tenisowy debel Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Gdy 2 lata temu po raz pierwszy awansowali do mistrzostw świata ATP, poświęciłem ich sukcesowi cały artykuł. W tym roku powinienem był zrobić to ponownie, zwłaszcza że nie tylko bardzo dobrze prezentowali się w całym sezonie, wygrywając między innymi po raz pierwszy w karierze turniej z cyklu Masters Series, ale także w tym ostatnim turnieju wypadli znakomicie, docierając do półfinału. Owszem, niebagatelnym czynnikiem przy tym wyborze jest też fakt, że tenis jest jedną z moich ulubionych dyscyplin sportu. Miejsce piąte dałem Justynie Kowalczyk. Trzecia pozycja w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata to wprost rewelacyjny wynik. Dodatkowo trzeba uznać jeszcze jedną zasługę naszej sportsmenki: pociągnęła za sobą inne zawodniczki, które wprawdzie nie biegają jeszcze zbyt dobrze, ale przynajmniej po raz pierwszy od dekady możemy wystawiać sztafetę w Pucharze Świata w biegach narciarskich. Miejmy nadzieję, że i ona będzie mieć coraz lepsze rezultaty. Miejsce szóste dla Roberta Kubicy, który zresztą w moim przekonaniu będzie zwycięzcą całego plebiscytu. Plasuję go jednak zdecydowanie niżej, ponieważ choć trzeba docenić wszystkie jego tegoroczne osiągnięcia, to zarazem należy też chyba zaczekać na sukcesy, dzięki którym kibice nie zapomną nazwiska polskiego kierowcy w kilka lat po zakończeniu przez niego kariery w Formule 1.
Siódma pozycja w tym zestawieniu jest dla Mai Włoszczowskiej, która w kapitalnym stylu wywalczyła wicemistrzostwo olimpijskie w kolarstwie górskim. To chyba jej srebro było przyjęte przez nas najradośniej. Ósmą lokatę zaś przyznałem tym, którzy zdobyli w Pekinie pierwszy medal dla Polski, czyli drużynie szpadzistów w składzie Radosław Zawrotniak, Tomasz Motyka, Adam Wiercioch i Robert Andrzejuk. Nadal odczuwam pewien niesmak związany z samym ich finałem, o czym pisałem w tekście pt. "Stan krytyczny, ale stabilny", ale przyznać trzeba, że w całym turnieju bili się bardzo dzielnie, w odróżnieniu choćby od naszych florecistek. Nadal nie mogę się pozbyć wrażenia, że kompromitacja pekińska była przez te dziewczyny wyreżyserowana... Dziewiąte miejsce postanowiłem dać naszym drugim medalistom w wioślarstwie, czyli czwórce bez sternika wagi lekkiej w składzie Łukasz Pawłowski, Bartłomiej Pawełczak, Miłosz Bernatajtys i Paweł Rańda. Dlaczego? Gdyż dla mnie ich srebro było najbardziej nieoczekiwanym polskim wicemistrzostwem olimpijskim. Z ostatnim miejscem w tej "dziesiątce" miałem największy problem. Niemal do ostatniej chwili rozważałem kandydatury Agnieszki Wieszczek i Agnieszki Radwańskiej. Za tą pierwszą przemawiał brązowy medal z Pekinu, który był pierwszym od 12 lat olimpijskim krążkiem dla Polski w tej dyscyplinie, w której mamy wszak ogromne tradycje. Za tą drugą - świetna postawa w całym sezonie, skutkująca dziesiątym miejscem w światowym rankingu na koniec sezonu. Moja miłość do tenisa zadecydowała o spojrzeniu bardziej przychylnym okiem na Radwańską.
Każde zestawienie tego rodzaju jest ze swej natury subiektywne. Trudno ważyć osiągnięcia poszczególnych zawodników; we wszystkie został włożony na pewno ogrom wysiłku. Nie ukrywam, że swoje tu robią też osobiste sympatie. Należy więc poszukać równowagi między tymi wszystkimi czynnikami. Nie wiem w jak dużym stopniu to mi się udało, możecie się Państwo wypowiedzieć na ten temat. Natomiast chyba będziemy zgodni co do tego, że wszyscy chcielibyśmy, aby rok 2009 dostarczył nam tak wielu sukcesów polskich sportowców, byśmy za 12 miesięcy mieli jeszcze większy problem z decyzją, na kogo zagłosować w kolejnym plebiscycie "Przeglądu Sportowego".autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2009-01-03 przeczytano: 12011 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|