|
Szowiniści globalniCzy to się komu podoba, czy nie - żyjemy w epoce globalizacji, to znaczy w czasach, gdy dzięki rozwojowi technik komunikacyjnych, świat w coraz większym stopniu staje się systemem naczyń połączonych. Ma to swoje dobre, ma i złe strony, bo globalizacja jest procesem wielopłaszczyznowym i dlatego nie można jednoznacznie powiedzieć, że jest zła, albo dobra.
Jednym z charakterystycznych, chociaż oczywiście mniej ważnych przykładów globalizacji, jest kariera wina Beaujolais Nouveau. Jest to młode wino francuskie umiarkowanej - powiedzmy - jakości, które pierwotnie przywożone było do Paryża już w listopadzie, bo ubodzy winiarze z okręgu Beaujolais chcieli je jak najszybciej sprzedać. Dzięki umiejętnej reklamie ten lokalny francuski obyczaj upowszechnił się na całym świecie. Wino Beaujolais rozwożone jest samolotami do najdalszych zakątków globu i w ten sposób dawny francuski obyczaj staje się częścią obyczaju światowego.
Nie ma w tym nic złego, bo dzięki temu winiarski okręg Beaujolais kwitnie ekonomicznie, a amatorzy tego wina, których sporo mieszka również w Polsce, mogą go sobie skosztować. "Stąd dla żuka jest nauka", żeby zamiast pomstować na globalizację, co często przypomina bezsilne wierzganie przeciwko ościeniowi, wykorzystać jej mechanizmy dla korzyści własnego kraju i własnych obywateli. Jak mawiał pewien biskup, Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne nie tylko dla grzeszników, więc należy wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Właśnie na przykładzie procesów globalizacyjnych możemy przekonać się o trafności przysłowia: "uderz w stół, a nożyce się odezwą". Oto w nocy z 23 na 24 czerwca 1948 roku sowiecki marszałek Bazyli Sokołowski zarządził blokadę Berlina, odcinając zachodnie sektory miasta od dostaw żywności, paliw i prądu. W tej sytuacji Amerykanie zorganizowali most powietrzny, który funkcjonował do czerwca 1949 roku. Wykonano w tym czasie ponad 278 tysięcy lotów, przewożąc do Berlina 2 miliony 300 tysięcy ton ładunków, w tym - półtora miliona ton węgla.
Żeby sprostać temu zadaniu, Amerykanie musieli pościągać zewsząd samoloty. Wskutek tego zabrakło ich w Chinach, gdzie w tym samym czasie komunistyczna armia Mao Tse Tunga rozgromiła pozbawione osłony powietrznej wojska Czang Kai Szeka. Wtedy marszałek Sokołowski zdjął blokadę Berlina tak samo nagle, jak ją wprowadził.
Z podobną sytuacją mamy do czynienia teraz. Kiedy rząd polski zadeklarował udział naszych wojsk w Libanie i Afganistanie oraz zapowiedział dalsza obecność w Iraku, zaraz okazało się, że w Polsce właściwie nie ma żadnego antysemityzmu, chociaż jeszcze niedawno szalał u nas podobno jak tornado. Właśnie zakończył się niedawno zjazd Europejskiego Kongresu Żydów, który przejawów antysemityzmu zaczął dopatrywać się przede wszystkim w Europie Zachodniej, podczas gdy Polskę wspaniałomyślnie ułaskawił. Na jak długo - zobaczymy.
Oczywiście bardzo się z tego cieszymy, chociaż radość naszą nieco mącą doniesienia, że Europejski Kongres Żydów dopatrzył się "tu i ówdzie" treści antysemickich, ale mówi się: trudno. Nie ma rzeczy doskonałych, zwłaszcza, że "tu i ówdzie" oznacza Radio Maryja i Nasz Dziennik. W tej sytuacji wypada rozważyć te zarzuty przede wszystkim po to, by zrozumieć, co tak naprawdę one oznaczają.
Europejski Kongres Żydów został utworzony przed 20 laty jako lokalna struktura Światowego Kongresu Żydów - organizacji utworzonej jeszcze w latach 30-tych dla reprezentowania i obrony interesów Żydów, najpierw tych w diasporze, a później - również mieszkających w Izraelu.
Jest to sytuacja osobliwa, bo Żydzi żyjący w diasporze są z reguły obywatelami państw, w których mieszkają i z tego tytułu jedynym reprezentantem ich interesów powinny być władze tego państwa. Jednak, niezależnie od obywatelstwa, Żydzi mają drugą, niezależną od władz państwowych reprezentację i to reprezentację polityczną - bo tak właśnie definiuje swoje zadania Europejski Kongres Żydów.
Ma to oczywiście swoje konsekwencje, bo mogą się zdarzyć sytuacje, w których interesy czy to pojedynczych Żydów, czy też diaspory żydowskiej mogą być sprzeczne z interesami państwa, w którym Żydzi mieszkają, albo z interesami narodu, wśród którego żyją. Przykładem takiej sprzeczności interesów była niechęć diaspory żydowskiej do odbudowania niepodległego państwa polskiego po I wojnie światowej.
Jest rzeczą naturalną, że w takiej sytuacji zarówno Polacy, jak i lojalni obywatele polscy innych narodowości, powinni popierać polski interes państwowy. Jednak taka, naturalna przecież postawa, traktowana jest przez Światowy Kongres Żydów jako antysemityzm. Działacze Światowego Kongresu Żydów widocznie uważają, że inne narody mają obowiązek poświęcania własnych interesów narodowych na ołtarzu narodowego interesu żydowskiego.
Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej po utworzeniu w 1948 roku Izraela. Jak zauważył w swojej książce "Made in USA" Guy Sorman, coraz częściej dochodzi do stawiania znaku równości między antysemityzmem, a antysyjonizmem, to znaczy - krytyką poczynań Izraela. Oznacza to, że w opiniotwórczych kręgach żydowskich zaczyna dominować szowinistyczny punkt widzenia, iż interesy wszystkich państw powinny zostać podporządkowane interesom państwowym Izraela.
Oczywiście nie ma najmniejszego powodu, by się z takim stanowiskiem godzić, a tym bardziej - by mu basować. Oznacza to również, że nie ma co przejmować się oskarżeniami o antysemityzm, bo są one tylko elementem socjotechniki, mającej na celu narzucenie reszcie świata punktu widzenia żydowskich szowinistów. Szczęść Boże! Mówił Stanisław Michalkiewiczautor / źródło: Stanisław Michalkiewicz
dodano: 2006-11-23 przeczytano: 3016 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|