|
Piękno przedmiotu - rozmowa z Aldoną MickiewiczSkromność i delikatność osobowości po jednej stronie i wyraziste malarstwo po drugiej. Intrygująca opowieść zatrzymująca urodę przedmiotu. Malarstwo skończone, choć oglądać i odczytywać można je w nieskończoność. Takie jest malarstwo Aldony Mickiewicz, absolwentki krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, prezentowane w BWA Galeria Zamojska.
Teresa Madej - Zarówno pani nazwisko jak i imię zachęca do zadania tego pytania. Czy to z tych Mickiewiczów?
Aldona Mickiewicz - Rodzina pochodzi z Kresów i jest zapewne pokrewieństwo, choć nigdy nie zostało udowodnione. Stąd też wzięło się moje imię. Raz jeden w życiu niezwykle mi się przydało, choć w szkole było to uciążliwe, ponieważ każdy nauczyciel natychmiast je zapamiętał. Natomiast pewnego razu napisałam tekst do krakowskiego "Znaku" i po tym tekście przyszedł list od Czesława Miłosza, który był miłośnikiem Adama Mickiewicza. Przeczytał ten tekst z uwagi na skojarzenie - i nazwiska i imienia. Potem wywiązała się bardzo miła korespondencja. To było dla mnie bardzo sympatyczne.
Teresa Madej - Pani prace są uderzająco piękne. Godne są tych klimatów za oknem, o który pani tak uroczo mówiła. Podobnie odczytałam układ pani prac - w jednej sali sacrum, w drugiej profanum. Przez te prace odbieram panią, czyli rodzaj modlitwy, przełożony na te wszystkie sprawy, które tak ściśle związane są z symboliką naszej wiary i życia. Czy od zarania ten temat prezentuje pani w swojej twórczości?
Aldona Mickiewicz - Mój debiut przypadł na lata osiemdziesiąte, czyli lata stanu wojennego. Wtedy siłą rzeczy weszliśmy w obszar kultury niezależnej. Wystawiało się obrazy głównie w świątyniach. To miało ogromne znaczenie. Po pierwsze ten kontekst, o którym wspominałam. Obrazy znajdowały się w kontekście barokowych obrazów, albo starych nagrobków. To przydawało wagi tym obrazom, albo wręcz przeciwnie, obnażało jakąś słabość obrazu, banał sztuki współczesnej. To było doświadczenie niezwykłe. Poza całym kontekstem politycznym, poza tym, że przychodzili ludzie, którzy już nigdy potem ani przedtem na wystawę nie chodzili, zadawali ważne pytania.
Wtedy po raz pierwszy, te obrazy były takimi martwymi naturami, można powiedzieć, bardziej wanitatywnymi, zaistniały w świątyniach. Ja miałam nawet pewne wątpliwości czy aby to jest dla nich dobre miejsce, nie w tym sensie, że to nie jest czysta estetycznie sala wystawowa, tylko czy one maja prawo tam się znaleźć. Czy na przykład namalowane jajko w szklance może wisieć w kościele św. Krzyża we Wrocławiu. Czy to nie jest jakaś profanacja. Tam były obrazy bardziej drastyczne, czy obrazoburcze. To wszystko było pochłaniane przez ten czas i specjalnie ludzi nie oburzało, o dziwo.
Od kilu lat zaczęłam malować przedmioty dosłownie sakralne, biorące udział w liturgii. To wzięło się z przypadku. Mąż natrafił na bardzo stare, zniszczone ornaty, które uratowaliśmy przed zniszczeniem. Zwykle przedmioty biorące udział w liturgii pali się, jeśli one są zniszczone lub oddaje do muzeów. Tutaj tak się nie stało. One leżały w wielkim nieporządku na strychu kościoła nie daleko nas. Wydało mi się to na tyle fascynujące, że zaczęłam je malować. Natomiast jest to przewrotne. Te ornaty są tutaj odwrócone. Obnażają stronę wnętrza. To cała opowieść. Mamy tu podszewkę wielokrotnie łataną, egzystencjonalną.
Teresa Madej - Ona pokazuje swój żywot, pracę księdza, któremu służyła przez lata.
Aldona Mickiewicz - Pokazywałam ten obraz w Muzeum Archidiecezjalnym w Katowicach i tam ksiądz biblista przepięknie interpretował obrazy na wystawie. Znajdował treści symboliczne. Ja sama słuchałam tego z ciekawością. Powiedział, że jest to jedyny obraz realistyczny. Ja byłam zdumiona, bo on też jest dla mnie jakąś opowieścią. Natomiast on powiedział, że w ten sposób układa się ornaty przed ich ubraniem w zakrystii. To mnie zaskoczyło.
Teresa Madej - Mnie w pani pracach zaskakuje subtelność ale i precyzja, czyli pani pietyzm w wykonywaniu w wykonywaniu prac. Czy to pani przynależne? Wszystkie pani prace są wypracowane, one są skończone. To nie jest tylko zasygnalizowanie tematu/treści. Dla mnie one są skończone!
Aldona Mickiewicz - To zawsze było dla mnie ważne. Tu muszę powiedzieć, że to jest mi stawiane jako zarzut. To jest takie niewspółczesne. Dzisiaj we współczesnej sztuce liczy się nawet proces, liczy się dochodzenie do dzieła, a nie dzieło jako skończone. Wręcz nie lubi dzieła, które jest nazbyt skończone. A ja wręcz przeciwnie. Zawsze wydawało mi się, że obraz musi być skończony, w sensie dosłownym. Ja go maluję do momentu, gdzie nie wiem, co daj zrobić.
Teresa Madej - Albo uznaję, że to właśnie jest to, co chciałam namalować.
Aldona Mickiewicz - Tak. Nie lubię pokazywać szkiców, roboczych rzeczy, które są warsztatem, a co z kolei funkcjonuje we współczesnej sztuce. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to jest niezwykle ciekawe. Ja sama to lubię oglądać u innych artystów ale dla mnie jest to zbyt intymne, żeby to pokazywać. Mnie zawsze fascynowała szczodrość dawnych malarzy, tego skończonego obrazu, takiego dążenia do doskonałości. To zawsze było wymiarem sztuki, że artysta dążył do piękna, do doskonałości. Dzisiaj są to słowa, które niemal wypadły z użycia. Współcześnie nie mówi się o pięknie w sztuce. Przynajmniej we współczesnej.
Teresa Madej - Gdybym się miała zapomnieć, że to pani prace, to gdzieś mi tu Matejką zapachniało. Ten kolor, wykończenie i coś więcej.
Aldona Mickiewicz - Ktoś mnie pytał, czy w związku z Krakowem, malarstwo Matejki miało na mnie wpływ. Oczywiście taki świadomy nie, choć zawsze ceniłam to malarstwo i wydawało mi się ciekawe. Natomiast zawsze myślałam, że to szkoda, że on pozostał w tym obszarze tematów historycznych, że się uwikłał w historię, w swój czas. Myślę, że szkoda malarstwa. Gdyby ono wyszło poza, gdyby stało się bardziej uniwersalne, to byłoby z wielką korzyścią dla niego. Ono się za bardzo u umiejscowiło w czasie, na tle epoki. W sensie technicznym to był świetny malarz, choć to nie było dobre czasy dla sztuki. On był trochę uwiązany, krakowsko uwiązany. Był radnym miejskim. Protestował przeciwko wyburzeniu murów Krakowa. Był społecznie zaangażowany. W Krakowie - jeśli się maluje, to od najmłodszych lat chodzi się do domu Matejki, co bardzo lubiłam, i oglądać jego prace. Niewykluczone, że jakiś podświadomy wpływ jest. Cała tradycja Akademii krakowskiej, choć w moich czasach ona była już inna, postmodernistyczna. Nie realistyczna. Dla mnie mało interesująca. Bardziej mnie interesował symbolizm Malczewskiego niż taki postkoloryzm, który raczej zajmował się relacją plam barwnych, taką czysto estetyczną stroną obrazu i jakby nic poza tym.
Pamiętam, że za moich czasów, głównym problemem na Akademii krakowskiej, takim czysto technicznym było to, żeby nie używać czerni i bieli w czystej postaci. To było absolutnie zakazane i żeby nie było "dziury" w obrazie. Co mnie dziwiło, ja nie rozumiałam dlaczego. I może dlatego jest utaj dużo czerni i bieli.
Teresa Madej - Ja zauważyłam "dziury" w obrazie /prawdziwie namalowana dziura w sienniku/. To oczywiście o inny wymiar dziury chodzi. W sali umownie nazwanej "sacrum" - wszystko ma wymiar pozytywny, natomiast w pracach prezentowanych w kolejnej sali zauważam trochę skazy. Czy chce pani powiedzieć, że życie pachnie nam nicością?
Aldona Mickiewicz - To są typowe obrazy wanitatywne. To jest bardzo znany z historii sztuki motyw. Dla mnie zawsze, także w sztuce starej, i myślę, że w moich obrazach też starałam się by tak było, obrazy wanitatywne były przekorne. One nie tylko mówiły ludziom, że wszystko to "marność nad marnościami", i w związku z tym musimy dobrze żyć i dobrze umierać. Życie jest bardzo krótkie i kruche, i za chwilę czeka nas inne życie. Ale kiedy się patrzy na starą sztukę, na obrazy wanitatywne, to widzi się z jaką czułością malarze malowali te ptaki, kwiaty albo świece czy czaszki. I wydaje mi się, że chcieli utrwalić to kruche piękno tego świata, jeśli jest to podległe czasowi, to tym bardziej warto o tym opowiadać. Czuję, że w tym była jakaś przekora, że to nie tylko mówiło, że to "marność nad marnościami", ale oni w tych swoich obrazach, w tej czułości z jaką patrzyli na te przedmioty, mówili, że owszem to jest marne, ale jest piękne. I chrońmy to, bo jest kruche. Patrzymy na to, zachwycajmy się.
Teresa Madej - Przeglądałam wcześniej katalog z pani pracami. Dopatrzyłam się tego przesłania, które mnie dotyka i zastanawia. Jest w tym pewien smutek, ale także potrzeba zachowania życia, także tego przedmiotu, a tym samym żywota człowieka. Czy można dopatrzyć się w tym pani wewnętrznej radości? Ja sądzę, że ona jest! Te obrazy przyciągają uwagę każdego, wyłapuje je spojrzenie każdego z widzów. Ale czy jest w nich nadzieja?
Aldona Mickiewicz - Dla mnie, kiedy zaczęłam fascynować się kośćmi to one poza tym, że miały świetnie obrazować ten motyw vanitas w sposób taki oczywisty, ale zaczęły mnie fascynować jako obiekty. Bo to jest niezwykła konstrukcja. Nad dużą kością siedziałam długie miesiące i odkrywałam strukturę, która była fascynująca. Wydaje mi się, że jeśli przebijemy się przez tę pierwszą warstwę skojarzenia kości ze śmiercią, to nam się ujawnia piękno tych przedmiotów.
Ten obraz nazywa się "W glorii". To były skrzydła, które zostały na stole po bankiecie, wydanym z okazji wydarzenia kulturalnego przez "Tygodnik Powszechny" w Krakowie. I tam pozostały przeróżne resztki, kości i te skrzydła, które służyły jako ozdoba. Żałowałam ale nie mogłam zabrać całego stołu, nieporządnego, zużytego, z tymi skrzydłami. Wydał mi się niezwykły. Tutaj są one umieszczone w odświętnej oprawie.
Teresa Madej - Prace rzeczywiście robią duże wrażenie. Mnie urzekła walizka z męską garderoba, podzieloną na trzy etapy z życia mężczyzny. Te przedmioty wychodzą z ram, są niezwykle realistyczne.
Aldona Mickiewicz - Mam nadzieję, że nie będą się śniły nocą. To jest "Arka". Miałam cały cykl tych "wanien", duża część jest w różnych kolekcjach. Ta jest najbardziej dosłowna z tych "Arek". Tam zostały tyko kości, to tak jakby potop nigdy się nie skończył. Wszystko co było w środku zostało, czyli tutaj zupełnie nie ma już nadziei - potop skończył się za późno.
Teresa Madej - Pani obrazy są bardzo intrygujące w opowieści. Można z tym obcować i czytać je nie jeden raz. Dziękuję za piękne obrazy i za rozmowę.
autor / źródło: Teresa Madej fot. Janusz Zimon dodano: 2009-05-08 przeczytano: 19335 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|