|
Dzieci w czasie rewolucji przemysłowejJedną z mniej znanych kwestii dotyczących kapitalizmu jest praca dzieci w fabrykach podczas rewolucji przemysłowej w Anglii. W oczach socjalistów, komunistów czy innych wrogów kapitalizmu dzieci postrzegane są jako jego ofiary. I jest to fałszywy osąd.
Rewolucja przemysłowa, która najwcześniej rozpoczęła się właśnie w Anglii (ok. 1770-1830) oznaczała przewrót związany z powstaniem przemysłu fabrycznego. Wiązał się on ze zmianami technologicznymi, ekonomicznymi oraz społecznymi. Zastąpienie pracy ręcznej przez maszyny (technologia prymitywna wyparta przez nowoczesną) spowodowało masową produkcję takich samych wyrobów.
Należy wspomnieć, że wiele wynalazków, które się wówczas pojawiły, stworzyło wielu edukowanych domowo geniuszy. Podczas tej rewolucji dzieci rzeczywiście pracowały, jednak żeby poznać ich prawdziwą sytuację, a także zrozumieć źródła antykapitalistycznego mitu, należy poznać temat w detalach. Tak radzi zresztą Lawrence W. Reed, znany polskim czytelnikom Strony Prokapitalistycznej prezes Mackinac Center for Public Policy, który napisał co najmniej dwa teksty na temat oceny sytuacji dzieci podczas rewolucji przemysłowej ("Child Labor and the British Industrial Revolution" i "Misreading the Industrial Revolution"). Wśród innych osób próbujących naświetlić prawdziwy obraz tamtych czasów jest także m.in. historyk Robert Hessen, ekonomista Ludwig von Mises czy profesor Thomas Ashton z London School of Economics.
Dzieci pilnują maszyn i zmieniają nici
Jeśli chodzi o sytuację poszczególnych dzieci w czasie rewolucji, to należy przyznać, że była ona zła. Była także zła i przed rewolucją. Także z powodu tego, że musiały ciężko pracować w warunkach dalekich od bycia idealnymi, szczególnie z dzisiejszego punktu widzenia. Ale przede wszystkim z powodu wszechogarniającej biedy. Aby ocenić, czy te warunki były takie straszne w fabrykach, należy poznać typy ich pracy i zrozumieć, jak pracowały one przed rewolucją przemysłową.
Większość prac, które wykonywały dzieci, nie była aż tak ciężka i trudna jak sobie niektórzy wyobrażają. Polegały one na przykład na pilnowaniu maszyn przędzalniczych albo wymianie zerwanych nici. Prawdą jest jednak, że trwały one wiele godzin. Jeśli wyobrazimy sobie, że wiele z tych dzieci (tzw. free labour) pracowało przy obecności swoich rodziców, przyznamy, że większość normalnych rodziców nie pozwoliłaby, aby ich dzieci wykonywały pracę zupełnie ponad ich siły i możliwości.
Podobnie powinniśmy zdać sobie sprawę, że większość rodziców nie pozwoliłaby na pracę swoich dzieci w warunkach nie do zaakceptowania. Nie ma przecież powodu myśleć, że tamtejsi rodzice byli sadystami czy że nie kochali swoich dzieci, mimo że dziecko zapewne miało wtedy troszeczkę inną wartość (było ich więcej, śmiertelność dużo wyższa).
Jak pisze brytyjski historyk E.R. Thompson, generalnie krytyczny wobec systemu fabryk: "to całkowita prawda, że rodzice nie tylko potrzebowali zarobków swoich dzieci, a także oczekiwali od nich, aby pracowały" . Wielu z pisarzy rozświetliło idylliczny obraz rodziny przed rewolucją przemysłową, jednak czy należy za takowy uznać pracę w źle oświetlonej chatce, słabo wentylowanej, a do tego źle zbudowanej?- jak retorycznie pyta historyk Robert Hessen w "The Effects Of The Industrial Rewoluction on Women and Children" (w Ayn Rand "Capitalism: the Unknown Ideal").
W takich właśnie warunkach odbywała się praca chałupnicza przed rewolucją (np. obróbka wełny), w której dzieci miały oczywiście swój udział. Także M.D. George dodaje w "England In Transition: Life and Work In the Eigteenth Century", że monotonna praca tkacza, polegająca na ręcznym poruszaniu czółenkiem do przodu i do tyłu przez długie godziny wcale nie spodobałaby się entuzjaście pracy ręcznej, jeśli miałby ją wykonywać sam osobiście. W porównaniu z tą prymitywną metodą obsługiwanie maszyny nie wydaje się aż takie złe. W czasach rewolucji przemysłowej były oczywiście i gorsze prace.
Rządowe dzieci z przytułków
Do takich zajęć należała praca przy czyszczeniu kominów - niebezpieczna, brudna i trwająca wiele godzin (12, 15 godzin przez 6 dni w tygodniu). Jednak ten typ pracy wykonywały głównie sieroty (np. siedmioletnie), dzieci opuszczone przez rodziców, będące pod pieczą urzędników "opieki społecznej", po prostu dzieci z londyńskich przytułków (parish apprentice). Dotyczyło to więc pewnego typu dzieci, dla których los był niestety szczególnie okrutny, ale nie powinien być uznany za reprezentatywny.
Co więcej, praca przy czyszczeniu kominów istniała przez rewolucją przemysłową, do tego wcale nie była związana z systemem fabryk. Na tych właśnie dzieciach, których los - należy to podkreślić - był straszny, skupiają się krytycy pracy dzieci w fabrykach. Do nich należą np. J.L. i Barbara Hammond, którzy na ten temat poświęcili wiele książek. Dlatego kiedy mówimy o losie pracujących dzieci w czasach rewolucji, należy rozgraniczyć te, które pracowały wraz z rodzicami (free labour) i te, którymi rodzice z różnych względów się nie zajmowali (parish apprentice).
To rozróżnienie zrobili właśnie Hammondowie, nie przejmując się zbytnio konsekwencjami, które z tego wynikały. Kiedy np. wspomina się liczbę dwóch trzecich z 1150 wszystkich pracujących dzieci w zakładach przędzalniczych (nie w fabrykach) w Derbyshire w 1789 r., chodzi tu właśnie o te biedne sieroty. Po roku 1789 - jak pisze profesor Asthon w "The Industrial Revolution" - proporcje pracujących dzieci były mniejsze, do tego jeszcze mniejsze właśnie w fabrykach. Na ten detal dotyczący pracujących sierot, który został wykorzystany właśnie w propagandzie antykapitalistycznej, zwrócił uwagę historyk Robert Hessen.
Dlaczego młodzi pracowali?
Prawdą jest, że dzieci pracowały w fabrykach. Jednak profesor T.S. Ashton pisze, że proporcja bardzo młodych była w fabrykach dużo niższa w porównaniu z zakładami przędzalniczymi (gdzie pracowały wspomniane "parish apprentice"). Dla przykładu podaje on, że w 1816 r. w fabryce Samuela Grega na 252 wszystkich pracowników 17% miało mniej niż 10 lat, a niecałe 30% powyżej 18 lat. W innej fabryce, McConnela i Kennedy'ego, na 1020 pracujących było tylko 3% poniżej 10 lat, a 52% powyżej 18 lat. W sprawie wieku pracujących wypowiedział się dr Andrew Ure, cytowany przez Ashtona, który przyznał, że zatrudnianie młodych było koniecznością także z tego powodu, że starsi nie byli w stanie zrozumieć obsługi nowoczesnych maszyn.
Do zrelatywizowania wieku pracujących dzieci przyczynia się także John Locke, który pomaga zrozumieć, jak małe dzieci pracowały przed rewolucją przemysłową. Locke, cytowany przez Hessena, napisał w 1697 r. (w raporcie dla Board of Trade), że pracujący mężczyzna i jego żona o dobrej kondycji fizycznej mogą utrzymać nie więcej niż dwoje dzieci i zalecił, aby wszystkie dzieci powyżej trzech lat (sic!) były nauczane, jak zarobić na własne utrzymanie przędąc.
Takie dzieci, przebywające w szkołach zawodowych, miałyby według Locka otrzymywać jedzenie w zamian za pracę. W swoich domach i tak rzadko otrzymywały coś więcej niż chleb i wodę, i to w niedostatecznych ilościach. Dlatego, jak słusznie pisze profesor Ludwig von Mises w "Human Action", obwinianie fabryk o wyrwanie kobiet z kuchni i dzieci od zabawy jest przekręceniem faktów. Kobiety te nie miały z czego gotować ani czym nakarmić dzieci - pisze profesor von Mises. "Te dzieci były wynędzniałe i głodne. Ich jedynym schronieniem była fabryka, która uratowała ich od śmierci głodowej".
Raport Sadlera
Ile w całym temacie jest propagandy pokazuje także sławny raport Michaela Sadlera (członek parlamentu) z 1832 r. On także porusza temat pracy dzieci w fabrykach. Raport ten jest pełen tendencyjnych pytań i sfabrykowanych odpowiedzi "wyzyskiwanych" robotników. Ten pseudodokument stał się niestety źródłem cytatów dla innych antykapitalistycznych historyków, a także źródłem "wiedzy" dla studentów ekonomii na świecie. W rzeczywistości są to zmanipulowane i sfałszowane dane, które miały służyć politycznemu celowi przegłosowania ustawy regulującej warunki pracy i ograniczającej ją do 10 godzin (W.H. Hutt, "The Factory System of the Early Nineteenth Century," in E.A. Hayek, Capitalism and the Historians"). Fałszywość tego dokumentu potwierdził nawet Fryderyk Engels w swojej książce "Położenie klasy robotniczej w Anglii", wskazując na manipulacje polityczne przeciwników systemu fabrycznego.
Warunki pracy
Warunki pracy i higieny były nie najlepsze w fabrykach, ale takie były też przed rewolucją . Najlepsze warunki istniały w fabrykach największych i najnowszych. Factory Acts (Ustawy Fabryczne) wydane pomiędzy 1819 i 1846 r. nakładały na fabrykantów znaczne ograniczenia w kwestii zatrudniania dzieci. Właściciele dużych fabryk, w których kontrole inspektorów odbywały się najczęściej, postanawiali nie zatrudniać dzieci w ogóle. Było to wynikiem pokrętnego, ciągle zmieniającego się prawa. W konsekwencji tego dzieci i młodzi ludzie, którzy musieli pracować, aby przetrwać zostali zmuszeni do szukania pracy w mniejszych, bardziej oddalonych fabrykach (czy innych zakładach), gdzie inspektorom nie chciało się dostać. Tam oczywiście warunki pracy były gorsze. Ale i tak nie było to najgorsze wyjście.
Innym rozwiązaniem była praca na roli, albo - jak pisze profesor Ludwig von Mises w "Human Action" - wałęsanie się po ulicach czy prostytucja. Jeśli zdamy sobie sprawę, że wiele rodzin celowo udawało się z małych mieścin czy wiosek do miast (głównie do Londynu), aby pracować w fabrykach całymi rodzinami, takie krótkowzroczne regulacje należy uznać za cios w plecy rodzin walczących o przetrwanie.
Sytuacja dzieci po rewolucji
Ocenę rewolucji z punktu widzenia losu dzieci ułatwi także porównanie danych statystycznych dotyczących śmiertelności i liczby populacji. Robert Hessen (powołując się na dane z "Health, Wealth and Population In The Early Days Of The Industrial Revolution, 1760-1815 Mabel C. Buer) pisze, że w 1750 r. populacja Anglii liczyła sześć mln ludzi, zaś w 1800 - dziewięć, dwanaście w 1820 i w końcu w 1831 r. czternaście. Ta eksplozja demograficzna nie była związana z żadnym wzrostem urodzin - jak pisze profesor Ashton - ani z napływem ludności do Anglii.
Ludzie rozmnażali się jak przed rewolucją, ale nie umierali jak przed nią. W okresie tym nastąpił nagły procentowy wzrost liczby ludzi bardzo młodych i dzieci. W przedrewolucyjnych latach 1730-49 liczba dzieci, które nie dożywały nawet pięciu lat wynosiła 74,5 %, za to w okresie 1810-29 spadła do 31,8%. Dzieci, które nie dożyłyby nawet tych pięciu lat, miały teraz szansę na przetrwanie. Obie te dane, dotyczące wzrostu populacji i gwałtownego spadku śmiertelności u dzieci kładą kłam antykapitalistycznej propagandzie, która obwinia kapitalizm o pastwienie się nad dziećmi i zamęczanie ludzi pracą na śmierć.
Kto jest za co odpowiedzialny?
Dlatego przy szukaniu winowajców za złą sytuację niektórych dzieci, skazanie ich na śmierć głodową, życie na ulicy czy prostytucję należy wskazać krótkowzrocznych urzędników, którzy praktycznie uniemożliwili im szansę na przetrwanie, zabraniając bardzo młodym pracy w fabryce. Straszny los sierot pokazuje także jak "państwo" opiekowało się dziećmi, posyłając je do najgorszej pracy przy czyszczeniu kominów w zamian za utrzymanie. "Państwo" nie tyle posyłało je do pracy, co nawet płaciło fabrykantom, aby je do pracy przyjmowali (np. George Courtauld - właściciel przędzalni jedwabiu otrzymywał 5 funtów za każde dziecko w trakcie pierwszego roku i kolejne 5 w następnym w ramach kontraktu z przytułkiem).
Aby warunki pracy się poprawiły i żeby dzieci nie musiały wcale pracować, niepotrzebne były jednak rządowe regulacje. Praca dzieci została wyeliminowana wtedy, kiedy zarobki rodziców wystarczyły na utrzymanie rodziny. Dobroczyńcami dzieci nie byli wcale politycy ani inspektorzy fabryczni, ale właściciele fabryk. I ci ostatni wcale nie zawsze byli tacy najgorsi i starali się odpowiedzialnie zająć sierotami, ale o tym w detalach w następnym odcinku.autor / źródło: Natalia Dueholm / idź Pod Prąd dodano: 2006-12-02 przeczytano: 3237 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|