|
Szczęściarz z Nowego Jorku - rozmowa z Krzysztofem ZacharowemŚwiat u stóp. Takiego stanu doświadcza pochodzący z Zamościa Krzysztof Zacharow, ilustrator, projektant, designer i wykładowca prestiżowych uczelni artystycznych w Nowym Jorku. Talent, ciężka praca i szczęście przyniosły mu niekwestionowaną pozycję na amerykańskim rynku artystycznym. Polskich artystów o takiej renomie jest w Ameryce kilku.
Teresa Madej - Urodzony w Zamościu, absolwent Liceum Plastycznego. Jak potoczyła się dalej pana droga życiowa?
Krzysztof Zacharow - Tak. Liceum ukończyłem w 1974 roku. Po Liceum poszedłem do Krakowa na Akademię Sztuk Pięknych - wydział malarstwa. Po uzyskaniu dyplomu w 1981 roku wyjechałem do Nowego Jorku.
Teresa Madej - Na wakacje, stypendium, zaproszenie? Jak to się stało?
Krzysztof Zacharow - To ciekawa sprawa. Chciałem pojechać do Nowego Jorku, ale nie miałem żadnych tam kontaktów. Chciałem pojechać żeby zobaczyć to miasto. Spędzić wakacje - to był czerwiec kiedy dostałem wizę amerykańską. Pomyślałem, że coś zarobię. W tym okresie każdy jechał na kilka miesięcy, żeby coś zarobić. Moja mama miała w Nowym Jorku koleżankę. Pani Wanda zgodziła się, że zamieszkam u niej przez tydzień czasu. Tak się stało. Po siedmiu dniach się wyprowadziłem i zacząłem żyć na własną rękę. Historia fascynująca. Pojechałem do pracy, którą zorganizowała mi pani Madeja. Okazało się, że to było w New Jersey, w hotelu, gdzie miałem coś robić. Spakowałem walizkę i odwieziono mnie do hotelu. Przychodzi do mnie Amerykanin i mówi - będzie pan tutaj sprzątał. Przyniósł wiadro wody i mopa. A ja zapytałem o ochronne gumowe rękawiczki. On wyszedł, a kiedy powrócił wcisnął mi w rękę 25 dolarów i od razu mnie zwolnił. Ja za telefon i dzwonię do tego pana, który mnie przywiózł, żeby po mnie przyjechał i odwiózł. Po drodze zostawił mnie na Manhattanie.
Teresa Madej - Nie było odwrotu, musiał pan sobie radzić sam?
Krzysztof Zacharow - Ja zawsze jestem szczęściarzem - lucky man. Miałem telefon kolegi artysty, Przemka Szymkowiaka. Zadzwoniłem do niego, był w domu. Zgodził się dać mi pokój na dwa miesiące.
Teresa Madej - Czy już wtedy był zamysł, że pan zostaje na dłużej?
Krzysztof Zacharow - Nie. Ja nie miałem pomysłu na dłużej. W zasadzie ja zostałem zmuszony do pobytu, ponieważ w grudniu ogłoszono stan wojenny i od tamtego momentu moje losy potoczyły się zupełnie inaczej. Kolega wprowadził mnie go galerii komercyjnej, gdzie robiłem kopie obrazów. Wszystko - od banalnych kwiatków po obrazy mistrzów. Galeria sprzedawała te kopie. Zarabiałem 4,50 usd na godzinę, czyli 125 usd tygodniowo. Za to nawet nie można było wynająć pokoju. To było nic. Nie upłynęło wiele czasu, kiedy przygotowałem portfolio, czyli przykłady ilustracji. Ja już wiedziałem, że jeśli chcę zarobić na życie, to muszę wykonywać to, co jest mi najbliższe - ilustrację. Oprócz tego jest malarstwo, które zawsze chciałem robić. Zrobiłem kilka przykładów ilustracji, które są także na wystawie - to są tzw. masterpieces. Tu usłyszałam wersję angielską, a w tłumaczeniu to znaczy, że były to najlepsze ilustracje, jakie w życiu zrobił -po prostu "cudeńka".
Teresa Madej - Kiedy pojawiły się pierwsze duże pieniądze?
Krzysztof Zacharow - Być w Nowym Jorku, to trzeba mieć szczęście na ziemi, a raczej w niebie. Dwa tygodnie później spotkałem przepiękną kobietę w barze, która była dyrektorem artystycznym wielkiej agencji w Nowym Jorku. Jak wielkim szczęściarzem musiałem być? Dostałem pierwszą pracę - za dwie godziny zarobiłem tysiąc dolarów. To szalona różnica. W 1982 roku miałem już w "The New York Times" dział rysunku. Pracowałem na zamówienie, jako "wolny strzelec". Ja w Ameryce nic nie robiłem ponad to, że miałem pędzel w ręku. Dziękowałem, że facet mnie wyrzucił. Wiedziałem, że ja potrafię namalować wszystko, co trzeba. Do tego wszystkiego miałem niesamowity "luck" - szczęście.
Teresa Madej - Czyli spotykał pan ludzi, którzy panu pomagali?
Krzysztof Zacharow - Tak. To się zaczęło od tej Amerykanki. Kontynuowałem z nią współpracę. Dla przykładu - moją pracę z 1984 r. "Dziewczyna wiolonczela" ma prezydent Kwaśniewski. Ja bardzo szybko zyskałem uznanie i renomę w świecie artystycznym i biznesu. Akademia w Krakowie dała mi bardzo dobre przygotowanie.
Teresa Madej - Wielkim przebojem wszedł pan do świata artystycznego Ameryki. Nie wszystkim to się udaje. A jak wyglądały losy innych polskich artystów, których pan tam spotykał? Czy dla wszystkich jest to "ziemia obiecana"?
Krzysztof Zacharow - Nie wszystkim szło tak dobrze. W Nowym Jorku trzeba być dobrym, mieć szczęście, osobowość, być czarujący, mieć bardzo dobre koneksje i do tego ciężko pracować - wtedy jest możliwa "ziemia obiecana".
Teresa Madej - Pana dobre wejście dało kolejne zlecenia i dalsze rekomendacje?
Krzysztof Zacharow - Podstawą pozostaje ciężka praca, nic samo nie przychodzi. Trzeba to kreować, znajdywać klienta, który zapłaci za twoją pracę. Ilu artystów z Polski odniosło sukces? Może pięciu? I to nie na długo.
Teresa Madej - Czy były kryzysy? Raczej nie, jeśli wszystko poszło tak gładko?
Krzysztof Zacharow - Kryzysy? Co to znaczy, że nie mogło być? Kryzys zawsze jest. Nigdy nie było łatwo, nigdy nie będzie łatwo. Ja podkreślam, że należy ciężko pracować.
Teresa Madej - Kryzys - to znaczy - wracam do kraju?
Krzysztof Zacharwow - Nie. Nie było takiego momentu, chociaż trzy pierwsze lata były najtrudniejsze. Ja teraz mam najlepszy czas. Teraz! Najlepszy czas w życiu. Mam osiągnięcia, z którymi przyjechałem do Zamościa. Chcę je pokazać. Trzydzieści lat mnie nie było, macie to teraz na ścianie. Zobaczcie, co ja zrobiłem. Ja mogłem przyjechać do Zamościa i opowiadać o swoim sukcesie. Postanowiłem to pokazać. Teraz możecie mnie oceniać.
Teras Madej - Bardzo panu zależało na tym, żeby te prace pokazać w BWA w Zamościu?
Krzysztof Zacharow - Tak. Bardzo. Dożyłem do takiego okresu w życiu - to jest kawał czasu - dwadzieścia pięć lat pracy artystycznej i pomyślałem, że to jest świetna okazja, żeby przyjechać i pokazać swoje prace w moim mieście rodzinnym.
Teresa Madej - W tej trasie artystycznej pokaże pan swoje prace w innych miastach?
Krzysztof Zacharow - Oczywiście. Następna wystawa jest w Krakowie w Piano Nobile (13.10.). W marcu mam wystawę w Muzeum Karykatury im. E. Lipińskiego w Warszawie i kolejna w BWA Wrocław Galeria.
Teras Madej - To są pana pierwsze wystawy po tej prawie trzydziestoletniej nieobecności w kraju?
Krzysztof Zacharow - Tak. To jest moja pierwsza wystawa. Zaczynam w Zamościu.
Teresa Madej - Zapytam - pan z "tych Zacharowów"?
Krzysztof Zacharow - Ja na rodzinne tematy nie rozmawiam, bo ja jestem tutaj nieobecny. Było czterech braci Zacharowów i dwie siostry - Konstanty, Aleksander, Mikołaj, Olga, Zofia i Żenia, który pojechał do Ameryki. Ja jestem syn Konstantego. Jurek jest synem Aleksandra. Ja zdaję sobie sprawę, że to zaczyna być poważna rodzina w Zamościu, jeżeli chodzi o liczebność i jakość. Wielu jest wybitnych i zdolnych. Jestem dumny z wielu naszych członków rodziny. To, że ja jestem gwiazdą - "no question about that" (nie podlega dyskusji) - odpowiadał artysta z uśmiechem.
Teresa Madej - Czy genialny artysta, który zrobił wielką karierę ma jeszcze marzenia i plany?
Krzysztof Zacharow - Moje marzenie albo następny projekt to jest - robić to co robię przez następne lata, pokazywać to na wystawach - Warszawa, Zamość, Kraków; a także w albumach i katalogach. To jest mój plan i moje marzenie zarazem.
Teresa Madej - Dziękuję za rozmowę. autor / źródło: Teresa Madej fot. Janusz Zimon dodano: 2009-06-20 przeczytano: 18448 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|