|
Były hity, czas na kichyTydzień temu pokazałem Państwu mój ranking dziesięciu najlepszych występów polskich klubów piłkarskich w meczach europejskich pucharów z ostatnich dwóch dekad. Dziś natomiast przedstawię zestawienie dokładne odwrotne, czyli największych klęsk naszych drużyn w pucharowych rozgrywkach; również w ostatnich 20 latach. Wybór był trudny, bo po pierwsze - spektakularnych porażek było więcej niż zwycięstw, a po drugie - każde takie wspomnienie jest bolesne dla kibica i poniższa klasyfikacja właściwie mogłaby mieć jedno kryterium: stopień zadawanego cierpienia.
Oto co mi wyszło z tego iście masochistycznego dumania.
- Vetra Wilno - Legia Warszawa 2:0 po 45 minutach pierwszego meczu, reszta odwołana (I runda Pucharu Intertoto 2007). Wiem, że tydzień temu stwierdziłem, że tych rozgrywek nie biorę pod uwagę. Po części się z tego nie wycofuję, bo w innym wypadku musiałbym w tym rankingu umieścić również popisy Lecha Poznań w meczu z mołdawskim FC Tiraspol, Polonii Warszawa z kazachskim Tobołem Kostanaj czy też ubiegłoroczne mecze Cracovii z białoruskim Szachtiorem Soligorsk. Niemniej to wydarzenie wstawiłem, gdyż była to kompromitacja nie tylko piłkarzy i sztabu szkoleniowego Legii, ale przede wszystkim kilkusetosobowej bandy megadebili mieniącej się kibicami stołecznej drużyny, którzy wywołali taką awanturę, że przerwano przez nią mecz! Przypominam, że pierwotną karą nałożoną na Legię przez UEFA było wykluczenie klubu z Łazienkowskiej na kolejny sezon z europejskich pucharów. Później ją na szczęście złagodzono, ale potężny wstyd pozostał.
- Amica Wronki w fazie grupowej Pucharu UEFA (2004/2005). Druga lokata za całokształt popisów. Krótko przypomnę: 0:5 z Glasgow Rangers, 1:3 z austraiackim Grazerem AK, 1:3 z holenderskim AZ Alkmaar i 1:5 z francuskim Auxerre. Nie przypominam sobie, by którakolwiek drużyna miała gorszy bilans w całej historii meczów fazy grupowej w Pucharze UEFA. Gdy to się oglądało, żal ściskał dosłownie każdą część ciała.
- Wisła Kraków - Dinamo Tbilisi 4:3 i 1:2 (I runda Pucharu UEFA 2004/2005). Przypominam, że to był sezon, w którym Wisła zdobyła w niezwykle łatwy sposób mistrzostwo Polski, uzyskując w połowie sezonu kilkanaście punktów przewagi. Latem, w rundzie przedwstępnej Ligi Mistrzów pokonali w Tbilisi mistrza Gruzji WIT Georgia aż 8:2. Teoretycznie więc powinni sobie z Dinamem poradzić niemalże bez wysiłku i szczerze mówiąc do dzisiaj nie umiem sobie wytłumaczyć jak to się stało, że doszło do tej porażki.
- Terek Grozny - Lech Poznań 1:0 i 1:0 (runda wstępna Pucharu UEFA 2004/2005). Dochodzę do wniosku, że sezon 2004/2005 był dla naszej piłki klubowej po prostu straszny. Praktycznie wszystkie polskie zespoły przegrywały wtedy grając z totalnymi słabeuszami lub nie podejmując większej walki, jak Amica. W ogóle Lech zwykle w pucharach odpadał wcześnie i dopiero ostatni sezon miał pod tym względem raczej udany. Porażka z Terekiem jednak była jedną z najgorszych. Drużyna, która nawet nie mogła grać u siebie, z uwagi na wojnę w Czeczenii, będąca dużo gorszym zespołem od czołówki ligi rosyjskiej, okazała się lepsza od zdobywcy Pucharu Polski i w dodatku awansowała w pełni zasłużenie.
- Widzew Łódź - Eintracht Frankfurt 2:2 i 0:9 (I runda Pucharu UEFA 1992/1993). Miałem wtedy siedem lat i pamiętam tylko rewanż. Siedziałem przed telewizorem i myślałem, że to jakiś film komediowy, bo przecież niemożliwe jest przegrać taką różnicą bramek. Wszak dwa miesiące wcześniej widziałem, jak nasi piłkarze zdobywają srebrny medal na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. W dodatku wszystkie piłki wpadały tak łatwo? To wtedy do mnie dotarło, że tak naprawdę od najlepszych dzieli nas przepaść.
- Valaerenga Oslo - Wisła Kraków 0:0 i 0:0, karne 4:3 (II runda Pucharu UEFA 2003/2004). Ten dwumecz jest niżej od spotkań z Dinamem Tbilisi, bo ta porażka była naprawdę minimalna i bardziej pechowa, a sama Valaerenga, choć wtedy zaciekle broniła się przed spadkiem z norweskiej ekstraklasy, właśnie wówczas zaczęła się budować i w niedługim czasie stała się czołowym zespołem swojej ligi. Nie zmienia to faktu, że wiślacy powinni byli awansować bez najmniejszych problemów.
- Fylkir Reykjavik - Pogoń Szczecin 2:1 i 1:1 (runda wstępna Pucharu UEFA 2001/2002). W meczu rewanżowym szczecinianie szybko zdobyli bramkę i wydawało się, że kwestią czasu będą kolejne gole. Tymczasem piłka jakoś nie chciała znaleźć się w islandzkiej siatce. Nawet kiedy Pogoń wychodziła pięcioma zawodnikami na dwóch obrońców, to i tak zawsze coś stawało na przeszkodzie. Zemściło się to w ostatniej minucie spotkania i awans uzyskali goście z Reykjaviku.
- Cementarnica Skopje - GKS Katowice 0:0 i 1:1 (runda wstępna Pucharu UEFA 2001/2002). Ponownie wielkie bicie głową w mur. Macedończykom wyszła wtedy dosłownie jedna akcja. Fakt, że efektowna, bo bramkę strzelili przewrotką. Polacy mieli około godziny na strzelenie dwóch goli. Strzelili jednego, po którym trener Edward Lorens ucieszył się tak, jakby to była zwycięska bramka z jakimś arcymocnym przeciwnikiem. Gol nie był zwycięski, za to rywal - jak pokazały jego dalsze występy - był bardzo przeciętny.
- Legia Warszawa - Valencia CF 1:1 i 1:6 (II runda Pucharu UEFA 2001/2002). Można powiedzieć, że przeżywałem to samo, co w meczu Eintracht - Widzew. Na usprawiedliwienie Legii można dodać tylko to, że jej przeciwnik był naprawdę z najwyższej europejskiej półki.
- Czernomorec Odessa - Widzew Łódź 1:0 i 0:1, karne 6:5 (I runda Pucharu UEFA 1995/1996). Jestem za młody, by pamiętać Widzew z lat osiemdziesiątych - z Bońkiem, Wragą, Piętą, Surlitem, Młynarczykiem, Smolarkiem etc. Natomiast pamiętam łódzki klub z połowy lat dziewięćdziesiątych i śmiało stwierdzam, że była to jedna z najlepszych naszych drużyn ostatniego dwudziestolecia. Może nawet lepsza od Wisły Kraków Henryka Kasperczaka, której trzon zresztą tworzył, tak jak w przypadku Widzewa, Franciszek Smuda. Tym bardziej boli porażka z zespołem ukraińskim. W pierwszym meczu, bohater niedawnego pojedynku Francja - Polska na paryskim Parc de Princes, Andrzej Woźniak obronił rzut karny. W drugim mieliśmy jeden wielki szturm widzewiaków. Pamiętam, jak omal nie podarłem poduszki z radości, gdy wreszcie Widzew strzelił gola za sprawą Andrzeja Michalczuka, czym doprowadził do dogrywki. Ale dalej było to samo, co wcześniej, a w karnych po prostu zabrakło szczęścia.
Tydzień temu pisałem ku pokrzepieniu serc. Dziś jednak - ku przestrodze. Gdy czytacie państwo te słowa, to wiecie jak sobie poradziła warszawska Polonia w pierwszej rundzie wstępnej nowoutworzonej Ligi Europejskiej. Ja pewnie też to już w tej chwili wiem, ale tekst ten piszę na 2 tygodnie przed jego publikacją. Mam nadzieję, że "Czarnym Koszulom" poszło dobrze, a i nasze kolejne drużyny zaprezentują się pozytywnie w Europie.
Życzyłbym sobie, żeby powyższy ranking nie musiał być przeze mnie aktualizowany przez długie lata. Czy tak się jednak stanie?
autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2009-07-10 przeczytano: 3018 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|