|
Tomasz Dudek: "Dowodziłem prawdziwą bitwą" Ponad 110 współczesnych kawalerzystów z formacji ochotniczych oraz około 30 mundurowych bez koni wzięło udział w inscenizacji bitwy pod Komarowem.
W ten sposób 30 sierpnia br. na polach Wolicy Śniatyckiej, w 89 lat po zakończeniu tej zwycięskiej bitwy, złożyli hołd żołnierzom, którzy dzielnie stawili czoła bolszewickiej nawałnicy.
Patrząc na wydarzenia, jakie mają miejsce od kilku lat na polach Wolicy Śniatyckiej trzeba przyznać, że z roku na rok organizowane są z coraz to większym rozmachem. Już teraz jest to chyba największa inscenizacja kawaleryjska w Polsce. A jak się okazuje, Tomasz Dudek, prezes Stowarzyszenia "Bitwa po Komarowem", główny organizator rekonstrukcji, wcale nie powiedział ostatniego słowa. Aż strach pomyśleć, co będzie za rok, w okrągłą - 90. - rocznicę bitwy.
Ale zanim będziemy pisać i zapowiadać przyszłoroczne uroczystości, przytoczymy najpierw rozmowę z Tomaszem Dudkiem o zakończonych przed paroma dniami uroczystościach 89. rocznicy bitwy.
- W tym roku to już nie była sama inscenizacja historyczna, wasza akcja została znacznie rozbudowana.
- Tak. Największe wrażenie zrobiły I Manewry Kawalerii pod Komarowem. Było wielu sceptyków i niedowiarków, a wyszło kapitalnie. Dzień manewrów był pracowity. W działaniach uczestniczyły konne oddziały, które o godz. 8.15 stawiły się na wzgórzu stanicy. Po zdaniu meldunków ksiądz pobłogosławił uczestników przed wymarszem na manewry. Każdy oddział otrzymał indywidualne zadanie w terenie, który 90 lat temu był miejscem przemarszu 1 Dywizji Jazdy Juliusza Rómmla. Poprzez kilka punktów kontrolnych, na których działania współczesnej Kawalerii mogli
oceniać obserwatorzy, oddziały maszerowały otrzymując kolejne rozkazy od gońców ze sztabu manewrów. Formacje odwiedzały okoliczne wioski i zabudowania, by napoić swoje zmęczone marszem konie.
- Jak reagowali mieszkańcy?
- Mieszkańcy wiosek z zaciekawieniem obserwowali ten niesamowity orszak zapraszając niezwykłych gości na krótki odpoczynek.
Po kilku godzinach marszu oddziały trafiły do punktu docelowego w pięknie położonym gospodarstwie na słynnym wzgórzu 255 w Wolicy Śniatyckiej, by zameldować panu majorowi Zbigniewowi Makowieckiemu wykonanie zadania. Następnie każdy oddział został poddany próbie sprawności we władaniu szablą, lanca i strzelaniu.
- Zbigniew Makowiecki to kawalerzysta, zrobiliście na nim wrażenie?
- Major Makowiecki jest Prezesem Zrzeszania Kół Pułków Kawalerii w Londynie i tak jak mówisz, przedwojennym kawalerzystą. Nie krył wzruszenia. Wraz z nami
przeniósł się do czasów kiedy Polska Kawaleria właśnie tak odbywała swoje szkolenia. Zresztą, również pozostali uczestnicy byli pod wielkim wrażeniem tego wspaniałego dnia.
- Jak zakończyła się rywalizacja podczas manewrów, kto został zwycięzcą i jaka nagrodę otrzymał?
- Zwycięzcą I Manewrów pod Komarowem została 1 Sekcja Liniowa - 8. Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego. Nagrodą jest Buńczuk Przechodni Stowarzyszenia "Bitwa pod Komarowem". Drugie miejsce - ze stratą tylko jednego punktu - zajął 1 PUK z Kobyłki, a trzecie - 9 PUM Zamość. Na kolejnych miejscach znalazły się Patrol Oficerski 8. Pułku Ułanów Księcia Józefa
Poniatowskiego, Szwadron Kombinowany (Białystok, RK SOP), 11 PUL Radom oraz Sekcja Jasło 8. Pułku Ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego.
- Podsumuj tegoroczne obchody rocznicy bitwy pod Komarowem.
- Jestem zadowolony, bo znowu zrobiliśmy kolejny wieli krok naprzód. Nasza impreza urosła do największej w Polsce. W dodatku uczestnicy byli bardzo zadowoleni, czego efektem będzie jeszcze większa impreza w przyszłym roku (90. rocznica - przyp. wald).
Ten rok był dla nas wszystkich wyjątkowy. I Manewry Kawalerii pod Komarowem, oficjalna prezentacja Pomnika Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej oraz poświęcenie przez biskupa Wacława Depo Sztandaru Szwadronu Ziemi Zamojskiej w barwach 9 Pułku Ułanów Małopolskich na polach Wolicy Śniatyckiej, to wielkie wydarzenia, które podtrzymują tak piękne polskie tradycje.
Pod Komarowem stanęło w tym roku konno ponad 110 spadkobierców ułańskiej tradycji z całej Polski. Komarów i jego historia stała się dla wszystkich środowisk kawaleryjskich miejscem szczególnym. Już niebawem rocznica najsłynniejszej bitwy konnej XX wieku stanie się oficjalnie Świętem Polskiej Kawalerii.
- Na polach Wolicy Śniatyckiej wasz szwadron otrzymał sztandar.
- Sztandar Szwadronu Ziemi Zamojskiej w barwach 9 pułku Ułanów Małopolskich był naszym marzeniem. Marzyliśmy o tym, ale nikt nawet nie śmiał o tym wspomnieć. Wraz Wojtkiem Bryknerem - Komendantem naszego oddziału podjęliśmy decyzję, że nasza formacja jest gotowa na tak wielki zaszczyt. Znaliśmy wizerunek oryginalnego sztandaru, jednak nie mieliśmy prawa wykonać jego kopii. Po uzgodnieniach z Wojtkiem zabrałem ze sobą rysunki pod pachę i wyruszyłem w sprawie pomnika i sztandaru w daleką drogę do Pańskiej Łaski daleko za Poznań.
Tam całość skonsultowałem z panem Lesławem Kukawskim, największym autorytetem w dziedzinie kawalerii w Polsce.
Był bardzo przychylny naszej idei. Niedługo po tym zleciliśmy wykonanie Sztandaru pani Marcie Hołys, która wspaniale wyszyła jego wizerunek. Gdy odbieraliśmy sztandar od artystki łzy nam płynęły przez cała drogę. W milczeniu nie mogąc wydusić z siebie słowa przejechaliśmy całą drogę do domu.
- Jakie znaczenie ma dla was ten sztandar?
- Nasz sztandar to coś więcej niż tylko kawałek pięknie zdobionego płótna, to nasza duma i honor, którego będziemy strzegli za wszelką cenę.
Na wizerunku sztandaru widnieje napis "Szwadron Ziemi Zamojskie" "Komarów 1920 - 2009" oraz są herby miast związanych z historią Pułku. Drohobycz, Trembowla, Zamość i
Komarów.
Gdy Nasz Plutonowy Albert Romańczuk zobaczył sztandar po raz pierwszy ukląkł i ucałował jego rąbek wtedy uświadomiłem sobie jak wielkie ma on znaczenie dla całej Naszej Formacji.
Rodzicami chrzestnymi Sztandaru zostali mjr Makowiecki Prezes Zrzeszania Kół Pułków Kawalerii w Londynie, kawalerzysta września 1939 roku oraz moja mama jako gospodarz naszej Stanicy. Honorowe gwoździe otrzymali biskup Wacław Depo, Lesław Kukawski, ułani Szwadronu Ziemi Zamojskiej i ich rodziny oraz rtm Wojciech Brykner, komendant oddziału, i ja z tytułem honorowym Pułkownika jako prezes naszej formacji.
- Oficjalna prezentacja Pomnika Chwały Kawalerii i Artylerii Konnej już się odbyła, czy uda się wybudować go do przyszłorocznych uroczystości?
- Model jest imponujący, jednak wszystko zależy od finansów. Tworzymy właśnie Komitet Budowy Pomnika i zaszczepiamy temat wszystkim Formacjom Kawaleryjskim w Polsce. Czy uda się na okrągła rocznicę? Szczerze powiedziawszy nie wiem, ale gdzieś w głębi duszy liczę na to.
- Czy coś cię zaskoczyło w tegorocznej inscenizacji?
- Tak, inscenizacja nabrała innego wymiaru. Kapitalna karność uczestników, zgranie i braterstwo. Z pozycji widza zapewne tego nie widać, pewne przestoje są dla niedoświadczonego obserwatora niezrozumiałe. Natomiast, żeby to pojąć, trzeba znać taktykę walki z konia i siedzieć na końskim grzbiecie. Minusami był fakt słabego nagłośnienia, pomimo tego, że robiła to profesjonalna firma, głos w terenie uciekał. Zabrakło podkładu muzycznego, który był przewidziany i to uważam za mój własny wielki błąd. Nabieramy doświadczenia i na pewno poprawimy to w przyszłości.
Jednak te dwa dni na końskim grzbiecie były wyczerpujące, zarówno dla
nas jak i dla koni.
- Powiedz coś jeszcze o organizatorach tego przedsięwzięcia.
- Trzeba zdawać sobie sprawę, że organizatorem była garstka osób- zapaleńców. Byłem to ja, rtm Wojtek Brykner, adiutant Jacek Skoczylas i wiążący stronę bolszewicka Michał Czarnecki.
To na nas spadł cały ciężar organizacji. A przecież w tym roku dokonaliśmy wspaniałych rzeczy. Święto Polskiej Kawalerii w rocznicę Bitwy Pod Komarowem niebawem zostanie oficjalnie ogłoszone. Zebrałem od 80 proc. środowisk wsparcie tej inicjatywy. Wreszcie po wielu konsultacjach pokazaliśmy model pomnika, zorganizowaliśmy największą kawaleryjska imprezę w Polsce wraz manewrami, poświęciliśmy sztandar naszej formacji i gościliśmy wspaniałych ludzi, Lesława Kukawskiego i mjr Zbigniewa Makowieckiego - jest to niewątpliwe sukces, spełniliśmy swój obowiązek.
Chciałbym podziękować mojemu sztabowi organizacyjnemu. Wojtkowi Bryknerowi, Jackowi Skoczylasowi oraz Michałowi Czarnieckiemu. Panowie, zaszczytem było dla mnie współpracować z tak oddanymi sprawie ludźmi. Dziękuję też wszystkim, którzy nas wspierali w organizacji całego przedsięwzięcia.
- I już na zakończenie powiedz, co zadecydowało o tym, że wdziewacie mundury ułańskie, wsiadacie na koń i "bawicie" się w wojenkę. Czy ma to jakiś głębszy wymiar, czy traktujecie to jako rozrywkę? Bo część osób tak właśnie was postrzega.
- Tak, ma głębszy wymiar i każdy kto widział tegoroczną inscenizacje wie, że żarty się dawno skończyły. Naprzeciw siebie w cwale szarżowały oddziały z lancami i szablami, było bardzo niebezpiecznie. Podjąłem taką decyzję w ostatniej chwili, zaryzykowałem oddając ułanom możliwość posmakowania prawdziwej szarży. Fakt, że trudno utrzymać rozpędzoną masę,
ale to twardzi ludzie, z których możemy być dumni.
W sztabie uzgadnialiśmy wszelkie zasady bezpieczeństwa i wtedy był moment gdzie rozsądek był górą. Jednak gdy dosiedliśmy koni sytuacja się diametralnie zmieniła. Chłopcy widząc taką masę wyjących bolszewików rwali się do walki, trudno było nad tym zapanować. Scenariusz się nam zaczął walić i wtedy podjąłem szybką decyzję i zacząłem wpuszczać do szarży kolejne oddziały. Stałem na wzgórzu i widząc co się dzieje, wydawałem kolejne rozkazy do szarży oddziałom, które wracały.
Ten widok był czymś niesamowitym, całe pole było jednym wielkim polem walki. Dowodziłem prawdziwa bitwą - szwadronem kawalerii, i ta satysfakcja pozostanie mi do końca życia. W tym roku naprawdę był to prawdziwy sprawdzian. Po co to robimy? To siedzi gdzieś głęboko w sercu, z tym człowiek się rodzi. W tym roku mój 15 letni syn też szarżował i jestem z tego dumny. To nie jest zabawa. autor / źródło: wald dodano: 2009-09-09 przeczytano: 18037 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|