|
Być jak Skrzetuski - rozmowa z Henrykiem SzkutnikiemNa rozmowę z Henrykiem Szkutnikiem umawiam się dwukrotnie - pierwszy raz występuje on w roli kustosza działu fotografii Muzeum Zamojskiego; ponownie w roli artysty - plastyka w swojej pracowni malarskiej na poddaszu zamojskiej starówki. Inne klimaty, inna aranżacja wnętrz - ale sprawa dotyczy tej samej osoby. Ma za sobą inne role - chociażby "Jana Skrzetuskiego" podczas widowiska historycznego "Druga po Jasnej Górze. Twierdza Zamość w czasach potopu szwedzkiego".
TM - Co artysta - plastyk robi w Muzeum Zamojskim - kopiuje stare bezcenne dzieła sztuki, a później muzeum wystawia je jako oryginały? Nie zauważam w pracowni żadnych sztalug ani farb i pędzli.
Henryk Szkutnik - Nie ma tutaj żadnych sztalug ani innych atrybutów malarza z prostej przyczyny, jest to pracownia fotograficzna, a artysta - plastyk jest tutaj kustoszem działu fotograficznego. Zamiast sztalug na wyposażeniu pracowni jest aparat fotograficzny, komputer, skaner, drukarka, filmy i tysiące zdjęć, a właściwie około 100 000 negatywów i pozytywów. Moja domeną są bowiem muzealia fotograficzne, którymi opiekuję się od 16 lat, wcześniej to zadanie wypełniał nieżyjący już Marian Siegieńczuk.
TM - Można mieć wrażenie, że to trochę nudne zajęcie. Czy z takiej pracy jest satysfakcja - takie sobie zwykłe zdjęcia?
Henryk Szkutnik - Tych niby zwykłych zdjęć strzeże się jak każdego innego zabytku. Zdjęcie zostaje wpisane do księgi inwentarzowej, nie może się zagubić, jest dokładnie opisane, aby łatwo można do niego dotrzeć. Do zdjęć zabytkowych zakwalifikowane są zdjęcia od końca XIX do połowy XX wieku - i skatalogowane jako stara fotografia zabytkowa - prawie 5 000 sztuk, i wymagają dużo naszej staranności. W zbiorach znajdują się także zdjęcia innych zabytków muzeum, eksponatów; pracownia obsługuje inne działy. Oczywiście to nie wszystko, na czym się koncentruje praca kustosza - udostępniam zbiory naszej pracowni za odpłatnością - do publikacji, wydawnictw, prasy i prac dyplomowych. Nie jest to już problem - jest Internet i płytka CV. Mam swój udział przy organizacji wystaw, ekspozycji - przygotowuję plakaty, zaproszenia. Do moich zadań należy także dokumentowanie ważniejszych wydarzeń w mieście i regionie. Zajęcie jest interesujące, trochę podglądam świat z aparatem, często jest się w centrum ważnych wydarzeń - ja te wydarzenia utrwalam dla historii.
TM - Jeśli to tak interesujące zajęcie - to proszę się pochwalić - Pana zdaniem najciekawsze zdjęcie- to ...
Henryk Szkutnik - Zrobiłem przez szesnaście lat pracy tysiące zdjęć - trudno w jednej chwili określić to najciekawsze. Pewnym sentymentem darzę zdjęcie sprzed kilkunastu lat - zrobione zostało 23.08.1991 r. podczas wystawy malarskiej w Galerii Studyjnej Muzeum Zamojskiego - nawet je zatytułowałem: "Urzędnik i artysta"; przedstawia Marcina Zamoyskiego - był wówczas Prezydentem Zamościa - to "urzędnik"; natomiast "artysta" to Paweł Dudziński - postać powszechnie znana.
TM - Zaczęliśmy rozmowę od środka Pana drogi życiowej. Proszę powiedzieć, jakie wiatry przywiały Pana do Zamościa. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to o kobietę chodzi - czy tak?
Henryk Szkutnik - To nie zasługa wiatru, raczej wody. Urodziłem się w Lubartowie nad Wieprzem - i jak widać pisane mi było spędzić życie nad Wieprzem. Z Zamościa do rzeki Wieprz to rzut beretem. Miałem krótką przerwę, kiedy w pobliżu nie było mojej rzeki. Średnią szkołę - Państwowe Liceum sztuk Plastycznych ukończyłem w Lublinie. Natomiast dyplom magistra sztuki uzyskałem w 1976 roku na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, o specjalności malarstwo sztalugowe. Na studiach poznałem moją przyszłą żonę - ukończyła tę samą uczelnię, inna jest jej specjalność - rzeźba. Za jej przyczyną - żona pochodzi z Komarowa - przyjechałem do Zamościa. Na początku pracowałem jako nauczyciel w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych im. B. Morando w Zamościu.
TM - Proszę powiedzieć, w jaki sposób powstają legendy o Zamościu. Oczywiście chodzi mi o legendę "szwedzki stół" - wypromowaną przez Muzeum Zamojskie w 2006 r. podczas widowiska historycznego, za co zyskał Pan uznanie w oczach Kapituły, oceniającej dokonania kulturalne w Zamościu w minionym roku.
Henryk Szkutnik - Od kilku lat jestem przewodnikiem turystycznym z uprawnieniami na miasto Zamość i Roztocze. Uczęszczałem na kurs przewodnicki, na zaliczenie pisaliśmy legendy, sporo czytałem o Zamościu. Zdarzyło się, że spotkałem w muzeum grupę z Warszawy; kierownik grupy opowiadał o Ukrainie, słuchali z ogromnym zainteresowaniem, chyba udzieliła mi się ta atmosfera i zacząłem opowiadać turystom o czasach "potopu szwedzkiego" w Zamościu. I tak wyszła z tego legenda, której być może wcześniej nie wymyślono. Została opublikowana w czasopiśmie turystycznym "Voyager", później opowiedziałem przewodnikom zamojskim - spodobała się - i następnie została spisana w klimatach XVII wieku. To dało impuls do opracowania i zrealizowania widowiska historycznego, a później do zaprezentowania go publiczności w Zamościu. Była zresztą znakomita okazja - okrągła rocznica 350 - lecia najazdu Szwedów na Polskę. Co więcej, pozyskaliśmy grant Ministra Kultury, który objął nie tyko widowisko historyczne, także konferencję naukową, wydawnictwo i wystawę.
TM - Przyznaję, wyśmienita impreza - może tylko za mało gości przy "szwedzkim stole". Znajduję, sądząc po stroju, że przypadła Panu rola Jana Skrzetuskiego - jednego z głównych bohaterów powieści Henryka Sienkiewicza pt. Ogniem i Mieczem, wzorowanego na historycznej postaci Mikołaja Skrzetuskiego, po którym powieściowy bohater otrzymał nazwisko i "zbarski epizod". Pan ma swój "zamojski epizod". Trzeba Panu wiedzieć, że Jan Zamoyski "Sobiepan" mógł sobie pozwolić na ten koncept wobec Szwedów, zasugerowany nota bene przez Imć Onufrego Zagłobę, bo w owym czasie w twierdzy zamojskiej - wiernej wobec króla Jana Kazimierza było dużo szlachetnego rycerstwa polskiego - nie tylko przywołany Zagłoba, ale i "Mały Rycerz" i towarzyszący mu kompan od szabli Jan Skrzetuski.
Henryk Szkutnik - Wydaje się to całkiem prawdopodobne... i tak się rodzą legendy. Rzeczywiście - mój piękny kostium, jak i wiele innych zostało wypożyczonych z WytwórniFilmowej. Kostiumy pochodziły z filmu Jerzego Hoffmana "Ogniem i mieczem", które wcześniej wypożyczaliśmy na wystawę do Muzeum "Arsenał". Dodam, że Jan Zamoyski "Sobiepan" wystąpił podczas inscenizacji w stroju króla Jana Kazimierza. Mam nadzieje, że nasze historyczne widowisko plenerowe będziemy realizować każdego roku. Już dzisiaj zapraszam do "stołu szwedzkiego".
TM - Zauważam, że praca kustosza i przewodnika zajmującą jest. Czy starcza Panu czasu na realizowanie się w zawodzie artysty - plastyka? A może zarzucił Pan to zajęcie - bo jak powszechnie wiadomym jest - trudno wyżyć z malarstwa, tak było zawsze. Jak jest teraz?
Henryk Szkutnik - Dalej trudno wyżyć z malarstwa. Nie zarzuciłem jednak tak miłego dla mnie zawodu. Pracuję w muzeum także, by żyć i tworzyć - w każdej wolnej chwili maluję. Wcześniej byłem na etapie malowania tematów ogólnospołecznych, teraz mam na warsztacie tematy ogólnomiejskie. Ten wcześniejszy okres - to cykl "Kolorowe jarmarki" - czyli ludzie wsi, sceny jarmarczne, ludzie i zwierzęta. Bliskim dla mnie jest obraz "Tęsknota za latem" - i słynna krowa w kolorze zielonym - chociaż "malarzem krów" tak do końca nie jestem.
TM - Czy szerszej publiczności znane są Pana prace? Mam na myśli wystawy, katalogi. Czy są chętni na Pana obrazy?
Henryk Szkutnik - Moje prace brały udział w około 100 wystawach zbiorowych, poplenerowych środowiska zamojskich plastyków. "Regionalny malarz" - tak siebie określam. Miałem również indywidualne wystawy: w Zamościu, Lublinie, Hrubieszowie, Biłgoraju. Przywołam jeszcze wystawę w Tomaszowie Lub. - poplenerową "Mleczna droga" - to wynik udziału w Plenerze im. A. Grottgera w Dyniskach, zorganizowanym przez ks. W. Mokrzyckiego. Obraz można odczytać na wiele sposobów, także jakodokumentację wsi polskiej na wschodniej granicy UE. W Ośrodku Muzealno - Edukacyjnym w Zwierzyńcu wystawiałem... "Mój zwierzyniec". Przyznam, że zwierzęta odgrywają dużą rolę w mojej twórczości, ponieważ człowiekowi przez życie zawsze towarzyszą zwierzęta. Inne motywy moich prac to woda, rzeka, pejzaż nadwieprzański.
TM - Proszę powiedzieć, który obraz najbardziej Pan sobie ceni, z którego jest Pan najbardziej zadowolony.
Henryk Szkutnik - Chyba najciekawsze obrazy, to te, które wystawiłem w pracowni jako dekorację świąteczną. Są to cztery obrazy z cyklu "Czapla na Warcie". Pomysł powstał podczas pleneru nad Wartą, gdzie pojechałem za Żubrową (Joanna Żubrowa - słynna markietanka, zapisała się w historii miasta sukcesem wojskowym w 1809 r.). Zafascynowały mnie wówczas czaple, stojące "na warcie" - czatujące w bezruchu na rybę. Nie malowałem na plenerze, szukałem pomysłu. Poza tym, czapla to ptak secesyjny i pasował do moich prac, które cechuje ekspresjonizm i symbolizm.
TM - Ciekawią mnie ostatnie Pana prace. Może to obrazy Zamościa?
Henryk Szkutnik - Ostatnia praca pochodzi z pleneru, jaki odbył się w Krasnobrodzie, zorganizowany przez Sanatorium im. J. Korczaka. Nosi tytuł "Pejzaż z Tobiaszem". To motyw zaczerpnięty z Jacka Malczewskiego i z Biblii. Podobne ujęcie tematu - Tobiasz jako symbol podróży - wędrujący młody chłopiec i opiekujący się nim anioł. Na mojej pracy obok Tobiasza występuje na tle pejzażu roztoczańskiego - starsza siostra, czuwa jak anioł nad jego losem. Jestem przekonany, że każdy z nas ma swojego anioła.
TM - Zwyczajem naszych rozmów, pozostaje Panu prawo do wyrażenia życzenia, marzenia.
Henryk Szkutnik - Pierwsza myśl - to chciałbym namalować jeszcze kilka dobrych obrazów. Po namyśle wyrażę życzenie - marzenie: brakuje w Zamościu zawodowego krytyka sztuki; wystawia się prace w galerii - niestety nie ma komu je ocenić, poddać krytyce - taka recenzja trafia do szerszego grona. W kategorii marzeń pozostaje też życzenie, aby kula szwedzka, która ponoć była zawieszona na ul. Staszica, powróciła - może na Bramę Lwowską Starą. Pięknie by pasowała do kompletu ze "Szwedzkim stołem".
TM - Serdecznie dziękuję za rozmowę.
Mamy apel do naszych Czytelników: ktokolwiek widział, ktokolwiek wie coś o kuli szwedzkiej w Zamościu - proszę - napiszcie do nas.
zobacz też: autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2007-01-05 przeczytano: 5707 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|