|
Jan Popek: Artysta na "Śmietniku świata"Jan Popek kochał życie i malowanie. Retrospektywna wystawa w BWA Galeria Zamojska w trzydziestą rocznicę śmierci pokazuje Jana Popka artystę. O człowieku, który odszedł za wcześnie do lepszego ze światów, mówią: Winicjusz Borowski, Marek Antoni Terlecki, Jerzy Tyburski i Stanisław Piro.
Teresa Madej - Proszę się odnieść do słów Jana Popka. "Maluję, ponieważ sztuka jest jedyną krainą gdzie mogę mieszkać...".
Stanisław Piro - Ja nie znałem Popka i nie mogłem znać. Chciałem zapytać, panowie znają znakomicie tego artystę. Pan wspomniał, że on nie akceptował systemu. Pan Tyburski powiedział, że to Zamość nie akceptował Jana Popka. Tu jest paralela do Leśmiana.
Winicjusz Borowski - To się nie wyklucza. Znakomicie to przesada, aż tak Jana Popka nie poznałem, tylko pewien etap życia, od 1976 do 1979 roku. Byłem wtedy z nim bardzo blisko.
Jerzy Tyburski - Ja uważam, że bez względu na to gdzie by się znalazł, nie miał by swojego miejsca.
Marek Terlecki - Znakomicie czuł się w środowisku tych "niższych rangą".
Winicjusz Borowski - Marek chce powiedzieć, że Jasiu unikał środowiska. Wiemy, o co chodzi. Nie czuł się na tyle gwiazdą, żeby brylować i żeby wszyscy na niego patrzyli. Dlatego chętnie bywał w towarzystwie kolesiów.
Teresa Madej - To jakiś kompleks? Nie wierzył we własne siły?
Winicjusz Borowski - Wręcz przeciwnie. On był pewny siebie i tym zrażał do siebie. Ja pamiętam takie spotkania, gdzie był szczery aż do bólu i ordynarny. Taka sytuacja - siedzimy w jego pracowni, on i ja student. Przyszedł Herman, również wykładowcą na tej uczelni. A Jasiu na "dzień dobry" mówi - Mietek ty jesteś ch... a nie malarz. I jak takie środowisko ma go lubić? On tak myślał. I jeszcze jedna dygresja, która jest dla mnie bardzo ważna. Ja przez niego mam wypaczone całe życie. On mi wpoił, że ja, głupi gówniarz, jestem wielką gwiazdą. W uznanym towarzystwie mówił: Na Lubelszczyźnie jest dwóch malarzy - Popek i Borowski. I palma mi odbiła. To mi bardzo w życiu zaszkodziło. Na trzecim roku zaproponował mi żebym został jego asystentem. Ja odpowiedziałem, że mogę objąć pracownię na tej uczelni.
Jerzy Tyburski - Ja zafascynowałem się twórczością Popka po opowieściach Marka i Winka. Także wielką osobowością. Osobiście go nie poznałem. Oni mi to wszystko o nim przekazali zauroczeni jego światem, jego wielkością. Terlecki rysował po śmierci Jana Popka. Zapamiętałem te rysunki. Jeden z "roztrzaskanym" sercem jest na wystawie. To była legenda i tak go zapamiętałem.
Teresa Madej - Z przekazów wynika, że Jan Popek już na studiach był indywidualistą, a kiedy w 1967 roku przybył do Zamościa, miasto i szkoła nie było przychylne dla ekscentrycznej osoby.
Marek Terlecki - Biegał taki Grzesio, defilady odprawiał przed ratuszem. Popek też wychodził na rynek i wielkim głosem krzyczał: Ludzie, kocham was! Dlaczego musicie cierpieć tak i męczyć się? A ci ludzie uciekali chyłkiem, bo tego mesjanistycznego głosu bali się, żeby nie powstała prowokacja. Ja uważam, że to był niezwykle zbolały człowiek. On mi się dość szczerze objawił. Musiał się ożenić. Na tym weselu ja byłem drużbą ze strony żony. Musiały być z tego dzieci, bo "seksogon" był straszny. Świat cały mu się podobał, wszystko go nęciło, wabiło. Nie znosił ludzi "lekko miernych", miał stosunek do nieprzeciętnych, ale dwojaki. Raz - agresywny, potrafił im nawrzucać. Miał opory z przyjęciem bezpośrednim jakieś osobowości. Ale potrafił się z nią zjednać i połączyć, i to z sercem się połączyć. On tutaj nie miał pola do popisu. Zagubiony w jakieś karierze, która go męczyła, była konieczna, ta uczelniana. Z jednej strony konieczność dorabiania pieniędzy na tych chałturach, które świetnie robił przy pomocy Borowskiego. Miał niezwykły "słuch" kolorystyczny i graficzny.
Winicjusz Borowski - Robiliśmy przy "Metalplaście" rodzaj takiej instalacji. On zrobił w stylu swojego malarstwa jedną ścianę. Natomiast dwie duże ściany były bardzo fajnie zrobione: młotki, klucze. Za ten projekt dostał nagrodę. Na Jasia była ta robota, bo ja byłem studentem, a ktoś to musiał przeprowadzić ją przez komisję. To było niecodzienne, w duchu takich realizacji jak w Ameryce Środkowej, czy w Stanach - malarstwo ścienne.
Stanisław Piro - Czy jest tego dokumentacja?
Winicjusz Borowski - Nie sądzę, ja nie robiłem zdjęć. A mediów nie interesowały takie rzeczy. Natomiast media wówczas bardzo chętnie pisały o wystawach, całe strony, nie tylko wzmiankę.
Jerzy Tyburski - Wróciłem po studiach do Zamościa i BWA robiło jeden z pierwszych przeglądów środowiska. Było 26 artystów, na początku lat dziewięćdziesiątych. Pojawiło się Aż trzy teksty: Lameński, Kondraciuk i Iza Winiewicz-Cybulska, do jednej wystawy. Czy dzisiaj ktoś napisał tekst do naszej pięknej wystawy?
Winicjusz Borowski - Nikogo dzisiaj nie interesuje kultura, kultura przez duże "k".
Teresa Madej - W materiałach znajduję informację, że nie przedłużono mu kontraktu i Jan Popek wyjechał do Lublina.
Winicjusz Borowski - Co mu na dobre wyszło. Miał bardzo dobrą pozycję w Lublinie. Właściwie to był uznawany za jednego z najlepszych artystów.
Jerzy Tyburski - Jego wystawa w 1973 roku została nagrodzona, jako najlepsza wystawa roku.
Marek Terlecki - On krzyczał: A co wy k... myślicie. Mnie nigdy nie odrzucono żadnej wystawy. Jeśli wysyłał pracę na wystawę, to mógł nie dostać nagród, ale zawsze jego pracę przyjęto. Miał tę satysfakcję, liczył się.
Winicjusz Borowski - Mam takie wspomnienia z okresu późniejszego, kiedy on miał świadomość swojej pozycji i czuł się pewnie. Kończył się okres, kiedy odwoływał się do pop-artu. Zaczynał malować własne spostrzeżenia. Ja ten okres bardzo u niego lubiłem. On pracował precyzyjnie jak zegarmistrz. Siedział przy biureczku i tak ścibolił, pędzelkami po dwa włoski. Ale jego sztuka potrzebuje innego anturażu. To samo stało się w BWA. On tu zginął. On wymaga wnętrz do kontemplacji. On nie krzyczy, to są szepty.
Teresa Madej - Czy panom znana jest praca Jana Popka "Na śmietniku świata"?
Winicjusz Borowski - Ona tam wisi na ścianie. To z okresu fascynacji pop-artem.
Teresa Madej - Jan Popek podkreśla, że była dla niego znacząca.
Winicjusz Borowski - To zależy, kto podkreśla. Dla artysty jest zawsze znacząca ta, którą zrobił ostatnio. Zaczyna robić coś nowego i tym żyje. Myślę, że jak ja go znałem, to już go nie interesowała taka sztuka jak "Śmietnik świata". On już był myślami gdzie indziej. Pamiętam jak w roku 80? pokazał na wystawie obrazki zamojsko-hrubieszowskie. To było całkiem inaczej namalowane. Mnie się to bardzo podobało. Myślałem, że BWA kupiło te obrazki.
Teresa Madej - Czy po śmierci Jana Popka ktoś naśladował jego sztukę?
Jerzy Tyburski - Chciałbym nawiązać do tego przenikania fascynacji. Można wskazać na Borowskiego i Popka. Oni czerpali jeden z drugiego. Ale mnie się wydaje, że to były wzajemne fascynacje, jeśli chodzi o podejście do przedmiotu, jeśli chodzi o to, co mówi Winicjusz - malarstwo gestu, oszczędność kolorystyczną, którą Winek przejął w sposób totalny, wprowadzając w ten już sławny w środowisku zamojskim, okres "szary". Także neofiguracja, którą na początku w środowisku zamojskim uprawiali tylko Borowski i Popek.
Winicjusz Borowski - W okresie, o którym mówi Jurek, to Popek był w środowisku lubelskim, nic go nie łączyło z Zamościem. Natomiast te przenikania - nie będę mówił, że Jasio czerpał ze mnie, bo z tej megalomanii ja już się wyleczyłem. Zresztą on sam powiedział do mnie, pokazując te "szare" obrazki - nie myśl, że to z ciebie ściągam. Ja później, może pod koniec jego życia i w latach późniejszych, kiedy go już nie było, to ja wewnętrznie znalazłem w sobie to odniesienie do tego malarstwa. W jakieś mierze jestem do dzisiaj zafascynowany jego późniejszym malarstwem. Nie tyle malarstwem, co sposobem w budowaniu płaszczyzny. Jest mi to bliski. Czy ja to kontynuuje? Nie wiem. Może nieświadomie. Nie jest to bezpośrednia narracja, jak u niego.
Jerzy Tyburski - Chciałem wspomnieć o czasie charakterystycznym dla ówczesnej sztuki polskiej. Kiedy były popularne wystawy w walizkach, organizowane przez Marka Sapetto. Były to kameralne wystawy, poza cenzurą. Ten nurt dał o sobie znać w twórczości Jana Popka i Winka Borowskiego - tej nowej figuracji. Myślę, że tutaj należy szukać tych cech związanych z malarstwem tzw. opozycyjnym wobec establishmentu i polityki. I nurt publicystyczny pojawił się w ich twórczości. Myślę, że to było charakterystyczne dla ówczesnej rzeczywistości, kiedy budził się bunt wobec władzy, szarej komuny.
Teresa Madej - Należał do tej grupy twórców, którzy nie naśladowali. Czy miał jasno określony wyrazisty styl?
Jerzy Tyburski - Były fascynacje tego, co się dzieje we współczesnej sztuce. Miał ogromną świadomość i kulturę plastyczną, co się rzadko zdarza artyście na początku drogi. Miał ogromny przegląd tego, co się dzieje w rzeczywistości artystycznej. On był nieokiełzany. Rysował na wszystkim, co było pod ręką. To był wieczny dziennik malowany. Potem na studiach zachwycano się jego pracami. On wyrastał poza środowisko studentów.
Winicjusz Borowski - Z pewnością on w tamtym czasie był indywidualistą, moda była na coś innego. Moda była na taką figurację, jaka uprawiał Sapetto czy Fałat. A on robił to, co wywodziło się z figuracji i malarstwa gestu, i z przestrzeni, i z płaszczyzny. On robił swoje malutkie "zegareczki" i to było w opozycji do tego, co było na fali. Widocznie był na tyle pewny siebie, ze nie przejmował się tą modą.
Teresa Madej - Lechosław Lameński pisze, ze koronnym przykładem jest znakomity, chyba najbardziej znany obraz Jana Popka - "Śmietnik świata". Dzieło to było dla malarza bardzo istotne, gdyż traktował je, jako swoje motto. Czy można określić tematykę tej twórczości?
Winicjusz Borowski - Tu nie chodzi o tematykę. Tematyka jest w sztuce rzeczą wtórną, tematyka w sensie narracji, o czym się opowiada. Natomiast jak się opowiada i sposób budowania płaszczyzny - to jest najważniejsza rzecz.
Stanisław Piro - Ja myślę, że Popek na tle postaci, o których była mowa, był indywidualnością odrębną zupełnie.
Winicjusz Borowski - W tamtym czasie tak. Później to się zmieniło, powstały wręcz kierunki, takie jak minimal art. W Toruniu organizuje się konkurs - małe formy plastyczne. Gdyby wtedy zaczęła się moda na to, on by się odnalazł w sposób naturalny. Chodzi o to, że to nie jest sztuka posługująca się formatem i gigantomanią. To, co on robił, wymagało kontemplacji, skupienia.
Stanisław Piro - Artysta niesłychanej pracowitości. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tę sztukę, zafascynowało mnie to, kiedy on to wszystko namalował. Zmarł mając trzydzieści osiem lat. To są niesłychanie wypracowane kompozycje. I rysunek i kolor.
Jerzy Tyburski - Tam się pojawiają charakterystyczne cykle. Ze względów ekspozycyjnych nie można było zrobić śmietnika, tylko trzeba było zrobić fajną ekspozycję, żeby była "czysta", żeby zaznaczone były jego myśli: tu jest cykl "Krzesła", tu jest cykl "Skrzypce", tu jest cykl związany z jego szaleństwem pop-artu. One są pogrupowane w sposób klarowny.
Marek Terlecki - Tu nawet jest op-art, takie grafizacje robił. On tam namieszał wiele. Miał w głowie wir zjawisk, zdarzeń. Razem w cynterfugę wpuścił i miało z tego wyniknąć jakieś zdumiewające wyjście w nowy sposób obrazowania. On tak to zapowiadał. Wrzeszczał: Ja was nauczę malować, ja wam dopiero pokaże. Pewne symptomy już się pojawiały, gdzie on zaczął te znaki inaczej szeregować. Formalnie obraz był opracowywany plamą, zależnościami zupełnie innymi niż graficzne. Jeszcze miał pozostałości graficzne. I ta jego chęć jakiegoś niepohamowanego wewnętrznego strumienia metafizycznego, takiego, jaki chciał przekazać w obrazach. Ona by się zrealizowała, gdyby nie - wyznaczony kres.
Teresa Madej - Czy było coś, co mogło uratować Jana Popka przed tym końcem swojego żywota krótkiego?
Marek Terlecki - Nie brali go poważnie, nawet jak cierpiał, to czasami to komediowo wyglądało. Coś tam zaniedbali w czasie dowozu do szpitala, w szpitalu. Gdyby miał należytą reanimację, szybkie reagowanie, to by żył. On smutny był od września. On w sobie był taki doniosły. Jak mówił, to oznajmiał, to płynęło z jakiś nieznanej na tej stronie świata głębi, przekazu. On chciał natchnąć, miał posłannictwo w sobie. Wtedy przestał wygłaszać, utemperowany kompletnie, do kielicha nie zajrzał, przygasł. Od tamtej pory zaczynają się jego rozrachunki ze światem, bo zaraz usłyszałem, że umarł.
Teresa Madej - Czy miara jego artyzmu została doceniona?
Winicjusz Borowski - Kompletnie nie. Ja nie wiem, czy poczucie docenienia mają ci, którzy są doceniani. On bardziej zbudował wyobrażenie, jakąś otoczkę o sobie - jako artysta, będąc takim a nie innym człowiekiem, niż tą sztuką. Są takie dwa równoległe światy, on - jako człowiek i artysta i on - jako malarz, czy też jego malarstwo. Wszyscy go wspominają, są anegdoty o nim. Natomiast to malarstwo przestało funkcjonować w obiegu.
Stanisław Piro - Czy ono kiedyś funkcjonowało?
Winicjusz Borowski - W jakieś mierze - tak. Gdyby chociaż w muzeach sztuki współczesnej się pojawiało. Są ekspozycje z jakiś lat, powinni mieć jego obrazki, a nie mają. Stanisław Popek, brat Jana powiedział na otwarciu wystawy, że jego sztuka jest niedoceniana i może kiedyś będzie doceniona. Ja wątpię, ponieważ nieobecni, niestety, nie mają racji. No chyba, że się jest gwiazdą światową, to śmierć nie przeszkadza. On nawet nie był gwiazdą na poziomie ogólnopolskim, bo wtedy byli inni, którzy byli bardziej promowani, bardziej się przebili. Tu było pytanie czy coś go mogło ustrzec. Ostatnie lata - 1978, 1979 rok, to już zaczął się oszczędzać, omijać sytuacje przypadkowe i miał propozycje, które go motywowały. Była propozycja na nobilitującą wystawę w Niemczech, ale nie doszła do skutku. Zabrakło mu kilku lat na zbudowanie pozycji w świecie artystycznym. To jest sztuka, która się świetnie nadaje do handlu i pewnie coś by z tego było. To ma walory estetyczne i eleganckie, jest tam własny świat. Pewnie by mu się udało, gdyby nie umarł.
Teresa Madej - Czy dzieci nie mogłyby zostać promotorami sztuki ojca?
Marek Terlecki - Syn jest historykiem sztuki. Oni trzymają tego Popka jak "koguta pod balią", a gdyby tak zaczęli mu wystawy organizować. Syn zarządza masą spadkową. Popek nie jest pokazywany. To między nami ma legendę, w innym środowisku nie cieszy się takim sentymentem.
Winicjusz Borowski - On w sytuacjach z innymi, tak jak mówi Marek, był trudny. Robił wszystko, żeby go nie lubić.
Stanisław Piro - W nawiązaniu do tego, co dalej? Ja rozmawiałem z synem podczas wernisażu i Amadeusz ma tę świadomość, że prace ojca nie są eksploatowane. On myśli o znalezieniu sponsora, aby pomógł w wydaniu albumu. To mogłoby budzić zainteresowanie dla oryginału. Cz to nasze środowisko nie mogłoby znaleźć takiego sponsora? Ja wyszedłem z propozycją, żeby tu w Zamościu była stała propozycja Jana Popka. To, co jest w BWA, mogłoby znaleźć się na stałej ekspozycji i to byłaby atrakcja da Zamościa. To bardzo ciekawe malarstwo. Musiałby ktoś z elit kulturalnych podjąć taką decyzję.
Winicjusz Borowski - Gdyby była taka potrzeba to jest od tego Muzeum. Przeznacza salę dla Jana Popka i organizuje jego stałą wystawę. Tylko, że Muzeum nie ma prac, musiałoby je kupić, ale nie ma pieniędzy, a jeśli ma, to na inne cele. Tutaj rozwiązaniem jest dotarcie do władz powstającego Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie. To tam jest miejsce dla tego typu ludzi, żeby zaistnieli. Tylko, kogo to obchodzi. My na to nie mamy przełożenia.
Marek Tyburski - Ja ze swoimi obrazami nie jestem w stanie wybrać się dalej jak do Sitańca.
To należałoby zrobić tak. Ten syn, jako historyk sztuki, może być jednocześnie promotorem. Zebrać dwadzieścia galerii, dwadzieścia punktów w Polsce, aby złożyli się na porządny katalog i niech robi objazdówkę z pracami. To by się liczyło jako szeroki pokaz, przypomnienie artysty. Żeby to się udało...
Winicjusz Borowski - To pobożne życzenie. To się nie uda. Nikt z nas, a już szczególnie jego syn, nie ma tej mocy żeby kogokolwiek przekonać, że to wartościowe malarstwo i warto je pokazywać. Ktoś musiałby wyłożyć kasę, a tego kogoś może znaleźć tylko Stanisław Popek. Jako autorytet i człowiek z koneksjami.
Marek Terlecki - Niestety, rodzina nie dopuszcza go do kolekcji. Oni blokują i Stanisław nie może tym rozporządzać. Zresztą, co on o tym myśli, to nie wiemy. On do mnie mówił, że wartościowe zawsze znajdzie swego nabywcę.
Teresa Madej - W dzienniku odczytuję słowa Jana Popka: "...Gdy maluję patrzę na swoje prace, one zaczynają ożywać. Gdy mnie zabierze czas, czy moja praca zgaśnie?..." Wygląda na to, że to słowa prorocze.
Marek Terlecki - Coś tam przewidywał.
Winicjusz Borowski - Myślę, że podobnie jak w większości wypadków, poza tymi, którzy się znaleźli się w historii sztuki, o których uczą się wszyscy.
Marek Terlecki - Jak jest kolekcja w całości i ma szanse być zaprezentowana, i nie wiadomo, kiedy boom nastąpi na to. To nie jest przesądzone.
Winicjusz Borowski - Ja widzę to pesymistycznie. Jeżeli nawet artyści w jakimś czasie wypromowani w skali światowej, tacy jak Nikifor, są dziś zapomniani.
Marek Terlecki - U nas nie kocha się artystów.
Winicjusz Borowski - Nigdzie się nie kocha artystów w kategoriach narodowych.
Stanisław Piro - Do tego chcę nawiązać. Była konferencja na temat małych ojczyzn. Podczas wernisażu Jana Popka pojawiła się myśl, żeby znaleźć sponsora, który by wydał album i zorganizował wystawę stałą, także objazdową. Gdyby się tak zwrócić do środowiska lubelskiego biznesu. Może ta mała ojczyzna dla kogoś coś znaczy?
Marek Terlecki - Polska promuje tylko jednego, który i tak się sam wypromował. Znany przez cały świat - Fryderyk Chopin. Polska go dlatego kocha, bo go kocha cały świat.
Winicjusz Borowski - Jest w tym okrutna prawda.
Marek Terlecki - Każde miejsce związane z Chopinem podnosi się do najwyższej rangi.
Winicjusz Borowski - Ponieważ pieniądze na Chopina to nie jest żadne ryzyko. Wkraczamy w dziedzinę, która nie dotyczy Jana Popka, a dotyczy rynku sztuki. Jak słucham planów pana Piro na temat wydania albumu i znalezienia sponsora, to się tylko uśmiecham. To dla mnie trochę śmieszne, bo ja to wszystko mam za sobą. Mam albumy, mam za sobą rozmowy ze sponsorami. Problem polega na tym, że każdy z nas próbuje konkurować na rynku, który jest podobny. Czy taka sztuka, jaką uprawiam ja czy Marek Terlecki jest dla kogoś bardziej frapująca niż Jana Kowalskiego? Nie, to jest to samo. Jan Popek zapłacił za to, za co płacimy wszyscy z takich małych ośrodków. W latach osiemdziesiątych zajmowałem się sztuką i wydawało mi się, że coś osiągnę. Pani, która jest jedną z najpoważniejszych, jeśli chodzi o handel sztuką w Polsce, Katarzyna Napiórkowska, powiedziała mi wprost - chcesz zrobić karierę, musisz mieszkać w Warszawie.
Malarstwo Popka dotarło do mnie jak on umarł. Czuję się skrępowany tą sytuacją. Mówimy o tym, że świetny malarz umarł, coś z tym zróbmy. Ale co? My sami nie radzimy sobie w życiu z własną twórczością. My, jako artyści nie możemy pomóc, bo nic nie znaczymy.
* * *
Jan Popek wciąż żyje, w pamięci uczniów i bliskich. Żyje również w swoich obrazach. Żyje jako człowiek i jako artysta. autor / źródło: Teresa Madej fot. Janusz Zimon dodano: 2010-03-17 przeczytano: 15364 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|