|
Hetman - anatomia klęskiNiniejszy tekst chcę poświęcić wydarzeniu, które nastąpiło w poniedziałek, ale wisiało nad nami przez wiele miesięcy. Zarząd Klubu Sportowego "Hetman" Zamość postanowił bowiem wtedy, że nie będzie składał odwołania od decyzji Polskiego Związku Piłki Nożnej, odbierającej Hetmanowi licencję na grę w drugiej lidze w bieżącym sezonie. Oznacza to rezygnację ze starań o pozwolenie na udział w wiosennych rozgrywkach, przyznanie walkowerów wszystkim rywalom zamościan w meczach pozostałych do rozegrania, przesunięcie Hetmana na ostatnie miejsce w ligowej tabeli i degradację do III ligi lubelsko-podkarpackiej, w której zamościanie (przynajmniej teoretycznie) będą mogli zagrać w przyszłym sezonie.
W tym artykule spróbuję dokonać krótkiej analizy przyczyn tego stanu rzeczy. Z góry oświadczam, że nie chcę, by odebrano go jako pastwienie się nad obecnym zarządem, bo nie to jest moim celem. Jestem przekonany, że wszyscy członkowie zarządu działali dla dobra klubu, nikomu z jego grona nie zarzucam złych intencji i nikogo nie namawiam do rezygnacji z zajmowanego stanowiska. Nie twierdzę też, że gdybym był we władzach klubu, to mielibyśmy lepszy finał. Zresztą podczas Walnego Zebrania otrzymałem propozycję kandydowania do zarządu, z której nie skorzystałem - czego nie żałuję.
Atmosfera przed styczniowym Walnym była fatalna. Niewielu wierzyło, że da się na nim wybrać zarząd. Był ogromny dług, wąska kadra zawodnicza, nałożony przez PZPN zakaz transferów, kilkumiesięczny nader dziwny opór władz miasta przed udzieleniem Hetmanowi wsparcia finansowego i w końcu komornik na klubowych kontach. Był też kurator, bo od niemal półrocza nie można było znaleźć chętnych do pracy w zarządzie. Nie ukrywam, że ja również byłem w gronie niedowiarków, czemu zresztą dałem poniekąd wyraz w felietonie z tamtego okresu. Tymczasem w ostatniej chwili do klubu zapisał się Tadeusz Pizoń, znany w Zamościu radca prawny, a przy okazji kibic piłkarski. Chodziły słuchy, że chce przejąć klubowe stery, co podczas Walnego zyskało potwierdzenie. Członkowie klubu masowo udzielili mu poparcia, podobnie jak trzem innym odważnym, którzy poszli za Pizoniem: Zbigniewowi Pająkowi (zgłoszonemu przez kuratora Tadeusza Lizuta), Tomaszowi Rycajowi i Tadeuszowi Surmaczowi. Wydawało się, że w ówczesnej sytuacji lepszych ludzi nie można było znaleźć i tak chyba rzeczywiście było. Wszak prawnik zawsze jest wręcz idealną osobą dla podmiotu znajdującego się w kłopotach, a Zbigniew Pająk to człowiek Hetmanowi niezwykle oddany, a dodatkowo posiadający dużą wiedzę i kontakty w środowisku piłkarskim więc ktoś wprost wymarzony na stanowisko wiceprezesa do spraw sportowych. Razem wziąwszy można było mieć nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
Plan był prosty - uzupełnić kadrę o zawodników Spartakusa Szarowola, na co był wówczas chętny właściciel tego klubu Lesław Kapka, a także pozyskać środki od miasta, co pozwoliłoby spłacić zobowiązania Hetmana wobec ZUS-u i Urzędu Skarbowego i tym samym przystąpić do wiosennych rozgrywek, dążąc zarazem do zawierania ugód z innymi wierzycielami. Początek był dobry. Wprawdzie prezydent Zamoyski nadal stawiał opór wypłacie klubowi kolejnej transzy środków z tytułu rekompensaty za boiska za Rotundą, ale w końcu - dzięki twardej postawie zarządu i wsparciu radnych miejskich - zawarto całkiem sensowne (choć trochę spóźnione) porozumienie. Na jego mocy klub miał otrzymać 300 tysięcy złotych pod warunkiem wycofania przez wierzycieli wniosków komorniczych. Dokument ten pozwolił odwiesić Hetmanowi licencję na grę w drugiej lidze i cofnąć zakaz transferów. Wtedy kadra mogła być uzupełniona zawodnikami Spartakusa Szarowola. Ostatecznie jednak do uzupełnień tych nie doszło.
Temat rzekomej chęci współpracy pana Kapki z Hetmanem jest tak dziwny, że w gruncie rzeczy sam nie wiem jak go ująć. Ciężko mi było od początku zaufać tym wiekopomnym planom, ale próbowałem. Zaufał im za to w pełni wiceprezes Pająk, który już zaraz po Walnym mówił mediom, że Kapka jest skłonny nawet wycofać drużynę Spartakusa z rozgrywek trzeciej ligi przekazując piłkarzy i trenerów do Hetmana. Dziś wiemy, że było to trochę patykiem na wodzie pisane, a ustalenia skończyły się na dziewięciu zawodnikach. Potem doszły do tego deklaracje o wsparciu sponsorskim. Tyle, że od końca lutego zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Biznesmen nagle zaczął stawiać nowe warunki. Można było wprawdzie zrozumieć, że chce mieć gwarancję, iż jego piłkarze będą mieć pensje płacone na czas, ale żądanie zgody zarządu na płacenie kar rzędu łącznie 45 tysięcy złotych za choćby jednodniowe opóźnienie w wypłatach było przesadne. Podobnie jak ręczenie za te wypłaty własnym majątkiem przez prezesa Pizonia i wiceprezesa Pająka. W tej sytuacji współpraca ze Spartakusem stała się niemożliwa.
Tyle, że ten stan stał się zarazem gwoździem do trumny, bo kadra zawodnicza znów była bardzo szczupła, a dodatkowo w międzyczasie zamknęło się okno transferowe. W sferze organizacyjnej również nie było różowo, bo okazało się, że nie wszyscy wierzyciele wycofali wnioski komornicze, a tym samym miasto nie mogło dać klubowi pieniędzy i Hetman, przynajmniej na razie, nie spłacił ani ZUS-u, ani "skarbówki". Z innymi sponsorami również było krucho. Wobec tego PZPN odebrał klubowi licencję na grę, a zarząd zdecydował, że odwołania już nie ma sensu składać.
Czy musiało do tego dojść? Ogólnie niestety chyba nie dało się polepszyć sytuacji, ale muszę tu dodać jeszcze kilka spraw.
Przede wszystkim nie mogę nie zauważyć, że efekty poczynań zarządu uwiarygodniają działania kuratora Lizuta. Nie wszystko wprawdzie robił on dobrze (vide klubowy jubileusz), ale też nie wszystko źle. Przyjrzyjmy się bowiem zarzutom jemu stawianym, w czym przodował zwłaszcza wiceprezes Pająk. Pierwszy: późno zwołane Walne. Gdyby nie Tadeusz Pizoń, który dopiero w połowie pierwszego miesiąca tego roku stał się członkiem klubu, to i 29 stycznia nie dałoby rady wybrać zarządu, tak więc twierdzenia, że władze mogły zostać wyłonione wcześniej, są nieuzasadnione, a przypominam, że alternatywą dla niewybrania zarządu była likwidacja stowarzyszenia. Drugi: odmowa przyjęcia przez kuratora 500 tysięcy złotych od miasta na rzecz Hetmana z zastrzeżeniem, że tym samym klub zrzeka się pozostałych roszczeń z tytułu odszkodowania za boiska za Rotundą. Taka kwota pozwoliłaby spłacić ZUS, Urząd Skarbowy i paru wierzycieli. No cóż, to i tak nie pozwoliłoby spłacić większości długów, a dodatkowo zakrawałoby na działalność na szkodę stowarzyszenia. Utwierdza mnie w tym przekonaniu postawa prezesa Pizonia, który ma świadomość prawnych konsekwencji tamtej sytuacji i akurat nie ma kuratorowi za złe owej odmowy, a przynajmniej nie mówi o tym publicznie. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu jednak, ma za to pretensje o złożenie doniesienia do prokuratury, aby ta pociągnęła do odpowiedzialności osoby, które tak zadłużyły klub. Rzekomo ta sytuacja wpływa na postawę sponsorów, którzy jakoby nie chcą mieć nic wspólnego z klubem, którym interesuje się prokurator. Dodam, że prokuratura w Białej Podlaskiej uznała doniesienie kuratora za warte sprawdzenia, bo wszczęła śledztwo. Na miejscu potencjalnych dobroczyńców uznałbym więc postawę Tadeusza Lizuta w tej kwestii za godną pochwały. Zarzut trzeci: brak sponsorów. Jak już pisałem, obecny zarząd też nie może się tu niczym pochwalić. No i zarzut czwarty: styczniowe zezwolenie zawodnikom i trenerowi na szukanie nowych pracodawców. Alternatywą było masowe składanie przez piłkarzy podań do PZPN-u o rozwiązanie kontraktów z winy klubu, do czego wszak mieli podstawy. Wówczas dołączyliby do długiej listy wierzycieli Hetmana i klub nie miałby z nich kompletnie żadnych korzyści. Tak zaś przynajmniej zawodnicy odchodzili spokojnie i zrzekali się swoich należności finansowych, co pozwoliło w pewnym stopniu zmniejszyć klubowe zadłużenie.
W przypadku obecnego zarządu mieliśmy często obraz miotania się w różne strony. Można było chwilami odnieść wrażenie, że zarząd sam nie wie co robić. Do tej pory nie mam pojęcia co kierowało prezesem Pizoniem, gdy oskarżał redaktora Sztochela o storpedowanie porozumienia z Lesławem Kapką i tym samym nieświadomie stawiał właściciela klubu z Szarowoli w roli kogoś łatwego do zmanipulowania. Później twierdził, że PZPN tylko zawiesił Hetmanowi licencję na grę, a nie odebrał (zupełnie odmiennie od wiceprezesa Pająka - ktoś z nich zatem trochę przeinaczył rzeczywistość). Nieco wcześniej pozwolił sobie na wypowiedź negującą sens otrzymywania stosunkowo wysokich miejskich dotacji przez KS "Agros" mówiąc, że właściwie nie wiadomo czym się ten klub zajmuje. Przeprosił dopiero wtedy, gdy poszedł na rozstrzygnięcie plebiscytu "Tygodnika Zamojskiego" i zobaczył, że sportowcy Agrosu są na Zamojszczyźnie całkiem popularni, bo ludzie wiedzą co ów klub robi. Wiceprezes Pająk zaś, jak już wspomniałem, czynił wycieczki personalne pod adresem kuratora.
OK., już tego nie rozpamiętujmy. Zastanówmy się czy sama decyzja o rezygnacji ze starań o przywrócenie licencji jest właściwa. Moim zdaniem należało walczyć do samego końca, bo choć rozumiem, że kadrę mamy wąską, która w dodatku od listopada razem nie trenowała (co też mnie trochę dziwi, bo chyba jakieś zajęcia, na przykład pod okiem wiceprezesa Pająka, można było zorganizować?), a długi potężne, to przecież one nie znikną do lata. Tym samym przyjdzie nam się ponownie zmierzyć z problemem, a wcale łatwiej nie będzie, bo nie grając przez niemal pół roku bardzo trudno znaleźć sponsorów. Według mnie nawet jeśli faktycznie ci chłopcy, którzy zostali w klubie, przegrywaliby seryjnie 0:5 czy 0:7, to jednak byłaby to większa wartość dla Hetmana niż tak długa absencja. Mielibyśmy przynajmniej jakąś ciągłość.
Teraz teoretycznie możemy zaczynać od trzeciej ligi, ale tak naprawdę mam spore wątpliwości czy uda nam się faktycznie w niej zagrać. Jestem jednak tylko człowiekiem i mogę się mylić. W każdym razie teraz na to liczę.autor / źródło: Robert Marchwiany dodano: 2010-03-18 przeczytano: 14354 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|