|
Nieśmiertelny Grechuta w ZamościuZamościanin. Ulubieniec kilku pokoleń. Nieobecny wśród obecnych, pozostaje nieśmiertelny. On i jego twórczość. On i jego piosenki, muzyka i poetyka słów. Najpiękniejsza. Jego utwory poznaliśmy w nowej interpretacji za sprawą IV Zamojskiego Festiwalu Kultury im. Marka Grechuty i Zbigniewa Górnego, dyrygującego Orkiestrą Symfoniczną im. Karola Namysłowskiego (12.09.).
Na ostatnim już koncercie Zamojskiego Festiwalu Kultury witał publiczność Tadeusz Wicherek.
- Nasz festiwal ma bardzo otwartą formułę repertuarową. Promujemy w nim twórczość różnych artystów, ale przede wszystkim tych, którzy mają w swoim repertuarze, oprócz swoich utworów, również utwory autorstwa Marka Grechuty - powiedział dyrektor i dyrygent Orkiestry.
Jednym z tych artystów był również dyrygent niedzielnego koncertu. Miejsce na podium zajął i batutę od dyrygenta Wicherka przejął gość specjalny - znakomity, wiecznie młody, wulkan energii, aczkolwiek już doświadczony dyrygent - jak żartował Tadeusza Wicherek, maestro Zbigniew Górny, przyjęty gorącymi oklaskami przez publiczność.
Pierwsze dźwięki, pierwszy fenomenalny utwór instrumentalny i pierwsze komplementy dla Orkiestry, szczęśliwego z powodu obecności w Zamościu, a nie w Opolu, Zbigniewa Górnego.
- Założyłem, że w tym koncercie będą same wybitne utwory, same wybitne postacie, ludzie, którzy zasługują na to, aby śpiewać, i aby doceniła ich wspaniała publiczność. Takim człowiekiem jest również pianista, który wystąpił jako solista w utworze "olimpijskim" Davida Fostera "Winter Games" - Wojciech Olszewski - z zadowoleniem mówił Zbigniew Górny.
Tak zacząć koncert potrafi tylko dyrygent Górny. Nic dziwnego, że od razu "kupił" publiczność. A potem zadedykował wszystkim wiązankę utworów Marka Grechuty na orkiestrę symfoniczną, utwór specjalnie przygotowany na koncert festiwalowy. Na rewelacyjnie zagraną wiązankę przez odmienioną przez Wicherka Orkiestrę Symfoniczną złożyły się: "Niepewność", "Ocalić od zapomnienia" oraz "Korowód".
Na scenie pojawili się "akwizytorzy piosenek", czyli prowadzący Galowy Koncert: Katarzyna Jamróz i Krzysztof Tyniec, ze słowami "Komu piosenkę" - jako motto koncertu. I tym sposobem "poszedł Grechuta w akwizycji" i jego piosenki: sentymentalne, tkliwe i ckliwe, i romantyczne - piękne.
- Mieszkał tutaj, na ulicy Grodzkiej, w Zamościu. Tu się urodził i spędził chwile, godziny, lata. Ech, tyle było dni. Ile? Nie wiadomo. Tworzył do utraty tchu - brzmiały słowa prowadzących, a następnie utwór "Tyle było dni" - czarująco i zachwycająco zaśpiewała Katarzyna Jamróz.
- Zawsze ta piosenka wprawiała mnie w taki ? nastój - "Serce". To z gatunku tych wzruszających, sercu bliskich. Niezapomniane wykonanie i interpretacja - proszę mi wybaczyć - mówił Krzysztof Tyniec i recytował: "Za smutek mój, a pani wdzięk, ofiarowałem pani pęk czerwonych melancholii i lekkomyślnie dałem słowo, że kwiat ten kwitnie księżycowo, a liście srebrzyście..."
Kwiaty zapewne zakwitły księżycowo, a zamojskie kamienice i ratusz tęczowo. Mieniły się grafity i szarości na scenie, a fiolety i czerwienie na renesansowym Rynku Wielkim. Przepiękna sceneria dla utworów zamościanina Marka Grechuty. A publiczność udowodniła, że kocha artystów i to nie jeden raz tego wieczoru.
Niezwykłym mistrzostwem popisała się solistka Emilia Kos, która na skrzypcach, z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej, wykonała "rytmicznie i drapieżnie" i rewelacyjne tango Carlosa Gardela "Por Una Cabeza", jedną z najpiękniejszych melodii jakie pojawiły się w filmie. Tylko zabrakło mi pary, par tańczących do tej muzyki. Hasło Krzysztofa Tyńca aby zrobić wielki koncert tanga na Rynku Wielkim w Zamościu godne jest podchwycenia.
W kryminalnej historii o Romanie i aktorskim jej wykonaniu zaprezentowała się Katarzyna Zielińska. Znakomicie zaśpiewała również "Gaj", utwór ze słowami Agnieszki Osieckiej, przekonując nas, że to było w gaju, w Zamościu.
Zmiana klimatu zamojskiego na krakowski i romantyczna piosenka z repertuaru Ewy Demarczyk "Groszki i róże" wykonana przez utalentowaną Martę Pizoń. Artystka zaśpiewała również "Niepewność" z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza. W swojej "niepewności" wypadła bardzo wdzięcznie i przekonująco. Rzęsiste brawa nie miały końca.
Aktor i piosenkarz Przemysław Branny jako "zaklinacz deszczu" rozpoczął występ utworem Seweryna Krajewskiego "Ciągle pada", dorzucił kawałek "Deszczowej piosenki", a w zanadrzu miał Grechuty - "Nie dokazuj miła, nie dokazuj". Rewelacyjnie i refleksyjnie, a brawa świąteczne.
Krzysztof Tyniec dopatrzył się tęczy na Rynkiem Wielkim - to zapewne wynik efektów świetlnych. I zaraz potem klasyczną balladę "Over the rainbow" z filmu "Czarnoksiężnik z krainy Oz" prześlicznie zaśpiewała Olga Bończyk. Niezwykła muzyka w wykonaniu Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego dyrygowanej przez Zbigniewa Górnego zaczarowała słuchaczy. Olga Bończyk by nas jeszcze bardziej uradować i wzruszyć wykonała "Odkąd jesteś" ze słowami i muzyką Marka Grechuty w nowej aranżacji. Na widowni zapanował niepowtarzalny klimat - zadumania i poruszenia, a potem solistce zgotowano zasłużone owacje.
Następnie słuchaczom zaproponowano tytułową piosenkę z filmu "Lista Schindlera". Z towarzyszeniem Orkiestry Symfonicznej im. Karola Namysłowskiego mistrzowsko zagrała utwór na skrzypcach Emilia Kos. W tkliwo - banalnej piosence - "Ciao, Bambina" wystąpił wrażliwiec sentymentalny, Krzysztof Tyniec, przypominając swój występ sprzed lat w Zamościu, nie wiedząc jednak, że dla nas, także w Zamościu śpiewał Drupi. Z ogromnym temperamentem i ogromnym wdziękiem, piosenkę "Gorzko mi" - zinterpretowała Katarzyna Jamróz porywając publiczność do ostatniego słuchacza.
Miła dla ucha piosenka/pieśń i dwie wielkie damy, pierwsza Marlena Dietrich, druga Beata Rybotycka. Tak zapowiedziano już ostatnią solistkę Galowego Koncertu w utworze "Jestem po to, żeby mnie kochać", a królowa "Piwnicy pod baranami" wykonała ją głosem, o który trudno podejrzewać tak drobną osobę. Artystka pozostała z nami i "pomogła ocalić od zapomnienia", kolejną piękną piosenkę Marka Grechuty - "Ocalić od zapomnienia". Nikt nie mógł tego zaśpiewać piękniej jak Beata Rybotycka, nikt tego nie mógł zagrać piękniej niż Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego. Można tego słuchać bez końca i można oklaskiwać bez końca. Zasłuchali się wszyscy. Koncert dobiegał końca, czas na finałowy utwór. Rozmodlony kiedyś Marek Grechuta - jak powiedziała Katarzyna Jamróz, napisał "Modlitwę do świata" z prostymi prośbami o proste rzeczy. Utwór "Świecie nasz" wykonali wszyscy soliści Galowego Koncertu IV Zamojskiego Festiwalu Kultury im. Marka Grechuty, nasza Orkiestra Symfoniczna im. Karola Namysłowskiego prowadzona przez Zbigniewa Górnego, sekcja w składzie: Wojciech Olszewski, Marcin Górny, Piotr Kończal, Michał Pietrzak, Michał Francuzik oraz duża część zamojskiej publiczności. Piękne owacje za cudny koncert. To był zdecydowanie za krótki koncert - tak twierdziła później zdecydowana większość miłośników piosenek Marka Grechuty.
Już na pożegnanie, dla cudownej publiczności, odrobina zespołu Europe w Zamościu, "Końcowe odliczanie", czyli "Final Countdown" w wykonaniu bezkonkurencyjnej, jakby nie z tego świata, Orkiestry Symfonicznej i znakomitej poznańskiej sekcji. Dziękował publiczności i organizatorom, z nadzieją na kolejne spotkania, Zbigniew Górny.
Ostatni koncert Festiwalu to koncert z kategorii tych niezapomnianych. Ten koncert zdaje się być nie tylko hołdem dla Marka Grechuty, lecz także wspaniałym ukłonem dla tych, którzy ukochali jego piosenki. Obył się w Zamościu, na przepięknym Rynku Wielkim, który setki, tysiące razy przemierzył Marek Grechuta w drodze do liceum. Tu kształtowała się jego wrażliwość na rzeczy piękne. Tu uczył się życia i świata. Uskrzydlony poetyką i romantyką miejsca "odleciał" do Krakowa. Od czterech lat powraca regularnie, we wrześniu, radując nasze serca, dusze i umysły. I tak już po bezkres, bo nie ma nic piękniejszego w muzyce. autor / źródło: Teresa Madej dodano: 2010-09-16 przeczytano: 4292 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|