|
O zagładzie Żydów w BełżcuZ okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu Katolickie Stowarzyszenie "Civitas Christiana" w Zamościu zorganizowało spotkanie z Ewą Koper asystentem muzealnym na temat: "Obóz Zagłady i działalność Muzeum Miejsca Pamięci w Bełżcu" (26.01.).
- To trudna tematyka i elektryzująca, szczególnie w ostatnim czasie ,po wydaniu książek na ten temat, autorstwa Roberta Kuwałka i Tomasza Grossa. Chcemy powiedzieć o tym, co działo się na Zamojszczyźnie, a co było związane z Polakami żydowskiego pochodzenia - mówił na wstępie Łukasz Kot przewodniczący stowarzyszenia.
Obóz pracy w Bełżcu
To miejsce znane było Nazistom już w roku 1940. Zaczyna wówczas działać w Bełżcu obóz pracy o charakterze fortyfikacyjnym. W swojej historii Bełżec niejednokrotnie stawał się miejscowością nadgraniczną. Po rozbiorach Polski należał do zaboru austriackiego, po wybuchu II wojny światowej 2 km dzieliły go od strefy okupowanej przez Związek Radziecki.
Na tym terenie, od maja do listopada 1940 r. działał obóz pracy, którego więźniowie - Romowie polscy i niemieccy, przywożeni całymi rodzinami, budowali linię fortyfikacyjną. Linia Otto, (przeciwczołgowa) od 2 do 5 m wysokości i 5 km długości, miała służyć zabezpieczeniu Niemców od najazdu Armii Czerwonej. Bełżec był obozem centralnym, z sześcioma podobozami, m.in.: w Dzikowie, Cieszanowie, Narolu i Lipsku.
Historię niemieckich obozów w Bełżcu Ewa Koper zilustrowała zdjęciami archiwalnymi, pochodzącymi z Muzeum w Tomaszowie Lubelskim. Pierwsze pokazuje dzieci romskie, które były najczęściej ofiarami, bowiem jako nieproduktywne nie otrzymywały racji żywnościowych. Osłabione chorowały (dur, tyfus, czerwonka) i masowo umierały. Nie jest znana liczba ofiar romskich pochowanych na terenie podworskim (Lipki) w Bełżcu. Są dwie masowe mogiły, może być ich więcej. Nie przeprowadzono badań archeologicznych by oszacować dokładną liczbę osób. W br. planuje się odsłonięcie pomnika upamiętniającego to miejsce. Aktualnie są dwa krzyże ufundowane przez byłego członka AK, mieszkańca Bełżca.
Kolejne zdjęcie to - w asyście niemieckich żołnierzy - król romski, Janusz Kwiek. Nie jest znane dokładne miejsce jego śmierci. Według przekazów, król nie mieszkał razem z ludnością romską w obozie. Król Kwiek to interesująca postać, ale do poznania jego losów niezbędne są dalsze badania.
Po wywiezieniu Romów w lipcu 1940 r., do Bełżca trafiają Żydzi, także z Warszawy. Niektórzy byli leczeni w szpitalu w Tomaszowie Lub., i w księgach szpitalnych odnotowano dane tych osób oraz role jakie pełnili w Bełżcu. Zdjęcia także obrazują poziom życia i obchodzenie się załogi obozu z robotnikami. Do obozu pracy trafiają także polscy chłopi niewywiązujący się z kontyngentu. Nie jest znana pełna liczba więźniów obozu pracy. Podaje się, że było ich ok. 11 tys. Muzeum nie posiada danych i możliwości dotarcia do takowych.
Jak opowiadają mieszkańcy Lipska, wał fortyfikacyjny, czyli Linia Otto to wielki cmentarz. Słabsi i nie wykonujący normy kiedy upadali, byli na miejscu przesypywani ziemią. Ta Linia posłużyła także jako miejsce masowych grobów w czasie funkcjonowania obozu zagłady w Bełżcu.
Akcja Reinhard - Akcja zagłada Żydów
Jej celem było "rozwiązaniu problemu żydowskiego", czyli unicestwienie Żydów w Generalnej Guberni oraz grabież ich mienia. W poł. października 1941 podjęto decyzję o budowie obozu w Bełżcu, leżącym na dobrym szlaku komunikacyjnym: Warszawa - Lublin - Lwów. Blisko było także do Rawy Ruskiej, dużej stacji węzłowej, połączonej z Krakowem, a tym samym z obszarem Polski okupowanej na południu. Na tym terenie istniała także, zachowana po Austriakach, bocznica kolejowa służąca okupantom do spedycji drewna. To dodatkowy atut za lokacją obozu w Bełżcu.
1 listopada przyjeżdża do Bełżca pierwsza grupa SS-manów. Zwracają się do miejscowych władz o wytypowanie pracowników o umiejętnościach budowlanych wg obowiązku pracy. Budują pierwsze obiekty. W I fazie obozu budynków jest kilka. Potem następuje rozbudowa (czerwiec - początek lipca) by przyjąć jak najwięcej wagonów składzie.
Zdjęcie prezentuje obiekty stacji kolejowej w Bełżcu, dziś już nieistniejących. Ładny galicyjski budynek został zburzony 7 lipca 1944 r. Na stacji znajdował się pociąg z niemiecką amunicją. Sowieci wchodzący na nasze tereny dokonali nalotu na pociąg, w wyniku czego stacja zostaje zniszczona, a wraz z nią cenne dokumenty kolejowe, których brak uniemożliwia odtworzenie rejestru transportów (brak dat dziennych) przechodzących z ludnością Żydowską przez stację Bełżec w r. 1942.
Zachowało się zdjęcie lokomotywowni, gdzie serwisowano lokomotywy. W trakcie istnienia obozu pracowały w nim komanda żydowskie, których zadaniem była segregacja mienia odebranego Żydom. W budynku pracowały również osoby nad instalacją, użytą później w komorach gazowych.
SS zajęło i inne budynki. W jednym mieściła się komendantura, w drugim - garnizon SS. Był także budynek zbrojowni i wartowni, pilnowane przez całą dobę. W pierwszym budynku składowano najcenniejsze przedmioty, odebrane ofiarom przed zagazowaniem i po spaleniu ofiar, po przesianiu popiołu.
Na terenie komendantury istniało także typowe pomieszczenie administracyjne, w którym mieszkały kobiety zajmujące się obsługą domu i administracją obozu. Były to Żydówki odseparowane od więźniów z obawy o zakażenie chorobami zakaźnymi. W pamięci mieszkańców Bełżca zapisała się dobra postawa Żydówki - Salci z Radomia.
Ocalałe zdjęcie pokazuje dwie kobiety i trzech mężczyzn, dobrze ubranych Żydów pracujących na terenie obozu. Zgodnie z planem Żydzi byli wybierani na rampie i wyselekcjonowani do pracy. Można przypuszczać, że to kapo, nadzorujący grupy żydowskie. Równie dobrze, zdjęcie może mieć charakter propagandowy i było wysyłane na Zachód. Obóz w Bełżcu określano też jako tranzytowy, a zdjęcie mogło wspierać taką tezę. Więźniowie w Bełżcu nie nosili specjalnych uniformów, nie byli też specjalnie znakowani. Chodzili w swoich ubraniach, bądź ubraniach osób zamordowanych.
Część Żydów pozostawała poza obozem jako komanda, np. jubilerskie, sortujące mienie i komando leśne. Trzech Żydów wypiekało chleb w miejscowej piekarni dla załogi SS i dla wachmanów - obozowych strażników. Piekarnia była własnością folksdojczki, postawionej później przed sądem.
Zachowane budynki po wojnie służyły pracownikom bełżeckiej kolei jako mieszkania. Budynek komendantury przetrwał w ruinie na fotografii z lat 60.
Komendanci obozu w Bełżcu
Pierwszym komendantem był Christian Wirth. Przybył do Bełżca przed Wigilią 1941 r. Na jego polecenie zwolniono polskich robotników, budowy obozu dokończyli Żydzi aresztowani w Lubyczy Królewskiej.
Następcą Wirtha był Gottlieb Hering, również przedwojenny policjant. Akcja Reinhard posiłkowała się ludźmi zaangażowanymi w akcji T4, realizowanej do 1939 r. przez 40 miesięcy, podczas której obaj oprawcy przeszli specyficzne przeszkolenie dokonując eutanazji na ok. 70 tys. niepełnosprawnych umysłowo lub fizycznie Niemców.
Christian Wirth całkowicie zaangażował się w rozwój najbardziej efektywnych metod przyśpieszających zabijanie Żydów, skracających czas do minimum, od przyjazdu transportu z Żydami do wyciągnięcia ciał z komory gazowej. Bełżec był miejscem eksperymentów, a Wirth odnotował na tym polu duże zasługi, za co został mianowany inspektorem Akcji Reinhard i przeniesiony w sierpniu 1942 r. w do Lubina, gdzie mieścił się sztab tej akcji.
Gottlieb Hering przebywał w Bełżcu do czasu likwidacji obozu i zatarcia śladów jego istnienia w czerwcu 1943 r. Christian Wirth zginął w r. 1944 we Włoszech, zastrzelony przez jugosłowiańskich partyzantów. Gottlieb Hering zmarł śmiercią naturalną w szpitalu w Niemczech w r. 1945.
Las zakrył zbrodnię
Po wojnie część wzgórza Kozielsk, zajęta przez obóz, zostaje zniwelowana przez działającą tam piaskownię, a tym samym zatarto ślady. Prace badawcze nie pozwalają na określenie granicy obozu, a na tym terenie znajdowały się warsztaty.
W 2010 r. prof. Kola z Uniwersytetu MK w Toruniu, prowadząc badania nie odnalazł wystarczająco dużej ilości fundamentów, odpowiadających liczbie warsztatów pracy na zachowanych zdjęciach. Było ich przynajmniej dziewięć. Być może więcej światła na układ obozu rzucą nowe ustalenia po przeniesieniu ich na mapę obozu.
Zachowało się, jako nieliczne, zdjęcie z wnętrza obozu. To SS-man na tle baraku. Te zdjęcia zostały pozyskane dzięki nielegalnej pracy tomaszowskiego fotografika, Antoniego Tujaka. Na jego zakładzie widniał napis, że nie może obsługiwać Niemców. Zdarzało się jednak, że wykonywał zdjęcia Niemców służących na naszym terenie. Robił odbitki i potajemnie przekazywał do podziemia, dzięki czemu ocalały.
Zdjęcie pokazuje także płot w Bełżcu. Był wykonany z drutu kolczastego, do niego doczepiano drzewa iglaste wycinane w lesie aby zamaskować obóz od strony drogi. Do tego celu służyło komando leśne. Z relacji osób przejeżdżających trasą Bełżec - Lwów, wynika, że czasem można było zauważyć jedynie szczyty baraków z okresu I obozu.
Niestety, nie istnieje mapa dokładnego wnętrza obozu. W posiadaniu pracowników muzeum są jedynie dwie relacje osób, które zbiegły z terenu obozu. Dotyczą one II fazy z trzech, funkcjonowania obozu. Pierwsza faza to przybycie pierwszych transportów od 17 marca (z getta lubelskiego po jego likwidacji i po południu ze Lwowa) do lata 1942 r.
Kolejna mapa - pokazuje większą rampę i budynek komór gazowych. Nie ma pewności co do jego lokalizacji. Badania bardziej koncentrowały się na lokalizacji masowych grobów i potwierdziły istnienie 33 masowych grobów (badania geologiczne 1997 - 99) .
Następne zdjęcie pokazuje Linię Otto, płot idący w kierunku wzgórza (po lewej stronie obozu), budkę strażniczą, cześć załogi strażniczej. Stanowili ją uciekinierzy z Armii Czerwonej lub jeńcy, którzy przeszli na stronę Trzeciej Rzeszy i odbyli szkolenie SS w Trawnikach koło Chełma, a następnie trafili do Bełżca, Majdanka i na Pawiak w Warszawie.
Proces zainicjowany przez Muzeum Miejsca Pamięci w Bełżcu za pośrednictwem prokuratury niemieckiej przeciwko Samuelowi Kunz okazał się spóźniony. Samuelowi Kunz (89 lat), po wojnie mieszkający w Bonn (urodził się nad Wołgą), strażnik obozu w Bełżcu przez cały okres jego funkcjonowania, zmarł przed zakończeniem procesu.
Zdjęcia pokazują też teren po całkowitej niwelacji obozu. Nie ma żadnych śladów obiektów, ani po brakach, ani po komorze gazowej. Zachował się jedynie maleńki fragment ogrodzenia z drutów kolczastych. Ciała, po wyciągnięciu z komór gazowych, grzebane są w grobach masowych. Na jesieni były wydobywane i palone. Wykonano ruszty, na których płonęły zwłoki od końca roku 1942 do marca/kwietnia 1943r. Woń palonych ciał docierała aż do Tomaszowa Lub.
Na całym terenie po obozie zasadzono drzewa. Niemcy chcieli zakupić od nadleśnictwa większe sosny (podobna taktyka jak w Katyniu), by zasugerować, że drzewa rosły w tym miejscu znacznie wcześniej. Odradzono im, piaszczysty teren nie sprzyjał przyjęciu się drzew. Las rósł na tym terenie do momentu rozpoczęcia prac przy budowie upamiętnienia.
Miles Lerman upamiętnia Pole Śmierci
Współczesne upamiętnienie powstało dzięki rządowi polskiemu, reprezentowanemu przez Radę Ochrony Pamięci Walki i Męczeństwa i Andrzeja Przewoźnika oraz Amerykańskiemu Komitetowi Żydowskiemu. Udział Amerykańskiego Komitetu ma związek z osobą Milesa Lermana, który urodził się w Tomaszowie Lub. (1920 r., zm. w 2008 r. w Filadelfii), a jego rodzina była związana z tymi ziemiami od XVII w. Był jednym z pięciorga dzieci zamożnych Żydów, mieszkających przy d. ulicy Krasnobrodzkiej (dzisiaj Piłsudskiego). Dom spłonął w pierwszych dniach września 1939 r. podczas nalotu lotnictwa niemieckiego. Rodzina przenosi się do Lwowa. W r. 1941 Lerman trafił do obozu pracy w Winnikach (koło Lwowa). Udało mu się zbiec do partyzantki, gdzie doczekał końca wojny.
W 1947 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Tam zajął się dokumentowaniem historii ludności żydowskiej sprzed wojny i okresu Holocaustu. Był doradcą trzech prezydentów amerykańskich (Regana, Cartera i Busha seniora) w kwestii Holocaustu. Prowadził z rządem polskim rozmowy aby w Bełżcu wybudować upamiętnienie na terenu byłego obozu. Jego matka, siostra wraz z mężem i trzema synami zostali zamordowani w Bełżcu. Zachowało się zdjęcie Milesa Lermana i jego starszego brata, który wyemigrował z Polski przed wybuchem II wojny światowej.
Pierwszy, skromny pomnik na terenie gdzie Niemcy w okresie od 17 marca roku do połowy grudnia 1942 r. zamordowali ok. 550 tys. Żydów, powstał w roku 1963, okazałe upamiętnienie w 2004 r. autorstwa Andrzeja Sołygi, Zdzisława Pidyka i Marcina Roszczyka. Na terenie dzisiejszego pomnika nie ma rzeczy przypadkowych, wszystko ma swój symbol i przeznaczenie. Teren obozu wysypano żużlem z huty ze Stalowej Woli, który symbolizuje proces spalania, chroni kości i świadczy o tym, że nic więcej na tym terenie nie urośnie i nie zakryje tej zbrodni.
Chodnik jest symbolem rampy, na którą wjeżdżały pociągi, choć oryginalna rampa to teren dzisiejszego parkingu. Budynek Muzeum, swoim kształtem, symbolizuje pociąg zastygły w betonie. Przejście to serce upamiętnienia, wiedzie przez Pole Śmierci, znajdujące się po jego jednej i drugiej stronie, gdzie znajdują się masowe groby. Na tym terenie nie znaleziono prochów pomordowanych i tą część wzgórza przeznaczono do celów pomnikowych.
Przejście wyłożono kostką historyczną, pochodzącą z różnych galicyjskich miasteczek, co podkreśla fakt zagłady Żydów Galicyjskich. Dookoła upamiętnienia (dawniej pola eksterminacji Żydów) biegnie chodnik zawierający inskrypcje miast w układzie chronologicznym. Nazwy są w języku polskim i jidysz. Są także nazwy miejscowości zagranicznych w układzie alfabetycznym z uwagi na brak dokładnych dat deportacji. Nazwy miejscowości są w języku narodowym. Na terenie pomnika napisy są pokryte rdzą i zaciekają, co symbolizuje krew i tragedię tego miejsca.
Misją Muzeum jest wielowymiarowa edukacja skierowana do różnych grup odbiorców, poczynając od młodzieży od 14 roku wzwyż. Jednym z najważniejszych założeń działalności jest upamiętnienie ofiar i przekazywanie pamięci o osobach zamordowanych w Bełżcu. Muzeum pozyskuje dokumenty o zamordowanych tu więźniach oraz archiwalia dotyczące życia społeczności żydowskiej przed II wojną światową i w czasie jej trwania.
Wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi. Wiele spraw czeka na wyjaśnienie, m.in. kwestie deportacji. Ostatnio Muzeum otrzymało listę deportacyjną z jednego z niemieckich miast, o którym wcześniej nie było wiadomo, że jego mieszkańców kierowano do Bełżca w maju 1942 r.
Świadectwo ludobójstwa
W Muzeum w Bełżcu można nabyć wspomnienia Rudolfa Redera, urodzonego w Dębicy, który pod koniec XIX w. wyjechał do Lwowa. Był chemikiem, prowadził we Lwowie fabrykę mydła i dostarczał swój towar na potrzeby Wojska Polskiego (Równe, Przemyśl). Był żonaty i miał dwie córki. Jedna z córek, lekarka w getcie we Lwowie, ocalała wraz ze swoim mężem. Po wojnie zamieszkała w Londynie. Losy drugiej córki nie są znane.
Rudolf Reder trafił do Bełżca po wielkiej akcji w getcie we Lwowie w sierpniu i był w nim do połowy listopada 1942. Pracował przy usuwaniu zwłok z komór gazowych i ich grzebaniu w zbiorowych mogiłach. Zostaje wysłany z grupą Niemców i strażników po zakup blachy do Lwowa. W centrum Lwowa, pozostawiony z jednym z wachmanów, ucieka. Jako pierwsza pomogła mu jego pracownica z fabryki we Lwowie. Po wojnie Rudolf Reder ożenił się z Polką, Janiną vel Joanną Borkowską, która pomogła mu przetrwać do końca wojny.
W Krakowie, wraz z przyjacielem, właścicielem fabryki mydła, postanawia rozszerzyć działalność. Z uwagi na problemy polityczne, w roku 1950 opuszcza Polskę. Najpierw wyjeżdża do Izraela, potem do Kanady. Umiera na początku lat siedemdziesiątych. Składa zeznanie z pobytu w obozie podczas procesu ośmiu SS-manów z Bełżca, prowadzonym w Monachium w połowie lat 60.
Chaim Hirszman to drugi z ocalałych z obozu w Bełżcu. Urodził się w Janowie Lubelskim. Zamieszkiwał w Janowie i Stalowej Woli. Był blacharzem. Do Bełżca trafia pod koniec listopada 1942 r. z getta w Zakliczynie. Zostaje wytypowany do obozu pracy. Kiedy jednak żona i kilkumiesięczny syn trafiają do pociągu jadącego do Bełżca, dołącza do nich. Na rampie zostaje rozdzielony i jak zeznał - skierowany do I grupy, co oznaczało natychmiastową śmierć. Z uwagi na młody wiek (ok. 30 lat) skierowany zostaje do oczyszczania komór gazowych (wydobywania ciał). Zeznał również, że musiał także wyciągnąć ciało swojej żony i obciąć jej włosy.
Później został przydzielony do komanda sortującego mienie, a następnie pracuje w komandzie zakładającym blachę. W obozie pozostaje przez okres zacierania śladów i w grupie ok. trzystu więźniów w czerwcu 1943 r. zostaje wywieziony do Sobiboru. W czasie podróży wraz z innym więźniem ucieka i trafia do oddziału Armii Ludowej. Po wojnie podejmuje pracę w Urzędzie Bezpieczeństwa w Lublinie.
Zostaje postrzelony w marcu 1946 r. w trakcie akcji, gdy grupa nieletnich pozyskiwała broń, z zamiarem przejścia do podziemia. Umiera po kilku godzinach, po złożeniu zeznań. Sprawca napadu zostaje aresztowany i otrzymuje wyrok 10 lat więzienia.
Świadectwo człowieczeństwa
Historia obozu w Bełżcu zawiera także budujące fakty. Do mieszkanki Bełżca, żyjącej do dziś, wieczorową porą przyszedł Żyd i prosił o pomoc. Tę pomoc otrzymał, choć groziła za to śmierć, bowiem po każdym transporcie, o ile było wiadomo, że ktoś zbiegł z pociągu, okoliczne domy były przeszukiwane przez Niemców. Przechowywany był przez trzy tygodnie w chlewku, w którym hodowano owce. Owce wypuszczono na zewnątrz, a w chlewiku przygotowano zamaskowane miejsce. Pies został uwiązany w taki sposób by robił hałas, jednocześnie odwracał uwagę od budynku. Ukrywanemu Żydowi gospodyni przynosiła jedzenie w wiadrze z pokarmem dla świń. Wyprane ubrania wieszała poza zasięgiem ludzkiego wzroku za dnia, a nocą suszyła na piecu.
Po trzech miesiącach, kiedy odmrożone nogi ukrywanego Żyda wygoiły się, mąż zorganizował przerzut mężczyzny do oddziału partyzanckiego pod Narolem. Do kolejnego spotkania, ratującej i ukrywanego przez nią Żyda, nigdy już nie doszło.
Inna bohaterska mieszkanka Bełżca, Julia Pępiak, za uratowanie Salomei i jej córki Broni, pośmiertnie została odznaczona "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Kolejni mieszkańcy Bełżca z tytułem Sprawiedliwy Wśród Narodu Świata to Cecylia i Maciej Brogowscy, którzy uratowali pięcioletnią żydowska dziewczynkę z Krakowa - Irenę Sznycer. Pomimo donosu, udało im się dziewczynkę przechować aż do 1944 r. Również pośmiertnie odznaczeni tytułem "Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". W ubiegłym roku, z wizytą w Bełżcu przebywał, wraz z całą klasą z Izraela, wnuk uratowanej dziewczynki. Odwiedził on córkę tej, która uratowała życie jego babki.
Wykład Ewy Koper z Muzeum Miejsca Pamięci w Bełżcu wywołał żywą dyskusję wśród słuchaczy. Jednak nie na wszystkie pytania można było znaleźć odpowiedź. autor / źródło: opracowanie wykładu Ewy Koper - Teresa Madej fot. Muzeum Pamięci w Bełżcu dodano: 2011-02-01 przeczytano: 17800 razy.
Zobacz podobne:
Warto przeczytać:
|
|
|
|